Widziane z okna, usłyszane i przeczytane (4E)

I. Żartobliwie mówiąc, czegoś mi brakowało w tym majowym czasie. No i dzisiaj odkryłem to, ale najważniejsze jest to, że znalazłem ów brak (piątek). Na stronie internetowej jezuitów – DeOn – owe zagadnienie zostało znów podjęte. A co to za odkrycie? Bardzo ważne, które w tym majowym czasie bywa zawsze poruszane. Oczywiście, chodzi o pierwsze Komunie święte dzieci. Te same pytania towarzyszą nam od wielu lat. Czy Komunie święte mają być w klasie drugiej, trzeciej, a może jeszcze później? Co ze spowiedzią świętą, przecież oni są tacy mali i dziecinni? No i wreszcie chwytanie przysłowiowego byka z rogi, który ciągle gdzieś nam ucieka, to „imprezy” komunijne. Nikt nie mógł z tym zrobić „porządku”. A oto zanosi się, że w tym roku będzie zupełnie inaczej. Dlatego wypada się zgodzić ze słowami tekstu na wspomnianej stronie internetowej. Czytamy tam, że tegoroczne Komunie święte, będą pewną terapią szokową dla Kościoła.
Nie będzie tłumów ludzi, wydłużonych uroczystości, wierszyków i przeróżnych podziękowań. Kolacje jeżeli już będą, no to będą się odbywały w skromniejszym gronie. A wszystko przez „wszędobylskiego” wirusa, który sprawił, że grupy dzieci komunijnych będą małe. To wszystko może i raczej powinno nastroić dzieci, rodziców, najbliższych, do zwrócenia uwagi na duchową stronę tego wydarzenia.
Takie są oczekiwania! Ale jak to wszystko się potoczy, to czas pokaże. Czy nadarzająca się szansa zostanie wykorzystana, aby było inaczej niż zazwyczaj, zależy to już tylko od nas. Pewien grunt do tego został przygotowany przez to, że zostaliśmy wszyscy zatrzymani – dzieci też – w swoim codziennym bieganiu. No i wszelkich wyobrażeniach o tym, jak to będzie pięknie w niedzielę 31 maja 2020 roku (ustalony wcześniej termin I Komunii świętej). A tu będzie „zwykły” dzień tygodnia. Kartka w kalendarzu będzie czarna, a nie czerwona. Ale za to, więcej do powiedzenia będzie miał Pan Jezus. Będzie można bardziej Go usłyszeć, więcej zrozumieć z tego co chce nam powiedzieć.
W przygotowaniu dzieci do pierwszej Komunii świętej w tym roku, większą rolę niż zazwyczaj mają do spełnienia rodzice. Dzieci nie chodzą do szkoły, wiedzę religijną, tak jak z innych przedmiotów, otrzymują za pośrednictwem internetowych łącz. Znaleziono jakieś rozwiązanie, ale nie można tego porównać do spotkania w klasie. Przecież w tym majowym czasie – tak było dotychczas – przed Komunią świętą, odbywały się „wędrówki” trzecioklasistów do kościoła.
Jest inaczej, nic na to nie poradzimy. Wypada nam tylko dobrze się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości. Przy całym okrojeniu oprawy, na pierwsze miejsce powinna wrócić wiara w obecność eucharystycznego Chrystusa Pana. Jego przyjście powinno nabrać większego znaczenia. Przychodzi On ze swoją przyjaźnią do wszystkich, którzy w tej uroczystości będą brali udział.
Uczestnictwo we Mszy świętej, w czasie której dzieci przyjmą do swojego serca pierwszy raz Pana Jezusa, to także ważna chwila dla osób dorosłych. Przecież my też mieliśmy swoje pierwsze Komunie święte! Czy pamiętamy kiedy to było? Czy coś jeszcze z niej zostało w naszej pamięci? A jeżeli mało obrazów z tego wydarzenia nam pozostało, albo wcale, to przynajmniej warto sobie uświadomić, że w podobnym dniu, ja też otrzymałem możliwość doświadczenia cudownego spotkania! Było to spotkanie z Panem Jezusem – który ze swoją przyjacielską miłością wkroczył w nasze życie i zaprosił do pójścia Jego drogą!

II. Po skończonym porannym spacerze, w ramach dalszego „łapania” świeżego powietrza i podziwiania otaczającego mnie świata, na chwilę zatrzymałem się jeszcze nad dywickim jeziorem. Poszukiwałem z pomostu ryb, następnie zatrzymałem się nad brzegiem jeziora, także szukając w wodzie tych małych stworzeń. Stanąłem na „słynnej” kładce, patrząc na lekko poruszoną wiatrem taflę jeziora. Aby na koniec wejść na nową atrakcję Dywit – amfiteatr. Co można o nim powiedzieć? Prezentuje się dosyć ładnie, ale na ile będzie dobrze wykorzystany, to już zadanie dla pomysłodawców tego miejsca.
To co zastanawia, a przy tym wywołuje pewien niesmak, to zostawiony tam w tamten poranek bałagan. Okazuje się, że owe miejsce może – niestety – stać się atrakcją w zupełnie innym znaczeniu. W czasie kiedy ja tam byłem, butelki i puszki po piwie, inne śmieci, nie dodawały uroku temu miejscu. Raczej przypominały, że jak na dzień dzisiejszy jest ono wykorzystywane źle. Jak włodarze Dywit z tym imprezowaniem sobie tam poradzą, to już inne zagadnienie. Aby nie zepsuć, zohydzić tego miejsca, muszą coś z tymi „nocnymi spektaklami” zrobić. Żartobliwie mówiąc, przy małej widowni, ale jednak jakieś „przedstawienia” tam już się odbywają. Co do ich atrakcji, można mieć zastrzeżenia, ale „coś się tam dzieje”.
Tak sobie myślę, że takie zachowania pokazują jak niewłaściwie, wręcz źle, można wykorzystywać dobra, które zaistniały obok nas. Dotyczy to nie tylko dóbr materialnych, takich jak amfiteatr, ławki w parku, oświetlenie, … Niestety przenoszone jest to także na sferę psychiczną i duchową. Kierowani strachem, lękiem, zazdrością, potrafimy ranić innych ludzi swoim zachowaniem, słowami, gestami. Może nie do końca jesteśmy tego świadomi, ale nieumiejętność okazywania miłości bliźniego zamyka nas na innych.
Jako ludzie wiary, nie potrafimy w należyty sposób zagospodarować i ucieszyć się z Bożych łask. Ogarnięci falą zazdrości, złym okiem patrzymy na innych – zazdroszcząc im tego co mają. W sensie materialnym, psychicznym, nawet i duchowym. Z upływem czasu zasklepiamy swoje serca, zamykamy je bardzo szczelnie. Boimy się okazać nawet małej szczypty sympatii drugiemu człowiekowi. Nie wspominając już o okazywaniu pomocy potrzebującym.
Czy jest wyjście z tej sytuacji? W jaki sposób możemy zmienić swoje myślenie, no i zachowanie? Może się to dokonać wtedy, gdy zaczniemy dostrzegać wokół siebie innych ludzi. Zrozumiemy, że żyjący obok nas jakiś człowiek, nie jest dla nas zagrożeniem, ale raczej szansą na doświadczenie czegoś dobrego. Kiedy tak po ludzku pozwolimy im się polubić, zaprzyjaźnić, tym samym zaczniemy doświadczać ich troski, wyrozumiałości, pomocy. Zaczniemy przyjmować bezinteresowne dobro, które nam przekazują.
Chcąc zmienić swoje postrzeganie innych ludzi, aby nie zatrzymywać się tylko na ich „przeróżnym” bogactwie, w czasie codziennej modlitwy warto zacząć dziękować i uwielbiać Pana Boga. Wtedy zobaczymy, jak pięknie zostaliśmy przez Niego obdarowani. Jak wiele dobra zostało złożone w naszym sercu. Dostrzeżemy różnorodność tego obdarowania, zrozumiemy, że mamy do życia to, co jest nam potrzebne. Kochając Boga całym sercem, duszą i umysłem, zaczniemy coraz piękniej kochać innych ludzi. Bo przecież zostaliśmy stworzenia do tego, aby kochać! A nie do tego aby innych ludzi przeklinać, rzucać w nich kamieniami, ogryzkami po zjedzonych jabłkach.
Nie naśladujmy tych wszystkich, którzy w tym czasie źle wykorzystują nasze nowe dywickie dobro – amfiteatr!

III. O pewnych sprawach pisze się trudno! Ale jeszcze trudniej pisze się o sprawach, które dotyczą nas duchownych! Jeżeli mamy do czynienia z dobrem, wtedy z radością stuka się w klawiaturę komputera. W tym przypadku, o którym chciałbym coś napisać, tej radości nie ma, no i tak normalnie nie powinno być. Chodzi o wykorzystywanie seksualne osób małoletnich, przez osoby duchowne. W ubiegłym roku pojawił się film na ten temat „Nie mów nikomu”, teraz w tym majowym czasie pokazany został kolejny „Zabawa w chowanego”.
Ci wszyscy, którzy go obejrzeli, czy też przeczytali relacje po jego obejrzeniu są wstrząśnięci. Przeróżne negatywne uczucia jakie nam teraz towarzyszą w odniesieniu do tych duchownych, są zrozumiałe i bardzo na miejscu. Wściekłość, oburzenie, gniew, …, przy tym szereg pytań: jak tak można postępować? Co nosi w swoim sercu człowiek, który krzywdzi niewinne osoby? Dlaczego nikt na to nie zareagował? Tych pytań można postawić jeszcze więcej. Wielką złość i oburzenie budzi także i to, że biskup w sposób właściwy nie zareagował na taką sytuację. Co zrobił? Przeniósł tego księdza, na inne miejsce pracy. Przecież takie postępowanie nie rozwiązuje problemu, raczej pokazuje, że dany problem jest bagatelizowany, wręcz zamiatany pod dywan. Liczy się po cichu, że sprawa sama się wyciszy. Dla osób świeckich to znak, że władza kościelna bierze stronę duchownego, chce ukryć sprawcę i całą sprawę. Nie myśli o tym, co dzieje się w sercu i co przeżywa osoba wykorzystana seksualnie.
Takie zachowania rodzą u ludzi postawę nieufności do duchownych, dystansowania się od nas, od Kościoła. Trzeba z całą szczerością i przykrością powiedzieć, że jako wspólnota kościelna nie stanęliśmy na wysokości zadania. Czy mają to robić za nas inni? Czy nadal chcemy w takich filmach widzieć, element walki z Kościołem? Jeżeli jako Kościół nie będziemy takich przypadków wyjaśniali i rozwiązywali, będą to za nas robili inni.
Można się usprawiedliwiać, że w innych grupach społecznych, takich osób jest znacznie więcej. Ale to nie zmienia faktu, że od nas duchownych i od wspólnoty Kościoła, wymaga się znacznie więcej. Rodzice oddający swoje dzieci na katechezę powinni wiedzieć, że tu ich dziecku nic złego się nie stanie.
Głos w tej sprawie zaczynają zabierać działacze ruchów na rzecz uwolnienia seksualności z okowów kościelnych przykazań. Swoją nutkę dodają też politycy, którzy obiecują, że jeżeli dojdą do władzy, to wyjaśnią każdy przypadek pedofilii w Kościele. Jest tylko w tym zagadnieniu, jedno małe albo raczej duże „ale”. Ma ono związek z tym, że za tymi przypadkami wykorzystania nieletnich mały procent stanowią pedofile. W znacznej większości takich zachowań, dopuszczają się osoby o preferencjach homoseksualnych. Jak to teraz pogodzić z panującą obecnie tendencją akceptowania, promowania homoseksualizmu przez niektóre środowiska, partie polityczne? Jak to się ma do zgody na tzw. małżeństwa jednopłciowe, adopcje przez nich dzieci? Wszyscy, którzy zabiorą się z całą energią do wyjaśniania takich przypadków – najpierw będą chcieli zrobić to zapewne w Kościele – zderzą się z silnym lobby homoseksualnym. We wszystkich środowiskach są one obecne, mocno się trzymają i nawzajem popierają.
Ale to przyszłość, teraźniejszość jest taka, że trzeba z cała pokorą, świadomością bólu ofiar i ich rodzin, przyjąć trudną prawdę o kondycji naszego Kościoła. Przy obecnej w nim wierze, która wydaje o każdej porze roku dobre owoce, dowiedzieliśmy się – kolejny już raz – że wśród kłosów dobrego zboża, został odkryty chwast. Podążając za słowami Pana Jezusa trzeba pozwolić mu „rosnąć”, ale za taką zgodą w tych przypadkach, powinna zostać podjęta pokuta, nawet ukaranie sprawcy takiego czynu!
Możliwe, że usłyszymy w tym czasie także głosy doszukujące się trzeciego, czwartego, …, dna w tym filmie. Ktoś powie, że to walka z Kościołem, zaplanowane niszczenie Kościoła. Nie do końca zgadzam się z takimi opiniami! Zgadzam się jednak ze słowami artykułu, który pojawił się na stronie internetowej „DeOn”. „To nie autorzy filmu niszczą Kościół, niszczy go zmowa milczenia i brak odwagi zmierzenia się z tym problemem” (Magda Fijołek). Warto te słowa wziąć sobie do serca!

ks. Kazimierz Dawcewicz