Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (98E)

I. „Jak rozpoznać, jak odkryć miłość Boga, Jego szczodrobliwość, dobroć i Jego wspaniałe przebaczenie? Myślę, iż to nasi rodzice, przyjaciele, nauczyciele, duszpasterze, a także współmałżonkowie i dzieci odsłaniają nam Boga. Choć zdajemy sobie sprawę z tego, że w momencie w którym się to dzieje, każdy z nas może jedynie odsłonić niewielki skrawek Jego przymiotów. Miłość Boga jest o wiele większa, niż miłość którą nas otaczają. Dobroć Boga ponad ich dobrocią, a Jego piękno nieporównywalnie cudowniejsze od ich ludzkiego piękna.
Początkowo możemy być rozczarowani tym faktem, rozczarowani otaczającymi nas ludźmi. Bo przez chwilę, byliśmy przekonani, że potrafią podarować nam wszelką miłość, pełną dobroć i piękno, jakich szukamy. Stopniowo odkrywamy, że ci wszyscy, w jakimś tylko stopniu, byli dla nas drogowskazami prowadzącymi do Boga” (Henri J.M. Nouwen, Chleb na drogę, Bytom 2001, s. 146).

Po przeczytaniu tych słów możemy czuć się trochę zaskoczeni. Chyba nie do końca uświadamiamy sobie jak ważną rolę i zadanie spełniamy w życiu innych ludzi. Począwszy od bycia rodzicem, nauczycielem, duszpasterzem. Nie zawsze pamiętamy, że dla dzieci i młodzieży, także innych osób bywamy drogowskazami do Pana Boga. Te nasze gesty miłości, dobroci, czułości, okrywają tylko pewien skrawek Jego przymiotów. Ale mimo wszystko odkrywają. Takie znaki są każdemu potrzebne. Dają pewne poczucie bezpieczeństwa, pokoju i radości serca.
Ze swojego dorosłego życia dobrze wiemy, że resztę – w poznawaniu Pana Boga – musimy zrobić sami. Wiek dorastania dla wielu z nas był czasem krytykowania rodziców, nauczycieli, …, obrażania się na nich. Jednak kiedy emocjonalny kurz gniewu opadł, kiedy doświadczyliśmy pojawiających się co jakiś czas rumieńców wstydu na twarzy obwieszczających nasze błędy, wtedy zaczęliśmy doceniać rolę i znaczenie dobrych rodziców, nauczycieli, duszpasterzy.
Większość czytelników tego tekstu – ze mną włącznie – przeżywa swoją wiarę jako dar otrzymany od najbliższych. W wieku dorosłym potwierdziliśmy ją, swoim osobistym aktem wiary. Mimo takiej historii nie powinniśmy zapomnieć, że to inni przez pewien czas byli drogowskazami prowadzącymi nas do Pana Boga.
Na co my teraz mamy zwrócić uwagę? Na to, że jako osoby dorosłe odgrywamy ważną rolę w życiu innych osób. To my możemy stać się dla innych – mimo naszych pewnych braków – drogowskazami wskazującymi im drogę do Pana Boga.

II. Obserwując nasze życie, bywamy czasami trochę nim rozczarowani. Przede wszystkim tym, że mimo chodzenia do kościoła, odmawiania pacierza, spowiadania się dwa razy w roku – nawet częściej, mało w nas duchowego i osobowościowego postępu. Dlaczego takie mizerne przynosimy owoce? Czy coś robimy nie tak jak trzeba? Trudno o jednoznaczną odpowiedź, chociaż może warto czegoś „poszukać” w sobie. Może nasza wiara jest wiarą tylko na pokaz, a sercem jesteśmy od Boga daleko. Nie zachęcam do analizowania swojego życia, doszukiwania się nie wiadomo czego. Ale do spokojnego przyjrzenia się swoim zachowaniom, modlitwom.
Pewnego dnia zauważyłem w łazience na posadzce wodę, obok pokoju, w którym spotyka się Odnowa w Duchu Świętym, gdzie chór ma też swoje próby. Poproszony hydraulik znalazł przyczynę, rozmontował co trzeba. Obiecał następnego dnia – po uczynieniu odpowiednich zakupów – to zrobić. Odchodząc poprosił jeszcze o słoik, postawiony został pod zlewem – miał „łapać” krople spadającej wody.
Jak obiecał, tak też zrobił. Następnego dnia przyszedł i dokończył pracę. Ku mojemu zdziwieniu kiedy wszedłem do łazienki, posadzka była pełna wody – chodnik tam leżący oczywiście też. Postawiony pod zlewem słoik był pusty. Skąd ta woda na posadzce? Przy końcu prac wyszła cała prawda na jaw. Ładnie wyglądający słoik był dziurawy. Na samym dole był lekko ubity, to właśnie tą małą szczeliną woda uciekała z niego na posadzkę. Słoik był pusty, ale za to posadzka i chodnik „topiły” się w wodzie.
Nawiązując do naszych pytań, które mają nam pomóc w znalezieniu źródła braku postępu, ów słoik coś nam pokazuje. Można zewnętrznie ładnie wyglądać, można mnożyć modlitewne dzieła i uczestnictwo w przeróżnych rekolekcjach. Ale z drugiej strony może w nas nie być chęci do zmiany stylu życia, swojego myślenia. Całe te „pobożnościowe” działanie, to tylko zewnętrzne popisywanie się przed innymi. Przy mówieniu „Panie, Panie jestem z Tobą”, tak naprawdę jesteśmy tam nie obecni. Pewne gesty religijne czynimy z lęku, ze strachu. Takich otworów – jaki posiadał ten słoik – jest w nas jeszcze więcej. To co otrzymujemy od naszego Pana, nie zatrzymujemy w sobie. Szybko się tego pozbywamy, albo spływa to po nas, nie nawadniając naszego serca i myśli.
Czytając te słowa warto czasami krytycznie spojrzeć na siebie. Zachęcam też do wołania o przymnożenie nam wiary. Bo na jej fundamencie możemy autentycznie doświadczyć osobistego spotkania z naszym Pana. Spotkania z Miłością, która ma moc nas zmienić, która wzbudzi zachwyt. Tym samym sprawi duchową, psychiczną, osobowościową przemianę.

III. Nieodłącznym elementem obecnej codzienności, stały się różnego rodzaju słuchawki na uszach. Możemy spotkać ludzi noszących je na ulicy, w sklepie, na chodnikach, w lesie. Człowiek nie chce „tracić” czasu pokonując pewien odcinek drogi, chce w tym czasie czegoś posłuchać, coś usłyszeć. Taka moda teraz nastała, nikt z nią nie walczy. Chociaż warto sobie uświadomić, że takie zachowanie może przyczynić się też do jakiegoś wypadku. Idąc ścieżką w lesie, mając zasłonięte uszy taki człowiek nie słyszy śpiewu ptaków, ale także nie słyszy ostrzeżeń nadjeżdżających rowerzystów, którzy pojawiają się za jego plecami. W mijającym tygodniu odjeżdżając samochodem spod naszego kościoła na cmentarz, młoda dziewczyna szła alejką ze słuchawkami na uszach, nie „robiąc” sobie nic z tego że jedzie za nią samochód. Może powiem inaczej, nie usłyszała jadącego za nią samochodu. Na szczęście nic złego jej się nie stało. Ale beztroskie spacerowanie przed jadącym za nią samochodem, może wzbudzić też u kierowcy pewną nerwowość.
Nie należy jednak tak krytycznie patrzeć na wszystkich, którzy noszą słuchawki na uszach. Część z nich zapewne słucha dobrej muzyki, czytanych książek, uczy się w tym czasie obcego języka. Nie słysząc odgłosów mijanego świata, skupia się na tym co ich interesuje. Sama dokonuje wyboru tego, co dla niej jest najlepsze.
Czy tak zasłonięte uszy, o czymś nam jeszcze mówią? Zapewne tak. Człowiek zatyka uszy, kiedy znajduje się w przeraźliwym hałasie. Zatykamy uszy, kiedy pragniemy komuś pokazać, że nie chcemy teraz go słuchać. Człowiek zasłania także uszy, aby nie słuchać samego Pana Boga. Chodzenie ciągle ze słuchawkami na uszach, słuchanie czegoś za wszelką cenę, to z rozmysłem podjęte zachowanie, które ma zagłuszyć głos Boga. Jego słowa mówiące nam, że jesteśmy Jego umiłowanymi synami i córkami, są delikatne. Można je usłyszeć tylko w ciszy. W wyzwiskach i krzyku rodziców, nauczycieli, wychowawców, innych osób, w słuchaniu głośnej muzyki, w spotkaniach z ciągle gadającymi osobami – tego nie doświadczymy.
Trzeba mieć też świadomość tego, że pewna część osób noszących słuchawki na uszach, słucha też słowa Bożego, rozważań i konferencji duchowych. „Czyta” w ten sposób dobre książki. W pędzie życia jakiego doświadczają, jest to dla nich czas na spotkanie, na usłyszenie tego co ma im do powiedzenia sam Pan Bóg.
Po przeczytaniu tych słów, zatem z pewnym dystansem powinniśmy podchodzić do wszelkiej pokusy negatywnego oceniania wszystkich noszących słuchawki na uszach. Jeżeli sami to robimy, to zapraszam do ostrożności i baczniejszej uwagi kiedy wychodzimy na ulice, chodniki, czy nawet na leśne ścieżki.

ks. Kazimierz Dawcewicz