Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (98d)

I. Miałem nie nawiązywać już do wirusowej kwarantanny, którą chyba wszyscy na różne sposoby przeżywamy. Ale zaczepiła mnie, tym samym „zachęciła” pewna informacja podana przez media, aby coś napisać. Dlatego znów zahaczam o temat z tych dni. Podano na stronie internetowej, że do kościoła – gdzieś na południu Polski – weszła policja w czasie Mszy świętej. Zamiast 5 osób, było ich tam chyba 13. Część osób kościół po tej interwencji opuściła, ksiądz Mszę świętą dokończył. Ale pewne konsekwencje poniesie – przecież prawo przekroczył. Nie będę owym prawem się zajmował, ale tym, że pojawienie się policji, było spowodowane telefonem. Ktoś doniósł na proboszcza, że się „źle” zachowuje w tym czasie. Po przeczytaniu tej informacji pomyślałem, że w każdym czasie są tacy, którzy donoszą. Niektórzy z nas lubią zajmować się życiem innych. No i tym samym informują różne osoby, przeróżne służby bezpieczeństwa, policję, urzędników. Pisząc te słowa muszę też do czegoś się przyznać. Nigdy nie darzyłem takich ludzi sympatią, ani ich nie ceniłem. Nie wiem dlaczego to robią, może mają swoje powody. Ale sytuacja pokazuje, że niestety donosy – donosiciele mają się nadal dobrze.
Nie piszę tego w poczuciu solidarności z owym księdzem, ale napomykam, że coś takiego ma miejsce. Sam kiedyś coś podobnego przeżyłem. Policja zapukała do drzwi plebanii, działała na podstawie donosu – bo proboszcz wyciął drzewa przy kościele. Sprawdzali czy miałem zgodę. Ktoś może teraz powiedzieć, takie jest życie. Tak, tak ono wygląda! Ale czy donosy powinny być tak mocną jego częścią?
W Piśmie świętym, donosy także się zdarzają. Uczeni w Piśmie i faryzeusze, też prosili aby donieść im gdzie znajduje się Pan Jezus. Donosem posłużył się Judasz, umawiając się w jaki sposób wyda im swojego Mistrza. Życie późniejsze chrześcijan też z taką postawą miało do czynienia. Okazuje się, że trwa to wszystko do czasów dzisiejszych. Parę dni temu złożono też donos na proboszcza parafii, który „wybrał” się w odwiedziny do osób chorych. Idąc z Najświętszym Sakramentem, stanowił zagrożenie dla zdrowia.
W takim razie, czy nie mamy prawa nic mówić o innych ludziach? Jeżeli czynią zło, jeżeli coś mamy przeciw nim, to nie możemy tego nikomu powiedzieć? Pan Jezus wychodzi naprzeciw naszym rozterkom. „Jeżeli brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,15-17).
Okazuje się, że mamy sposób aby pozałatwiać sprawy w innymi ludźmi. Doniesienie komuś, nawet Kościołowi, to daleki proces. Tak samo należy odnosić się do spraw, które chcemy zgłosić choćby policji. Najpierw należy z daną osobą porozmawiać. Ale to tylko propozycje ktoś powie, życie idzie swoją drogą. Tak, ale donosicielstwo jest też oznaką ludzkiej słabości, także władza kiedy opiera swoje rządzenie na donosach pokazuje swoją słabość.
Przeżywamy czas Wielkiego Tygodnia, to dobry czas aby zapytać: czy w swoim życiu stosuję się do rad Pana Jezusa? Czy też „wkradam” się w świat tych wszystkich, którzy posługiwali i posługują się donosem?

II. Ewangelia z Wielkiego Poniedziałku, opisuje ostatnią wizytę Pana Jezusa u przyjaciół. Łazarz, Marta i Maria „oddawali” Mu swój dom. Tam odpoczywał, cieszył się ich bliskością. Oni Jego bliskością zapewne jeszcze bardziej. Ta ostania wizyta miała swój klimat, także i zapach. Bo oto Maria olejkiem obmywa stopy Jezusa. Przechowywała go właśnie na tę chwilę, jak powiedział Pan Jezus (zob. J 12,1-11). W ten sposób pokazała cała swoją miłość, oddanie. Może domyślała się, że będzie to ostanie z Nim spotkanie.
Przed wyjściem na adorację Najświętszego Sakramentu, zajrzałem na stronę internetową jezuitów „Deon”. W komentarzu do tego wydarzenia, autorka teksu, zwraca uwagę na określenie „przechowywała go …”. Opisuje, że my także coś w życiu przechowujemy. Nie pamiętam dokładnie tego co dalej napisała, ale korzystając z jej podpowiedzi, tak sobie teraz myślę, że każdy z nas wiele rzeczy i spraw przechowuje.
Przechowujemy kupione kiedyś ubrania: sukienki, garnitur, koszule, bluzki, spodnie. Trzymamy to wszystko w zamknięciu, czekając aż nadejdzie odpowiednia chwila, aby je nałożyć. Okazuje się czasami, że to czekanie trwa. Kupione rzeczy się starzeją, moda się zmieniła, a my nadal czekamy. Przy różnych dobrych okazjach, które ku nałożeniu owych ciuchów mogą posłużyć, my uważamy, że to jeszcze nie ten czas. Przychodzimy byle jak ubrani do kościoła, na niedzielną Mszę święta. Często w ramach usprawiedliwienia mawiamy – nie mam w co się ubrać. W ten sposób stwierdzamy, że to nie ten dzień. No i tak odkładamy w nieskończoność, …
Bardziej jednak niebezpieczne jest odkładnie, przetrzymywanie naszych uczuć, oznak miłości i sympatii, które powinniśmy okazać innym ludziom. Przede wszystkim dotyczy to rodziców, którzy „boją” się powiedzieć dzieciom, że je kochają. Uważają, że sami powinni się domyśleć, bo przecież tak dużo dla nich robią. Dotyczy to także dzieci, które wstydzą się powiedzieć o swojej miłości do rodziców. Tak ogólnie można stwierdzić, że boimy się takich naszych zachowań, trzymając je w zamkniętym sercu. Powód takich zachowań? Lęk przed konsekwencją ich wypowiedzenia, bo one zapraszają nas do pomagania, okazywania troski, bycia blisko tych osób w trudnych doświadczeniach.
Złe w tym wszystkim jest także to, że przechowujemy gdzieś tam głęboko w swoim sercu, miłość do Pana Boga. Pochłonięci światem, pracą, rozrywką, odkładamy na „kiedyś” powiedzenie Mu o naszej miłości. Wylanie „drogocennego oleju” na Jego stopy, tak jak zrobiła to Maria siostra Łazarza.
Współcześnie na drodze wiary słowa: kiedyś, później, jutro, …, robią furorę. Trzeba jednak pamiętać, że częste ich używanie sprawia, że zatapiamy się w szarość życia, pewną bylejakość. Wtedy też nie dostrzegamy przechodzącego obok nas Pana Jezusa. Przechowywana w zakamarkach serca wiara i miłość do Niego nadal nie zostają wyjawione. A to wielka szkoda, przede wszystkim dla nas samych!

III. Jest Wielki Wtorek, przed chwilą wysłuchałem przemówienia św. Jana Pawła II do młodzieży, które wygłosił w trakcie pielgrzymki do Chile. Papież pełen siły, dynamizmu, gestykulujący, mówiący silnym głosem, zachęca ich aby szukali Chrystusa. Aby patrzyli na Chrystusa. Przypomina, że spojrzenie na Niego, to odnajdywanie Oblicza samego Boga. Ci zaś, którzy są daleko od Niego, żyją w ciemności. Kończy swoje przemówienie wołając: Szukajcie Chrystusa! Patrzcie na Chrystusa! Żyjcie Chrystusem! To skrócona wersja tego przemówienia, ale dotykająca i pokazująca, czego tak naprawdę w życiu mamy szukać. Wszystko jest ważne, …, ale troska o życie wieczne nie może być nigdy przez nas zaniedbana. A właśnie życie z Chrystusem, to nam zapewnia!
Są to ważne słowa na te dni, które teraz przeżywamy. Wielki Tydzień, Triduum Paschalne, Niedziela Zmartwychwstania, w obecnej sytuacji nabrały całkiem innego znaczenia. Zostaliśmy odarci – zabrano nam – pewne wieloletnie dobre przyzwyczajenia. Wydaje się nam, że jesteśmy prawie nadzy w tym wszystkim, co nas teraz spotkało. Budujemy „mury” mające nas chronić przed zarażeniem, niektórzy zaczęli nosić maski. Zamknęliśmy się w swoim mieszkaniach i domach. Ze strachem i z pewnym bólem patrzymy, że tak mamy obchodzić najważniejsze święto w Kościele.
Ale czy tak musi być? Czy nie ma jakiejś drogi wyjścia z tego co zostało nam dane? Właściwą postawę jaką powinniśmy zająć, pokazuje nam św. Jan Paweł II. Trzeba zacząć szukać Chrystusa! Patrzeć na Chrystusa! Żyć Chrystusem! Sięgnijmy po Nowy Testament, zacznijmy go czytać, tym samym zaczynamy Go poznawać. Zwracajmy baczniejszą uwagę na Jego człowieczeństwo! Zacznijmy żyć Jego słowem, miłością, dobrocią, miłosierdziem, czułością. Możliwe, że nadal będą obok nas istniały pewne zewnętrzne ograniczenia, nie będziemy mogli pójść to tu, to tam. Nadal jedną utartą drogą, ulicą, będziemy codziennie chodzili do sklepu. Ale otwarcie się na Pana Jezusa, otworzy nasze serca, nasze wnętrza. Doświadczymy wreszcie duchowej wolności, którą daje nam Chrystus Pan. A te zewnętrzne ograniczenia, nie są w stanie w niczym nam zagrozić!

ks. Kazimierz Dawcewicz