Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (96d)

I. Lubimy zwycięstwa, a nie znosimy przegrywać! Cieszymy się kiedy inni ludzie nas słuchają, oklaskują, przy tym jeszcze pochwalą za piękne przemówienie. Taka atmosfera, którą stworzyliśmy wokół siebie nas unosi, dodaje nam skrzydeł. Wołamy do wszystkich znajomych, jesteście cudowni! Ale czy tylko takie chwile przeżywamy w życiu? Dobrze wiemy, że tak nie jest! Porażki, rozczarowania, dąsanie się na to, że coś nie idzie tak jak byśmy chcieli, to chleb powszedni. Okazuje się jednak, że takie sytuacje nie niszczą do końca naszego życia. Po krótszej lub dłuższej chwili, zbieramy się w sobie i rozpoczynamy pracę od nowa. W zasadzie w mniejszym lub większym stopniu, dzieje się podobnie każdego dnia.
Nie powinniśmy takim sytuacjom się dziwić. Spójrzmy na Pana Jezusa, On zaczął swoją publiczną działalność od przegranej. Obraz Jezusa, który ponosi porażkę, jest niesłuchany i niechciany, a jeszcze do tego mieszkańcy Nazaretu wyrzucają Go z miasta (zob. Łk 4,24-30), znajdujemy na kartach Ewangelii.
To co jest ważne w Jego zachowaniu, staje się pewnym wskazaniem dla nas, to postawa wolności. On nie cofa się przed głoszeniem „Ewangelii bez sukcesu”. Bardzo pouczająca jest ta sytuacja. Stawia pytania: Czy potrafię opowiedzieć się za „słabym” Jezusem? Czy potrafię przyznać się do mało popularnej Ewangelii, jej zasad, które mogą przecież innych ludzi denerwować?
Kiedy czytamy ten tekst, widzimy, że na początku wystąpienia oczy wszystkich były na Niego zwrócone. Ale Jezus nie dostosowuje swoich słów do ich oczekiwań, nie chce za wszelką cenę im się podobać. Przemawia z pełnym poczuciem wolności i mocy, próbuje swoich słuchaczy skłonić do myślenia. Mają dostosować życie do Ewangelii, a nie Ewangelię do do życia (Krzysztof Wons SDS).
Ta sytuacja pokazuje, że potrzebna jest nam odwaga i wewnętrzna wolność w codziennym życiu. Szczególnie kiedy podejmujemy dzieło ewangelizacji, głoszenia Bożej prawdy. Bo przecież przy włożeniu jak najwięcej odwagi i siły, przy wielomiesięcznym przygotowaniu, często efekty mogą być o wiele mniejsze niż byśmy oczekiwaliśmy, albo wręcz mizerne.
Czy to znaczy, że mamy rezygnować z tej misji? Przenigdy nie należy tego robić. To jest najlepsza okazja, aby jeszcze bardziej zbliżyć się do Chrystusa Pana. Sami możemy dużo, ale z Nim możemy więcej – możemy wszystko, jak poucza nas Apostoł Narodów!

II. Przeżywamy czas zmagania się z epidemią, ale dla pewnej grupy katolików, tematem, który nie pozwala im spokojnie spać, „budzi ich nawet w nocy”, to przyjmowanie Komunii świętej. W tych tygodniach, można przyjmować Komunię świętą w czasie Mszy świętej na rękę. Jednak dla środowisk i osób tradycjonalistycznych, konserwatywnych, to nadużycie. Jak tak można postępować – krzyczą! Nie godzi się tak czynić, to brak szacunku i miłości do Chrystusa Pana! Czy aby tak jest naprawdę? Czy te nawet histeryczne zachowania, poparte krzykiem i głośnym ubolewaniem, że to koniec Kościoła, są tak do końca uzasadnione?
Jest w tym dużo przesady, a przede wszystkim bardzo dużo niezrozumienia. Bo przecież najważniejsze jest to, aby Pana Jezusa przyjąć w Komunii świętej, aby uczynić to z czystym sercem. Postawa jest bardzo ważna, ale to nie ona decyduje o tym, jakie owoce przyniesie przyjmującemu. Wyraża ona szacunek do największej świętości w Kościele, ale przecież nie wszyscy mogą klękać, nawet stać. Od początków chrześcijaństwa udzielano Eucharystię na rękę. Podawanie do ust, stało się znacznie późniejszą praktyką. Słuchając zażartych dyskusji, towarzyszy mi odczucie, że szukamy świętości nie tu gdzie trzeba. Widzą ją niektórzy w rycie, w takim czy innym geście, w pięknym ornacie, elegancko złożonych dłoniach, … Ale to może być bardzo złudne, bo można się zachwycać ową piękną otoczką Mszy świętej, a zapomnieć, że piękne przede wszystkim ma być nasze wnętrze. Piękne to znaczy, przepełnione miłością do Pana Boga, do ludzi – uczynkami miłosiernymi co do duszy i co do ciała.
Caravaggio namalował piękny obraz „Niewierny Tomasz”. Wszystkich, którzy kiedyś przed tym obrazem staną, albo będą oglądali go w jakiejś książce, zachęcam i zapraszam, abyśmy z uwagą przyjrzeli się dłoniom Tomasza. Widać brud za paznokciami tego apostoła. Panu Jezusowi to nie przeszkadza, pozwala mu taką dłonią się dotknąć.
Wybrałem się do naszego kościoła, bo przecież w bocznym ołtarzu, także znajduje się obraz pokazujący jak Tomasz dotyka boku zmartwychwstałego Jezusa. Dla naszego świętego Tomasza malarz był bardziej łaskawy, dłonie ma czyste, tylko widoczna na obrazie stopa jest zakurzona. W postawie pochylenia, szacunku, dotyka ran Chrystusa.
W całej tej niepotrzebnej dyskusji – bo przecież istnieje możliwość przyjęcia Komunii świętej do ust także i teraz – czasami pytam: jaką częścią ciała najczęściej grzeszymy? Pewna część osób od razu myśli o seksualności. Ale ja wtedy podkreślam, że ową najbardziej grzeszną częścią ciała jest język. Wulgaryzmy, przeróżne przekleństwa, wyzwiska, no i cały świat obmowy, plotek, oszczerstw, które nie mają końca, to dzieło naszych języków. Dlaczego nie wstydzimy się taką brudną część ciała wyciągać z ust, aby przyjąć Pana Jezusa? Jeszcze raz chciałbym przypomnieć, że najważniejsze jest to, że chcemy przyjąć Chrystusa w Komunii świętej!!! Czyńmy to w sposób jak najbardziej godny i zgodny z przepisami liturgicznymi!

III. W trudnych czasach jednym z elementów pomocy, we w miarę dobrym przeżyciu tych dni, miesięcy, okazuje się, że jest poczucie humoru. Człowiek potrafi czasami się śmiać, aż do płaczu. Ale potrafi także być pochmurny, smutny, przygnębiony. W tym co my teraz przeżywamy, bywamy zasypywani różnymi smsami, które nawiązują do tej sytuacji. Są one różne, ale trzeba powiedzieć jedno, pomagają nam przeżywać te koronawirusowe dni. Przekazywane sobie nawzajem, wnoszą radość i uśmiech w zalęknione serca. Tak powinniśmy trzymać!!!
Wspominając istnienie w nas poczucia humoru, chciałbym też przypomnieć, że poczucie humoru jest dobrym egzorcyzmem. Przecież w tych dniach wiele osób, rodzin, doświadcza także przeróżnych wahań emocjonalnych, uczuciowych. Niektórzy powątpiewają w Bożą Opatrzność, „przykładając” Jej, że znów o nas ludziach zapomniała. Takie odczucia, myśli, wątpliwości, to dobry teren dla działania złego ducha.
Dlatego też obok modlitwy, życia sakramentalnego, których nie powinno zabraknąć w tych dniach, ważne jest to, abyśmy potrafili się uśmiechać, żartować, pośmiać się ze swoich potknięć, pomyłek. To pomaga, wnosi w codzienność pewien dystans.
Pan Bóg o nas nie zapomniał, pamięta. Ważne jest to, abyśmy i my o Nim pamiętali. Może dla niektórych z nas, będzie to dobry czas aby coś w swoim życiu religijnym zmienić. Wrócić do wyrzuconego za drzwi domów Boga naszego Ojca, który cierpliwie tyle lat na nas czekał. Na nowo zadbać o należne Mu miejsce, tak w życiu osobistym jak i rodzinnym.

ks. Kazimierz Dawcewicz