Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (94d)

I. Nie czytam systematycznie gazet, ale te, które kupuję w poniedziałek, staram się czasami choćby przejrzeć. W sobotnie przedpołudnie (7 marca) na chwilę zatrzymałem się na artykule: „Dzień kobiet w cieniu aborcji” (Do Rzeczy nr 10, 2-8 marca 2020, s. 80-81). Autorka Małgorzata Wolczyk na małym zdjęciu umieściła słowa: „8 marca w kalendarzu Hiszpanii wyjątkowy dzień – kulminacyjna wojna płci”. W tym punkcie rozważania chciałbym na chwilę zatrzymać się na jednym z fragmentów tego artykułu, opatrzonego słowami: „Hiszpanie boją się Hiszpanek”.
Tak w zasadzie to mężczyźni nie powinni bać się kobiet, no i kobiety nie powinny bać się mężczyzn. Ale co się stało w kraju, który kiedyś był tak bardzo katolicki, że ktoś postanowił napisać o nim coś takiego? Okazuje się, że te wzajemne lęki wywołało prawo „o przeciwdziałaniu przemocy ze względu na płeć”. Warto wiedzieć, że Hiszpania jest jedynym krajem na świecie, gdzie obowiązuje domniemanie winy ze względu na płeć. Kobieta, która poczuje się ofiarą przemocy, nie musi okazywać ani wyników obdukcji, ani świadków, wystarczy, aby złożyła dwa niesprzeczne zeznania o doświadczeniu agresji (także słownej), aby mężczyzna został oskarżony i skazany. Nader często pozbawiony też majątku czy prawa do opieki nad dziećmi, co stanowi wyjątkową pokusę dla kobiet znudzonych związkiem lub mających widoki na nową przygodę miłosną. Hiszpanie boją się wchodzić w związki z Hiszpankami, co skutkuje nie tylko drastycznym spadkiem ślubów cywilnych (o kościelnych już nie wspominając), ale prawdziwym demograficznym samobójstwem Hiszpanii, nie mówiąc już o największej w Europie „konsumpcji pornografii”. Gdy związki z kobietami obarczone są tak wielkim ryzykiem, Hiszpanie wolą wybrać samotne życie lub małżeństwo z Hiszpanoamerykankami, które w powszechnej opinii uchodzą za bardziej troskliwe i kobiece niż wojujące rodaczki (s. 81).
Może się okazać, że to jeszcze nie koniec postępowych akcji w Hiszpanii, bo kiedy uformował się na początku roku 2020 rząd socjalistyczno-komunistyczny, feministki dostały wsparcie w osobie nowej pani minister do spraw równouprawnienia – jest ona małżonką lidera partii, która tworzy rząd. Nie chcę i nie będę zajmował się szczegółowo tymi tematami, ale chciałbym tylko wskazać, na kolejną niedorzeczność jaka dotknęła współczesną Europę. W ramach „równości płci”, zabito instytucję małżeństwa. Jako Europejczycy tracimy instynkt zachowawczy, niszczymy wiekowe instytucje, które wychowały i wykształciły bohaterów, świętych męczenników, dobrych ojców i dobre matki. Wiemy, że w rodzinach bywa różnie – dobrze i źle. Ale nie można niszczyć mimo niedoskonałości rodzin, w zamian nic nie dając. O przepraszam, ludzie tworzą teraz wolne związki, no i na potęgę korzystają z pornografii.
Jutro Dzień Kobiet! Dziękując wszystkim Paniom za ich trud życia małżeńskiego, rodzinnego, samotnego, życzę troskliwych i kobiecych serc. Wracając jeszcze do Hiszpanii owa pani minister zapowiedziała, że dzień 8 marca w Madrycie będzie dniem poniżenia dla lidera partii konserwatywnej, stanie się on dla niego grobem /innych wznoszonych okrzyków – napisała autorka tego artykułu – nie godzi się tłumaczyć/ Ale ów pan „konserwatywny” też coś odpowiedział: „Nienawiść wszystko może zatruć, a nawet pięknym kobietom odebrać urodę. Mniej grobów drogie panie, za to więcej kołysek”. Wszystkim życzę zatem miłości, która sprawia, że zawsze będziemy piękni!!!
Ktoś po przeczytaniu tych słów może teraz zapytać: po co o tym piszę? A no po to, aby pokazać pewne oblicze europejskiego feminizmu. Ostatnio na stronie internetowej jezuitów „Deon”, przeczytałem:. „Słowo na „f”, które straszy. Czego pragną katolickie feministki?”. Poniżej tych słów, można zapoznać się z fragmentem książki napisanej przez polską feministkę „Kościół kobiet”. Kończąc ten temat, chciałbym jeszcze dodać, że jeżeli w Polsce miałby królować taki feminizm, który ukazałem powyżej, to ja głośno mówię: boję się takiego feminizmu, on wywołuje we mnie strach!

II. Obecnie dosyć często jesteśmy zaskakiwani ludzkim skąpstwem. Dziwią nas zachowania i postawy pewnej grupy osób, które nie widzą potrzeby w pomaganiu innym. Inną „wspólnotę” tworzą ci, którzy trwają zawzięcie w rozmyślaniu nad doznanymi w przeszłości zranieniami. Za nic na świecie nie chcą przebaczyć tym wszystkim, którzy ich skrzywdzili. Z drugiej strony kiedy podwinie się im noga, bywają mocno zadziwieni, że inni ludzie nie chcą im pomagać, odwracają się od nich i szybko znikają. Co mamy o takim zachowaniu sądzić? Czy jest jakaś podpowiedź, wskazanie, które może takie postawy zmienić? Czy człowiek jest w stanie doświadczyć szczęścia, jeżeli takich zachowań – złych – spełnia dużo?
Odpowiedzi na te pytania, otrzymujemy od Pana Jezusa. On nas zaprasza do okazywania miłość innym ludziom, tak jak czyni to Bóg Ojciec. Bo kiedy zaczynamy osądzać innych, wtedy wpadamy w zamknięte koło przeróżnych osądów. Niestety nie ominą one także i nas, bo przecież nikt z nas nie jest wolny od błędów i win.
„Nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni”. „Odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone”. „Dawajcie, a będzie wam dane”. (zob. Łk 6,36-38). Jeśli będziemy dzielili się sobą z innymi, będziemy także spotykali się z miłością. Jeśli zamknę się w egoizmie, nie będę miał możliwości spotkania się z ich dobrocią. Hojność rodzi hojność. Skąpstwo rodzi skąpstwo. Aby zmienić takie zachowania, trzeba zbliżyć się do Pana Jezusa, Pozwolić Mu się kochać i uczyć się kochania innych ludzi. Nie czekajmy na oznaki ich miłości, ale kochajmy ich jako pierwsi (Krzysztof Wons SDS).
Z upływem lat trwanie blisko Pana Jezusa sprawi, że Jego miłość przeniknie do głębi nasze serca. Staną się one wtedy jeszcze bardziej miłosierne, przebaczające, hojne. Mniej w nas będzie negatywnego mówienia, myślenia, tym samym mniej negatywnych postaw. Ale za to więcej – znacznie więcej – będzie w nas zachwytu, nad pięknem Bożej miłości.

III. Tak sobie myślałem, co by tu napisać w trzecim punkcie tego rozważania. Myśli brak, ale spojrzałem na książkę, którą otrzymałem w prezencie z okazji imienin. Jej tytuł: „Wszystko będzie dobrze”. Są to myśli na każdy dzień, wyboru dokonał i opracował je ks. Jerzy Stranz. Pod dniem 9 marca przeczytałem: Wielką rolę w Kościele muszą odegrać kobiety. Mężczyznom trudniej mówić o czułości. Dlatego m.in. Kościołowi aż tak potrzebna jest maryjność. Intuicja katolicyzmu jest tu genialna. Chrześcijaństwo potrzebuje czułości, żeby nie stało się – zacytuję Benedykta XVI – „chłodną religią profesorów, którzy nie mają odwagi ani kochać, ani wierzyć”. Nikogo nie oskarżam, niech mi ten cytat będzie policzony do osobistego rachunku sumienia: ja profesor, cytuje profesora Ratzingera (ks. Jerzy Szymik).
Te słowa nie są odpowiedzią na pierwszy punkt tego rozważania, ukazujący hiszpańskie oblicze feminizmu. W pewien sposób nawiązują one do ostatniej wypowiedzi papieża Franciszka, który w adhortacji na temat Amazonii, tak pisze o roli kobiet w Kościele: „Pan zechciał bowiem ukazać swoją władzę i miłość poprzez dwa oblicza ludzkie: swego Boskiego Syna, który stał się człowiekiem oraz oblicze stworzenia, które jest kobietą – Maryi. Kobiety wnoszą swój wkład do Kościoła na swój własny sposób, kontynuując siłę i czułość Maryi, Matki. W ten sposób nie ograniczamy się do podejścia funkcjonalnego, ale wchodzimy w intymną strukturę Kościoła. W ten sposób rozumiemy radykalnie, dlaczego bez kobiet, on upada, tak jak rozpadłoby się w Amazonii wiele wspólnot, gdyby nie było w nich kobiet, wspierających je, starających się o nie i leczących je. To ukazuje, jaka jest ich władza charakterystyczna” (nr 101).
Te teksty w sposób jasny pokazują, że jako wspólnota kościelna potrzebujemy serca, czułości, miłości kobiet, które będą zaangażowane w życie wspólnoty. Papież Franciszek napisał, że powinny one mieć dostęp do funkcji, jak również do posług kościelnych, które nie wymagają sakramentu święceń i pozwalają lepiej wyrazić ich własną rolę. Pełniąc za zgodą biskupa takie czy inne zadania, wtedy kobiety miałyby realny wpływ na organizację, najważniejsze decyzje i kierowanie wspólnotami, ale nadal czyniłyby to w stylu właściwym dla ich kobiecego charakteru (zob. nr 102).
Chrześcijaństwo potrzebuje czułości, nasze parafie potrzebują czułości kobiecego serca. Wtedy może staną się one bardziej bliskie ludzkim oczekiwaniom i pragnieniom. Wiara proboszcza sprawującego sakramenty jest potrzebna, jego pasterska miłość, którą powinien okazywać wiernym także. Trzeba jednak pamiętać, że ocieplenie wizerunku parafialnej wspólnoty, mogą raczej dać kobiety zaangażowane w jej funkcjonowanie. Mające też realny wpływ na podejmowane decyzje.
A co na to księża proboszczowie, czy duchowni panowie – jak nazywa nas s. Małgorzata Borkowska – benedyktynka? Może być ciężko z tymi postulatami i wskazaniami się przebić. Trudno oddaje się władzę! Ale nie trzeba zbyt szybko się poddawać. Potrzebna jest postawa małych kroków, cierpliwości, wytrwałego realizowania swoich zadań, aż zaczną następować zmiany w funkcjonowaniu parafii. Wtedy też z upływem czasu, obecność kobiet w Kościele, w parafialnych wspólnotach zacznie być bardziej doceniana i chciana. Powiadamy przecież, że kropla wody drąży skałę.

ks. Kazimierz Dawcewicz