Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (91d)

I. Wydawać by się mogło, że świat do cna jest zepsuty. Ludzie pozwalają sobie dzisiaj na przeróżne złe zachowania, wypowiedzi. Łamią granice wstydu, przyzwoitości. To co było jeszcze nie do pomyślenia trzydzieści lat temu, teraz uchodzi za coś normalnego. Ale ostatnio okazało się, że tak nie jest. Wielkie oburzenie wywołało zachowanie pewnej posłanki z partii rządzącej, która stojąc na mównicy sejmowej pokazała – chyba opozycji – środkowy palec. No i zaczęło się gadanie. Na początku posłanka się broniła, że …, ale po pewnym czasie przeprosiła za swoje nieładne – delikatnie mówiąc – zachowanie. Ale na tym się nie skończyło, bo od tego wydarzenia minęło już trochę czasu, a nadal temu zachowaniu poświęca się w audycjach telewizyjnych, radiowych, wiele czasu. Zapewne będzie się do tego gestu powracało wielokrotnie. Okazuje się, że trzeba uważać na to co mówimy i jakie gesty w tym czasie wykonujemy.
Każdy z nas w swoim dłuższym lub krótszym życiu, wypowiedział wiele zdań. Wygłosiliśmy przeróżne opinie, oceny. Ogłosiliśmy wiele ważnych informacji, wygłupiliśmy się, przekazując usłyszane gdzieś i niepotwierdzone wiadomości. Nazbieralibyśmy worki złych i plotkarskich słów. Przy tej okazji nasze ręce, dłonie, pokazywały także przeróżne znaki. Mam nadzieję, że nie ubliżające naszym rozmówcom. Ale chyba różnie z tym bywa.
Miejscem, gdzie pod adresem innych osób wypowiadane są najprzeróżniejsze złe zdania i opinie, są nasze drogi. Użytkownicy samochodów w trakcie jazdy, czasami nie przebierają w słowach, które kierują w stronę innych kierowców. No niestety, czasami także gest środkowego palca, można tam zaobserwować – tak słyszałem!
Gestykulujące ręce i dłonie, widzą studenci, uczniowie, w czasie wykładów i lekcji. Podniesione ręce, palce pokazujące nie wiadomo tak naprawdę co, obecne są też w trakcie homiletycznych występów niektórych duchownych. Ma to nadać siłę wypowiadanym słowom, ukazać ich znaczenie i moc. Jak do tej pory nikt się nie zgłosił, że jakiś kaznodzieja w homiletycznym zapale, wykonał pewien nieprzyzwoity gest.
W niektórych sytuacjach naszego życia, ponoszą nas emocje. Chcemy pewne sprawy wykrzyczeć, czasami nawet pokazać. Dlatego ludzie wymyślili pewne znaki, które mają „powiedzieć” coś bardzo dosadnie. Jednym z nich jest … Mimo tych przeróżnych nerwowych sytuacji jakie czasami i na nas spadają, proszę, aby tego gestu nie używać …!

II. „Jeśli więc przyniesiesz swój dar przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj” (Mt 5,23-24). Słowa Pana Jezusa z Kazania na Górze, zawierają w sobie wielką prawdę i wskazanie dotyczące naszej relacji do Pana Boga. Dzięki wierze, możemy Go uwielbiać, chwalić, dziękować. Możemy także prosić o potrzebne nam i innym łaski i dary. Jednak niektórzy z nas bywają czasami rozczarowani swoimi modlitwami. Jesteśmy również rozczarowani brakiem owoców duchowych, które powinny płynąć, a nie płyną w naszą stronę, z udziału w niedzielnej Mszy świętej. To rozczarowanie jest tym większe, iż dobrze wiemy, że uczestnictwo w niedzielnej liturgii, to znak naszej religijności. Stąd pytamy: dlaczego nadal mimo systematycznego chodzenia na Mszę święta, tyle w nas braków? Dlaczego z taką mocą, trzymają się nas przeróżne słabości i przywary?
Odpowiedzi na te pytania znajdujemy w tym krótkim, zapisanym powyżej tekście Ewangelii. Przy krytycznym spojrzeniu na siebie, może się okazać, że porzuciliśmy warunek dobrego udziału we Mszy świętej, dobrej modlitwy, jaki stawia nam Chrystus. A jest nim przecież miłość drugiego człowieka. „Zapomnieliśmy” – czasami specjalnie – że żyjący blisko nas brat, siostra, mają coś przeciwko nam. Wiedząc o tym, nie potrafimy także przełamać naszego „nie”! Aby wreszcie pójść i go przeprosić, wyciągnąć rękę w geście pojednania.
Jeszcze w niektórych rodzinach praktykowany jest zwyczaj, przekazywania sobie pocałunku pokoju przed wyjściem do kościoła na niedzielną Mszę świętą. Niby mały gest, ale pokazuje jak wielką rolę spełnia w życiu miłość, która potrafi przebaczyć. Tym samym sprawia, że ofiara składana w trakcie Eucharystii jest miła Panu Bogu.
Jeżeli brak nam takiej miłości, nie załamujmy rąk! Pamiętajmy, że nic nie jest jeszcze stracone. Może w tym dziele „uzyskania” jej, pomóc modlitwa prośby. Potrzebna jest nam modlitewna prośba, którą trzeba kierować do Pana Boga, aby uzdolnił nasze serca do kochania innych ludzi – nawet naszych nieprzyjaciół. Taką modlitwę Bóg przyjmie i wysłucha, tym samym sprawi naszą przemianę.
Chodząc po tym świecie z sercem pełnym pretensji do Pana Boga, że nasze modlitwy nadal nie są wysłuchane, nieskuteczne, mimo tak wielkiej ich ilości. Może najpierw warto zapytać: czy gdzieś … nie żyje człowiek, który ma „coś przeciwko nam”. Zanim rozpoczniemy kolejny cykl modlitewnych praktyk, warto najpierw pójść i z nim się pojednać (por. ks. Edward Staniek, Homilie na niedziele i święta, Kraków 2001, s. 78-79).

III. Chodząc po tym świecie, zmagając się z różnymi doświadczeniami życia, pragniemy mimo wszystko przeżywać je jak najlepiej. Trzeba jednak pamiętać, że nieodłącznym elementem tych dni, bywają także trudności. Dotykają nas w różnych sytuacjach, zaskakują swoją obecnością, przeogromną siłą. Sprawiają, że czasami jesteśmy wytrąceni na parę tygodni, …, z naszych prac, planów. Różnie w takich sytuacjach się zachowujemy. Niektórzy z nas zamykają się w sobie, jeszcze inni zaczynają wszem i wobec o tym mówić. Szukamy porad u psychologów, zaczynamy nerwowo wertować książki, aby w nich znaleźć odpowiedzi na pojawiające się wtedy wątpliwości, pytania.
Można powiedzieć, że robimy wszystko co w naszej mocy, aby z tego trudnego doświadczenia wyjść cało. Ale czy naprawdę robimy wszystko? Czy o czymś, raczej o Kimś w tym natłoku negatywnych uczuć i myśli, nie zapomnieliśmy? Jeżeli jesteśmy ludźmi wierzącym, a Chrystus jest naszym Zbawicielem, to także On powinien znaleźć się w tych ścieżkach poszukiwania wyjścia i pomocy. Dlatego przyglądając się tym wszystkim trudnościom i kłopotom zapytajmy: dlaczego wyłączamy z nich Pana Jezusa? Kiedy było nam dobrze, sprawy toczyły się we właściwym kierunku, to wspominaliśmy wtedy Jego imię często (por. Mk 8,14-21).
Przyjrzyjmy się jeszcze raz postawie i zachowaniu w naszych rodzinach, wspólnotach, które tworzymy, w których pojawiają się trudności. Jak je rozwiązujemy? Zacznijmy już od teraz wprowadzać w nie Pana Jezusa. Szukajmy światła do ich rozwiązań w modlitwie. Powierzajmy siebie i swoich bliskich Bożej Opatrzności!
Przeżywając prawdziwie swoje życie, nie unikniemy chwil trudnych. Ciesząc się miłością Pana Boga, Jego prowadzeniem i opieką, doświadczamy Jego cudownego działania. Wypada nam jednak zgodzić się na to, że coś może niespodziewanie zacząć iść – pod tak zwaną górkę. Nie odwracajmy się wtedy od naszego Pana. Ale zacznijmy częściej i gorliwiej powtarzać słowa modlitwy: „Jezu, oddaję Ci każde moje zmartwienie” (ks. Krzysztof Wons SDS).

ks. Kazimierz Dawcewicz