Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (85d)

I. We wtorek 17 grudnia rozpoczął się w Kościele drugi okres Adwentu. Jest to bezpośrednie przygotowanie do uroczystości Narodzenia Pańskiego. Czytając Ewangelię przeznaczoną na ten dzień, może niektórzy z nas się zastanawiali, po co czytany był rodowód Jezusa Chrystusa? Te obco brzmiące imiona nie trafiają jakoś do naszych uszu. Po pierwsze Mateusz pisząc ten rodowód, chce udokumentować, że Jezus pochodzi z rodu Dawida. Dla Żydów było to bardzo ważne, dlatego, że Mesjasz miał pochodzić z rodu Dawida. Jeszcze jedna ważna myśl płynąca stąd dla nas, to także taka, że Chrystus nie wstydzi się przyjąć historii życia tych ludzi, którzy urodzili się przed Nim. Ci z nas, którzy są trochę obeznani z historią zbawienia dobrze wiedzą, że nie wszyscy byli sprawiedliwi. Nie wszyscy wiernie zachowywali przepisy prawa. Grzechy tych ludzi nie odstraszają Jezusa, bo właśnie po to On przychodzi, aby to pokonać.
Dlatego też nie powinniśmy uciekać od czytania tych imion, one czegoś pięknego nas uczą. Każdy z nas pochodzi z jakiejś rodziny, mamy – mieliśmy – swoich rodziców, dziadków, pradziadków. Coś wiemy o historii ich życia? Jakie nieśli przesłanie dla swoich bliskich? Możliwe, że teraz dobrze tego nie wiemy, nie przekazano nam zbyt wielu informacji na ich temat. Ale ich imiona warto pamiętać, trzeba od czasu do czasu je powtarzać. Takim zachowaniem uczymy się szacunku dla tych wszystkich, którzy tworzyli historię naszych rodzin.
Wiemy też, że imię każdego z naszych przodków, zawiera pewną historię życia. Dobro, które tworzyło rodzinę – taką mamy nadzieję. Ale z drugiej strony przecież w niektórych rodzinach, z pokolenia na pokolenie przekazywane są informacje o „szaleństwach” jakiegoś dziadka, wuja, stryja. Po latach nabierają może innego znaczenia, ale niestety dla pewnych osób z rodziny, te historię stają się zagadkami, które za wszelką cenę chcą rozwiązać. Tym samym jak najwięcej się dowiedzieć.
Innym niebezpieczeństwem, które wiąże się z „grzebaniem” w życiorysach przodków, jest szukanie przyczyn swoich grzechów, słabości. Domysły idą nawet w kierunku szukania i potwierdzenia – u żyjących jeszcze najstarszych osób w rodzinie – czy aby nie został ktoś w rodzinie przeklęty. Stąd zrodziły się chyba teorie, aby poddać egzorcyzmowi nawet kod genetyczny swojej rodziny. Tym samym zapominając, że każdy z nas odpowiada za swoje życie. Nie jesteśmy przecież genetycznie „zaprogramowani”.
Ewangelia według św. Mateusza (zob. 1,1-17), w której zawarty jest rodowód pana Jezusa, zachęca nas też do rachunku sumienia. Czy pamiętamy o naszych zmarłych, którzy znajdują się w naszym genealogicznym drzewie? Czy nie jestem szperaczem, który w ich wadach, błędach, grzechach, za wszelką cenę chce znaleźć usprawiedliwienie dla swoich słabości? Pamiętajmy także, że Panu Jezusowi w kochaniu nas, nie przeszkadza historia naszych rodzin!

II. Imię Jan jest nam bardzo dobrze znane, często je wypowiadamy. Nadal jest nadawane dzieciom na chrzcie świętym. W mojej rodzinie t0 imię nosili dziadkowie i stryj. Takie imię posiada mój najstarszy brat. W czasie adwentowych dni, kiedy czytana jest Ewangelia św. Łukasza, słyszymy jak to sam Pan Bóg wybiera imię dla syna Zachariasza i Elżbiety (zob. Łk 1,5-25). Jan Chrzciciel dla nich, to znak wielkiej przychylności Boga. „Jan” w języku hebrajskim oznacza: Bóg jest przychylny. W życiu doznali oni wielu oznak niezrozumienia, z powodu braku potomstwa. Ich sprawiedliwość i wierność prawu zostały wynagrodzone. Sam Pan Jezus powie o Janie Chrzcicielu, że z kobiety nie narodził się większy od niego. To on ochrzci Jezusa, zobaczy w Nim Baranka, który przyszedł zgładzić grzechy.
Czytając te słowa, warto zwrócić uwagę na znaczenie imienia Jan. Kiedy je wypowiadamy zwracając się do kogoś o tym imieniu, przypominamy też sobie, że Bóg jest przychylny każdemu człowiekowi. Jest przychylny także i nam! Największym Jego pragnieniem jest nasze wieczne szczęście.
W tym drugim okresie Adwentu może warto zadbać o to, aby nasze serca były bardziej otwarte. Jesteśmy kochani przez Pana Boga, dlatego powinniśmy mieć je otwarte na Jego miłość. Ale to nie wszystko. Kiedy ją otrzymujemy, tym samym jesteśmy zapraszani, aby ją odwzajemnić.
Idziemy przez codzienność niosąc swoją historię życia! To co dobre raduje nasze serca, jednak mamy też takie chwile, że na wspomnienie pewnych wydarzeń, pojawia się na naszej twarzy rumieniec wstydu. Nie chcemy aby ujrzały światło dnia. Bóg, który jest nam przychylny jest też miłością, miłosierdziem. Nasza historia życia, nie jest dla Niego żadnym problemem. On patrzy w nasze serca, w których – jeżeli głębiej spojrzymy – to potrafimy odkryć wielkie pokłady miłości, dobroci.
W czasie Adwentu otwieramy się na nowe znajomości, otwieramy się na nowe obrazy oglądając filmy. Czytamy nowe książki, chcąc być na tak zwanym topie. Ale może warto zadbać też o to, abyśmy otworzyli się na miłość Pana Boga! Bo przecież jest On nam przychylny, każdego dnia!

III. Od jakiegoś czasu zacząłem oglądać serial „Korona królów”. Przedstawia on teraz czasy królowej Jadwigi oraz pokazuje pojawienie się na Wawelu księcia Litwy, który na chrzcie przyjął imię „Władysław”. Ożenił się z Jadwigą, został królem, rządził Polską i Litwą. Ale nie o nim chcę teraz coś napisać. W odcinku pokazanym w środę (18 grudnia) książę nakazał odszukać byłą ochmistrzynię. Przez wiele lat w kuchni wawelskiej była nią Litwinka, która przyjechała do Krakowa jeszcze za czasów króla Kazimierza Wielkiego i jego pierwszej żony Anny. Bardzo poruszająca jest scena, kiedy wchodzi ona do kuchni. Ci wszyscy, którzy ją znali, na jej widok klękają. Tak jak klęka się przed królową. W tym geście chcą pokazać wielką miłość do niej, szacunek dla jej pracy, dla bycia tam przez wiele lat.
Dlaczego o tym piszę? Po co wspominam te wydarzenie? A no dlatego, że współcześnie wyśmiewa się taką pracę w kuchni. Niektórzy uważają ją za gorszą od innych, dlatego mogą ją wykonywać osoby z niższych sfer społecznych. Chociaż tak myślącym ludziom, nie przeszkadza co niedziela chodzić na obiady do wybranych restauracji. Proszą o najsmaczniejsze dania, zwracają uwagę na to, jak zostały one podane. Doceniając pracę kelnerów, dają też napiwek.
Kiedy jednak głębiej zastanowimy się nad taką „kuchenną” pracą, to zauważymy, że potrzebny jest do tego pewien kunszt, serce, znajomość różnych przypraw. Można chyba powiedzieć, że czasami mamy do czynienia z mistrzostwem kulinarnym. Niektóre osoby realizują się w takiej pracy, ubogacając ciągle swoje kulinarne talenty.
Wiele osób obecnie trochę czasu spędzi w kuchni. Święta, przygotowanie do nich, to intensywna praca. Pieczenie ciast, przygotowanie jedzenia na świąteczny stół. Wiele przecież trudu – także radości – potrzeba, aby przygotować wieczerzę wigilijną. Zachować rodzinną tradycję, potrawy, które były od zawsze. Dlatego też ze strony nas wszystkich korzystających z pracy kogoś z rodziny, potrzebna jest postawa wdzięczności. Nie powinniśmy się bać użyć słowa „dziękuję”.
W filmie „Korona królów” była ochmistrzyni Wawelu odebrała iście królewskie przywitanie, będące owocem włożonej przez nią tam kiedyś pracy, a przede wszystkim miłości. Nie bójmy się zatem i my okazać takie podziękowanie tym, z których pracy korzystamy. Święta są czasem, kiedy ta miłość mocno jest nam okazywana przez innych. Umiejmy ją dostrzec w „świątecznej” pracy, przygotowanych posiłkach, w pięknie przyozdobionym świątecznym stole, … Wawel klęknął przed byłą „szefową kuchni”! Jak my odwdzięczymy się naszym bliskim za wykonywaną przez nich wieloletnią pracę?

ks. Kazimierz Dawcewicz