Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (82E)

I. „Bardzo lubię Boże Narodzenie. Człowiek czuje się tak dobrze przy żłóbku Bożego Dzieciątka! Jakże przemija tu całe pragnienia ziemskiej wielkości, sławy, pochwał, za czym człowiek tak się ugania – od największego do najmniejszego.
Proszę tylko Dzieciątko Jezus, by dało mi prawdziwe dziecięce, proste serce, takie, jakie mieli pasterze, którzy pierwsi mogli powitać Zbawiciela i Go adorować. Chciałbym jak małe dziecko zawsze klęczeć u stóp Bożego Dziecięcia i oprzeć głowę na Jego miłującym Sercu. Tam jest tak cicho i spokojnie” (św. Urszula Ledóchowska)
. Zacytowane przeze mnie słowa zawierają w sobie głębię i prawdę tych świątecznych dni, która niestety nam gdzieś umknęła. Zostały nam „wyrwana” z serca przez gorączkę przygotowania do świąt. Poprzez stanie w kolejkach, poszukiwanie jak najlepszych prezentów.
Mimo tego warto sobie uświadomić – choćby teraz po świętach – prawdę o tych dniach. Te wszystkie zabiegi, dekoracje i jeszcze wiele innych zajęć podejmowanych w tym czasie, są ważne. Ale nie możemy zapomnieć o najważniejszym, o Panu Jezusie, który rodząc się w Betlejem staje się nam wszystkim bliski na wyciągnięcie ręki. Przychodzi, aby rozjaśnić ciemności naszych serc, aby dać odpowiedź na nurtujące nas wątpliwości i pytania.
Dlaczego tak ulegamy klimatowi tych świat? A z drugiej strony, dlaczego tak powierzchownie je przeżywamy? Szukając odpowiedzi na te pytania wypada wrócić do zacytowanego przeze mnie tekstu. Brakuje nam prostoty serca, serca dziecięcego, które pozwoliłoby nam klęknąć przed żłobkiem i wsłuchać się w Jego kochające Serce.
Dominująca w nas pycha, duma, wyniosłość, blokują i zatrzymują przed takimi gestami i zachowaniami – wypływającymi z pokory. Wśród różnych kartek świątecznych zamieszczonych w Internecie, można zobaczyć kartki z napisem: „Na Boże Narodzenie nie zapomnij zaprosić Jezusa – urodziny bez Jubilata są bez sensu”.
Zapraszamy na nasze świąteczne spotkania – obiady, kolacje, różnych gości, przyjaciół, znajomych. Chcemy ten czas spędzić w radości dzielenia się z nimi swoim czasem, radością i uśmiechem. Należy takie zachowania tylko pochwalić i polecić, aby były praktykowane w przyszłości. Ale jeżeli chcemy, aby czas Świąt Bożego Narodzenia był przeżyty jeszcze piękniej, wypada zaprosić do naszych domów i serc Pana Jezusa. Bo przecież jest to dzień Jego Święta – Jego Urodziny!

II. „Wielka miłość rzeczy małe umie zamienić na rzeczy wielkie i tylko miłość nadaje czynom naszym wartość, a im miłość nasza stanie się czystsza, tym ogień cierpień mniej będzie miał w nas do trawienia i cierpienie przestanie być dla nas cierpieniem” (św. Faustyna Kowalska, Dzienniczek, 302). Można te słowa o miłości, która czyni małe rzeczy wielkimi, odnieść też do duchowej drogi świętej Teresy od Dzieciątka Jezus. W tym mijającym czasie usłyszeliśmy wiele informacji o różnych formach pomocy okazywanej innym ludziom, przede wszystkim osobom bezdomnym, ubogim, potrzebującym materialnego wsparcia. Do takiej pomocy jesteśmy zapraszani wszyscy. Nie wystarczy tylko się skarżyć, że takich osób nieustannie nam przybywa.
Człowiek długo klęczy przed Bogiem i narzeka na ten otaczający go świat. Wypomina, że jest tyle niesprawiedliwości, ludzi potrzebujących różnej pomocy. Jak mogłeś Boże do takich rzeczy dopuścić? Co Ty Panie teraz powiesz? Po chwili słyszy cichą i delikatną odpowiedź: „Stworzyłem Ciebie!”
Ta mądra anegdota pokazuje, że Bóg nie chce wszystkiego za nas robić – stworzył nas po to, byśmy z Nim współdziałali; jesteśmy Jego sługami w zaradzaniu potrzebom pojawiającym się w życiu. Bóg nie chce nam narzucać zbawienia, uwolnienia od zła – bez naszej woli i naszego udziału. Gdyby to zrobił, tym samym odebrałby nam wolność, największą wartość, jaką zostaliśmy przez Niego obdarowani. Zamiast partnerami, bylibyśmy Jego niewolnikami (Włodzimierz Zatorski OSB).
Czas świąteczny obok tych spektakularnych akcji opisywanych na stronach internetowych, pokazywanych w telewizji, miał i ma akcje mniejsze. Te, które dzieją się w zaciszu domów, mieszkań. Przecież wiele osób wykonuje tam zwykłe, małe, codzienne prace. Takie jak przygotowanie jedzenia, pranie, pomoc w pielęgnacji osób chorych, … Czynione z miłością stają się rzeczami wielkimi. Bo to przecież miłość nadaje naszym czynom wartość, a wtedy też nasze serca będą czystsze, otwarte na innych. Zaczniemy dostrzegać osoby potrzebujące pomocy. Pojawi się też owe zrozumienie – przestaniemy tym samym Boga oskarżać – zostaliśmy stworzeni po to, aby być z tymi ludźmi, aby o nich się troszczyć.

III. „Słowo „Kościół” oznacza dla większości ludzi Kościół, jako instytucję, a zwłaszcza jego hierarchię: papieża, biskupów, księży i zakonników. Rzadko pamiętają o tym, że Kościół to cała wspólnota, zarówno duchowni, jak i świeccy” (Kardynał Basil Hume, Własnymi słowami, Tyniec 2001, s. 51). Dosyć często słyszymy teraz słowa krytyki wypowiadane pod adresem Kościoła. Padają one z ust różnych osób, tych zaangażowanych w Kościół, tych zagubionych, stojących daleko, nie wspominając już o wrogach. To, co w tym wszystkim jest smutne, to że większość skarżących się osób traktuje Kościół jako instytucję, z której korzystam kiedy jest mi potrzebna.
Nawet dla wielu osób uczestniczących w niedzielnej Mszy świętej, korzystających z sakramentów, świadomość, że Kościół to także ja, nie trafia do przekonania! A przecież nie ma Kościoła bez nas wszystkich. Wszyscy jesteśmy potrzebni, mamy do spełnienia swoje zadania. Tak, wspólnota kościelna nie jest wspólnotą na wskroś demokratyczną. Mimo to, mamy możliwości wypowiedzenia swoich bolączek związanych z jego funkcjonowaniem.
Takim miejscem bywają wspólnoty, rady parafialne – duszpasterskie i ekonomiczne. W tej chwili dla całego Kościoła – na wszystkich kontynentach – nadarzyła się „okazja”, aby wypowiedzieć się o Kościele. Ma to związek z Synodem, który został zwołany przez papieża Franciszka. Dotknięcie spraw codziennych z życia parafii, może stanowić także dobro tego czasu. Jednak zamysł postawienia pytań synodalnych, odpowiedzi na nie, sięga znacznie głębiej i dalej.
Potrzebna jest najpierw modlitwa do Ducha Świętego, duchowy zamysł nad Kościołem i moim w nim miejscu. Potrzebny jest czas na „przetrawienie” zrodzonych w sercu i umyśle słów. Można po czasie to wszystko spisać, odłożyć gdzieś, „pochodzić” obok tego. Aby następnie to wszystko znów przeczytać – w tym czasie nadal towarzyszy nam modlitwa do Ducha Świętego – poprawić, uściślić!
Może postępem w tym dziele zrozumienia istoty Kościoła – owocem Synodu – i mojego w nim bycia będzie także to, że przestaniemy mówić: oni – to znaczy duchowni – no i my – wszyscy wierni! Kościół, to cała wspólnota, zarówno duchowni, jak i świeccy!!! Postarajmy się zawsze o tym pamiętać!!!

ks. Kazimierz Dawcewicz