Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (82d)

I. Przynależąc do Kościoła jesteśmy zachęcani i prowadzeni – jak pisałem w ostatnim rozważaniu – do coraz większej zażyłości z Panem Bogiem. Wielką pomocą w tym dziele, są święci. Jednak tą drogą życia w tak radykalnym przyjęciu wymagań Ewangelii, otwartością na Jego miłość, niestety nie idą tłumy ludzi. Od wieków jest to mała garstka Bożych szaleńców, która jednak inspiruje, a co najważniejsze przemienia świat. Przed paru dniami skończyłem czytać książkę „Mistyczki historie kobiet wybranych” (Ewa K. Czaczkowska, Kraków 2019). W tej książce zostało opisane życie czterech kobiet: Wandy Boniszewskiej (1907-2003), Alicji Lenczewskiej (1934-2012), Wandy Malczewskiej (1822-1896) i Marii Franciszki Kozłowskiej (1862-1921). Pierwsza z nich była stygmatyczką, druga prowadziła dialog z Jezusem przez ponad 20 lat. Kolejna, to społeczniczka, widziała drogę krzyżową i śmierć Chrystusa, także zapowiedziała odzyskanie przez Polskę niepodległości. Wreszcie czwarta z nich, miała objawienia, które doprowadziły do schizmy. Stała się założycielką mariawitów, obłożona klątwą przez Watykan.
Owe mistyczki doświadczyły w swoim życiu spotkań z Panem Jezusem, miały duży wpływ na otaczających je ludzi. Ostatnia opisana w tej książce – Mateczka Kozłowska – jak ją nazywają mariawici, stała się przyczyną podziału w polskim Kościele. Trwa on do dnia dzisiejszego, chociaż liczba mariawitów systematycznie się zmniejsza.
Wspominam te osoby, chcąc pokazać, jak ważną rolę w ich życiu odgrywali księża spowiednicy, kierownicy duchowi. Trzy z wymienionych kobiet, w duchu posłuszeństwa i pokory, do końca życia były wierne nauce Kościoła. Maria Kozłowska poszła swoją drogą. Chęć odnowienia życia ówczesnych parafii i duchowieństwa, zakończyła się podziałem. Sama zaczęła nawet odbierać cześć, jakby była równa w godności samej Maryi, Matce Pana Jezusa.
Zachęcając do przeczytania tej książki. Pragnę też przypomnieć, że stany mistyczne nadal są czymś nadzwyczajnym. Ale to sam Bóg wybiera ludzi, z którymi wchodzi w tak intymny dialog. Trzeba też pamiętać, że my nie powinniśmy o takie doświadczenia prosić. Mamy nosić w swoim sercu coraz większe pragnienie kochania Pana Jezusa, ale jaką drogą będziemy prowadzeni, to już nie zależy tak do końca od nas. Mamy próbować każdego dnia, aby jak najlepiej na Jego łaski odpowiadać. Nie bądźmy również rozczarowani tym, że w większości dni naszego życia, przyjdzie nam iść „szarą” drogą. Przeplataną czasami zachwytami nad miłością Pana Boga i otaczającymi nas ludźmi i światem.
Wytrwałe kroczenie za Panem Jezusem, dobre przeżywanie swojej codzienności z Nim, to najlepszy ewangelizacyjny przykład. Święci, mistycy, zachwycają nas „swoimi” duchowymi nadzwyczajnościami. Jednak spotkania z nimi, choćby w trakcie lektury ich pism, się zawsze kończą. Na drodze wiary, pozostajemy sami często. Sami – ale nie osamotnieni, bo obok mamy siostry i braci w wierze, mamy biskupa i prezbitera. Wszyscy razem tworzymy Kościół, który wpatrzony w swojego Pana i Zbawiciela, wiernie za Nim kroczy. Wszystkim czytającym te słowa, życzę wierności Kościołowi, posłuszeństwa, łaski pokory. Pamiętajmy, że każdy z nas ma w tej wspólnocie ludzi wierzących, ważną rolę i zadanie do spełnienia.

II. Dosyć rzadko, ale mimo wszystko, oglądamy uroczystości koronacyjne. W Europie takich państw, które mają króla jeszcze trochę pozostało. Chociaż my Polacy, możemy tylko powspominać dawne czasy, kiedy mieliśmy swoich królów. Same uroczystości koronacyjne, czy ślubne współczesnych „władców” są bardzo doniosłe, pełne splendoru. Tłumy ludzi stojące na ulicach, chcą zobaczyć przejeżdżający orszak królewski. Nie możemy zapomnieć też o tych, którzy siedzą w tym czasie w domach przed telewizorem i podziwiają to wszystko.
W ostatnią niedzielę – w uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata, zostaliśmy zatrzymani, aby jeszcze bardziej sobie uświadomić , że także Jezus jest królem (zob. Łk 23,35-43). Tylko ta scena Jego koronacji, całkowicie się różni od tych współczesnych. Jezus wisi na krzyżu, jest wyszydzany, drwią z Niego stojący przed krzyżem członkowie Wysokiej Rady. Uważają, że udało im się rozwiązać problem, zdetronizować niedoszłego króla. Cynizm i szyderstwo, okazują Chrystusowi żołnierze, a stojący w oddali tłum jest zalękniony.
W tym obcym dla Jezusa gronie osób, jest jeszcze „dobry łotr”. To on uwierzył Jezusowi, odkrył w Jego cierpieniu oblicze Boga. On też otrzymał obietnicę, udziału w królestwie Jezusa. Wisząc obok Chrystusa, wpatrując się w Niego, obudziło się w nim zasiane kiedyś ziarno uczciwości, prawdy.
„Dobry łotr” – to człowiek, który w krótkim czasie odbudował swoje życie. Zrozumiał, że w Ukrzyżowanym objawia się potęga samego Boga. Na jego nawrócenie Jezus ma tylko jedną odpowiedź: „Zaprawdę, powiadam ci: dziś ze Mną będziesz w raju” (por. Stanisław Biel, Wiara jak ziarno gorczycy, Homilie na niedziele i święta, Rok A,B,C, Kraków 2013, s. 391-392).
Wpatrując się w ewangeliczną scenę, widząc „dobrego łotra” oczyma wyobraźni już w raju pytamy: Co mamy zrobić, aby od Jezusa usłyszeć podobne słowa? Aby to zaistniało w naszym życiu, sami musimy Go wybrać i przyjąć jako Króla. Jego królestwo ma sens, kiedy obejmuje nasze serca. Każdy z nas jest człowiekiem wolnym, to Bóg obdarzył nas wolnością, tej wolności nam nie zabiera. On pragnienie, abyśmy kierując się wolnością, wybrali Go na króla.
Wobec krzyża, przed którym stajemy, możemy zachować się w dwójnasób. Otworzyć się na Boże miłosierdzie, stając w pokorze, w bojaźni. Tak jak to uczynił „dobry łotr”. Ale również można zachować się zupełnie inaczej, tak jak ten drugi złoczyńca, który przeklął krzyż i Pana Jezusa. Wybór należy do każdego z nas, to nasza decyzja!
Oglądanie i podziwianie uroczystości koronacyjnych współczesnych władców, budzi zachwyt. Obywatele danego państwa rosną w dumę, chwalą się swoją królewską parą. Dobrze, że inni tak to przeżywają. Ale tak naprawdę dla nas osób postronnych, nie ma to żadnego znaczenia. Ale wybór Pana Jezusa na Króla, już tak, bo dotyka to naszej wieczności. Tu na ziemi, przez wiarę w Niego, tworzymy i budujemy już Jego królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo światłości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju (z prefacji O Jezusie Chrystusie Królu Wszechświata).

III. Towarzystwo drogi prowadzącej w kierunku Bartoszyc czy Olsztyna, niesie z sobą „śpiew” silników samochodów. Ale nie tylko, bo w tych przedpołudniowych godzinach (środa), parę razy można było usłyszeć głos karetki pogotowia. Jechała na sygnale aby pomóc, ale dla osób stojących obok, to także znak, że toczy się walka o życie jakiegoś człowieka. Słowo „walka” wpisane jest w naszą codzienność, w codzienność narodów, społeczeństw, rodzin. Najgorsze z tego jest to, że ma ono różne znaczenie. Można walczyć o życie, walczymy o swoje dobre imię, walczymy o pewne społeczne przywileje. Z filmu „Sami swoi” pamiętamy, że można walczyć o miedzę. W tej chwili niestety, ta walka przeniosła się na sprawy społeczne, no i religijne (zob. Łk 21,12-19).
Uczeń Pana Jezusa, jest zobowiązany do bycia świadkiem. Mamy dawać świadectwo o zmartwychwstałym Panu. Przyznanie się do Chrystusa, czasami kosztuje bardzo dużo, a największym tego znakiem jest męczeństwo. W tych trudnych sytuacjach, także nasza wiara bywa wystawiana na próbę. Różne wtedy myśli kołaczą się po naszej głowie. Nawet zachęcające do zamilknięcia, do ucieczki gdzieś w bezpieczne miejsce. Warto jednak pamiętać, że w takich sytuacjach milczenie należy potraktować jako zdradę Chrystusa.
Dawanie świadectwa bywa trudne, wiąże się z niezrozumieniem, samotnością. Mogą atakować nas nie tylko ci, którzy wystąpili do walki z Panem Jezusem. Ale odwracając się od nas, pokazując swoje plecy, osoby nam bliskie. Trzeba zatem pamiętać, że w tych sytuacjach możemy liczyć na pomoc Chrystusa: „Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić”.
Kiedy inni ludzie występują do walki, warto pamiętać, że Pan Jezus pragnie zamieniać nasze doświadczane wtedy cierpienie z powodu Jego imienia, w przestrzeń działania łaski (Krzysztof Wons SDS). Jak mamy rozumieć, te słowa? Prześladowca, ten kto występuje do walki z Ewangelią, z Jego Kościołem, może w trakcie podjętych zmagań się nawrócić. Może dla osoby walczącej z Panem Bogiem, być to ostatnia szansa, klęknięcia przed majestatem kochającego go Boga. Dlatego nasz Pan, tak bardzo potrzebuje naszego świadectwa wiary.

ks. Kazimierz Dawcewicz