Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (7E)

I. Co teraz mam napisać? O czym mam pisać? Takie pytania „chodzą” mi po głowie, ale codzienność życia przyniosła mi temat. W pierwszy piątek miesiąca z Najświętszym Sakramentem szedłem do chorej. Na wysokości sklepu mięsnego mijał mnie samochód, dwie osoby w środku. Na mój widok, kierowca samochodu zasłonił sobie oczy – na chwilę. Chyba zbyt straszny widok pojawił mu się na drodze, stąd taka reakcja. Różnie ludzie reagowali widząc mnie, ale coś takiego spotkało mnie chyba po raz pierwszy. Okazuje się, że jeszcze mogę być zaskoczony. W takich czasach jak te, można przecież spodziewać się rozmaitych ludzkich zachowań.
Zachowanie owego kierowcy, zasłonięcie ręką oczu, w tamtej chwili dotyczyło mnie, ale w życiu nie jest związane tylko z moją osobą. Okazuje się, że także inni ludzie doświadczają przeróżnych zachowań. Przecież ludzie uciekają przed sobą, zmieniają stronę ulicy, aby się nie spotkać. Odwracają się plecami, udając, że kogoś nie widzą. Tak wygląda życie, tak realizujemy zasady „dobrego wychowania”.
Kiedy czytamy takie wiadomości, ktoś o podobnych zdarzeniach nam opowiada, wtedy pytamy: co się stało z ludźmi, że tak się zachowują? Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź, bo przecież pewna wina za takie zachowania, może znajdować się po jednej i drugiej stronie. Jeżeli nie „skorzystamy” w tych międzyludzkich relacjach z chrześcijańskiego miłosierdzia, przebaczenia, to niezbyt dobrze będzie działo się w rodzinach i międzysąsiedzkich relacjach. Wręcz to wszystko może się przyczynić do zbudowania murów – tych psychicznych, czy też tych zbudowanych z drewna, betonu!
Na pewno inaczej trzeba podejść do tego zachowania piątkowego. Ma ono swoje zaczepienie w tym, co teraz mówi się i pisze o nas księżach. Odpowiedzialność za złe zachowania duchownych, rozkłada się na całe nasze środowisko. To nic, że my tutaj w diecezji warmińskiej nie znamy księży z innych diecezji, zgromadzeń zakonnych. Sutanna, habit zakonny, mówi spotykającym nas osobom, to oni tworzą te duchowne korporacje, zamknięte hermetycznie kręgi. A co oni tam robią, to już Pan Bóg wie, no i oni sami. Takie myślenie pokutuje tym, że osoba duchowna może stać się potencjalnym zagrożeniem.
Można to jakoś zmienić? Dobre i ewangeliczne życie kapłańskie, to najlepsze lekarstwo na zmianę takiego myślenia i reagowania. Chociaż nie należy się oszukiwać, zawsze obok nas będą żyli ludzie, którzy na widok księdza, siostry zakonnej, będą przeróżnie – negatywnie – reagowali i dziwnie się zachowywali. Trzeba zgodzić się, że tak jest i będzie. Widocznie Panu Bogu, takie osoby są do czegoś potrzebne. Na koniec jeszcze jedna rada dla kierowców, którzy chcą nadal zasłaniać sobie oczy na mój widok czy innego duchownego. Radzę tego nie robić, bo można spowodować wypadek. A nikt, tego przecież nie chce. Proszę szukać – jeżeli tak trzeba – innych sposobów pokazania swojego niezadowolenia.

II. Niedziela Trójcy Przenajświętszej przypomina każdemu chrześcijaninowi tę wielką tajemnicę wiary. Obchód tej uroczystości, to przypomnienie, że wszystko co czynimy w naszym życiu religijnym, czynimy to w imię Trójcy Świętej. Kiedy jesteśmy na niedzielnej Mszy świętej, z całym Kościołem wyznajemy naszą wiarę w Trójcę Świętą. Mam nadzieję, że zauważyliśmy w trakcie odmawiania „Credo”, „mały” szczegół. Wyznajemy naszą wiarę nie w liczbie mnogiej, ale w liczbie pojedynczej. Na Eucharystii niedzielnej może nas być bardzo dużo, albo może być tylko parę osób, ale zawsze to ja mówię: „Wierzę w jednego Boga, …”. To ważna uwaga, nawet bardzo ważna!
Kiedy stoimy w kościele, wypowiadamy słowa „wierzę”, tym samym warto sobie uświadomić, że za tymi słowami idą pewne konsekwencje. Osoby, z którymi się spotykamy w codziennym życiu, wiedząc o tym, że jesteśmy katolikami, mają swoje oczekiwania z tym związane. Uważają, że można nam zaufać, że jesteśmy ludźmi, którzy ich nie zawiodą. Pan Jezus zachęca nas, aby ludzie widzieli wasze dobre czyny i chwalili Ojca, który jest w niebie (por. Mt 5,16). Jeżeli jednak dopuścimy się czegoś innego – sprawimy, że ktoś dozna zawodu, wtedy możemy przyczynić się do tego, że taki człowiek zacznie bluźnić Panu Bogu.
Dlatego powinniśmy wszystko zrobić, aby inni ludzie nie zostali wystawieni przez nas do przysłowiowego wiatru. Wierząc w Boga Ojca, który stworzył ten piękny świat; wierząc w Jezusa Chrystusa Syna Bożego, który za nas umarł i zmartwychwstał; wierząc w Ducha Świętego, który nas umacnia, oświeca, przemienia swoją mocą, powinniśmy zrozumieć konsekwencje wyznawania wiary! Mamy wszystko uczynić, aby inni ludzie mogli nam zaufać. Czy jest to zadanie, które jest ponad nasze siły?
Po ludzku sądząc wielu z nas teraz pewnie powie, tak – NAS TO WSZYSTKO PRZERASTA! Wystarczy przyjrzeć się codzienności życia wielu osób, a odpowiedź mamy gotową! Ale na nasze życie, wypada też, a nawet może trzeba, spojrzeć z innej strony. W każdym z nas przecież działa łaska Boża, która wspomaga, pomnaża naszą miłość. Tak to prawda, że czasami przegrywamy. Ale kolejny dzień życia, to kolejna szansa aby to zmienić. A tym samym, pokazać, że konsekwentnie, z uporem, chcemy wprowadzać w życie wymagania naszej wiary, którą wyznajemy w każdą niedzielę i święta! Tym samym więcej dobra, przekażemy innym ludziom!

III. W poniedziałkowy poranek, przez dłuższą chwilę przyglądałem się pływającym po dywickim jeziorze kaczkom oczywiście. Obserwowałem ich zachowanie z nowej „kładki”. Szybko biegnie do przodu czas, małe kaczątka stały się już duże, chociaż ciągle przebywają pod opieką tych starszych. Co mnie tak zaciekawiło? A no to, w jaki sposób grupa sześciu kaczek, zgodnie objadała rosnąca tam trzcinę, nie przeszkadzała sobie, nie walczyła ze sobą. Godna podziwu panowała wśród nich jedność, zgoda. Tylko pozazdrościć takiego zgrania, bo przecież my ludzie, przy jedzeniu potrafimy się pokłócić, powalczyć o lepsze kąski. Wiele jeszcze innych ciekawych ale nie świadczących dobrze o nas zachowaniach, można byłoby tu pisać. Ale może tyle wystarczy.
Dlaczego takie zachowania mają miejsce w naszym życiu? Co sprawia, że czasami tak dziwnie źle się zachowujemy? Odpowiedzi na te pytania może być dużo, ale pierwszy i podstawowy problem, to nasz egoizm. Chcemy dużo dla siebie, dla naszych bliskich, dla rodziny. Wtedy w zapomnienie idą Boże przykazania. Pomijamy żyjących obok nas innych ludzi, którzy też mają swoje życiowe oczekiwania. Może po cichu liczą, że okażemy im swoją pomoc. W tym miejscu można odwołać się do starego porzekadła, że grabie zawsze grabią do siebie.
Okazuje się, że pomimo wielu wysiłków, pycha, duma, egoizm, nadal przebywają w naszych sercach. Ale uświadomienie sobie tego, nie powinno wywoływać w nas gestu podniesionych rąk i mruczenia pod nosem: „tak poddaje się, nic nie mogę z tym zrobić”! Nie należy rezygnować z przemiany siebie! Wejście na drogę wiary i żywej relacji z Panem Jezusem, to najlepsza pomoc w tym dziele. A przede wszystkim doświadczenie Jego miłości! Bo przecież chrześcijańska doskonałość objawia się w miłości do Pana Boga i do drugiego człowieka. Serce przepełnione miłością nadprzyrodzoną inaczej się modli, inaczej przeżywa Mszę świętą! Inaczej, to znaczy chłonąc napływające łaski, cierpliwie przełamuje mury egoizmu, pychy, dumy. Dzięki temu, zaczynamy naprawdę realizować przykazanie kochania bliźniego jak siebie samego.
Wtedy też nie będziemy się dziwili, kiedy przypadkiem spotkamy nad jeziorem, pływające kaczki, perkozy, które zgodnie nurkują, obskubują rosnące tam trzciny. Powalczymy o zgodę w rodzinach, w relacjach międzyludzkich, pokażmy jak uczniowie Chrystusa Pana potrafią pięknie się kochać!

ks. Kazimierz Dawcewicz