Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (77d)

I. Siedzę przed komputerem, wpatruję się w okno – widać kontury oświetlonych drzew, widać liście, które resztkami „sił” trzymają się gałęzi. Jest już ciemno (godz. 19.30), ale to nie przeszkadza nowej parafialnej inicjatywie spotkać się i ćwiczyć. Mam na myśli chór, który ma już swoją drugą próbę. Szlifują jedną, no a teraz drugą pieśń. Dzisiaj spotkanie dłuższe niż w ubiegły poniedziałek, ale tak będzie już zawsze. Jako ludzie, szukamy czegoś nowego, aby zacząć się zrealizować, spełniać, także udoskonalać swoje talenty. Trzeba życzyć chórzystom wytrwałości i cierpliwości, w uczeniu się śpiewu, który ma uświetnić świętą liturgię.
Ewangelia z ostatniej niedzieli (XXIX „C”), mocno podkreśliła ową cierpliwość potrzebną w praktyce codziennej modlitwy. Uboga wdowa, naprzykrzająca się sędziemu, staje się przykładem wytrwałego pukania do drzwi Pana Boga (zob Łk 18,1-8). Ostatnimi czasy, w tych rozważaniach trochę pisałem o modlitwie. Bo aby duchowo wzrastać, owocować, potrzebujemy codziennej modlitwy. Szukając „czegoś” na niedzielną homilię dla dzieci, w pomocach homiletycznych znalazłem modlitwę papieża Franciszka. Chodzi w niej o modlitwę pięciu palców. Praktykowana, przynosi oczekiwane przez nas owoce.
Warto spojrzeć na swoją rękę. Kciuk jest palcem, który jest najbliżej nas. To zachęta aby zacząć modlitwę za tych, którzy są nam najbliżsi. Modlimy się za tych, których kochamy. Sąsiedni palec jest palcem wskazującym. Pomódlmy się za tych, którzy wychowują, kształcą i leczą. Oni wszyscy potrzebują wsparcia i mądrości, by we właściwym kierunku mogli prowadzić innych. Palce środkowy jest najwyższy z palców. Przypomina nam o naszych przywódcach, liderach, osobach rządzących, tych wszystkich, którzy sprawują jakąś władzę.
Kolejny palec, to palec serdeczny. Dla wielu z nas jest zaskakujące, że jest on najsłabszym palcem. W nim znajdujemy przypomnienie, aby modlić się za słabych, chorych, strapionych. Tych, którzy obciążeni są problemami. Nasza modlitwa jest im bardzo potrzebna. W końcu zatrzymujemy się przy naszym małym palcu. To on przypomina nam o modlitwie za siebie samego. Kiedy upłynie czas, w którym już pomodliliśmy się za te cztery grupy, wtedy nasze własne sprawy ujrzymy we właściwym świetle, perspektywie. Będziemy też gotowi modlić się za siebie, w sposób bardziej prawdziwy i skuteczny.
Papież Franciszek poleca taką modlitwę, zaświadcza, że przynosi ona dobre owoce. Nawrócenia, przemiany, tym samym nasze życie zacznie stawać się piękniejsze i dobre. Co nie znaczy, że nie będziemy popełniali żadnych błędów, grzechów. Jeśli nawet to się zdarzy, to będziemy umieli szybko odnaleźć drogę do Pana Boga. Aby na nowo zacząć czynić dobro.

II. Znów spoglądam w moje okno, okazuje się że zaczynam widzieć coraz więcej. Skąd taka zmiana, ktoś zapyta? Sprawiła to jesień, przede wszystkim przyczynił się do tego brak liści na drzewach. Przez parę miesięcy cieszą nasze oczy, ale ograniczają też widzenie przez nas czegoś dokładniej i dalej. Chociaż z drugiej strony są one schronieniem dla ptaków, które w gałęziach drzew budują swoje gniazda. Patrząc na nasze życie także możemy powiedzieć, że nasze przyzwyczajenia, nawyki, uzależnienia, ograniczają nam poznanie świata. Szczególnie niebezpieczny w tej dziedzinie jest świat medialny, internetowy, który na wiele godzin potrafi nas zatrzymać przy sobie, ograniczyć.
Nie należy tych słów rozumieć, jako totalnej krytyki tych „dobroczyńców ludzkości”. Niebezpieczeństwo nie tkwi w tym, że one są, ale w tym, że człowiek nie potrafi mądrze i roztropnie z nich korzystać. Kiedy przesiadujemy godzinami przed telewizorem, oglądając przeróżne filmy, słuchając różnych wiadomości, myślimy, że wtedy o wszystkim wiemy. Wydaje się nam, że to my o tym decydujemy, ale przecież stajemy się często bezkrytycznymi odbiorcami. To inni dokonują za nas wyboru, to ktoś inny podsuwa nam film do zobaczenia. Tym samym zaczyna nam się zmniejszać świat, coś widzimy, ale mniej.
Podobne spostrzeżenia można też odnieść do Internetu. Chociaż z przeróżnych stron internetowych, for, możemy sami coś wybrać. To my decydujemy co nas interesuje, co będziemy oglądać i czytać. Jednak trzeba też zauważyć, że przesiadywanie przed komputerem spłaszcza nasze spojrzenie. Będzie tak się działo i tak się dzieje, bo nie wiedząc do końca o tym, ulegamy przyzwyczajeniu. A przecież obok nas żyją ludzie, którzy myślą inaczej. Na pułkach w księgarni leżą książki, których nie znajdziemy w telewizji i Internecie. Korzystanie z tego źródła wnosi otwarcie, pokazuje, że obok nas istnieje trochę inny świat, inna rzeczywistość. Rozumiem, że każdy z nas ma swoje zainteresowania, czytamy to, co nam odpowiada, słuchamy ulubionych audycji. Potrzeba nam zatem pewnej rozwagi i delikatności, wyrozumiałości, która podpowiada, że nie możemy z wysokości paru metrów pouczać innych. Mniemając, że tylko tu gdzie ja jestem, co ja oglądam i czytam, znajduje się prawdziwe postrzeganie świata, rzeczywistości.
Przenosząc te moje spostrzeżenia na wiarę, trzeba powiedzieć, że bardzo mocny wpływ na nasze postrzeganie Pana Boga, miał, może nadal ma, nasz dom rodzinny. Bardzo często zamykamy Pana Boga w Jego przykazaniach, nakazach. Wydaje się nam taki sam zawsze, z upływem czasu nawet bardziej niedostępny. Wszystko jednak ulega zmianie, kiedy zaczynamy Go poznawać. Kiedy codzienna modlitwa prowadzi nas do czytania i rozważania słowa Bożego. Wlewająca się w nasze serce Jego miłość i miłosierdzie, coraz bardziej otwierają nas na czynienie dobra. Bóg, w którego wierzymy nie jest już Bogiem dalekim, ale staje się nam coraz bliższy. Bierze nas na ręce i podnosi do swego policzka. Zachowuje się tak, jak kochający ojciec czyni ze swoim dzieckiem (zob. Oz 11, 1-4).
Spadające z drzew liście, pokazują nam więcej, odkrywają się przed nami zasłonięte na pewien czas obrazy, widoki. Jeżeli przyroda przychodzi nam z taką pomocą, to nie lękajmy się zbliżać każdego dnia do Pana Boga. Świat stworzony przez Niego tyle nam daje, tyle sprawia radości, zatrzymuje w zachwycie nad swoim pięknem. To cóż możemy powiedzieć o naszym Panu? Jego miłość, łaski, dary, złożone w naszym sercu, przybliżają każdego dnia jeszcze bardziej, do niezgłębionych bogactw Jego dobroci!

III. Skończyłem dzisiaj (wtorek) czytanie książki: „Liczy się tylko miłość”. Przeczytałem historię życia, powołania zakonnego, no i śmierci, bł. s. Celestyny Faron/1913-1944/ („Została tylko miłość”, Sandomierz 2019). Żyła niby zwyczajnie, a jednak tam gdzie się pojawiała, wzbudzała pewien zachwyt, poruszenie. Poniosła śmierć męczeńską w obozie koncentracyjnym w Oświęcim. Jej śmierć poruszyła więźniarki, które przecież ze śmiercią miały wtedy ciągle do czynienia. Nieodzownym towarzyszem jej więziennej niedoli, był różaniec, który odmawiała każdego dnia. Modlitwa różańcowa, była dla niej siłą do wytrwania, do znoszenia wszelkich upokorzeń, wreszcie do przyjęcia śmierci.
Jednym z ważnych elementów jest życia, była modlitwa, którą ofiarowała za księdza Władysława Farona. Nosił on to samo nazwisko co ona, ale nie byli krewnymi. Kiedy dowiedziała się, że wypowiedział posłuszeństwo biskupowi tarnowskiemu, porzucił Kościół katolicki i wstąpił do Narodowego Kościoła Katolickiego, wtedy rozpoczęła modlitwę za niego bł. s. Celestyna. Składała w Boże ręce wszelkie swoje cierpienia, a potem też i życie, złożyła w ofierze za niego. Wierzyła, że Bóg ofiarę przyjmie i ten marnotrawny syn powróci. I tak było. Chociaż Celestyna nie doczekała się tej chwili. Stało się to cztery lata po jej śmierci w oświęcimskim obozie. Kiedy ksiądz Władysław pojednał się z Kościołem katolickim, dziękował wszystkim, którzy przez lata modlili się w intencji jego nawrócenia. Nigdy jednak nie dowiedział się chyba, że wśród nich była także siostra Celestyna (Kasia Faronówna). Nie znał jej i nie wiedział o jej istnieniu. Zmarł na zawał serca w 1965 w roku (zob. jw. s. 47-51).
Jej postawa, to dla każdego z nas zachęta, abyśmy podjęli takie duchowe modlitewne wezwania za osoby nam bliskie, ale i znane tylko ze słyszenia. Obok nas żyje wielu ludzi, którzy z różnych przyczyn odeszli od Kościoła. Przy różnych intencjach, jakie towarzyszą naszym modlitwom, warto poświęcić trochę modlitewnej troski także im. Ofiarowywać swoje trudy życia, posty. Ten duchowy trud błogosławionej s. Celestyny, zakończył się powodzeniem.
Taka duchowa postawa, to przykład troski o Kościół. Pokazanie, że ludzie żyjący obok nas są ważni. Nie możemy tak łatwo rezygnować z nich, trzeba okazać im chrześcijańska miłosierną miłość, która najlepiej może wyrazić się w modlitwie, ofiarowywaniu swojego cierpienia za nich. Wzorem bł. s. Celestyny, róbmy to w ciszy i ukryciu naszych serc!

ks. Kazimierz Dawcewicz