Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (72E)

I. Temat modlitwy jest dosyć często podejmowany w homiliach, konferencjach, także i w tych moich rozważaniach. Dlaczego tak się dzieje? Bo zagadnienie jest ważne, bo modlitwa nas przemienia, kształtuje nasze wnętrze. Stąd powinniśmy nieustannie się w niej doskonalić. Dobrze wiemy, że modlitwa jest rozmową z Panem Bogiem. Jeżeli jest rozmową, to znaczy, że my mamy do Niego mówić, ale także mamy Go słuchać. Oczywiście łatwiej jest mówić, niż kogoś słuchać. Ale słuchanie sprawia, że zaczynamy rozumieć drugiego człowieka, poznajemy go. Stajemy się bardziej wrażliwi na jego potrzeby. Podobnie jest i w naszej codziennej modlitwie. Możemy ciągle mówić, ale to nie znaczy, że zaczniemy liczyć się z Panem Bogiem. To my stawiamy Go pod „ścianą”, ciągle dając Mu listę naszych próśb i zażaleń, nawet wskazań.
Można wtedy po pewnym czasie powiedzieć, że tak naprawdę nic w nas się nie zmienia, jesteśmy ciągle tacy sami. Dlaczego tak się dzieje? Co robimy nie tak? Koncentrując się na samym sobie, na swoich oczekiwaniach, uciekamy od poznania Pana Boga. Nie dajemy Bogu należnego miejsca w naszym życiu. Brak w naszej modlitwie uwielbienia, dziękczynienia, które wypływa z naszego serca. To, co możemy powiedzieć wtedy o naszej modlitwie, to brak nam modlitwy wolnej od próśb.
Trzeba także zawsze pamiętać, że modlitwa potrzebuje naszego przygotowania. Wyciszenia rozmów, odłożenia telefonu, wyłączenia telewizora. Tworzymy wtedy taki klimat domowej pustyni, w której spotykamy się z Bogiem. Ważną sprawą w czasie modlitwy jest też postawa naszego ciała. Ona wyraża nasze zaangażowanie, nastawienie.
Pierwszą postawą, jaką zachowujemy w czasie modlitwy jest postawa stojąca. Wyraża ona gotowość do działania. Jest wyrazem szacunku wobec osoby, z którą w danym momencie rozmawiamy. Rozmawiając z osobą w jakiejś wysokiej randze, ważniejszej od nas w pełnieniu choćby jakiegoś urzędu, przyjmujemy postawę stojącą. W czasie Mszy świętej ta postawa jest znakiem wielkiego szacunku, jaki okazujemy Panu Bogu naszemu Stwórcy.
Inną postawą, jaką często widujemy w naszych kościołach, w domach, jest postaw klęcząca. Jest ona wyrazem adoracji Pana Boga. W czasach pierwszych chrześcijan miała ona charakter typowo pokutny, była związana z przebłaganiem Boga za grzechy. Klękano tylko w czasie pokuty. W Kościele Prawosławnym, w którym dominuje w czasie choćby liturgii postawa stojąca, jest ona nadal tak rozumiana.
Dla nas katolików obok charakteru pokutnego, jest ona dzisiaj wyrazem głębokiej modlitwy, adoracji. Człowiek klęcząc pragnie oddać chwałę Bogu, trwać w pokornej postawie wobec swojego Stwórcy.
Kolejną postawą, która jest obecna w liturgii jest postawa siedząca. Jest ona wyrazem słuchania. Kiedyś był to przywilej sędziów, władców, duchowieństwa. Dzisiaj wyraża ona gotowość do słuchania Pana Boga. Wsłuchani w słowo Boże, chcemy przyjąć je i wprowadzić w nasze życie, pozwolić, aby ono nas kształtowało.
Ważne jest zachowywanie tych postaw w czasie modlitwy. Ale nie możemy zapomnieć, że modlitwa ma nas też uczyć konkretnych postaw wobec innych ludzi. Pan Jezus uczy nas, że naszym bliźnim jest każdy człowiek. Dlatego też nieautentyczna jest nasza modlitwa, nieprawdziwe nasze postawy, kiedy nie potrafimy rozmawiać z ludźmi, odpowiednio ich traktować. Postawa pokory przyjęta w modlitwie – klęcząca, powinna przelewać się na naszą pokorę wobec drugiego człowieka (ks. Mariusz Słonina).
Jako ludzie wiary szukajmy czasu, aby spotkać się z Panem Bogiem, starajmy się Go posłuchać. Prośmy także o to, abyśmy z życzliwością odnosili się do drugiego człowieka. Potrafili mu przyjść z pomocą. Przyjmujmy właściwe postawy na modlitwie, ale nie tylko po to, aby się ludziom przypodobać. Ale po to, aby oddać jak najlepszą chwałę i część Bogu naszemu Panu i Stwórcy!

II. „Zrób najpierw to, co konieczne – mawiał św. Franciszek – a potem to, co możliwe. Kiedyś, później, być może to, co niemożliwe”. Czytając te słowa wielu z nas odnajduje w nich dla siebie dobre rady i wskazania. Bo nie da się ukryć, że mamy czasami kłopot z wyborem pewnych zajęć, prac. To znaczy, które z nich należy wykonać w pierwszym rzędzie, a które mogą chwilę „poczekać”. Ta niemożność wykonania, przyczynia się do wielu kłopotów, nieporozumień, konfliktów. Tym samym wnosi w nasze życie pewien bałagan, zdenerwowanie. Może nawet przyczynić się do poważnej choroby psychicznej.
„Zrób co konieczne”, to wskazanie jeżeli zostanie przez nas właściwie zrozumiane i przyjęte, pomoże nam dobrze przeżyć dzień. Unikniemy niepotrzebnych nieporozumień w pracy, w domu. Tym samym przyczynimy się do tego, że będziemy nosicielami pokoju i łagodności. Bo przecież sami będziemy wewnętrznie czuli, że stanęliśmy na wysokości zadania, nikt nie musi za mnie niczego robić czy poprawiać. Wierność zasadzie konieczności, dobrze przygotowuje nas do wykonywania prac możliwych.
„Kiedyś, …, to co niemożliwe”. Czasami kierowani wydumaną swoją wielkością, zazdrością, złymi obliczeniami, podejmujemy się wykonać prace, które nas przerastają. Dlatego potrzeba nam pokory, umiejętności poznania siebie, aby nie dać się namówić na prace, które nie są dla nas.
Warto jednak pamiętać, że do pewnych prac człowiek dorasta z upływającym czasem. Przez systematyczność, wykonywanie prac koniecznych, możliwych, nie dostrzegając tego z początku bywamy „udoskonalani”. Nabywamy pewności siebie, zdobywamy kwalifikacje, które czynią nas gotowymi do zrobienia czegoś, co jeszcze parę lat temu wydawało się nam niemożliwe.
Jako osoby wierzące, powinniśmy także dbać o to, aby nasza wiara w tej i danej chwili była żywa. Połączenie naszej pracy, wykonywanej sumiennie, z pomocą Bożej łaski, przynosi niewspółmierne efekty. W perspektywie upływającego czasu widzimy owoce trwania i słuchania Pana Boga, a także owoce naszych sumiennie wykonywanych prac. Mierz siły na zamiary – mawiają ludzie. Pamiętajmy o tym powiedzeniu. Uczmy się dostosowywać swoje możliwości do tego co mamy zrobić, co zaplanowaliśmy na dany dzień. Nie od razu przecież Kraków zbudowano!

III. Co nam ludziom najbardziej przeszkadza w osobowościowym, psychicznym i duchowym wzroście? Odpowiedź na to pytanie nie jest trudna, każdy z nas jeżeli zna katalog grzechów głównych, powie, że jest nią pycha. I tak jest naprawdę. Czym zatem jest pycha? Przeczytałem wczoraj na stronie internetowej DeOn: „Pycha, to odrzucenie tego, co postanawia Bóg – a więc praktycznie postawienie się nad Nim, osądzenie Go i wybór własnego zdania. Wolne stworzenie ma do tego prawo. Związek wyboru zła i wolności, czyli, w rezultacie, możliwość przyjęcia postawy pychy, to wielka tajemnica serca człowieka i jego relacji z Bogiem”. Dlatego wiele rzeczy robimy na pokaz, bo lubimy się chwalić przed innymi. Chcemy być więksi i bogatsi od innych, pragniemy posiadać władzę nad drugim człowiekiem. Nawet dochodzi czasami do tego, że uważamy dominację nad innymi ludźmi jako zaletę. Czy to dobry i właściwy kierunek w naszym życiu?
Odpowiedź na takie pytanie znajdujemy w naszej codzienności. Nie będzie kłamstwem, jeżeli napiszę, że każdy z nas był świadkiem nadużywania takiej ludzkiej „wielkości”, pychy. Możliwe, że i w naszym życiu zdarzały się sytuacje kiedy wynosiliśmy się nad innych. Wykorzystywaliśmy swoją pozycję społeczną, stanowisko w pracy.
Piszę te słowa w święto świętego Mateusza Apostoła. Wiemy, że był on celnikiem, współpracował z okupantem. Dzięki temu miał duże pieniądze i duże możliwości „rożnego” traktowania ludzi. Z drugiej strony sam doświadczał wyniosłości swoich współbraci, którzy złym okiem patrzyli na niego. Może nawet za swoją pracę doświadczał od nich pogardy (zob. Mt 9,9-13).
Pycha jest obecna w życiu ludzi. Stąd ciągle aktualne jest powiedzenie, że pycha umiera dziesięć minut po naszej śmierci. Pysze ulegają w zasadzie wszyscy: bogaci i biedni, mądrzy i słabo wykształceni, profesorowie, nauczyciele, duchowni, … Nie omija ona nikogo! Także spotykają się z nią ludzie wierzący, którzy niestety mogą ulec myśli i zachowaniu, że są lepsi od spotykanych ludzi. Mawiają pod przysłowiowym nosem: Nie kradnę, nie zabijam, …, staram się nie oskarżać innych, czasami komuś pomogę. To ci obok są źli, to oni potrzebują nawrócenia nie ja. Nie wiedząc kiedy wpadamy w sidła pychy, która nas poniża i zjada.
Celnik Mateusz wyzwolenie od swoich słabości znalazł w spotkaniu z Panem Jezusem. W wezwaniu: „Pójdź za Mną”. Zostawił wszystko i wyruszył w drogę dla siebie nieznaną, ale ubogacony miłością i przyjaźnią samego Jezusa. Tego spotkania z Panem potrzebujemy także i my. Pamiętajmy zatem, że każda modlitwa, rozważanie słów Ewangelii, a przede wszystkim Eucharystia, to doświadczenie spotkania miłości i przyjaźni Chrystusa Pana. To tu nieustannie przypominamy sobie, że miłość w sercu to największy skarb, to bilet do nieba. A pycha z nieba spycha – jak przypomina nam pewne powiedzenie!

ks. Kazimierz Dawcewicz