I. Tak naprawdę, to nie wiem co mam teraz pisać. Po intensywnie przeżytej niedzieli (wizytacja), nastał czas odpoczynku. Ciekawe tylko, że świat myśli też jest uspokojony, jakby niezainteresowany niczym, nie wyłapuje ciekawych sytuacji. Ale mam nadzieję, że to szybko minie. Spostrzeżenia, myśli, pewne pojawiające się wątki życiowe znów wrócą. Przecież wypada kontynuować pisanie tych rozważań, a otaczająca nas rzeczywistość jest nadal bogata w różne ważne i ciekawe wydarzenia.
Te zmęczenie – może lepiej będzie napisać odpoczywanie, jest potrzebne nam wszystkim. Intensywnie przeżyty czas, nawet niech to będzie jeden dzień, sprawia, że szukamy odpoczynku, ciszy. Co zatem powiedzieć o tych wszystkich, którzy bardzo aktywnie spędzają dni swojego życia? Jak oni czują się wieczorem, czy w piątek, kiedy wiedzą, że dzień jutrzejszy jest wolny od pracy? Szukając odpowiedzi na te pytania, najpierw wypada na chwilę zająć się uzależnieniem od pracy, który nazywamy pracoholizmem. Taki człowiek nie może żyć bez pracy, bez różnych zajęć jakie stanowią część jego dnia. Owo uzależnienie sprawia, że nie uznaje on odpoczynku, siedzenia przed telewizorem. Uważa to, za tracenie tak cennego czasu.
Taki stan zachowania, psychicznego uzależnienia, poddawany jest czasami leczeniu. Psychologia stara się takim ludziom pomóc, aby przez odłożenie różnych zajęć, zadbali swoją psychikę. Uspokoili emocje, zauważyli, że najbliżsi czekają na spotkanie i chwilę rozmowy. Lenistwo jest grzechem, ale podporządkowanie swojego życia tylko pracy, jest wielką przesadą. Każdy człowiek potrzebuje chwil odpoczynku i relaksu. Ojciec Piotr Rostworowski mawiał: módl się i pracuj, ale także naucz się odpoczywać.
W tym stanie owego uspokojenia – o którym wspomniałem na początku – nie możemy zapomnieć o Panu Bogu. Trzeba wręcz się „zmuszać”, aby Mu coś wtedy powiedzieć. Ta uwaga – o „wymuszonej” modlitwie – jest ważna dla tych wszystkich, którzy w tych dniach rozpoczynają czas urlopów. Wielu z nas czeka z utęsknieniem na te chwile. Kiedy on już nastanie, wtedy oddają się tylko odpoczynkowi. Mawiają – należy mi się to, po tak intensywnie przepracowanych miesiącach. Niestety dla niektórych, jest to też okazja do „zostawienia” gdzieś daleko na chwilę urlopu i wakacji Pana Boga.
Pamiętajmy zatem, że jako ludzie wierzący mamy przeżywać wakacje i urlopy z Panem Bogiem! Wtedy nabierają one – nasz odpoczynek, wakacyjne wyprawy – duchowego piękna!
II. „Moją drogę do Boga, muszą określać następujące czasowniki:
1. Tęsknić, wołać, modlić się.
2. Próbować, usiłować, trudzić się.
3. Ufać, ufać, ufać.
4. Cierpliwie się zgadzać z wolą Bożą, umierać.
5. Lękać się siebie, być nieufnym wobec siebie, podejrzliwym i ostrożnym wobec różnych „natchnień” wychodzących z głębi podświadomości” (ks. Franciszek Blachnicki, Rekolekcje więzienne, 2009, s. 25).
Po przeczytaniu tego krótkiego fragmentu, warto zapytać siebie: jakie czasowniki określają moją drogę do Pana Boga? Kiedy przyglądamy się sobie i chcemy odpowiedzieć na to pytanie, wielu z nas widzi trochę coś innego w sobie. Nie będę teraz się zmuszał aby wymieniać słowa, które charakteryzują naszą drogę do Boga. Może wypada wreszcie zrobić to samemu! Czasami dobrze jest trochę się potrudzić, pomyśleć, aby wreszcie wypowiedzieć i zapisać swoje mądre refleksje na kartce papieru. Ksiądz Blachnicki zostawił pewien wzór, jak ta droga może wyglądać. Możemy zwrócić uwagę na to co on napisał, i umieścić takie same słowa w swojej drodze, ale możemy także dopisać jeszcze coś swojego – nowego!
.”.. być ….., podejrzliwym i ostrożnym wobec różnych „natchnień ….”. W tym spisie ks. Franciszka, znalazło się też i takie stwierdzenie. Chciałbym zwrócić uwagę na te bycie podejrzliwym i ostrożnym. Takie zachowanie powinno nam towarzyszyć, kiedy dotykają nas różne natchnienia, wizje. Nie wiem ilu czytelników tych rozważań czegoś takiego doświadczyło, pragnie takich wzniosłych chwil. Może teraz zazdrości tym wszystkim, którzy czegoś takiego doświadczają. Najważniejsze jest jednak to, abyśmy posłuchali rady zapisanej w „Rekolekcjach więziennych”, kiedy coś nadzwyczajnego nas „dotknie”.
Niech nami nie kieruje uczucie zazdrości, że ktoś takie natchnienia ma. Piszę o tym kierując się troską, aby nie dać się oszukać naszym uczuciom, a przede wszystkim złemu duchowi. Łatwo jest wejść na manowce fałszu, i stać się złym prorokiem, zwodzących jeszcze innych ludzi na złą drogę! Pamiętajmy zatem, że nie do tego zostaliśmy powołani! Chrystus jest jedyną naszą prawda i światłem, które oświeca drogi naszego życia! To On jest najlepszą drogą, która prowadzi nas do Boga naszego Ojca.
III. Odnowa w Duchu Świętym, po Mszy świętej (środa 28.06.2017 r.), spotkała się przy ognisku. Tak już jest od wielu lat, że roczne modlitewne spotkania, kończą się właśnie w ten sposób. Siedząc przed ogniskiem, śpiewając różne pieśni, patrzyłem na wierzę kościoła. Oświetlona, wygląda bardzo majestatycznie. Po pewnym czasie – kiedy pojawił się wiatr – zacząłem z uwagą spoglądać na rosnące przed kościołem drzewa. Moją uwagę zatrzymało najwyższe z nich, a jest nim jesion. Przede wszystkim podziwiałem koronę tego drzewa, oraz pięknie układające się gałęzi. Pochylały się w jedną stronę, później znów w inną. Sprawcą tego wszystkiego był wiatr. Pomyślałem sobie, czy my potrafimy tak zgodnie żyć obok siebie? Nie obijać się, nie zadawać sobie rozmaitych siniaków?
Wszyscy słyszymy o różnych konfliktach między ludzkich: sąsiedzkich, rodzinnych, przyjacielskich. Trudno jest przejść przez życie, aby nikogo nie dotknąć jakimś słowem, gestem. Nie jesteśmy w stanie spotykanym ludziom się podobać, spełniać ich oczekiwania. Ale wypada wszystko zrobić – co w naszej mocy – aby tych nieporozumień nie było aż tak dużo. Nie rezygnujmy zbyt szybko, z pracy nad miłością bliźniego. Może po latach wielu prób, tych zranień zadawanym innym ludziom będzie znacznie mniej, a może wcale ich nie będzie.
Czytając te słowa, wielu może w to powątpiewa. Zbyt dobrze znamy życie, to nie zależy tylko od nas – ktoś szepce pod przysłowiowym nosem teraz takie słowa. Bo przecież w świecie ludzkich relacji, aby były one prawidłowe, potrzeba troski dwóch stron. Mojej, ale także tych wszystkich, którzy tworzą nasze rodziny, nasze grona przyjaciół, z którymi się spotykamy to tu to tam. Widzimy zatem, że trzeba wiele serc – a przynajmniej pracy dwóch – aby żyły zgodnie obok siebie.
Troszcząc się o nasze codzienne ludzkie relacje, pamiętajmy, że potrzebujemy w tej pracy Bożej pomocy. Sami możemy dużo zrobić, ale aby te nasze wysiłki wydała trwałe owoce, potrzebujemy Jego pomocy, miłości i wparcia. Niektórzy przed trudnymi rozmowami z różnymi osobami, modlą się do ich anioła stróża. Podobno taka modlitwa pomaga i sprawia, że z trudnych spotkań, rozmów, wychodzą cali i nie poobijani.
Spoglądam przez okno, dzisiaj (piątek) wieje mocny wiatr. Ale gałęzie drzew nadal harmonijnie, kołyszą się w rytm wietrznego powiewu. Jak gdyby chciały nam pokazać, że w ten sposób łatwiej znosi się różne pogodowe historię. Dlatego i my nie szukajmy za wszelką cenę różnych zwad z innymi ludźmi, chcąc im pokazać, że jesteśmy emocjonalnie od nich silniejsi. Takie zachowanie jest głupie, nikomu i niczemu nie służy. Zróbmy wszystko co w naszej mocy, wsparci także mocą Ducha Świętego, aby Jego dary i owoce zwyciężały nasze ludzkie ograniczenia. Aby inni przez nasze złe zachowanie, złe słowa, nie cierpieli i nie płakali. Nie musieli latami leczyć zadanych im ran i siniaków. Starajmy się żyć w zgodzie, realizując w ten sposób przykazanie miłości bliźniego! Tego uczy nas sam Pan Jezus!
ks. Kazimierz Dawcewicz