I. Przed nami kolejna uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa (Boże Ciało). Dla wspólnot parafialnych, to piękne święto, które „wypycha” nas z domów i mieszkań na zewnątrz. Poranki tego dnia, zarezerwowane są na przygotowanie ołtarzy. Warto też wiedzieć, że w Polsce jest miejscowość, gdzie mieszkańcy układają na drodze dywan z kwiatów dookoła całej wsi, dwukilometrowy, szeroki na dwa metry. Co roku w Boże Ciało do Spychmierza (koło Poznania) ściągają tysiące wiernych i turystów. Po uroczystej Mszy świętej o godz. 17.00 po tym kolorowym dywanie, wyrusza procesja z Najświętszym Sakramentem.
Skąd się wziął taki zwyczaj? Ciekawych rozwiązania takiego fenomenu, odsyłam do internetu. Czytając taką wiadomość wyobrażamy sobie ogrom pracy, jaki wkładają co roku mieszkańcy tej miejscowości. Takie i jeszcze inne dekoracyjne zachowania i zwyczaje , możemy znaleźć w polskiej rzeczywistości. Trzeba jednak pamiętać, że sens tego święta sięga dalej i głębiej, nie można zatrzymać się tylko na tym kwiatowym dywanie i widoku ludzi, którzy zrywają gałązki z brzózek stojących obok ołtarzy.
Wychodzimy na ulice miast, wsi i różnych miejscowości z Najświętszym Sakramentem, przypominając sobie i innym ludziom, że takie i inne procesje wpisane są historię katolicyzmu. Trzeba też zawsze pamiętać, że uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa ma bardzo ścisły związek z Eucharystią, bez której samo maszerowanie traci jakikolwiek sens i byłoby tylko manifestacją katolickiej siły. Czytane w trakcie procesji cztery fragmenty Ewangelii, pomagają nam odnaleźć związek z celebracją eucharystyczną. W tym wyjściu procesyjnym warto zwrócić uwagę na pragnienie przedłużenia Mszy świętej poza nią samą, na całe życie, tak by błogosławieństwo udzielane podczas procesji obejmowało wszystkie przestrzenie naszego życia.
Procesja pokazuje nam też obraz Kościoła, idą w niej wszyscy, którzy mają z nim jakikolwiek związek. Dlatego trzeba zrobić wszystko, aby była ona znakiem naszej jedności. Każda Msza święta powinna być znakiem jedności, a nie podziału i niezgody. Dlatego powinniśmy zadbać o to, aby procesja też tym była, a nie pokazem mocy (por. Dominik Jurczak OP, Wiara raz do roku, W drodze, nr 6/2017, s. 94-100).
Warto może po przeczytaniu tych uwag, spojrzeć krytyczniej na uczestnictwo w tej i innych procesjach. Pamiętajmy, aby aspekt wiary powinien mieć decydujący wpływ na nasze w niej uczestnictwo. Pozbądźmy się wszelkich zachowań, które nie wypływają z wiary w Pana Jezusa. Nie próbujmy za wszelką cenę czegoś udowadniać, ale pokażmy swoją wiarę, która sprawia, że miłość do Chrystusa eucharystycznego i do bliźnich nieustannie w nas wzrasta, w każdym wypowiedzianym słowie, czynach i zachowaniu.
II. Trzeba to zobaczyć! Taką zachętę słyszymy czasami, od naszych bliskich i znajomych. Chcą w ten sposób nas zmobilizować do obejrzenia czegoś ciekawego i ważnego, wyjścia z domu. Pozostaje jednak pytanie: Czy mamy obowiązek na te wszystkie zaproszenia i propozycje odpowiadać? Myślę, że większość z nas wie, że nie trzeba tego robić. Każdy z nas sam stara się dokonywać wyboru tego co chce czytać, oglądać, z kim chcemy się spotkać i trochę porozmawiać. Z drugiej strony pamiętajmy, że jeżeli ludzie zachęcając nas do czegoś dobrego, to chcą tym dobrem się podzielić.
Takie zachowania są z wszech miar godne podziwu. W historii Kościoła takimi osobami, które zostawiły nam wiele dobra są święci. Ich życie, listy, konferencje, to wielka „kopalnia” wiedzy, którą powinniśmy zobaczyć, przeczytać. Parę lat temu na ćwiczeniach ignacjańskich czytałem krótkie fragmenty „Dziennika więziennego” ks. Franciszka Blachnickiego. Książka teraz leży obok komputera, w wolnych chwilach staram się ją czytać. Mogę powiedzieć, że warto ją też przeczytać. Poznać głębię wiary człowieka, który założył „Oazę”, założył krucjatę trzeźwości. Czytając ją na pierwszych jej stronach dowiadujemy się, że pierwszymi decyzjami, które ks. Blachnicki podjął po znalezieniu się w celi więziennej, było ustalenie planu dnia.
Warto te inne uwagi i rady przeczytać, warto zapoznać się z historią jego życia, przecież jest on kandydatem na ołtarze. Przede wszystkim chcę powiedzieć, że ta zachęta ma związek z Panem Bogiem. Te więzienne słowa, uwagi, wszelkie refleksje tam zapisane, mogą bardzo pomóc tym, którzy patrząc na swoje życie nie mogą zrozumieć faktu, spadających na nich owych „trudnych” doświadczeń.
III. Jak człowiek się śpieszy, to …….., komputery się zawieszają! Okazuje się, że nie wszystko zawsze idzie tak, jak byśmy tego chcieli. W trakcie pisania sprawozdania przed wizytacją ks. Arcybiskupa Józefa Górzyńskiego, zwiesił się komputer. Nie można było ruszyć ani w prawo, ani w lewo, …. W takich sytuacjach dobrze widać, jak wzrasta w nas złość, gniew, … Zaczynamy coś mamrotać pod nosem, a najbardziej złości nas wtedy komputerowa niewiedza, która zatrzymuje nas w tym pisarskim biegu. Ale wszystko skończyło się dobrze, praca została ukończona.
Takich chwil bezradności, każdy z nas doświadcza niejednokrotnie w swoim życiu. Mają one jednak inną rangę, w porównaniu z nimi te komputerowe to zwykłe nic. Śmierć kogoś bliskiego, choroba, depresja, porzucenie przez osobę bliską – męża, żonę, przyjaciela (kę) – to są chwile bolesne. Wywołują całkowitą bezradność, potrafimy wtedy tylko płakać, życie wali nam się na głowę. Chociaż są też tacy ludzie, którzy wtedy zamykają się w sobie. Wszystko i wszyscy są źli – stwierdzają! Najgorsze jest to, że nie potrafią po ludzku sobie z tym poradzić.
W naszej relacji do Pana Boga, możemy przeżywać podobne sytuacje. Obok doświadczeń radości, pokoju, jakiegoś duchowego uniesienia, spotykają nas chwile rozterki, zadumy, a nawet bólu, Wtedy stajemy się bezradni, jakby opuszczeni. Czasami nawet zastanawiamy się i pytamy: gdzie jest Pan Bóg. Okazuje się, że nasze uczucia tak mocno zbite, sprawiają nam takie kłopoty. Bo Pan Bóg przecież zawsze jest blisko, bliżej niż my sami jesteśmy w stanie tego doświadczyć.
Co mamy wtedy zrobić? Jak należy wtedy postępować? Stara tradycja chrześcijańska zachęca nas, aby nie rezygnować wtedy z modlitwy. Nie należy jej zmieniać, należy ją raczej wydłużyć. Takie doświadczenia są ważne w życiu duchowym. Bo przecież może być to początek, czegoś nowego i pięknego. Pan Bóg zaczyna działać i dotykać nas swoją miłością, omijając nasze zmysły. Dlatego takie doświadczenia z początku nas niepokoją, wzbudzają intelektualną rozterkę.
Po małej terapii, komputer znów działa. Możliwe, że takie czy inne trudne doświadczenia potrzebne są każdemu z nas w drodze ku Panu Bogu. Mają one pomóc w tym, abyśmy zmienili swoje myślenie, zaczęli tym samym inaczej postępować. Warto pamiętać, że nic złego tak naprawdę się nie dzieje, to tylko Pan Bóg przenosi na inny „poziom” relację z nami.
ks. Kazimierz Dawcewicz