Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (53E)

I. W uroczystość NMP Królowej Polski, we Mszy świętej wraz z rodzicami uczestniczyła mała dziewczynka – miała może 3 latka. Szukała w tym czasie swojego miejsca, trzymała rodziców za ręce, była przytulona do mamy. Później trochę pochodziła po bocznej nawie kościoła. W czasie Komunii świętej podeszła razem z rodzicami do ołtarza, aby przyjąć Komunię świętą. Będąc blisko mnie powiedziała: jeszcze nie urosłam aby też przyjąć! Widać było, że przykład rodziców ją pociągał, zainteresował. Uśmiech ze spotkania z tą małą dziewczynką towarzyszył mi już do końca Mszy świętej.
Ta sytuacja przypomina nam pewną ważną sprawę. Jak wielkim autorytetem cieszą się rodzice u swoich małych dzieci. Są dla nich wszystkim. Tym samym chcą ich naśladować. To naśladownictwo dotyczy także aspektu wiary w Boga. Chcą do niego się modlić, także chcieliby „dostać” kawałek Chleba, który przyjmują rodzice.
Ta sytuacja i wiele jeszcze innych związanych z wiarą, uświadamia nam jak chłonne bywają serca dzieci. Otwarte na Pana Boga, na Jego miłość. Bóg obecny w życiu rodziców, jest także ich Bogiem, nie trzeba im tego wcale na różne sposoby tłumaczyć.
Rodzice przynoszący dziecko do kościoła, prosząc o chrzest święty, zobowiązują się do chrześcijańskiego ich wychowania. Przekazania wiary, nauczenia modlitwy. Nie wymaga to nadzwyczajnych teologicznych wiadomości i zdolności. Wymaga po prostu odwagi, osobistego zaangażowania w życie wiarą, wymagane jest też świadectwo. Naśladowanie rodziców w tym aspekcie – niestety tylko do pewnego czasu – daje im poczucie radości i satysfakcji.
Wiem, że takie nastawienie dzieci w pewnym okresie ich życia się kończy. Wejście w świat młodzieńczy potrafi to wszystko zmienić, wywrócić do góry nogami. Ale to nie zmienia faktu, że otrzymanie dobrego katolickiego wychowania pomaga w dokonywaniu właściwych wyborów. Nawet jeżeli ktoś na pewien czas jako dorosły odszedł od wspólnoty Kościoła, wie gdzie ma szukać później swojego miejsca, odnajdzie drogę prowadzącą do Pana Boga.
Obecnie jesteśmy świadkami jak rodziny gubią swoją katolicką tożsamość. Mimo to nadal trzeba przypominać, jak wielką rolę spełnia rodzina w wychowaniu dzieci – chrześcijańskim, moralnym, społecznym oraz politycznym. No i z okazji dzisiejszego dnia – święta Konstytucji 3 maja – warto wspomnieć też i patriotycznym.
„Jeszcze nie urosłam – wypada mi wypowiedź tej dziewczynki jeszcze raz przypomnieć – ale jak będę większa, (chyba mogę dodać) to także przyjmę Komunię świętą”. Drodzy rodzice, zachęcam zatem do kontynuowania realizacji przyrzeczeń, które złożyliście w dniu swojego ślubu. Następnie potwierdziliście je w kościele prosząc o chrzest święty dla swojego dziecka. W trakcie tej liturgii zobowiązaliście się do katolickiego wychowania. Trwajcie w tym, bądźcie dla swoich małych, ale i dorosłych dzieci, świadkami wiary i miłości do Pana Jezusa. Rodzice z porannej Mszy świętej – póki co – dla swojej córeczki takimi świadkami byli!

II. W obecnym czasie jak grzyby po deszczu pojawiają się przeróżne inicjatywy, które chcą uzdrowić – zreformować Kościół. Pośród wielu problemów, którymi jako Kościół mamy według tych osób się zajmować wymieniana jest ekologia. Wskazuje się także na to, aby udział świeckich w zarządzaniu wspólnotami parafialnymi był większy. Chcą oni wiedzieć czym kieruje się biskup przy obsadzie stanowisk kościelnych. Dlaczego przenosi proboszcza z jednej parafii na drugą? Transparentność finansowa, to kolejne zagadnienie. Tych punktów jest jeszcze więcej, podałem tylko kilka. Takie ruchy odnowy działają w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, no i ostatnio taka inicjatywa pojawiła się także w Polsce. Ten ruch został nazwany Kongresem Katoliczek i Katolików (zob. Tygodnik Powszechny, Lekcje głosu, z 25 kwietnia 2021, s. 32-35). Co ciekawe i smutne zarazem jest to, że mało miejsca w tych zagadnieniach zajmuje ogólnie mówiąc sam Pan Bóg. Mało miejsca poświęca się osobie Pana Jezusa, który jest źródłem wszelkich łask, który jest założycielem Kościoła i jedynym pośrednikiem między nami a Bogiem.
Tym, którzy chcą zmian w Kościele, ukierunkowania go na współczesność, na zrozumienie bardziej potrzeb drugiego człowieka, wydaje się, że właściwe ustawienie tych zagadnień naprawdę w funkcjonowaniu Kościoła coś zmieni. Nie mówię, że nie, ale trzeba zawsze pamiętać, że ludzie są tylko ludźmi. Do długofalowego działania – obok naszych chęci – potrzebujemy mocy z wysoka. Potrzebujemy Bożej łaski, doświadczenia spotkania z Nim w Jego słowie, w Eucharystii i w innych sakramentach.
Kiedy tak historycznie przyglądamy się wszelkim wyjściom z kryzysów jakie w historii dopadły Kościół, trzeba powiedzieć, że podejmowane zmiany strukturalne trwały dosyć długo, były uchwalane na soborach, synodach. Wskazywano w nich na co mają zwrócić uwagę duszpasterze w funkcjonowaniu Parafii. Ale najważniejszą sprawą w tej odnowie zawsze miała być odnowa serc, przez nawiązanie bliskiej relacji z Panem Jezusem.
Taką drogą podążała odnowa Kościoła, którą podjęli św. Franciszek z Asyżu, św. Dominik. W wieku szesnastym święty Ignacy Loyola i inni święci, założyciele zgromadzeń zakonnych. W centrum życia było trwanie w Bogu. Włączenie swojej codzienności, działania duszpasterskiego w nurt działania Bożej łaski. Można nawet chyba powiedzieć „wrośnięcie” w Niego.
Przypowieść o krzewie winnym jest najlepszym tego obrazem (zob. J 15,1-8). Aby gałązka wydała owoc, nie może ona częściowo tylko dotykać łodygi czy pnia, ale musi stanowić z nim jedno. Wtedy owocuje, napawa radością nasze oczy – oczy ogrodnika. To porównanie trzeba odnieść do wszelkich głosów, ruchów, które chcą zmian w Kościele. W jego funkcjonowaniu, aby był jeszcze bardziej ewangeliczny, aby był czytelnym znakiem prowadzącym do Pana Jezusa.
Nie chcę powiedzieć, że jako instytucja Kościół nie potrzebuje dzisiaj zmian. Tak, potrzebuje ich, potrzebuje zmiany naszego myślenia, słuchania i realizowania słusznych postulatów, tak osób świeckich jak duchownych. Ale zmiana zarządzaniem Kościołem wszystkiego nie zmieni, nie udoskonali. Aby Kościół był zawsze Kościołem, trzeba zawsze pamiętać, że jest w nim obecny Chrystus Pan. Wiara w Pana Jezusa także dzisiaj stanowi źródło przemiany. Jeżeli jej nie będzie w sercach dzisiejszych reformatorów, w zamian będzie kierowała nimi chęć odwetu, pycha, wyniosłość, … Takie zmiany zadziałają odwrotnie, staną się rozbiórką Kościoła.
Ci wszyscy, którzy chcą reform, chyba też zapominają, że w Kościele jest dosyć liczna grupa osób, która takiego myślenia i działania nie podziela. Nie mówię, że wszystko im się w Kościele podoba. Ale takich reform nie pragną, widzą w nich przede wszystkim ukłon w stronę świata, a nie w stronę Pana Jezusa. Widzą raczej zagrożenie zerwania z Pismem świętym, Tradycją, dogmatami.
Jak będzie? Jak to wszystko się potoczy? Trudno gdybać, Kościół będzie istniał do przyjścia naszego Pana przy końcu czasów. Na pewno w tym czasie będzie poddawał się także reformie, dotkną go pewne zmiany. Ale nigdy wszelcy reformatorzy nie mogą zapomnieć, że wierność i wiara w Jezusa Chrystusa Syna Bożego była i jest najważniejszą siłą i mocą Kościoła, źródłem wszelkiej reformy.

III. Po modlitwie „Ojcze nasz”, kapłan prosi Boga słowami: „Wybaw nas Panie od zła wszelkiego i obdarz nasze czasy pokojem. Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze wolni od grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu, pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa”.
Jest to modlitwa o to, aby moc miłości, którą przyjmujemy w Eucharystii, zburzyła nasze wszelkie ciemności, które w nas mieszkają.
W czasie tej modlitwy słyszymy słowo „zamęt”, oznacza ono bezmiar splątanych intencji, dobrych i złych, całą mieszankę mądrości i głupoty, czystości i egoizmu, obecnych w naszym postępowaniu. Tej trującej mikstury nie jesteśmy w stanie sami przedestylować, oczyścić i wyklarować.
Dlaczego? Bo jesteśmy ludźmi grzesznymi. Dlatego też prosimy Jezusa o Jego zbawienie, oczekujemy od Niego wolności i pokoju. W Komunii świętej przyjmujemy Jezusa jako naszego Zbawiciela. Eucharystia jest przybliżeniem się do spotkania w Jego chwale.
Każda Eucharystia ogarnia sobą przeszłość, aktualnie dla nas żywą teraźniejszość spotkania z Panem oraz przyszłość. Kapłan modli się słowami: „abyśmy (…) pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa”. Przygotowując się do posiłku przy ołtarzu w naszym parafialnym kościele, przygotowujemy się do innej Uczty. Tej, która będzie trwała na zawsze w Domu Ojca.
Oczekiwanie na przyjście Pana, wraz z którym „przeminie ten świat”, nie oznacza bierności. Aby przygotować nadejście Królestwa, mamy czynić naszą teraźniejszość bardziej Bożą i bardziej ludzką. Już dzisiaj mając udział w wieczności poprzez Liturgię nie jesteśmy więźniami tego świata, nie jesteśmy zamknięci w granicach tego co ziemskie. To nie znaczy, że mamy odwrócić się od tego stworzonego świata. Obdarowani miłością na uczcie Ciała i Krwi jesteśmy wezwani do wniesienia miłości wcielonej w teraźniejszość, w ten świat, (…)
Tęskniąc za nowym niebem i nową ziemią, mamy angażować się w świat jako chciany i kochany przez Boga, a równocześnie mamy być „wolni od grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu” (por. Wojciech Jędrzejewski OP, Fascynujące zaproszenie, Warszawa 1998, s. 48-50).
Od samego początku istnienia chrześcijanie nosili w sercu mocną nadzieję spotkania się z Chrystusem. Świadomość Jego przyjścia tu i teraz była tak mocna, że niektórzy przestali pracować, zajmować się swoimi rodzinami. Oczekiwali na przyjście Pana! Interweniować musiał Apostoł Narodów – Paweł. Często są powtarzane jego słowa: „kto nie chce pracować, niech też i nie je …”.
Obserwując za to nasze czasy, możemy zauważyć pewną odwrotność takich zachowań. Chrześcijanie mało myślą o niebie, o powtórnym przyjściu Pana Jezusa. O tym, że w chwili śmierci z Nim się spotkamy. Światowa codzienność życia nas pochłonęła, tym samy sprawiała, że sprawy wieczności bywają odkładane na później. Dlatego wielu naszych braci i sióstr jest zaskoczona tą nagłą chwilą spotkania. Odchodzi – niestety – nieprzygotowana na spotkanie z Panem.
Uczestnictwo w niedzielnej Mszy świętej daje nam siłę do tego abyśmy nie ulegli zamętowi życia, a także pomaga abyśmy z nadzieją oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela. Dlatego z byle powodu nie rezygnujmy z niedzielnej Eucharystii!

ks. Kazimierz Dawcewicz