Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (45)

I. Patrzenie z okna, widziane z okna, obserwowanie z okna, skakanie z okna. Takie i jeszcze inne określenia są w użyciu, kiedy myślimy o oknie, oknach. Ale wracając do tego rozważania, wypada teraz pochwalić świecące słońce, które wyprowadziło wiele osób na dwór. „Płonie ognisko w ….”, tak płonie ognisko ale nie w lesie, tylko przed moim oknem. Trwa wiosenne sprzątanie Dywit, grupa osób sprząta różne zakątki. Dlatego zapalono ogień, aby spalić wszelkie nadające się do tego patyki, liście, kawałki drewna. Akcja potrzebna, szkoda tylko, że nie włączyło się więcej osób. Ale tak już jest, do narzekania jest nas dużo, ale do pracy mało.

Narzekanie jest często obecne w naszym życiu, choćby dlatego, że pewne sprawy i prace odkładamy na później. Kiedy czas nieubłaganie ucieka, a niektóre prace nie zostały zrobione, wtedy przechodzimy do biadolenia. Podobnie dzieje się także w dziedzinie życia religijnego. Wiele osób gorszy się codziennością życia nas katolików, uważają, że jesteśmy nieprzekonywujący, tym samym nie zachęcamy do pójścia za Panem Jezusem. Takie żale noszą w sercu osoby niewierzące, poszukujące Boga. Ale okazuje się, że lawiny żalu wylewają na nas także ci, którzy uważają się za katolików.

Kiedy w czasie dyskusji dochodzi do stwierdzenia, że ty też jesteś zapraszany do odważnego pójścia za Chrystusem, wtedy rozpoczyna się uporczywa obrona! Słyszymy: Nie jestem do takich zadań gotowy, nie jestem przygotowany, to nie dla mnie takie chrześcijańskie szaleństwa i klaskanie w ręce. Wołanie, że Jezus jest moim Panem!

Wiele osób mieszających w Dywitach uznaje, że jest to ich miejscowość, dobrze im się tutaj mieszka. Ale kiedy chodzi o okazanie trochę zaangażowania, podjęcie pewnych prac, wtedy następuje „znikanie”, mówienie: ja do tego się nie nadaję. Jeszcze inni uważają, że płacą podatki, w takim razie wszystko im się należy. Niestety ten sposób myślenia i zachowania zdobywa posłuch, staje się dość popularny.

Co można z tym zrobić? Czy jest sposób, aby to zmienić? Muszę przyznać, że nie mam na to żadnej ciekawej i sensownej rady. Chyba tak było zawsze, że część mieszkańców angażowała się mocniej w życie miejscowości. Inne osoby, wyrażały swoją aprobatę dla wszelkiego działania, i na tym pozostawały. Najważniejsze jest chyba w tym wszystkim to, aby ci, którzy nie chcą nic robić na rzecz choćby Dywit, innym w ich dobrej pracy nie przeszkadzali, i ich nie krytykowali!

Odnośnie naszej relacji do Pana Boga, wypada jednak pamiętać, że wszyscy jesteśmy zobowiązani do duchowego wzrostu, do stawania się doskonalszym w miłości Pana Boga i bliźniego. Nikt tego za nas nie zrobi!

II. W dniu wczorajszym obchodzono 7 rocznicę katastrofy pod Smoleńskiem. Zginął wtedy prezydent Polski z małżonką, wielu znanych polityków, wojskowych, znanych działaczy społecznych, osoby duchowne. Nie będę opisywał tych uroczystości, odnosił się do różnego rodzaju przemówień polityków, dziennikarzy. Ale chciałbym na chwilę tylko zatrzymać się nad dyskusją, którą w tym dniu prowadzono w jednej ze stacji telewizyjnej. Przez chwilę przysłuchiwałem się tej rozmowie, padło tam wiele mądrych słów, na moje odczucie niezrozumiałych dla „normalnego” widza. Ale cóż ludzie nauki tak mają, że używają pięknych, wyszukanych ale i niezrozumiałych dla ogółu słownych zwrotów.

W tej studyjnej rozmowie, bardzo widoczny był podział na my i oni. Oni to ci wszyscy, którzy modlili się wtedy na Mszy świętej w katedrze warszawskiej za ofiary katastrofy. My – to prowadzący rozmowę w studiu. W pewnej chwili wsłuchany w tok rozmowy uśmiechnąłem się, kiedy to jeden z zaproszonych gości zaczął mówić o stopniach żałoby jakie przechodzi człowiek. Pomyślałem sobie, ale facet się zagalopował. Z tego co dociera do mnie, to ci, którzy opłakiwali ofiary katastrofy – śmierć swoich bliskich, swoją żałobę już przeszli, wrócili do w miarę normalnego życia. Cały ból, który noszą w swoim sercu, który nadal im towarzyszy, to żal, złość, związana ze sposobem wyjaśnienia – czy raczej nie wyjaśnienia – przyczyn tej tragedii. Oni nie pogodzili się z argumentami, które zostały przedstawione przez stronę rosyjską, a zaakceptowaną przez ówczesny Polski rząd. Tutaj znajduje się źródło tego podziału, który do dzisiaj tak mocno jest widoczny.

Jak to wszystko się skończy? Trudno powiedzieć, ale raczej oskarżanie siebie nawzajem będzie trwało. A Rosjanom tak naprawdę nie zależy, na wyjaśnieniu smoleńskiej tragedii. Czyżby będziemy musieli napisać na kartach polskiej historii, kolejną niewyjaśnione zdarzenie. Jedną z nich do dzisiaj niewyjaśnioną jest katastrofa lotnicza generała Sikorskiego, w czasie II wojny światowej. Czyżby ta smoleńska – która dokonała się prawie na naszych oczach – miała do nie dołączyć?

III. W Liturgii Wielkiego Tygodnia, środa jest dniem bardzo dramatycznym. Ten dramat rozgrywa się w trakcie rozmowy, którą Pan Jezus prowadzi z Judaszem (zob. Mt 26,14-25). Uświadamia mu, że wszystko wie, zna jego myśli, także i to, że to on wyda Go arcykapłanom. Czytając te słowa Ewangelii, dobrze jest sobie uświadomić, że rozmowy współcześnie prowadzone przez ludzi, czasami do tego spotkania w pewien sposób nawiązują. Dzieje się tak wtedy, kiedy ktoś ujawnia drugiemu człowiekowi, rodzinie, ukrywane dotąd złe intencje, zamiary. Obecnie miejscem przekazywania takich „komunikatów” stała się meilowa poczta, esemesy. To one zastępują rozmowy, są formą ucieczki przed patrzeniem w oczy drugiemu człowiekowi w trakcie spotkania.

Zastanawiając się nad zdradą Judasza, chyba większość nas nie do końca wierzy, że zrobił to dla tych nędznych trzydziestu srebrników. Wydał Chrystusa raczej dlatego, bo wiedział, że On jest Mesjaszem. Okazuje się, że zachowaniem Jezusa był mocno rozczarowany. Zamiast wyzwalać Izraela z panowania Rzymian, mówił On o miłości do Boga, ludzi. Głosił słowa ludziom niezbyt znaczącym w ówczesnej Jerozolimie, Judei, Galilei. Przez ten akt zdrady, chciał w ten sposób niejako zmusić Pana Jezusa do działania. Ta sytuacja pokazuje, jak wielka potrafi powstać różnica między ludzkim myśleniem, a zamysłem Pana Boga (por. Włodzimierz Zatorski, Rozważania liturgiczne na każdy dzień, T. 2a Wielki Post, Kraków 2010, s. 190).

Wśród wielu problemów – w relacji do Boga – z którymi zmagają się ludzie, należy zaliczyć brak wspólnego zrozumienia. W swoim zapatrzeniu i „słuchaniu” Pana bywa czasami tak, że swoje odczucia, pomysły, traktujemy jako natchnienia pochodzące od Boga. Często jest to spowodowane wyniosłością, pychą. Zamiast poddać to rozeznaniu, zobaczeniu czy jest to zgodne z wolą Bożą, radami ewangelicznymi, przechodzimy do działania. Dopiero po jakimś czasie zauważamy, że nie tędy droga. Pan Bóg oczekuje ode mnie, czegoś innego. W sposób bardzo jasny tę prawdę wyjaśnia Chrystus Pan: „Moim pokarmem jest pełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło” (J 4,34).

Warto zatem pamiętać w swoim życiu duchowym, o takiej postawie Pana Jezusa. Może dzięki temu unikniemy, rozziewu między naszym ludzkim myśleniem a Bożym zamysłem (W. Zatorski OSB).

ks. Kazimierz Dawcewicz