I. Czas Wielkiego Postu, to dla nas chrześcijan okazja – kolejna w naszym życiu – aby zbliżyć się do Pana Boga. Te czterdzieści dni duchowej podróży naznaczone są pewnymi znakami. Kolor szat liturgicznych jest fioletowy, odprawiane są nabożeństwa Drogi Krzyżowej i Gorzkich Żali. Czekają na nas otwarte od godziny ósmej kościoły stacyjne, gdzie można znaleźć dowolną ilość czasu na adorację Najświętszego Sakramentu, skorzystać ze spowiedzi świętej. Podczas Wielkiego Postu my katolicy, znajdujemy wspólny mianownik, a jest nim nasza grzeszność. Tym samym każdy z nas potrzebuje nawrócenia. Obojętnie kim byśmy nie byli, jakie ważne funkcje pełnimy, potrzebujemy łaski przemiany.
Jałmużna, post, modlitwa, to także bardzo ważne elementy tych dni. Wielu z nas podejmie w tym czasie pewne zewnętrzne umartwienia, które będą wyrazem wiary i skruchy. Ale najważniejsze powinno być to, aby nastąpiło wewnętrzne, głębokie nawrócenie naszego serca.
Bo bardzo często okazuje się, że zbyt duży nacisk kładziemy na to co zewnętrzne. Można nawet powiedzieć, że chwalimy się tym, co w tych dniach robimy. Wystajemy na rogach ulic, smutne mamy twarze – bo pościmy. Kładziemy nacisk na robienie czegoś „nadzwyczajnego”, chwaląc się tym przed ludźmi (zob. Mt 6,1-6. 16-18). Brak nam jednak bycia dla Boga i bycia z Bogiem. Więcej bywa nas niż Jego.
Jakie są tego owoce? Czasami mizerne, chwilowe, aby po Wielkanocy całkowicie zniknąć z naszego życia. Zapominamy, że nasze życie jest podróżą, że tu nie chodzi o sprinterski bieg, ale znalezienie swojego rytmu życia – tego z ludźmi, ale także – a może przede wszystkim – tego z Panem Bogiem.
Dlatego warto oderwać się od starych wielkopostnych przyzwyczajeń, zrobić coś nowego, inaczej niż dotychczas. Znaleźć czas na systematyczną modlitwę, czytanie i rozważanie słowa Bożego, na uczestnictwo w drodze krzyżowej czy gorzkich żalach. Uświadomić sobie, że rezygnując z pewnych przyjemności w tych dniach, robię to nie tylko dla siebie. Ale kieruje mną, moimi wyborami, decyzjami, miłość do Pana Boga.
Mamy pierwszy tydzień Wielkiego Postu! To dobry czas, aby właściwie ustawić swoje serce. Aby zaczęło mocniej bić na myśl, że Bóg tak nas ukochał, że zesłał na ziemię swojego Syna Jezusa Chrystusa, który z miłości do nas ludzi umarł na krzyżu!
II. Po modlitwie powszechnej w czasie Mszy świętej, rozpoczyna się kolejna jej część. Największe wzloty naszego ducha, najwyższe i najwspanialsze wyżyny naszej mądrości, związane są z całym kosmosem, ze światem przyrody. Nie tylko towarzyszą nam w życiu nasze myśli, nie tylko kochamy, modlimy się, ale również jemy, oddychamy, wchłaniamy ciepło – funkcjonujemy jako żywe organizmy. Jesteśmy częścią przyrody, współtworzymy ją i dzięki niej istniejemy. Ten otaczający nas świat, to wielki prezent, ale wymaga też z naszej strony dużych inwestycji. Każdy dzień życia, to trud przetwarzania go. Cokolwiek znajduje się na naszym stole, w czym znajdujemy schronienie i bezpieczeństwo: dom, światło, woda, …, to wszystko jest owocem połączonych wysiłków przyrody i naszej pracy.
Podczas Mszy świętej stajemy przed Panem Bogiem, składamy Mu w ofierze nasze serca, myśli, pragnienia, to co duchowe, ale też wszystko co materialne. Co w naszych rękach uległo i ulega przemianie. Kiedy następuje moment ofiarowania, wtedy kapłan wznosi chleb i wino, wypowiadając słowa:
Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich; Tobie go przynosimy, aby stał się dla nas chlebem życia.
Następnie:
Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy wino, które jest owocem winnego krzewu i pracy rąk ludzkich, Tobie je przynosimy, aby stało się dla nas napojem duchowym.
W tym ludzkim spotkaniu z Panem Bogiem – jak widzimy – uczestniczy świat przyrody. Nie stoi gdzieś obok, ale zostaje przemieniony w Ciało i Krew Jezusa Chrystusa. Chleb i wino wezmą udział w niezwykłym wydarzeniu, przepełnionym miłością zjednoczenia człowieka z Bogiem (por. Wojciech Jędrzejewski, Fascynujące zaproszenie, Warszawa 1998, s. 35-36).
Dla wielu uczestników Mszy świętej te słowa wypowiedziane nad chlebem i winem, często gdzieś umykają. Bywają niesłyszane, choćby dlatego, że wtedy najczęściej śpiewana jest jakaś pieśń. Dlatego trzeba zadbać o właściwy jej dobór, aby nawiązywała do dokonywanego aktu ofiarowania darów. Chociaż czasami warto je odmówić – bez śpiewu – aby wszyscy usłyszeli tę piękną modlitwę, która podkreśla wielką hojność Pana Boga, a także naszą pracę!
III. Było przez parę tygodni zimno i mroźnie, ale teraz jest bardzo ciepło. Mimo to, śnieg jeszcze wygodnie gdzieniegdzie sobie leży, topnieje powoli. Dzięki temu nawadnia dokładnie każdy skrawek ziemi. Może za to w nadchodzących miesiącach, nie będzie suszy. Chociaż ziemia jest zmarznięta, woda będzie spływać z wyżyn i pagórków, będzie bardziej nawadniała stoki i doliny. Tak sobie teraz myślę, czy owe topnienie śniegu da się wykorzystać w moim pisaniu? Znajdę w tym „zjawisku” jakieś wskazanie dla nas? Szukając odpowiedzi na te pytania, pomyślałem sobie, że nasze serca można porównać do ziemi. Jak sucha ziemia czeka na wodę, tak my z utęsknieniem czekamy na miłość i miłosierdzie Pana Boga. Ale są też serca podobne do zmarzniętej ziemi, woda łaski spływa po nich szybko, nie robiąc im żadnej „szkody”.
Co sprawia, że serca wielu osób są tak stwardniałe, zamknięte na miłość Boga Ojca? Odpowiedzi może być dużo na to pytanie. Ilu jest ludzi, tyle historii życia i relacji z Panem Bogiem, odejść i powrotów. Wreszcie buntów, które są wynikiem trudnych doświadczeń, spotkań z ludźmi żyjącymi nienawiścią. Ciągłym rozpamiętywaniem życiowych bólów, doświadczonych zawodów. Wreszcie depresją, która potrafi zdemolować codzienność człowieka.
Mimo takich doświadczeń, trzeba powiedzieć, że w sercu chyba każdego człowieka, gdzieś drzemie ukryte pragnienie doświadczenia miłości. Bycia kochanym, nie za to, że jesteśmy piękni i dobrzy, ale dlatego, że jesteśmy. My ludzie potrafimy kochać, być przyjaciółmi i dobrymi kolegami/koleżankami. Ale z drugiej strony nie potrafimy często być w tych relacjach bezinteresowni. Oczekujemy czegoś dla siebie, chcemy z tych znajomości mieć coś swojego.
Czy zatem jest ktoś, kto potrafi nas kochać bezinteresownie? Kocha mimo naszych wad, błędów, które popełniamy? Tak! Taką miłość okazuje nam Pan Bóg! To On ciągle trwa w wiecznym oczekiwaniu na nasze powroty, skruszone serca, które znajdą w Nim ukojenie i spokój. Jednak decyzja ich otwarcia na Jego dary znajduje się w naszych rękach – w dłoniach każdego człowieka.
Ta piękna słoneczna pogoda, która pożegnała zimę – na jak długo czas pokaże – przypomina nam prawdę o tym, że jak ziemia potrzebuje deszczu, wody, tak nasze serca potrzebują miłości Boga naszego Ojca w niebie. Ile tej miłości weźmiemy, otrzymamy, ile spłynie jej do naszego wnętrza, zależy tylko od nas!
ks. Kazimierz Dawcewicz