I. Zaskoczyła nas wszystkich mroźna i śnieżna zima. Chociaż na twarzach dzieci widać radość, mogą wreszcie pojeździć na sankach. Łowiący ryby, przesiadują teraz na jeziorze – dla nich to także dobry czas. Gruby lód daje bezpieczną szansę wejścia nawet na sam środek zamarzniętego jeziora. Ale wiejący silnie wiatr i padający dzisiaj śnieg (poniedziałek), raczej nie zachęcają do wyjścia na zewnątrz. Raczej zamyka nas w domu – w dodatku w ciepłym – to teraz najlepszy wybór. Także ci wszyscy, którzy są w drodze wracają z pracy, wracający z zakupów, marzą o jak najszybszym dotarciu do domu. Szukanie ciepła, szukanie bezpieczeństwa, to naturalne zachowanie każdego z nas.
W tych ostatnich dniach ci wszyscy, którzy czytają Ewangelię z Liturgii Mszy świętej, może zauważyli pewną ważną rzecz. Ludzie szukają Pana Jezusa, Jego pojawienie się w mieście, wsi, osadzie, sprawia, że przynoszą chorych cierpiących, opętanych. Najbliżsi kładą ich obok drogi, którą będzie przechodził, chcą tylko dotknąć się frędzla Jego płaszcza. Święty Marek ewangelista relacjonuje, że ci wszyscy, którzy tego doświadczyli odzyskali zdrowie (zob. Mk 6,53-56).
Szukanie Pana Jezusa, nadsłuchiwanie gdzie On jest, to było naturalne zachowanie w Galilei. To prawda, że w pierwszej kolejności widziano w Chrystusie uzdrowiciela, ale ludzie także zachwycali się tym co mówi. Powoli zaczynali odkrywać, że On jest tym oczekiwanym Mesjaszem.
Takiej postawy poszukiwania Pana Jezusa, nadsłuchiwania co do nas mówi, brakuje nam teraz. Lubimy słuchać muzyki, lubimy jak ktoś deklamuje wiersze, lubimy czytać sensacyjne informacje ze świata. To i wiele jeszcze innych rzeczy lubimy. Ale trzeba sobie uświadomić, że to wszystko jest mało znaczące dla naszego zbawienia. Przy spotkaniu z Panem Bogiem nie będziemy o to raczej pytani. Ale o to czy przyznawaliśmy się do Niego przed ludźmi? Czy trwaliśmy w poszukiwaniu Jego woli?
Elementem, który powinien budzić zachwyt i chęć poszukiwania Chrystusa, powinno być nasze – współczesnych chrześcijan – ewangeliczne życie. Dobrze wiemy, że różnie ono wygląda. Raz pociąga, a jeszcze innym razem zatrzymuje – nawet odpycha. Tym samym z całym bólem obserwujemy, jak pociąga ludzi świat ze swoimi nowościami. Nowymi poglądami, które na ten czas wydają się bardziej atrakcyjne niż prawda Ewangelii.
Zachwyt nad światem to jeden z aspektów ludzkiego życia, ale w chwilach ciszy, niepokój serca też bywa obecny. Czasami staje się wręcz natarczywy. Pytania o życie wieczne powracają jak bumerang. Historia życia wielu osób pokazuje, że to światowe życie z upływem czasu staje się jałowe i puste. Różne wtedy bywają ludzkie zachowania, ale bywa dosyć często tak, że w tym egzystencjalnym bólu z powrotem zaczynają szukać Chrystusa.
My, którzy jesteśmy nadal w Kościele, nie możemy zapomnieć, że taka postawa poszukiwania, powinna ciągle być w nas obecna. Nie możemy zadowolić się tylko tą chwilą – mówiąc, że to nam wystarczy. To tak nie działa, wiara objawiająca się przez miłość, to zaproszenie do trwania w ciągłym poszukiwaniu i poznawaniu naszego Pana! Aby On każdego dnia swoją łaską uzdrawiał, aby Jego słowo budziło w nas nieustanny zachwyt!
II. Po słowach homilii, następuje w trakcie Mszy świętej wyznanie naszej wiary: „Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego […] i w jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, […] Wierzę w Ducha Świętego […] Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. I oczekuję wskrzeszenia umarłych i życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen. Słowa dobrze nam znane, ale czy zawsze są odmawiane ze świadomością co z sobą niosą dla nas? Wypada chyba też powiedzieć, że kiedy w kościele jest dużo ludzi, ten głos „Wierzę”, robi wrażenie.
Dobrze wiemy, że w historii Kościoła pojawiały się sytuacje krytyczne. Bo oto pojawił się ktoś, kto zaczął podważać wiarę. Wtedy natychmiast zwoływano sobór, który jednoznacznie określał postawę Kościoła wobec pojawiającego się błędu. Trzeba było powiedzieć: taka jest nasza wiara, a nie inna! Takich krytycznych sytuacji było kilka. W taki sposób powstawał zbiór jasno i precyzyjne określonych prawd wiary. Zyskał on po pewnym czasie miano chrześcijańskiego wyznania wiary. Taki właśnie zbiór znalazł później swoje miejsce we Mszy świętej.
Taka chwila kiedy wyznajemy naszą wiarę w kościele, przypomina nam, że razem z Panem Bogiem mamy pokonywać drogi naszego życia. Dzięki Credo wiemy jak mamy czytać i rozumieć Pismo święte, prowadzące nas do Zbawiciela. Ten skrót wiary to taka mapa turystyczna w górach, która wyznacza bezpieczne i dobre szlaki. Zaprasza nas do odczytywania wszystkich fragmentów Biblii w świetle chrześcijańskiego wyznania. Odczytywania go we wspólnocie wierzących. Bo przecież mówimy: „Wierzę w Kościół święty i świętych obcowanie”.
Credo nie znalazło się przypadkiem we Mszy świętej, która jako całość jest pieśnią uwielbienia i dziękczynienia. Gdy bowiem uroczyście wypowiadamy słowa zawierające najważniejsze prawdy wiary, to tak jak byśmy z radością oglądali mieniący się naszyjnik z najcenniejszych pereł podarowany przez Ukochanego. Jest on znakiem naszego wybrania, potwierdzeniem miłości Pana. Jego ślubnym prezentem.
Na koniec tego punku ojciec Wojciech Jędrzejewski zamieścił anegdotę. Kiedyś starszy ksiądz tłumaczył mu dlaczego Credo następuje po kazaniu: Bo widzisz, nawet jeśli to, co wygłosi ksiądz, gruntowanie zniechęciłoby cie do pójścia za Jezusem, to masz mocny punkt oparcia. Wiara Kościoła. Kiedy kaznodzieja nagada głupot, z ulgą wyznaj: A ja jednak wierzę w Boga Ojca wszechmogącego … (por. Fascynujące zaproszenie, Warszawa 1998, s. 31-33).
Teraz już wiemy dlaczego nasze Credo znajduje się we Mszy świętej. Ale tak na poważnie to, kiedy wypowiadamy słowo „Wierzę” pamiętajmy, że jest to najcenniejszy klejnot ofiarowany nam przez naszego Oblubieńca Pana Jezusa. To znak wybrania, to znak, że mamy swoje miejsce w Jego sercu. Jeszcze na jedną szczególną sprawę powinniśmy zwrócić uwagę, kiedy mówimy Credo. Wspólnota kościelna, która wyznaje wiarę może być nie wiadomo jak liczna, ale wyznanie wiary składam zawsze Ja. Nie używamy wtedy słowa „Wierzymy”, ale zawsze mówimy w liczbie pojedynczej: „Wierzę”.
III. Obserwując teraz otaczający nas świat, nie możemy chyba się nadziwić jak pięknie został przystrojony. W odróżnieniu od wiosny, lata, jesieni, jest teraz biały. Leżący na drzewach śnieg, trochę im dokucza, stał się ciężarem. Widać jednak, że drzewa, krzewy dzielnie z nim sobie radzą. Współuczestnicząc w tym pięknie. Przez chwilę przyglądałem się tujom rosnącym przed zakładem samochodowym. Zostały jeszcze dostrojone śniegiem, rzucanym przez maszynę do odśnieżania. Można powiedzieć, że to nic takiego, to tylko śnieg. Ale niewidoczny od paru lat, teraz sprawił, że na dłużej zatrzymujemy nasz wzrok na ośnieżonej ziemi, drzewach. Dobrze wiemy, że ta biała pokrywa śnieżnego puchu kiedyś zniknie, stanie się tylko wspomnieniem, ale póki co cieszmy się jej obecnością.
Stwarzając człowieka, Pan Bóg zadbał, aby przebywał w pięknym świecie. Aby oglądając go, także czytał i poznawał Stwórcę tej ziemskiej rzeczywistości. Patrząc na to co nas teraz i zawsze otacza, ktoś może poczuć w sercu ukłucie zazdrości. Świat tak pięknie stworzony, przyozdabiany, a my ciągle jesteśmy tacy sami. Żal do Boga może dotyczyć naszego zewnętrznego wyglądu – urody, której wydaje nam się, że mamy trochę za mało.
Co możemy z tym „żalem” zrobić? Jak go zmienić, poprawić, przekuć, aby nie był dominującym uczuciem w naszej codzienności? Po pierwsze, wypada nam zaakceptować samego siebie. Nasz wzrost, wygląd, wielkość nosa, uszu. Otrzymaliśmy to w darze stworzenia od naszych rodziców. Czasami można coś w swojej urodzie poprawić, przez wizyty u stomatologa, fryzjera, krawca, w siłowni, u chirurga plastycznego. Ale nasz kolor oczu, inne części naszego ciała wypada przyjąć z wdzięcznością.
Wreszcie nie możemy zapomnieć, że to co zewnętrzne nie do końca mówi o ludzkim pięknie. Można być człowiekiem pięknym, przystojnym, na którego widok zatrzymują się samochody na ulicy i idący chodnikiem ludzie. Czasami jednak się okazuje, że ta zewnętrzność osoby ma się ni jak do jej czynów, słów, zachowań. Staje się on raczej kimś odpychającym niż przyciągającym.
Tymi słowami nie chcę tylko poprawić humorów tym, którzy mają zastrzeżenia do swojego wyglądu – urody. Pamiętajmy, że to co czyni człowieka naprawdę pięknym wychodzi z serca (wnętrza) /zob. Mk 7,14-23/. Serca przepełnione miłością, miłosierdziem, dobrocią, łagodnością, wyrozumiałością, czynią nasze życie i innych ludzi pięknym. Dzielenie się tymi darami sprawia, że świat tętniący życiem obok nas zawsze jest pięknie przystrojony. Te dary jakie otrzymujemy od naszego Pana, są dobre na każdy czas – na wiosnę, lato, jesień i zimę!
ks. Kazimierz Dawcewicz