Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (3E)

I. Okazuje się, że „działalność” wirusa, która sparaliżowała nam życie na różne sposoby, bywa przez nas bardzo różnie odbierana. Niektórzy przełamali swoje lęki i wrócili na ścieżki rowerowe, oddają się spacerom. Odbywają codzienne „podróże” do sklepów. Starają się w miarę normalnie żyć. Ale są też i tacy, którzy nadal przepełnieni są strachem, lękiem. Zamknięci w domach, mieszkaniach, czekają na dobre wiadomości, które wreszcie sprawią, że więcej „zdrowego” powietrza zostanie wpuszczone do środka. Ale pozostał jeszcze jeden element – kłopot i ból – tych miesięcy. Jest nim relacja do Pana Boga. Okazuje się, że czasami jest ona przepełniona poczuciem pewnego gniewu, złości, na to co ma teraz miejsce. „Dostaje” się trochę i naszemu Panu! Wreszcie dla pewnych osób nadal trudno jest przyjąć, to wszystko co teraz dzieje się w Kościele. Zostały zabrane pewne stałe punkty życia – okazuje się bardzo ważne – dlatego niektórzy czują jakby pozostali bez żadnego oparcia.
Ale na tę całą sytuację wypada spojrzeć trochę szerzej. Ta sytuacja pokazuje, jak mocno jesteśmy przywiązani do wypracowanych zwyczajów, tradycji, w przeżywaniu wiary. Z drugiej jednak strony nie powinniśmy pozwolić, aby tak mocno zdezorganizowane zostało nasze życie. Rozumiem, że bycie w kościele na niedzielnej Mszy świętej jest bardzo ważne, ważna jest obecność – choćby teraz – na nabożeństwach majowych. Ale kiedy tego nam zabrakło, powinniśmy szukać innych sposobów kontaktu z Panem Bogiem. Lęk, który opanował serca ma zły wpływ na życie codzienne, także na życie duchowe. Niestety jest to dobre pole dla działania złego ducha.
Przy całej złożoności tej sytuacji, pamiętajmy, że może być to dobra okazja do wzmożenia codziennej i systematycznej modlitwy. Święty Paweł zachęca, abyśmy nieustannie się modlili. Aby tę prośbę zrealizować nie trzeba od razu klękać, zatrzymywać się od razu na kilka minut. Przerwijmy wykonywaną pracę, aby Panu Bogu coś powiedzieć. Można przecież na pewien czas odsunąć ręce od klawiatury komputera i pomyśleć o Panu Bogu, o tym, że On teraz jest przy mnie. Z miłości do mnie posyła swojego anioła, aby towarzyszył nam w drodze jak biblijnemu Tobiaszowi.
Lęk, strach, pewne niepokoje wywołane przeróżnymi sytuacjami, zaznaczały swoją obecność przez wieki w życiu ludzkości. Jedni przeszyci tymi negatywnymi uczuciami, pozwalali im się nieść. Sami doświadczali wtedy jeszcze większych rozczarowań, a przy okazji ranili innych. Ale w tym samym czasie inni ludzie przyjmowali te uczucia, nazywali je po imieniu. Wsparci łaską i obecnością Pana Boga pokonywali je. Tym samym – nie do końca może będąc tego świadomi – duchowo wzrastali.
Różnie przeżywamy obecny czas, przeróżne myśli biegają nam po głowie. Okazuje się, że czasami dajemy się prowadzić współczesnym wirusowym „prorokom”, których przybyło teraz jak przysłowiowych grzybów po deszczu. Co my mamy w takim razie teraz zrobić? Jak mamy się zachować? Tak, „zabrano” nam pewne przyzwyczajenia, utrudniono dostęp do kościoła. Pamiętajmy jednak, że Pan Bóg nadal do każdego z nas przemawia przez swoje słowo. Zaprasza do modlitwy, nie tylko rano i wieczorem. Prosi przez usta Apostoła, abyśmy nieustannie się modlili. Tak ubrani w pancerz modlitwy, nie pozwólmy aby strach, lęk, kształtowały nasze serca! Tym samym nasze zachowania i sposób myślenia!!!

II. Niektórzy z nas w tych „epidemicznych” czasach, mają dużo czasu „wolnego”. Czytałem ostatnio na stronie internetowej „DeOn”, że można spróbować w tych dniach nauczyć się nowej formy modlitwy. Wskazano na modlitwę medytacyjną. Ojciec Michał Maciejny SJ takiej modlitwy uczy. Krok po kroku wprowadza w arkana medytacji. Możliwe, że teraz kiedy ktoś przeczytał te słowa, mówi z całej siły „Nie”! Nie dla mnie taka modlitwa, ale zanim kolejny raz powiemy „nie”, to zapraszam do chwili zastanowienia się nad słowami zaproszenia. Może od pewnego czasu zauważyliśmy, że nasza modlitwa wydaje się nam nudna, jest przepełniona rutyną, bywa szablonowa. Odmawiana z pośpiechem, czasami na „jednym oddechu”. Może jednak warto spróbować powalczyć o coś nowego?
Jak mamy do tego się zabrać? Co powinniśmy zrobić, aby zacząć tak się modlić? Najpierw powiedzmy „Tak” temu zaproszeniu! Ta modlitwa, to konkretny krok ku bliskości z Panem Bogiem. Początki mogą wydawać się trudne, ale z upływem miesięcy, lat, zaczniemy taką formę modlitwy doceniać. No właśnie, …jak zatem wygląda medytacja? Można wpisać w internecie słowa; „medytacja ignacjańska”. Znajdziemy punkty, które na początku są bardzo potrzebne. Tych schematów jest dużo. Trzeba któryś z nich wybrać i spróbować go praktykować.
Ja podaje medytację biblijną, trochę zmodyfikowaną, opartą o metodę św. Ignacego Loyoli, którą opracował o. B. Mokrzycki SJ.
1. Przygotowanie:
Uciszenie wewnętrzne; Uświadomienie sobie obecności Boga; Prośba o dobrą medytację.
2. Cześć właściwa
„Bierz i czytaj”; Patrz, słuchaj i rozważaj; Rozmawiaj z Bogiem; Wznieś ducha ku Bogu; Działaj (postanowienie)
3. Zakończenie
Modlitwa ustna według znanych formuł; Notatka
Oto mamy pewien schemat, nie należy się go bać, on nie ograniczy naszej duchowej swobody. Ma on pomóc w modlitwie. Jeżeli ktoś będzie systematycznie praktykował medytację biblijną, po latach, może ją zmodyfikować. Można będzie ją uprościć, według swoich duchowych potrzeb. Ale na początku jest ona bardzo potrzebna i pomocna.
Medytację należy rozpocząć od wyciszenia (wyłączenia telewizji, radia, internetu, przerwania rozmów), następnie trzeba sobie uświadomić obecność Boga. Jest blisko mnie, po czym w krótkich słowach poprosić Go o dobrą medytację. Po tym krótkim wstępie, należy przeczytać wybrany fragment Ewangelii. Warto użyć wyobraźni, zobaczyć opisane wydarzenie. Wsłuchać się w słowa Pana Jezusa – zatrzymać się nad nimi. Może gdzieś w tej ewangelicznej scenie spróbujmy umieścić siebie. Po pewnej chwili rozpocznijmy rozmowę z Bogiem – dziękujemy, prosimy, uwielbiamy Go. Następnie wypada podjąć postanowienie, możliwe do zrealizowania. Ma ono nas zachęcić do działania. Można na zakończenie przeprosić Pana Boga za rozproszenia, źle wykorzystany czas. No i wypada podziękować za to, że mogliśmy być tak blisko, mogliśmy rozmawiać z Nim, …Na koniec odmówmy znaną nam modlitwę.
Ile czasu powinna trwać taka medytacja? Zaleca się 30 minut, ale zacznijmy ją praktykować przeznaczając 15 minut. Z początku może być trudno, myśli będą nam uciekały, czas będzie się wydłużał. Ale trzeba to wszystko przejść. Po jakimś czasie pojawi się wewnętrzny spokój, radość ze spotkania z Panem Bogiem. Kiedy taką modlitwę należy odmawiać? Wybór czasu zależy od nas, to my decydujemy. Dobrym czasem są ranne chwile, jesteśmy wtedy uspokojeni, wyciszeni. Może być też pora wieczorna, ale pamiętajmy, że wtedy nasza głowa jest pełna wydarzeń jakie miały miejsce w danym dniu. Trudno będzie nam się wtedy skoncentrować.
W wielkim skrócie tak wygląda medytacja biblijna. Czy zaczniemy ją praktykować, to zależy już od każdego z nas. Mimo pewnego „ale”, zachęcam do spróbowania, do skorzystania z tej formy modlitwy, która może wiele zmienić w naszym przeżywaniu relacji do Pana Boga. Rozważane słowa Pana Jezusa z upływem czasu – lat, będą coraz głębiej zapadały w nasze serca. Czyniąc je tym samym bardziej ewangelicznym, to znaczy podobnym do Serca Pana Jezusa!

III. Czasami słyszymy wypowiedzi przeróżnych osób, może nawet naszych znajomych, którzy powtarzają, że w przyszłym wcieleniu będą mrówką, osłem, wróbelkiem, słowikiem, …, no żabą, … Co powinniśmy sądzić o takim mówieniu i myśleniu? Czy reinkarnacja, to coś dla nas? Czy ma ona coś wspólnego z naszą wiarą? Pytań na jej temat można jeszcze trochę postawić, ale te w zupełności nam wystarczą. Nie da się ukryć, że pewien problem z reinkarnacją mamy, gdzieś umieścił się w głowach wielu ludzi, którzy nadal uważają siebie za katolików. Myślą, że to coś nowego, coś co może wnieść pewną nowość w ich myślenie, przeżywanie życia. Chociaż trzeba też nam wiedzieć, że pewne wypowiedzi dotyczące tego zagadnienia, mają swoje zabarwienie humorystyczne.
Ale niestety, niektórzy w reinkarnację wierzą. O co w takim razie chodzi w reinkarnacji? Wiara w reinkarnację jest to wiara w ciągłe umieranie i odradzanie się pod inną postacią. Istnieje wiele rodzajów reinkarnacji (tzn. wiele różnych pojęć o jej rzekomym istnieniu); inaczej jest pojmowana reinkarnacja jaką wyznaje hinduizm, inaczej buddyzm, inaczej ezoteryzm zachodni, inaczej okultyzm. […] Za reinkarnacją stoi koncepcja dualistyczna, w której „iskra duchowa” mieszka w ciele, a potem może mieszkać w następnym, i w następnym; duch może przenosić się na różne ciała (jest to niezgodne z jednością duszy i ciała).
Reinkarnacja jako ciągłe umieranie i odradzanie się pod inną postacią, jest postrzegana w Europie i na Zachodzie jako nagroda, coś szczęśliwego, radosnego. Natomiast w Indiach i Azji reinkarnacja jest postrzegana jako kara, którą muszą znosić ludzie. Wiara w reinkarnację zakłada, że człowiek w danym wcieleniu znosi los, którego nie wolno zmieniać (tzw. karma), cierpi za dawne wcielenie. W hinduizmie uważa się np., że jeśli ktoś urodził się żebrakiem, to musi nim pozostać do końca życia; nie wolno ingerować w jego karmę, gdyż ingerowanie w czyjąś karmę może spowodować, że osoba ta będzie musiała cierpieć w kolejnym życiu. Zmiana karmy może nastąpić dopiero w następnym wcieleniu (Anna M. Noworol OV, Zagrożenia duchowe, Warszawa 2017, 315-316).
Po przeczytaniu tego fragmentu możemy z całą oczywistością powiedzieć, że reinkarnacja jest błędem, reinkarnacja nie istnieje. Zgodnie z tym jak naucza nas Kościół, podając prawdę Objawienia, dusze zmarłych idą do raju (nieba), do czyśćca, albo do piekła. Ta prawda została potwierdzona przez sobór w Lionie i we Florencji. Znamy też wszyscy naukę Kościoła o świętych obcowaniu; dusze ludzi zbawionych znajdują się w niebie; wstawiają się za nami; natomiast ci, którzy przebywają w czyśćcu korzystają z naszej modlitwy wstawienniczej. Każdy z nas ma tylko jedno życie i od tego nie ma wyjątku.
Wiara w reinkarnację dla chrześcijanina jest nie do przyjęcia, pozostaje w wielkiej sprzeczności z wiarą w zmartwychwstanie, która przecież jest podstawą chrześcijaństwa. Jeżeli ktoś idzie drogą spirytyzmu, magii, wróżb, oddala się od Boga i prawdy.
Osoby, które nie wierzą w Pana Boga, mogą mieć pewne powody aby wierzyć w reinkarnację, gdyż czują intuicyjnie, że dusza jest nieśmiertelna. Ale dla nas ludzi wierzących wiara w reinkarnację jest wielkim błędem, powtarzam jeszcze raz, kłóci się ona z pojęciem zmartwychwstania (jw. s.316-317)!
W takim razie jaką postawę powinniśmy zająć my chrześcijanie, odnośnie spraw związanych z wiecznością? Powinniśmy odrzucić od siebie wszelką niezdrową ciekawość, co dotyczy naszej przyszłości. Trzeba powierzyć siebie, swoich bliskich, Bożej Opatrzności. Chociaż czasami Bóg objawia przyszłość, wybranym przez siebie osobom, to mamy pamiętać o słowach św. Jana; „nie dajcie się zwodzić nikomu” (1 J 4,1). Niektórzy przecież odpadają od wiary, kiedy skłaniają się i słuchają duchów zwodniczych. Kiedy nas dotykają takie myśli, warto wtedy uciekać w świat modlitwy, słowa Bożego, życia sakramentalnego. Możemy w tym czasie częściej korzystać z sakramentaliów: woda święcona, sól i woda egzorcyzmowana, różaniec, Litania do Krwi Chrystusa, modlitwy do Maryi, świętego Józefa, św. Michała Archanioła, do Aniołów Stróżów. Wielką moc posiada także post połączony z modlitwą.
Jeszcze wiele razy usłyszymy, jak ktoś z naszych znajomych, będzie mówił, że w kolejnym wcieleniu będzie mrówką, rybą, żółwiem, … W ramach odpowiedzi przypomnijmy mu – jeżeli jest chrześcijaninem – że ma przygotowane w niebie wieczne mieszkanie przez samego Pana Jezusa. Szkoda by było, aby na zawsze pozostało puste!

ks. Kazimierz Dawcewicz