I. Napisałem w ostatnio rozważaniu, że kolędowanie obok modlitwy, to także i rozmowa. Ale okazuje się, że w rzeczywistości różnie bywa z tym rozmawianiem. W ostatnim czasie na pytanie: Czy Pan(ni) przyjmuje … kolędę? Usłyszałem w przybliżeniu taką odpowiedź: „Czy wyglądam na Dawna, aby utrzymywać jakiś facetów w sukienkach? Tyle kolędowej rozmowy. Z drugiej strony jasny przekaz, że dana osoba nie chce ze mną się spotkać. Po prostu, ma „gdzieś” kapłańską posługę. Chociaż później pomyślałem: dlaczego przy tym swoim kolędowym nie – obraża osoby dotknięte taką chorobą?
Jak będzie w przyszłości z przyjmowaniem księdza po kolędzie, choćby w tym przypadku, to czas pokaże. Ale chyba na najbliższe lata, trzeba będzie wstrzymać się przed pukaniem do takich „drzwi”, kiedy w odpowiedzi słyszymy takie słowa. Okazuje się, że takich osób, które nie chcą przyjąć kolędy z każdym rokiem przybywa. Czy to pewien znak czasu? Trudno jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć, ale spadek otwieranych drzwi i zapraszających do środka jest widoczny. Szczególnie stało się to widoczne w miastach, gdzie zamknięte drzwi witają i żegnają kolędnika.
Chociaż nie wypada, abym tak długo nad tym zjawiskiem się zatrzymywać. Przecież więcej jest spotkań, rozmów, które pokazują potrzebę bycia i pobłogosławienia domowników i samego domu. Ostatnio usłyszałem – w czasie rozmowy kolędowej – piękne świadectwo córki o swojej mamie. Wiara, która przepełniała jej serce, dawała jej odwagę do życia i pracy po śmierci męża – a ojca tej Pani. Z drugiej strony, te same wartości: dobroć, miłość, wiarę w Pana Boga. przekazywała swoim osieroconym dzieciom.
Takich i innych dobrych spotkań jest bardzo dużo – choćby u nas w Dywitach! Pokazują one potrzebę wspólnego bycia w Kościele, ubogacania się tym co jest w nas dobre. Należy także doceniać spotkania z osobami, które znalazły się w przeróżnych „tarapatach”. Mają one związek ze złymi wyborami, konfliktami małżeńskimi, osobistymi rozterkami. Mimo takich czy jeszcze innych osobistych rozczarowań, bólów jakie zadało im życie, nie chcą zrywać tej cieniutkiej nici trzymającej ich przy Kościele.
Obok innych dobrych elementów odwiedzin duszpasterskich, to ważny element aby być z ludźmi, trudzić się nadal kolędowym chodzeniem. Mimo negatywnych odzywek, pukać do drzwi domów i mieszkań! Proponując krótkie spotkanie, połączone ze wspólną modlitwą.
II. W trzecią niedzielę zwykłą „C”, w pierwszym czytaniu usłyszeliśmy opis zachowań Izraelitów, którzy po powrocie z niewoli, zgromadzili się na wspólnym czytaniu Pisma świętego (Ne 8,2a-4. 5-6. 8-10). Ich postawa, szacunek okazywany czytanemu Słowu, płacz i radość, pokazują jak wielką rolę powinny odgrywać Słowa Pisma świętego w życiu człowieka wierzącego. Zapewne dobrze rozumiemy, że w tym opisanym zachowaniu w księdze Nehemiasza, powinniśmy odnaleźć coś dla siebie. Przecież każdy z nas jako człowiek wiary, uczeń Pana Jezusa, zachęcany jest do czytania i rozważania Słowa Bożego.
„Osobiście dochodzę do wniosku, że kiedy nie mam kontaktu ze Słowem, jestem pozbawiony źródła, które pozwala mi żyć i szukać zawsze tego, co najlepsze, odnajdywać wskazówki niezbędne dla mojej pracy i dla innych, pokonywać chwile nudy, ciemności, niecierpliwości i goryczy” (kar. Carlo M. Martini). Zacytowane przeze mnie krótkie świadectwo, uświadamia nam wszystkim jak wielką rolę powinno Słowo Boże odgrywać również w życiu każdego z nas. Słowa byłego arcybiskupa Mediolanu, mają nas nie tylko zachwycić, ale także zmobilizować do czytania Pisma Świętego.
Kiedy bierzemy je do rąk, warto pamiętać, że trzeba posiadać: wytrwałość, pokorę i postawę trwania. Wytrwałość i pokora są potrzebne, bo Pan Bóg przekazuje nam swoją prawdę w czasie. Daje łaskę zrozumienia Słowa, ale nie od zaraz. Dlatego trzeba uzbroić się w cierpliwość. To ona pozwala trwać w Słowie, szukać w nim rad i wskazań dla siebie. Daje nam siłę do pokonywania codziennych tuneli ciemności i goryczy, pomaga przechodzić przez doliny smutku!
Pozwoliliśmy sobie narzucić codzienną lekturę, to inni ludzie mówią nam co mamy i powinniśmy czytać. Warto abyśmy też zauważyli że pewna część tych propozycji, niesie treści dalekie od wiary, Kościoła. Tym samym dochodzi do wypłukania z nas chrześcijańskich wartości. Bardziej wierzymy dziennikarzom, politykom, gazetom, stacjom radiowym i telewizyjnym, niż Słowom Pisma Świętego. Takie otwarcie przyczynia się też do naszego zeświecczenia, zmiany myślenia. Przestaliśmy w pewnych wydarzeniach i sprawach codziennego życia, szukać Pana Boga, a zaczynamy mówić o tak zwanym przypadku.
„Osobiście dochodzę do wniosku, że kiedy nie mam kontaktu ze Słowem, jestem pozbawiony ….” , zobaczmy dalszy ciąg tej wypowiedzi jak napisałem wyżej. Do takiego wniosku doszedł kar. Carlo Maria Martini! Do jakiego wniosku doszliśmy my, po krótkiej lekturze tego fragmentu rozważania? Czy Pismo Święte jest dla nas źródłem życia?
III. W tej chwili często słyszymy opinie, które podkreślają i oznajmiają oddalanie się ludzi od Kościoła. Dotyczy to przede wszystkim młodzieży, ale podobne zachowania są obecne, także w życiu ludzi dojrzałych. Tych, którzy przeżyli lat czterdzieści, …, i jeszcze więcej lat. Różne są tego powody i przyczyny. Jednym z najczęściej podkreślanych żalów jest stwierdzenie: „zawiodłem się na Kościele”. U niektórych osób, widoczny jest brak konkretnych wskazań w tym temacie. Ale można chyba to nazwać, takim ogólnym zmęczeniem, byciem w Kościele. W innych przypadkach, to poddanie się opiniom o zacofaniu, hamowaniu postępu myślowego, moralnego itp. Jak należy na to wszystko spojrzeć? Czy takie argumenty wystarczą, aby porzucić wspólnotę kościelną?
Pewną podpowiedź na takie myślenie, następnie zachowanie i postawy, daje nam papież Benedykt XVI: Napisał: „Jest to naprawdę fascynująca perspektywa; jesteśmy powołani, by żyć jak bracia i siostry Jezusa, by czuć się synami i córkami tego samego Ojca. Ten dar zmienia radykalnie wszelkie czysto ludzkie idee i plany. Wyznawanie prawdziwej wiary otwiera szeroko umysły i serca na niezgłębioną tajemnicę Boga, przenikającą ludzką egzystencję. Cóż więc powiedzieć o jakże silnej w naszych czasach pokusie, by poczuć się samowystarczalnym aż do tego stopnia, że zamkniemy się na tajemniczy Boży plan wobec nas. Wyzwaniem staje się dla nas miłość Ojca, objawiająca się w osobie Chrystusa” (Benedykt XVI, Orędzie, 5 marca 2006).
Pokusa samowystarczalności, niezależności, od zawsze była obecna w życiu człowieka. Niezbyt głębokie, nie przepojone miłością spotkanie z Bogiem, wywołuje czasami lęk, strach, co skutkuje później syndromem ucieczki. Nie doceniamy tego, że bycie bratem i siostrą Pana Jezusa nas otwiera, że dzięki temu nie zatrzymujemy się tylko nad tym co widzimy, i czego dotykają nasze ręce. Otwarcie się na Pana Boga, skutkuje pełniejszym zrozumieniem swojego powołania. Otwarciem się na Jego miłość, która wyrzuca z naszego życia lęk i strach przed tym, że zostaniemy stłamszeni w naszym człowieczeństwie. To, czego doświadcza człowiek, kiedy otwiera się na miłość Boga Ojca w Jezusie Chrystusie, widać najlepiej i najpiękniej w życiu świętych Kościoła.
Zachwyt i podziw jaki osoby święte w nas wzbudzają, kiedy do nich się zbliżamy, kiedy poznajemy prawdziwą historię ich życia, często jest spowodowany zatrzymaniem się tylko na ich człowieczeństwie. Dopiero po jakimś czasie, odkrywamy prawdę związaną z ich życiem. To co mają, to owoc łaski, to owoc otwarcia się na niezgłębioną miłość Boga Ojca! Wyzwolenie ze swoich ograniczeń, znaleźli właśnie w Jego miłości.
Odejścia ludzi od Kościoła, powinny nas katolików zasmucać. Jednak z drugiej strony dla każdego z nas to zachęta, do odkrycia tego cudownego powołania! Byśmy wreszcie zaczęli żyć, jak siostry i bracia samego Jezusa Chrystusa. Wtedy też i my jeszcze mocniej doświadczymy, co to znaczy być synami i córkami Boga Ojca. Doświadczając tej miłości, odważniej zaczniemy pomagać innym ludziom, aby i oni odkryli głębie swojego powołania, a przede wszystkim to, że są kochani przez Pana Boga. By nie ulegali pokusie samowystarczalności, która „owocuje” czasami takim stwierdzeniem: „zawiodłem się na Kościele!
ks. Kazimierz Dawcewicz