Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (33F)

I. Jeśli zranił, obraził nas Kościół powstaje pokusa, by go odrzucić i odepchnąć, odejść od Kościoła. Odrzucając Kościół niezmiernie trudno nam będzie utrzymać bliski związek z Chrystusem. Niektórzy powiadają: „Kocham Jezusa, lecz nie uznaję Kościoła”. Wtedy nie tylko zrywamy nasze związki z Kościołem, wtedy też może się zdarzyć, że po pewnym czasie definitywnie zerwiemy naszą wspólną więź z Jezusem. Wyzwaniem, które wówczas stanie przed nami, będzie przebaczenie Kościołowi, aczkolwiek może to wymagać od nas samozaparcia i ofiary, bo Kościół sam rzadko prosi nas o przebaczenie, przynajmniej nie na drodze oficjalnej. Ale Kościół, jako organizacja również ludzka, obarczona słabościami, potrzebuje naszego przebaczenia. A potrzebuje przebaczenia, aby jako żyjący pośród nas Chrystus nieustannie kontynuować ofiarowanie przebaczenia.
Trzeba myśleć o Kościele, jako o wspólnocie ludzi starających się dojść do dobra, pragnących bliższego związania ze swym Zbawicielem. Nieraz jednak ci ludzie będą słabi i grzeszni. Do tych ludzi słabych i grzesznych my także należymy. Kościół, pomimo ułomności duchowej swoich członków, nadal pozostaje wspólnotą, w której zawsze spotykamy naszego Pana i Zbawiciela (Henri J.M. Nouwen, Chleb na drogę, Bytom 2001, s. 333).

Trwamy w poznawaniu i odkrywaniu naszego Kościoła. To poznanie powinno być prawdziwe, a to znaczy, że nie możemy uciec od jego słabości. O słabości osób duchownych mówi się już od dłuższego czasu, trzeba jednak pamiętać, że Kościół to nie tylko biskupi, prezbiterzy, diakoni. Tworzą go wszyscy ochrzczeni, którzy wnoszą do niego dobro, ale także i swoje słabości. Jak mogliśmy przed chwilą przeczytać, na Kościół trzeba też patrzeć jako organizację ludzką, obarczoną słabościami, potrzebującą naszego przebaczenia.
Wszyscy staramy się – należąc do Kościoła – dojść do bliskiej relacji z Panem Jezusem. Kiedy oglądamy się wokół siebie widzimy jak jesteśmy słabi, grzeszni. Jak dużo jest w nas ludzkiej ułomności. Wszyscy tacy jesteśmy!!! Mimo tych przeróżnych grzesznych historii, Kościół jest nadal wspólnotą, w której ci, którzy tego chcą, spotykają naszego Pana i Zbawiciela.
Będąc teraz świadkami wielu odejść od Kościoła, trzeba też pamiętać, że mamy przed sobą ludzi, którzy nie zaakceptowali słabości Kościoła. Bez takiej akceptacji trudno jest być w jakiejkolwiek wspólnocie, tym bardziej Kościele. Gdzie ta ludzka różnorodność przenika się codziennie, dotyka siebie, rani, obraża, obmawia, … Mimo, że często powtarzamy w czasie Eucharystii: „Panie nie jestem godzien, …”, idąc później po chleb dający życie wieczne, to nadal popełniamy błędy i potrzebujemy Bożego miłosierdzia!

II. Od dłuższego czasu przyglądam się gałęziom leżącym w ogrodzie, które zostały tam układane w ostatnich dwóch latach. Okazuje się, że nikt nie miał „chęci i siły”, aby zrobić z nimi porządek. To znaczy wywieść je gdzieś, aby nie szpeciły ogrodu. Teraz widzę, jak trudno nadrabia się te zaległości. To dotyczy także innych zaniedbań, których się dopuszczamy w naszym życiu. Trudno jest wrócić do Pana Boga; trudno zdobyć się na odwagę, aby po wielu latach pójść do spowiedzi; trudno rozpocząć codzienną przygodę trwania blisko Pana Boga – to znaczy wrócić do systematycznej modlitwy; trudno jest nam przyznać się do błędu i przeprosić zranioną kiedyś osobę; trudno …
Mimo takich czy innych „trudności”, które nas dotykają, przychodzi jednak taki dzień, kiedy zabieramy się do pracy – fizycznej czy to duchowej.
Podnosimy się z wszechobecnego lenistwa. Zaczynamy żmudny czas wchodzenia w rytm wykonywania pewnych prac, zajęć. Jaka jest tego nagroda? Po pewnym czasie widzimy efekty swojego zaangażowania. Dostrzegamy, że aktywne trwanie w jakimś zajęciu zmienia otaczającą nas rzeczywistość, staje się ona piękniejsza. A my w swoim wnętrzu, mamy więcej radości i pokoju.
Dlatego warto dbać o to, aby nie ulegać zniechęceniu, znużeniu, ociąganiu się w wykonywaniu przypisanych nam prac. Trzeba odganiać od siebie słowa później, kiedyś, jutro, … Oglądania się na innych, myśląc, że ktoś w jakiejś pracy nas wyręczy. Dobrze przecież wiemy, że w poszukiwaniu relacji z Panem Bogiem, nikt nas nie wyręczy. Odkładanie tego na później – choćby na czas renty czy emerytury, potwierdza tylko naszą ludzką głupotę i brak dostatecznej mądrości.
Dlatego patrząc z odpowiedzialnością na nasze życie, myśląc odpowiedzialnie o nadchodzącej wieczności, nie odkładajmy spotkań z naszym Panem i Zbawicielem na czas późniejszy. Przecież nikt z nas nie wie, czy tego czasu dożyjemy. Po co gromadzić stosy „gałęzi” w ogrodzie naszej duszy, aby później zachodzić w głowę, jak się ich pozbyć.

III. Chrzest jest istotnym motywem liturgii Wielkanocy, w czasie której odnawiamy przyrzeczenia chrztu. W akcie chrztu otrzymaliśmy cenny dar wiary i ciepło miłosierdzia w naszych sercach – otrzymaliśmy Ducha Świętego, który działa w naszych umysłach i sercach. Podczas odnawiania przyrzeczeń trzymamy małe, białe świecie, które nam mają przypomnieć o Chrystusowym darze światła i miłości, także o tym, że mamy nieść światło Chrystusa światu, w którym żyjemy i pracujemy.
Mamy obowiązek, z racji chrztu i bierzmowania, być światłem Chrystusa, rozpraszającym – tam gdzie możemy, i najlepiej jak potrafimy – ciemność i zimno świata bez Boga (kar Basil Hume OSB).

Coraz częściej spotykamy ludzi, którzy z „uśmiechem” na twarzy oznajmiają swoim bliskim i nam, swoją niewiarę, brak zainteresowania Panem Bogiem, odrzucenie wszelkich religijnych praktyk. Ale z drugiej strony coraz więcej słyszymy informacji, mówiących o samobójstwach ludzi – młodych osób także. Niestety myśli samobójcze pojawiają się już u dzieci w wieku dziewięciu czy dziesięciu lat. Okazuje się, że sztuczne światło dyskotek, prywatek, imprez, najprzeróżniejsze wymyślne filmy, …, nie zaspokajają wszystkich potrzeb człowieka. Życie w ciemności, staje się domeną nie tylko niektórych, ale zaczyna zajmować coraz więcej połaci ludzkich dusz.
Co my jako uczniowie Pana Jezusa możemy zrobić? Jak pomóc osobom, dotkniętym ciemnością i zimnem tego świata? Odpowiedź znajdujemy w łasce sakramentu chrztu i bierzmowania. Mamy być światłem Chrystusa, tak jak potrafimy i gdzie możemy. Tym światłem powinniśmy dzielić się z innymi. Nie można pozwolić na to, aby oświecało tylko nasze domy, aby tylko nam i naszym bliskim dawało ciepło i rozjaśniało wszelkie ciemności. Światłem wiary i miłości Chrystusa, które jest obecne w nas, mamy dzielić się z innymi, mamy dawać je światu. Nie czekajmy aż oni do nas przyjdą, lecz my wychodźmy im naprzeciw.

ks. Kazimierz Dawcewicz