Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (31d)

I. Przypadkowe spotkania, które mają miejsce w naszym życiu niosą w sobie wielki ładunek przeróżnych spraw. Po cichu liczymy, że ktoś rozwiąże nasze trudne sprawy, pokaże właściwy kierunek drogi, którą mamy pójść. Kiedy przygotowujemy się do jakiegoś spotkania, bardzo często układamy tematykę spraw, które chcemy poruszyć. Jeżeli nie widzieliśmy danej osoby wiele lat, to uważamy, że jego spokojne spojrzenie, rozjaśni i rzuci światło na nasze sprawy. Jednak nie do końca tak jest, nie wszystkie nasze oczekiwania zostają spełnione. Ostatnio usłyszałem pod swoim adresem słowa-wyrzut: „to ksiądz tak naprawdę, w niczym mi nie pomógł”. Jak należy traktować taką wypowiedź?
Myślę sobie, że z wielkim spokojem. W tym oczekiwaniu na rozwiązywanie przeróżnych zagadnień i spraw, warto pamiętać, że ważną sprawą – jak nie najważniejszą – jest to, że ktoś został wysłuchany. Możliwe, że w natłoku ciążących na kimś spraw, goniącego nieubłaganie czasu, w którym trzeba podjąć konkretną decyzję, ten poświęcony czas i cierpliwe słuchanie nie zostanie docenione. Ale z upływem dni, miesięcy, to nastąpi.
Dlatego dla tych wszystkich, którzy czasami usłyszą takie słowa jak ja ostatnio usłyszałem, zachęcam do spokojnej reakcji. Nie należy się złościć na osoby, które coś takiego nam mówią. Trzeba raczej dostrzec w tym zwrocie, wołanie o pomoc. Jeżeli my nie jesteśmy w stanie im pomóc, warto wskazać kogoś innego. Zapewnić także o swojej modlitwie.
Wracając do tego spotkania, muszę się przyznać, że takich „nieudanych” rozmów trochę miałem w swoim kapłańskim życiu. Pamiętam słowa młodej dziewczyny, która na moje pytanie: czy chce ze mną porozmawiać? Spokojnie, ale stanowczo odpowiedziała: „Proszę księdza, nie chcę z księdzem rozmawiać”. Powtórzyła te słowa trzykrotnie. Spotkanie nie trwało nawet jednej minuty, ale pamiętam o nim – o niej do dzisiaj. Wspominając te „spotkanie” jest to także dla mnie, zachęta do modlitwy za nią! Niby nic znaczącego w trakcie tego spotkania się nie wydarzyło, ale mocno zapadło mi ono w pamięć. Minęło od tego spotkania może ponad piętnaście lat, a ja od czasu do czasu te „nieudane” spotkanie wspominam.
Możliwe, że podobnych spotkań wielu z nas też doświadczyło. Z początku słowa: nie pomogłeś(łaś) mi, …..”, mogły zaboleć. Jednak pamiętając o takich spotkaniach, przede wszystkich pamiętajmy o tych osobach, zacznijmy za nich czasami się modlić! To największa pomoc jaką od nas ciągle otrzymują. Możliwe, że spotkali się z nami tylko po to, abyśmy im po cichu towarzyszyli, naszym modlitewnym wsparciem.

II. Czas adwentu przypomina nam, że rozpoczął się w Kościele nowy rok liturgiczny. Nowe oczekiwanie, nowe duchowe doświadczenia, nowa chęć zmiany czegoś w życiu, poparta może pewnymi postanowieniami. Różnie to może się skończyć, ale warto podejmować nowe wyzwania, bo przecież coś w naszym życiu może wreszcie się zmieni. Nie powinniśmy z tego rezygnować, nawet jeżeli zakończony rok, pozostawił po sobie pewien niedosyt. Bo przecież ci, którzy próbują, działają, podejmują nowe zadania, doświadczają Bożego wsparcia, a to, owocuje. Chociaż nie zawsze te owoce, bywają dla nas widoczne!
Warto zatem zwrócić uwagę na słowa Pana Jezusa, z pierwszej niedzieli Adwentu /zob. Łk 21,34-36/(„C”). Choćby na ten krótki zwrot: „Uważajcie na siebie”! Jest to zwrot, który dosyć często my kierujemy do naszych znajomych, rodzice do swoich dzieci. Mówi on o pewnej trosce jaką nosimy w sercu, a wypowiadając powyższe słowa, zachęcamy do czujności, dbania o siebie, uważania na siebie. Czytając te słowa, pamiętajmy, że to sam Jezus, zachęca nas do tego.
Postawa czuwania przypomina nam, że celem naszego życia jest niebo. Zachęca do tego, abyśmy w ciągu dnia pamiętali o tym. Aby troski i zabieganie o doczesność, nie przesłoniły nam życia wiecznego. Abyśmy nie zaczęli budować raju, tutaj na ziemi. Obok postawy czuwania, Chrystus Pan zwraca uwagę na rolę modlitwy! Ma ona pomóc w tym, aby nasze serca nie były ociężałe wskutek choćby obżarstwa, pijaństwa, różnych czy przeróżnych trosk doczesnych.
Dlatego trzeba ciągle zwracać uwagę na to, ile czasu poświęcamy modlitwie w ciągu dnia. Są przecież takie chwile w naszym życiu, w których głośno stwierdzamy, że na naszej głowie jest mnóstwo zajęć i trosk. W tym zabieganiu, odrabianiu ciągłych zaległych prac, nie znajdujemy czasu dla Pana Boga. Niby mówimy o sobie, że jesteśmy ludźmi wierzącymi, ale codzienność pokazuje, że wiara nie ma wpływu na to co robimy. Chodzimy do kościoła w każdą niedzielę, ale nic z tego co tam słyszymy, nie pozostaje w naszej pamięci od poniedziałku do soboty. W tych dniach jesteśmy jacyś inni, ukształtowani raczej przez ulubione stacje telewizyjne, gazety, niż przez Słowo Boże.
Dlatego ten czas Adwentu jest tak ważny, tak nam potrzebny. Abyśmy na nowo zrozumieli i przyjęli do swojego życia Pana Jezusa. Nie tylko w choince, czy pięknie śpiewanych kolędach. Ale abyśmy przyjęli Go jako Syna Bożego, który przynosi nam zbawienie i wieczną miłość! A co najważniejsze, abyśmy pokazali to, swoim życiem!

III. Co ostatnio przeczytałem i co mnie poruszyło? Od pewnego czasu kupuję miesięcznik „Egzorcysta”, który opisuje tematykę związaną z działaniem złego ducha, posługą księży egzorcystów, ale nie tylko. W nr 11/2018 r znajduje się wywiad z ks. Mirosławem Ślełdzińskim MIC, który swoją kapłańską posługę pełnił w Czechach, Słowacji i Wielkiej Brytanii. Pracował przede wszystkim z młodzieżą. Odpowiadając na jedne z zadanych pytań, opowiedział o udziale młodzieży z Moraw w rekolekcjach ignacjańskich: „Znając każdego z uczestników, zaryzykowałem pierwszy tydzień rekolekcji ignacjańskich. Było dziesięć osób. Pojechaliśmy do klasztoru sióstr karmelitanek. W tym czasie była tam jedna siostra Polka. (…) Rekolekcje miały trwać siedem dni w ciszy i spokoju. Powtarzam, że ta młodzież była dobrze przygotowana. Ktoś wzięty z ulicy tego by nie wytrzymał. Na zakończenie rekolekcji jest Msza święta dziękczynna. Można już rozmawiać. W czasie spontanicznej modlitwy wiernych jedna dziewczyna całkiem poważnie, bez ironii, mówi: Panie Jezu, dziękujemy Ci za ten czas, który tu przeżyliśmy. Proszę Cię, pomóż nam, abyśmy nie traktowali tego zbyt poważnie. Ciebie prosimy. Wysłuchaj nas Panie. – każdy odpowiedział. Nie wiedziałem, co myśleć: abyśmy nie traktowali tego zbyt poważnie. Chodziło zapewne o to, aby nie wzięto nas za idiotów czy fanatyków. W Czechach określenia „fanatyk” można dorobić się bardzo szybko. Wystarczy co niedziela chodzić do kościoła i już jesteś fanatykiem. Czesi się strasznie tego boją” (s. 12).
„Abyśmy nie traktowali tego zbyt poważnie”. Zapewne te słowa zapadły w naszą pamięć, po przeczytaniu tego fragmentu wywiadu. Pokazują one pewien lęk, przed opinią publiczną, ale także chyba nie do końca uświadomione wymagania jakie stawia swojemu uczniowi Pan Jezus. Jednak nie ma co tak wyśmiewać zachowania tych młodych ludzi, ich sposobu szukania swojego miejsca w społeczeństwie. Bo stwierdzenia: „Nie wychylać się zbyt mocno w wierze”, „poglądach religijnych”, „słuchaniu nauki Kościoła”, obecne są wśród nas, a nie tylko u tej młodzieży z Moraw. My też się boimy, aby nie przypięto nam łatki człowieka zbyt wierzącego. Tym samym zacofanego, czy nawet opóźnionego w myśleniu.
Są to mocne słowa, ale czasami warto takie wypowiedzieć i je usłyszeć. Bo one odsłaniają naszą niekonsekwencję w wierze, rozejście się wiary z codziennymi zachowaniami i postawami. Przecież takim zachowaniem nic nie osiągniemy dla Pana Jezusa, nikogo do Niego nie przyprowadzimy. Bo tylko świadectwo wypływające z głębin wiary i miłości do Chrystusa Pana, pociąga innych. Sprawia, że Jego Osoba nadal zachwyca, a poszukujący wreszcie odnajdują to, co tak czasami po omacku wiele lat szukali – odnajdują Miłość!

ks. Kazimierz Dawcewicz