Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (29E)

I. Nie ciągnęło mnie aby dłużej przyjrzeć się owej strzale, która symbolizuje protest polskich kobiet i dziewcząt. Zwróciłem kiedyś uwagę na napis: „jest nas dużo i jesteśmy złe”. Ale w ostatni piątek ową złamaną strzałę zobaczyłem na samochodzie, stojącym przy ulicy Spółdzielczej. Nawet cofnąłem się na chwilę, aby uważnie ją obejrzeć. No niby nic takiego, rysy kobiety i strzała. Słyszałem uwagę, że owa strzała wychodzi z ciemności. Wtedy dokładnie ją zobaczyłem. Możliwe, że ma to symbolizować ciemność życia kobiet, a ten błysk, to wyrwanie się ukrytego dobra, no i złości, gniewu, który przez lata był we wnętrzu gdzieś ukrywany.
Ale owa ciemność, kojarzy się wielu osobom z ciemnymi mocami zła – demona. Ta strzała wychodzi z ciemności – uwaga była słuszna! Nie chcę oceniać zachowań uczestniczek owych protestów, ale to co rzuca się w oczy, to agresja, wulgarne słowa, atak na Kościół. Przez chwilę kiedyś słuchałem nagrania sprzed kościoła z tych dni. Z głośnika dobiegały słowa księdza, który odprawiał Mszę świętą, na zewnątrz tłum skandował: „przestań pierd…….”. Jeżeli przyjmujemy, że w tym gronie było dużo młodych ludzi, to smutek jest tym większy. Dwa, trzy lata temu, część z nich w czasie bierzmowania na pytanie biskupa odpowiadała: „pragniemy aby Duch Święty, którego mamy otrzymać, uzdolnił nas do mężnego dawania świadectwa”.
Ktoś może powiedzieć no takie życie. Ale ta cała sytuacja pokazuje niedojrzałość religijną, moralną, życie dotychczas rytuałem kościelnym. Ale wewnętrznie nic z tego nie zostało przyjęte. Trzeba chyba powiedzieć, że nikt z tej grupy nie doświadczył spotkania z Panem Bogiem. Właśnie tutaj znajduje się cały problem katechezy i naszego głoszenia Ewangelii. Mamy dobrze przygotowane konspekty do katechez, ale nie doprowadzają one do doświadczenia spotkania z Panem Bogiem.
Jeżeli chcemy coś w tym sensie zmienić, to duży nacisk trzeba na to położyć. Pewien zasób wiedzy jest potrzebny, ale jeszcze bardziej wypada podprowadzić młodych ludzi do osobistego przyjęcia Pana Boga. To co dali rodzice, katecheza, księża w trakcie przygotowań do przyjęcia sakramentów, to wszystko jest ważne i potrzebne. Ale to za mało, podprowadźmy ich do doświadczenia wiary – doświadczenia Boga, który ich kocha mimo wszystko.
Na ścianach domów, kościołów, koszulkach, na maseczkach teraz noszonych, zobaczymy jeszcze przeróżne znaki, strzały, itp. Ten znak strzały tak mocno teraz rozpowszechniony, dla protestujących ma swoje znaczenie – zapewne pozytywne. Ale nie da się ukryć powiązania tych znaków, kolorów, z mocami zła – choćby faszyzmu. Kolory czarny, czerwony, zawsze były używane w tym kontekście.

II. Chodząc po kolędzie dowiedziałem się od rodziców, że mała dziewczynka obwieściła w rozmowie telefonicznej babci, że „dzisiaj do niej przyjdzie kościół”. W poniedziałek wracając z banku usłyszałem dziecięce pozdrowienie, a następnie dziewczynka mówi mamie, że „idzie pan z kościoła”. No ciekawe mają dzieci spostrzeżenia, a także w sposób oryginalny nas księży nazywają. Jak przeczytaliśmy przed chwilą łączą nas z kościołem, należy tylko z tego się cieszyć. Wiedzą gdzie spędzamy czas, gdzie można nas spotkać.
One wiedzą, ale czy osoby starsze to wiedzą, czy będą o tym pamiętały? Wypada mieć nadzieję, że tak. Chociaż coraz więcej osób kojarzy Kościół z partią czy partiami politycznymi. Dla nas osób duchownych, obecne burzliwe czasy stają się dobrą okazją, aby taką sytuację zmienić. Czy nam się uda, trudno powiedzieć, ale warto próbować.
Przy obecnym kryzysie Kościoła, duchowieństwa, taka sytuacja będzie wymagała wielkiego wysiłku, a przede wszystkim czasu. Oczyszczenie jest potrzebne, ale będzie dokonywało się przez umartwienie, pokorne znoszenie krytyki . Odważne pokazywanie tego, co w katolicyzmie jest piękne.
W czasie ostatnich strajków, kiedy dochodziło do chwilowego spotkania księdza z jakąś grupą protestujących, te osoby, bez żadnego skrępowania zaczynały mówić księdzu przez „ty”. Taki szybki kurs „zaprzyjaźniania” następował. Możliwe, że wraz z „nowymi” czasami, takie zachowania staną się znakiem rozpoznawczym owej „odnowy”. Z szacunkiem staram się odnosić do wszystkich ludzi, traktować ich z godnością. Mój podziw zawsze budzi znajdujące się przed imieniem, nazwiskiem słowo „proszę”.
Tak samo zwracają się do mnie osoby starsze, w średnim wieku, młodsze, już idą na skróty. Co ciekawe Panowie nadużywający alkoholu – czyniący to bardzo często – przy spotkaniu ze mną wypowiadają także słowo „proszę”. Warto się tego uczyć – od nich też.

III. Wspominałem w ubiegłym rozważaniu, że najboleśniejszą stratą jakiej doświadcza człowiek jest strata doświadczenia Pana Boga. Ale dobrze wiemy, że człowiek w swoim życiu doświadcza jeszcze innych strat. Śmierć męża/żony, rodziców, dziecka jest wielką stratą. Tracimy czasami naszych przyjaciół, dobrych kolegów. Straty ponosimy też w sferze materialnej, tracimy przez głupie zachowania, oszustwa nasze pieniądze, w wypadku, stłuczce drogowej, samochód ulega kasacji lub zniszczeniu. W takich sytuacjach przeróżnie się zachowujemy. Mówimy, że nic się nie stało, udajemy obojętność, zamykamy się w sobie. Niektórzy stają się ciągle smutni, jeszcze inni pokrywają owe straty ciągłym uśmiechem.
Jak powinniśmy w takich sytuacjach straty się zachowywać? Czy jest jakaś droga pomocy w takich doświadczeniach? Takie wskazania znajdujemy w książce ks. Krzysztofa Grzywocza „W mroku depresji” (Kraków 2012). Nieżyjący już ksiądz wskazuje, że w pierwszym momencie można często zauważyć skłonność do zaprzeczania: „to nie może być prawda, to chyba sen”. Można to nazwać takim zamknięciem, które jest największą stratą. Bo człowiek jest bytem radykalnie otwartym. Okazuje się, że tacy zamknięci ludzie, mogą poprawnie funkcjonować w społeczeństwie, w zewnętrznej sferze swojej osobowości są postrzegani nawet jako ludzie bardzo otwarci i towarzyscy, ale ich intymne serce jest autystyczne.
Drugi etap przeżywania straty, to ujawnienie emocji. Na pierwszy etapie uczucia są jakby nieobecne albo słabo dochodzą do głosu. Różne emocje towarzyszą przeżywaniu straty: lęk, agresja, smutek, żal, poczucie winy, niepewność. Należy pozwolić tym uczuciom zaistnieć. Są one jak słowa, które chcą być wyrażone i przeżyte. Przez każde z nich trzeba przejść, tak jak przechodzi się przez las, od początku do końca.
Kolejnym etapem przeżywania straty to poszukiwanie tego, co się utraciło. Człowiek, który dobrze się wypłakał, wyraził swoje uczucia, teraz próbuje jeszcze szukać, jakby chciał odnaleźć, odzyskać to, co stracił. Wraca do grobu, jakby spodziewał się znaleźć tam osobę, którą stracił, która odeszła. Ten grób można rozumieć tu szeroko, jako miejsce przypominające osobę lub rzeczy utracone. Ma on prawo szukać.
Szukam aby się pożegnać i zabrać to, co możliwe jest do zatrzymania. Dotyczy to oczywiście szukania po etapie wyrażenia uczuć. Gdy ktoś czyni to wcześniej, wtedy najczęściej nieświadomie, szukać będzie przez całe życie. Można niejako zostać uwięzionym na tym etapie i nieustanie poszukiwać swojej matki, dziecka, młodości itp. Jeżeli się źle przeżywa straty,, to za każdym z tych etapów można zostać zablokowanym – w „autystycznym” zamknięciu czy nocy smutku, lęku.
Jeśli istnieje taka możliwość, to warto z kimś porozmawiać o tym. Powiedzieć jak przeżywam straty w moim życiu, jakie towarzyszą nam uczucia, gdy się pojawiają. Jakie uczucia wolno było mi wyrażać, a jakich nie wolno? Czy pozwalam innym przeżywać straty? Jak reaguję wtedy, gdy ktoś płacze, krzyczy, jest agresywny.
Swoje uczucia można wyrazić przed człowiekiem, ale można je także wyrazić przed Panem Bogiem. On rozumie nasze emocje – są przecież jego darem. Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. Dlatego nasze uczucia są jak anioły – są Jego głosem w nas. Bóg najlepiej reaguje na nasze emocje. On nie powie: „Nie płacz, nie krzycz, co ty wyprawiasz”. To nasz nieprawdziwy obraz Boga, zabrania wyrażać nasze uczucia.
W tradycji chrześcijańskiej znana i ceniona jest modlitwa skargi, modlitwa żalu. Mogę przed Bogiem uklęknąć i się skarżyć. Mogę mieć pretensje do Boga i wyrazić Mu moją agresję. Wtedy dużo się w nas porządkuje. Uczucia dobrze funkcjonują, kiedy włączamy je w modlitwę. Jeśli coś w nas się nie modli, to karłowacieje albo ginie. Człowiek cały powinien modlić się do Boga (por. s. 36-55).
To tylko skrót rozważań księdza Krzysztofa Grzywocza na ten temat. Zainteresowanych odsyłam do jego książek, aby pogłębić swoją wiedzę na ten temat. Czytanie i przyjęcie tych słów, może każdemu z nas dużo pomóc. Nie lękajmy się zatem czytania mądrych i dobrych książek – także psychologicznych!

ks. Kazimierz Dawcewicz