Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (27E)

I. Oj, oj, oj, dzieje się w świecie duchowości! Odkrywane są braki, błędy, które istniały we francuskich wspólnotach katolickich. Na fali soborowej odnowy, uważano je za wiosnę Kościoła w tym kraju. Ich założyciele uchodzili za ludzi uduchowionych, byli znanymi kierownikami duchowymi wielu osób, spowiednikami. Znawcami mistyki, sami też uznawani byli przez niektóre osoby za mistyków. Teraz takie opinie i przekonania walą się jak przysłowiowy domek z kart. Ostatnimi czasy ukazała się książka belgijskiego karmelity „Mistyczne oszustwo Marty Robin” – po jego śmierci. Pokazuje on błędy jakie miały i mogły mieć miejsce w życiu Marty Robin (1902-1981). Książka wywołała falę komentarzy, ruszyli do obrony wszyscy ci, którzy są zafascynowani jej postacią. Bo przecież ogłoszenie jej błogosławioną miało odbyć się tuż, tuż. Zostało to wszystko wstrzymane, aż do czasu wyjaśnienia tych wszystkich wątpliwości.
O co tak naprawdę się ją oskarża? Wiele przypisywanych Marcie tekstów pochodzi w rzeczywistości z dzieł innych mistyczek, …były one zaznaczone, a starano się je ukryć. Ów karmelita powątpiewa w przeżywane przez nią mistyczne doświadczenia Wielkiego Piątku. Zastanawia się i pyta czy nie były mistyfikacją, chociaż wierzy, że mogły one mieć miejsce. Detektyw w habicie przypomina, że nigdy dostatecznie nie stwierdzono, czy rzeczywiście żywiła się tylko Eucharystią.
Lista owych zarzutów jest dosyć długa, część z nich można potraktować lekceważąco. Trudno jest przejść obojętnie obok cierpień Marty, ale czy nie posuwała się do kłamstw, by wzmocnić swoje przesłanie? Wreszcie czy rzeczywiście miała wizje mistyczne?
Cała sprawa zelektryzowała środowisko związane z Martą Robin, ale chyba w tym przypadku nie da się uciec od dania wyczerpujących odpowiedzi na powyższe pytania. Sam problem dotyczy też Kościoła, jego funkcjonowania, a także poszukiwania cudownych znaków, charyzmatów i wizji. Kłopot w tym, że dla wielu współczesnych katolików, to cuda mają potwierdzać naszą wiarę. A Kościół naucza, że są one nie istotne, że w istocie nie mają znaczenia. Święty Jan od Krzyża wręcz sugeruje, że powinno się ich unikać, także unikać osób, które ich doświadczają.
Drugim elementem, na który trzeba zwrócić uwagę, to konieczność kontroli i ograniczeń nakładanych na mistyków. Takie mistyczne zjawiska muszą być sprawdzone od strony naukowej. Każdy mistyk musi być sprawdzony od strony duchowej. Współcześnie niestety z takich badań zrezygnowano, choćby z tego czemu był poddany ojciec Pio.
Sami kierownicy duchowni, także powinni być kontrolowani. Władza w kierownictwie duchowym jest ogromna i wymaga kontroli. Niewielkie odchylenie lidera wspólnoty, może prowadzić do wypaczeń i błędów (Tomasz P. Terlikowski).
Jak to wszystko się skończy, trudno teraz powiedzieć. Ale cała sytuacja pokazuje, jak trzeba wiele ostrożności, mądrości, posłuszeństwa Kościołowi, we wszelkich doświadczeniach duchowych. Czytając te słowa, ktoś może teraz pytać, czy w takim razie mamy czytać dzieła mistyków? Odpowiadam: Tak! Tych zaakceptowanych przez Kościół, nawet trzeba. Ale niesprawdzone opisane duchowe przeżycia, także miejscowość gdzie taki „mistyk” mieszka, raczej omijajmy wielkim kołem.

II. Jak wszyscy dobrze wiemy, od 31 października do 2 listopada były zamknięte cmentarze. Sprawiło to wielu osobom ból w sercu, złość, nawet chyba uczucie gniewu. Ale od czego mamy ręce, siłę. Na naszym cmentarzu poradzono sobie z łańcuchem i kłódką, którymi została zamknięta jedna z bramek – ta od stadionu. Pomyślałem sobie, że mamy sprytnych parafian. Ale z drugiej strony co robi tradycja, jak silna jest chęć zapalenia znicza na grobie bliskich. Ważna jest i basta!
Mocne są w nas pewne przyzwyczajenia, tradycje. Okazuje się, że dotyczą jednak spraw niezbyt znaczących, nie mających wielkiego wpływu na nasze zbawienie. W tym czasie, który w tej chwili przeżywamy, znacznie mniej katolików boli to, że nie chodzą do kościoła na niedzielną Mszę świętą, niż zamknięte cmentarze. No ale tacy jesteśmy, widocznie tradycyjne przyzwyczajenia – choćby te z zapaleniem znicza na grobie bliskich, mają swoją „duchową” siłę i moc.
Czy doczekamy się kiedyś, że ludzie będą „dobijać” się do drzwi kościoła, aby uczestniczyć w niedzielnej Mszy świętej? Trudno powiedzieć, ale chyba nie pomylę się jeżeli powiem, że takiego szturmu na świątynię nie będzie. Maleją duchowe potrzeby, w zapomnienie idzie to, że posiadamy duszę nieśmiertelną. Wtedy też bardzo mocno zaczynają rządzić i kierować człowiekiem pragnienia i potrzeby ciała. Nowe chwilowe ideologie, pomysły na życie, zaczynają odgrywać ważną rolę. Warto jednak pamiętać, że owe mody się zmieniają, ulegają przeżyciu i zapomnieniu. A wtedy w sercu pozostaje pustka, rozczarowanie.
Dla nas ludzi wierzących taka sytuacja, to dobra okazja do wzmocnienia głosu mówiącego o Chrystusie, o Jego Ewangelii. Serce człowieka nie może być długo puste, niczyje. Dobrze by było, gdyby na nowo zaczęło żyć i bić Bożą miłością. Nie licząc na tłumy dobijające się do drzwi naszych świątyń, pamiętajmy, że cuda nawróceń, powrotu do Kościoła, mają i będą miały miejsce zawsze.

III. W czasie wyjazdu do Olsztyna kupiłem książkę ks. Krzysztofa Grzywocza „Patologia duchowości” (Kraków 2020). Są to jego wykłady, które wygłaszał na kursie doktoranckim. W rozdziale „Kryteria zdrowej duchowości” czytamy: Zdrowa duchowość jest to więc duchowość więzi, relacji, przyjaźni z Bogiem, z drugim człowiekiem i z sobą samym – i umiejętność utrzymywania tych trzech wymiarów w harmonii. Nie chodzi o albo-albo. „Ja nie potrzebuję ludzi. Bóg mi wystarczy” albo „ja nie potrzebuję Boga” albo „ja nie potrzebuję troski o siebie, będę się troszczył o innych”. Źródło jakiegoś zaburzenia może wynikać z zaburzenia poszczególnych elementów tego systemu lub braku harmonii. Nie można doświadczyć bliskości Boga bez doświadczenia relacji z człowiekiem. Bo przez to, co ludzkie, Bóg do nas mówi”. (s.45).
Słowa zapisane w tej książce są ważne, bo wskazują na przeróżne nasze braki w przeżywaniu duchowości. Jak przed chwilą przeczytaliśmy pierwsze i podstawowe problemy tkwią w braku miłości – do Boga, do siebie i do drugiego człowieka. Kiedy dzieją się w nas różne sprawy, kiedy zaczynamy realizować swoje duchowe potrzeby, po pewnym czasie pojawia się chęć przyśpieszenia tego. Niektórzy wybierają się wtedy na poszukiwanie nowych źródeł doświadczeń duchowych. Bardzo często jest to poszukiwanie ekspresowego uzdrowienia relacji, uzdrowienie zranień jakie zadało nam życie – jakie zadali nam przede wszystkim ludzie. Ale zamiast takiej rekolekcyjnej aktywności zachęcam, aby najpierw postawić sobie pytanie: czego ja tak naprawdę szukam?
Owe braki w harmonii międzyludzkiej nie zostaną zasypane przez łaskę, przez kolejne rekolekcje. Łaska zawsze buduje na naturze. Dlatego najpierw trzeba zadbać o uzdrowienie relacji do siebie – pokochanie siebie, zgodzić się na swoje braki. To najwłaściwsza droga aby rozpoczął się proces porządkowania naszego wnętrza, spragnionego miłości Boga, innych ludzi.
„Źródło zaburzenia może wynikać z zaburzenia poszczególnych elementów tego systemu lub harmonii”. Warto te słowa zapamiętać!!! Bo uświadamiają nam, że każda miłość jest ważna. A jej brak może przyczynić się do powstania patologi duchowej. A tego byśmy zapewne nie chcieli doświadczyć!

ks. Kazimierz Dawcewicz