I. W ciągu dnia wypowiadamy wiele słów, przeróżnych zdań. Wygłaszamy opinie na znane i nie znane nam tematy, wydarzenia. Komentujemy spory rodzinne, społeczne, polityczne. W tych spotkaniach i rozmowach, dajemy innym słowo, że jest tak jak mówimy. Czasami nawet wzywamy na świadka Pana Boga. Ale warto od czasu do czasu postawić sobie pytanie. Czy bierzemy odpowiedzialność, za te wszystkie wypowiedzi? Czy ważymy nasze słowa, aby inni nie czuli się nimi obrażeni, dotknięci? Czy dotrzymujemy złożonych słownych przyrzeczeń? Przeczytałem ostatnio krótki artykuł, w którym autor do tego zagadnienia się odnosi. Udziela swojego komentarza, powołując się przy tym na pewne towarzyskie zwyczaje, które obowiązywały w dziewiętnastowiecznej Europie.
W epoce napoleońskiej polscy żołnierze, którzy trafiali do niewoli brytyjskiej, byli poddawani dwóm porządkom dotyczącym uwięzienia. Szeregowców wtrącano do więzień. Natomiast oficerowie przebywali po prostu w miastach wyznaczonych im przez władze angielskie i – ponieważ zobowiązywali się własnym słowem – mogli się swobodnie tam poruszać, jednak bez możliwości wyjazdu. Uznawano, że szlachectwo oficerów jasno ich zobowiązuje. Dali słowo, znaczy to, że go dotrzymają. W XIX wieku żywe było poczucie, czym jest Honor. Honor był konkretem, a nie (jak to jest obecnie) bliżej niezdefiniowaną staroświecką wartością, która … tak naprawdę nie wiadomo, czym do końca jest (Tomasz Łysiak).
Jak zatem jest z naszym danym innym słowem? Nie pomylę się zbytnio, jeżeli powiem, że kiedy zostaniemy przyciśnięci do muru, wtedy zaczynamy z naszych wypowiedzi się wycofywać, zmieniamy zdanie. Chyba można powiedzieć, że rzucamy nasze słowa na wiatr. Prosimy, aby je gdzieś zaniósł, gdzie nikt nie będzie o nich pamiętał. Ale tak się nie da. Takie zachowanie nie dotyczy tylko nas, ale także i polityków, samorządowców, publicystów, dziennikarzy.
Wspomniany przeze mnie autor kończy swoje krótkie pisanie na ten temat, takim oto stwierdzeniem. „Kiedy dzisiaj byśmy wszyscy trafili do niewoli brytyjskiej, niestety prawie wszyscy siedzielibyśmy w więzieniu i tylko nieliczni chodziliby po Londynie czy Yorku.”
Możliwe, że po przeczytaniu tego krótkiego tekstu, ktoś teraz się oburzy, poczuje się dotknięty. Ale zamiast takich negatywnych emocji, zwróćmy uwagę na to, czy danych innym słów nie rzuciliśmy na wiatr?
II. Bardzo mocni i aktywni stali się w obecnych czasach ludzie, którzy tworzą ruchy, stowarzyszenia, związane z ochroną i obroną zwierząt. Chociaż coraz większa jest u ludzi świadomość troski o zwierzęta, opieki nad nimi, to nie brak też sytuacji, kiedy owej troski nie ma, można nawet mówić o znęcaniu się nad nimi. Z drugiej strony obrońcy praw zwierząt, w trosce o ich „dobro” posuwają swoje żądania coraz dalej. Niektórzy krytycy takich zachowań stwierdzają, że chcą im nadać prawa jakie mają ludzie. Jak to wszystko dalej się potoczy, jaką skalę prawo w tej dziedzinie osiągnie, trudno w tej chwili powiedzieć. Trzeba jednak uważać, aby nie poszło za daleko, aby nie przekroczono granic racjonalności. Bo fanatyków w tych organizacjach okazuje się, że nie brakuje.
Katechizm Kościoła Katolickiego sprawę ustawił jasno, stwierdzając, że to człowiek znajduje się na szczycie Bożego stworzenia. Ta hierarchia sprawia, że my ludzie mamy prawo do korzystania z dóbr stworzonego świata. Zawsze trzeba jednak pamiętać, aby nie przekroczyć tych praw. Aby nasze działania nie były jednym wielkim rabunkiem, gdzie niszczy się wszystko wokoło. Takie postępowanie jest grzeszne i naganne, świadczy także, że nie ma w nas miłości i troski o powierzony nam przez Pana Boga dom. Stąd wszelkie zachowania ekologiczne, związane z troską o otaczający nas stworzony świat, trzeba uznać za konieczne i potrzebne.
Niestety w tym współczesnym ekologicznym myśleniu, można wpaść także w pewną pułapkę. Bo przeróżnym ekologicznym zachowaniom, nadano znaczenie religijne. Nastąpił powrót do oddawania boskiej czci drzewom, przyrodzie. W trakcie proponowanych praktyk medytacyjnych – w tych ruchach – zachęca się do zjednoczenia z przyrodą. Tym samym człowiek zaczyna przypisywać sobie elementy boskie. Czyniąc z siebie centrum świata. Nastąpiło cofnięcie religijne, ludzie niegdyś ochrzczeni, powrócili do pogańskich bóstw.
Można o wszelkich przegięciach w tej dziedzinie dużo pisać. Ale trzeba jasno powiedzieć, że jako ludzie mamy do spełnienia ważne zadanie. Mamy z troską i miłością traktować otaczający nas świat. Obecne w nim zwierzęta, ptaki, przepiękną przyrodę, lasy, jeziora.
Kończąc ten przyrodniczy wywód wypada mi teraz – żartobliwie i trochę złośliwie mówiąc – współczuć samym zwierzętom. Boję się tego, aby ludzie nie zaczęli pisać praw, które zwierzęta mają przestrzegać. Przecież tam rządzą nadal inne prawa niż u ludzi. Trzy czwarte ptaków ginie „z rąk” ptaków. Ryby zjadają się nawzajem, silniejsze zwierzęta zabijają słabsze. Węże zjadają małe myszki, … „Ciekawe” czy dożyjemy czasów kiedy obrońcy zwierząt, posadzą na ławie oskarżonych choćby kota, który pewnego wakacyjnego dnia zagryzł nad dywickim jeziorem wiewiórkę?
III. Tak jakoś się złożyło, że mam w tej chwili natłok przeróżnych myśli. Cieszę się, że moi parafianie nie są w stanie teraz ich poznać. Uśmiecham się pod nosem, bo w ostatnim rozważaniu pisałem, że nie mam żadnych pomysłów na pisanie. Pojawiło się tam wtedy słowo „nic”. Teraz owo słowo mogę zastąpić słowem „dużo”! Mam sporo do powiedzenia, napisania, ale zachowam pewien umiar. Aby nikogo tym pisaniem zbytnio nie dotknąć i urazić.
Co mamy z takim natłokiem myśli zrobić? Jak sobie z nimi poradzić, kiedy one tak za nami chodzą? Czy są jakieś sposoby na pozbycie się ich ? Jak widzimy tych pytań jest dużo. A odpowiedzi, to tylko podpowiedzi, które do niektórych nie zawsze trafiają.
Po pierwsze jako ludzie wiary, powinniśmy sobie uświadomić, że nad tym światem naszych myśli obecny jest sam Pan Bóg. Święty Jan Apostoł w pierwszym liście przypomina, że miłość Boga jest większa od naszych lęków, niepokojów, strachu, …, chyba można dodać: rozbieganych myśli, złych pomysłów na rozwiązanie zaistniałych problemów i konfliktów. Są to słowa bardzo ważne, bo przypominają nam o tym, że nie powinniśmy tracić ducha. Trzeba codzienność życia pokonywać ze świadomością obecności Boga, który przecież posyła nam swojego anioła jako obrońcę, przewodnika.
Innym sposobem na poradzenie sobie z tym natłokiem myśli i pomysłów, jest podzielenie się z inną osobą. Oddanie ich komuś, wypowiedzenie ich w szczerości serca bardzo pomaga i uspokaja. Słysząc prostą i szczerą zachętę do wytrwania, pilnowania myśli, doświadczamy po pewnym czasie uspokojenia. Bicie serca staje się spokojniejsze!
Jeszcze jedno ważne spostrzeżenie wiąże się z tym, że trzeba te „natłoki” myśli po prostu przechodzić, przeżyć, ponosić je ze sobą. Potrzeba czasami paru dni, aby wrócił spokój. Już tacy jesteśmy, nie dziwmy się sobie. Tak działa człowiek, który oddycha, myśli, ma uczucia i emocje. Nie da się inaczej. Chyba, że ktoś jest cynikiem, ale to już całkowicie inna kategoria ludzi, którymi nie chcę się tutaj zajmować. Najlepiej z miłością ich omijać, modląc się o ich nawrócenie.
Przelałem na „papier” coś z tego, co teraz ciśnie mi się do głowy. Wypada mi w tej chwili cierpliwie czekać, na uspokojenie moich myśli, emocji. Wszystkim czytającym ten tekst – doświadczającym natłoku przeróżnych myśli i wrażeń – spokoju życzę i także owej cierpliwości w oczekiwaniu, aż dobre uczucia „pokonają” te negatywne!
ks. Kazimierz Dawcewicz