Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (21E)

I. „…taka ilość śmieci na cmentarzu, urąga zmarłym tu pochowanym”. Parafrazuję słowa z krótkiego listu, który pojawił się na naszym parafialnym cmentarzu. Faktycznie śmieci „zrobiło” się tam dosyć dużo. Firma, która je wywozi trochę się ociągnęła z ich wywózką. Może pracownicy korzystają z wakacji, ale nie da się ukryć, że uwaga o nadliczbowych ilościach śmieci jest słuszna. Owe niedopatrzenie, ten podrzucony „list”, sprowokował mnie także, do napisania paru zdań o „cmentarnej miłości do zmarłych”. Specjalnie zapisałem te słowa w cudzysłowie, bo mam na ten temat trochę inne zdanie niż wiele osób odwiedzających cmentarz.
Naszym bliskim zmarłym należy okazywać szacunek, stawiać na ich grobach pomniki. Wypada zapalać znicze, które są znakiem naszej pamięci i miłości. Jednak zastrzeżenie – nie tylko moje – budzą zachowania „nadzwyczajne”. Okazałe pomniki, niezliczona ilość zniczy ciągle się palących, wielość kwiatów – w tym sztucznych – wiele jeszcze innych nachmurzonych zachowań sprawia, że od pewnego czasu noszę w sobie owe zastrzeżenia. Czy są to naprawdę autentyczne zachowania wypływające z miłości?
Chcąc odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by było poznać historię życia tych wszystkich zmarłych. Ale te, które poznałem sprawiają, że towarzyszy mi poczucie pewnego zakłopotania no i pewnej irytacji. To dlatego mówię, że tego „upiększenia” jest tam za dużo. Za życia różnie bywało z miłością, troską o siebie nawzajem, rodzinną zgodą. Ale po śmierci, jakby gdzieś ukrywana wreszcie znalazła swoje ujście – no i „płynie po cmentarzu”. Takie zachowania budzą moje wątpliwości, tym samym, sprawiają, że ośmielam się kolejny już raz pytać. Czy tego wszystkiego nie jest zbyt dużo?
Nie da się ukryć, że w naszych zachowaniach na cmentarzu znajduje się pewien element pokazania się. Nie chcemy być gorsi od innych, nie chcemy aby wytykano nas palcami. Choćby za ociąganie się w postawianiu pomnika na grobie. Wiele czynników ma wpływ, na takie a nie inne nasze zachowania.
Pisząc te słowa nie chcę zniechęcić wszystkich czytelników tego tekstu do odwiedzania grobów swoich zmarłych: rodziców, męża, żony, dzieci, przyjaciół. Trzeba to robić, to przecież oznaka naszej pamięci i wdzięczności za wszystkie gesty dobra, które za ich przyczyną na nas „spadły”. Jest to także nawiązanie do starej tradycji, która podpowiada nam, że to przy okazji odwiedzin grobów naszych bliskich zmarłych, możemy za nich się pomodlić. Pierwsi chrześcijanie gromadzili się tłumnie na grobach męczenników, szukali tam u nich duchowego wsparcia.
Jeszcze raz powtarzam, problemem nie jest nasza obecność na cmentarzu. Problemem jest forma okazania miłości zmarłym – czasami bardzo spóźnionej!

II. W czasie niedzielnej Mszy świętej (XXV niedziela zwykła „A”) słyszeliśmy przypowieść, która budzi u wielu osób kontrowersje (Mt 20,1-16a). Ustalona uprzednio zapłata za pracę w winnicy – po denarze – dostała się w ręce wszystkim najętym do pracy. Używając dzisiejszego czasu, tym pracującym od 7 rano, od 8.00, od 9.00, także ci, którzy pracowali tylko jedną godzinę dostali tyle samo. Takie „niesprawiedliwe” zachowanie właściciela winnicy, wzbudziło oczywiście protest słowny. Jego odpowiedź jest piękna, pełna pokory, pokazująca dobroć. Czytając ten tekst trzeba pójść dalej, trzeba przestać patrzeć na niego tylko okiem materialnym. On pokazuje łaskawość, hojność, miłosierdzie Pana Boga, dla którego nasze ludzkie ograniczenia nie są przeszkodą aby je okazać.
Zatrzymując się na tych słowach Ewangelii, trzeba sobie uświadomić, że owa przypowieść mówi więcej o właścicielu winnicy, niż o zatrudnianych robotnikach. Widzimy właściciela winnicy, który nieustannie wyrusza na poszukiwanie robotników. Ważne i piękne w jego postawie jest to, że za każdym razem najmuje tego, kto chce podjąć pracę w winnicy.
Takie zachowanie powinno nas zachwycić, bo pokazuje zachowanie Pana Boga względem ludzi. Bóg nie czeka na człowieka, wychodzi, pyta, interesuje się jego potrzebami. Tak każdy z nas powinien wykonać pewną „pracę” w poszukiwania Pana. Ale kiedy już Go znajdujemy, to uświadamiamy sobie, że to On pierwszy nas odnalazł. „W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” (1J 4,10).
Dlatego też kiedy słyszymy zaproszenie do codziennej modlitwy, to warto zawsze pamiętać, że jest to dobry czas abyśmy usłyszeli głos Pana Boga. Owe delikatnie i cicho powtarzane: „jesteś moim umiłowanym synem, córką, w tobie mam upodobanie”. Zanim my wypowiemy jakiekolwiek słowa, On wyznaje nam swoją miłość! Dlatego trzeba w praktyce modlitewnej czasami odłożyć utrwalone zwyczajem formy modlitwy. Zaprzestać mówienia, zacznijmy słuchać Pana Boga głoszącego miłość do nas.
Ten fragment Ewangelii przypomina nam też, że Bóg powołuje nas do pracy w Kościele, do szerzenia królestwa Bożego. Mamy to czynić nie tylko od czasu do czasu, ale każdego dnia, przez całe życie.
Historie życia konkretnych ludzi pokazują nam, że jedni odpowiadają na to wezwanie, na Boga głos w młodości. Inni dopiero pod koniec swojego życia, tak, w ostatniej godzinie. Nie powinniśmy też myśleć, że jedni mają łatwiej, w podjęciu takiej decyzji. Każdy z nas kto podjął pracę nad sobą wie, jak ciężko walczyć jest w naszymi przyzwyczajeniami, których raczej z wiekiem nie ubywa lecz przybywa. Dobrze wiemy jak wygoda i spokój potrafią zagłuszyć delikatny głos Boga. Nawet krzyk bliźniego, który potrzebuje pomocy nie potrafi nas obudzić (ks. Michał Kowalski).
Dlatego podejmując wszelką pracę nad sobą, dążąc do przemiany siebie, pamiętajmy, że jednym z elementów tych zmagań jest umiejętność słuchania Pana Boga. On ciągle zaprasza nas do pracy w winnicy. Liczy też na to, że na Jego zaproszenie odpowiemy pozytywnie.

III. Mamy już jesień, tak mówi nam kalendarz. Świadczy też o tym to, że zniknęły – odleciały – niektóre ptaki. Nasz klimat nie jest dla nich zbyt przychylny. Gdyby tu zostały, miałyby wiele kłopotu, przede wszystkim związanego ze znalezieniem jedzenia. Piszę o tym dlatego, że w naszym parafialnym ogrodzie pojawiły się jeże. Chyba się tu zadomowiły, możliwe, że szukają miejsca na jesienne i zimowe chwile. Piszę o tym także dlatego, że dla nas ludzi te jesienne dni też wnoszą pewne zmiany. Choćby dotyczące ubioru, szybciej zaczyna robić się ciemno. Będziemy musieli używać więcej sztucznego światła, trzeba będzie włączyć ogrzewanie, w piecach trzeba będzie zacząć palić. No tych „nowości” jak widzimy trochę nam przybędzie. Czy zatem będzie lepiej? Czy to coś zmieni w rozkładzie naszego dnia?
W życiu jeży, które znalazły się w przy plebanijnym ogrodzie, ta zmiana będzie wielka. Właśnie zaczynają przygotowywać się do przetrwania chłodniejszych dni. Jak przed chwilą przeczytałem na stronie internetowej, jeże prowadzą naziemny tryb życia. Potrafią się wspinać i pływać. Są głównie drapieżnikami… W klimacie umiarkowanym jeże zapadają w sen zimowy. Często zagrzebują się w stertach liści, aby przespać chłodny okres roku. Poza rozrodem prowadzą samotny tryb życia.
Jak przeczytaliśmy przed chwilą, zmiana pogody, pojawiająca się jesień, zima, to dla wielu istot żyjących na ziem czas wielkich zmian. Gdzieś muszą się schować, „zakopać”, aby go przetrwać. My ludzie nie chowamy się gdzieś pod ziemią, w kupce liści, my nadal pracujemy. Dzieci i młodzież uczęszczają do szkól, małe dzieci prowadzane są do przedszkola. To prawda, że prowadzimy najczęściej naziemny tryb życia – choćby jak jeże. Ale do końca tak nie jest!
Człowiek korzystając ze swojej inteligencji sprawił, że możemy latać samolotami, helikopterami, szybowcami. Rakiety „zanoszą” ludzi na księżyc. Dzięki nim potrafimy widzieć świat z różnych wysokości, podziwiać jeszcze bardziej jego piękno. Ale to jeszcze nie wszystko. Bo dzięki wierze w Pana Boga, potrafimy przekraczać nasze ziemskie myślenie. Oczyma wiary możemy kontemplować świat, ale przede wszystkim jego Stwórcę Pana Boga. Który w swojej miłości do nas, zesłał nam swojego Syna Jezusa Chrystusa. A ta miłość do człowieka, została posunięta aż do szaleństwa krzyża.
Poznając Chrystusa Pana, poznajemy i widzimy Boga Ojca. Tym samym odkrywamy naszą wielką godność bycia Jego ukochanym dzieckiem. Świadomość bycia kochanym przez Pana Boga sprawia, że potrafimy przekraczać nasze ograniczenia, potrafimy się zmieniać. Potrafimy wychodzić do ludzi potrzebujących pomocy. Nie „zakopujemy” się w domowych pieleszach, nie zamykamy na trzy spusty naszych domów. Chociaż teraz mamy jesień, a za chwilę będą nam „dokuczały” chłodne zimowe dni.

ks. Kazimierz Dawcewicz