Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (100d)

I. Otrzymałem w dniu wczorajszym (środa) przesyłkę z maseczkami, które od jutra powinienem nosić wychodząc na zewnątrz. Serdecznie za nie dziękuję! Ale rozbawił mnie tekst, który znalazłem w środku. Cytuję: Drogi seniorze!
• zostań teraz w domu
• proś o pomoc, …

Szczególnie to stwierdzenie „Drogi Seniorze” wywołało mój uśmiech na twarzy. „Drogi” to słowo pełne ciepła, ale z drugiej strony, „Senior” to ktoś już starszy i to znacznie. Chyba, że użyjemy rozróżnienia piłkarskiego, kiedy to seniorami kadry polskiej są piłkarze jeszcze młodzi. Ale na tej ulotce słowo „senior” chyba dotyczy kogoś znacznie starszego – po siedemdziesiątce. Nie uważam siebie za seniora, ale muszę coraz bardziej do tego słowa się przyzwyczajać. Czas nieubłaganie biegnie do przodu – a ja przecież młodszy nie będę.
Ten tekst, który otrzymałem, to także zachęta do przygotowania się do bycia „seniorem”. Przygotowujemy się do tego czasu od dawana. Chociaż będąc człowiekiem w sile wieku, o tych latach po sześćdziesiątce i późniejszych mało myślimy. Niektórzy nawet wcale o tym nie myślą. Odganiają od siebie wszelkie myśli, tak jakby odganiali muchy!
Czy jest jakiś sposób, aby na to bycie „seniorem” się przygotować? Co należy zrobić, aby nie stać się kiedyś starą zrzędą? Po pierwsze nie należy odsuwać od siebie tych myśli, które czasami podpowiadają, że się starzejemy. Po drugie, nie powinniśmy uciekać wzrokiem od ludzi starszych – seniorów. Zacznijmy z nimi przebywać, rozmawiać. Wreszcie – to kolejny punkt – warto zadbać o świat swojego ducha. Starzeje się nasze ciało, ale codzienna relacja z Panem Bogiem, pokazuje nam, że duchowo możemy i jesteśmy młodzi, potrzebni naszemu Panu. I już ostatnia rada, trzeba dbać o swoje ciało, to znaczy potrzebny jest ruch, wysiłek, jakieś ćwiczenia fizyczne.
Wracając jeszcze do noszenia maseczek, okazuje się, że trudno w tym się oddycha, no i tym samym żyje. Przeszkadzają, chociaż może potrzeba więcej czasu, aby przywyknąć do ich noszenia. Wszystkim noszącym okulary, dokuczają zaparowane szkła, które sprawiają, że wtedy mało widzimy. Jest jednak też pewne dobro płynące z noszenia masek. Widząc nadchodzącą osobę tak „wystrojoną”, czasami trudno jest nam rozpoznać kto to jest. Wtedy słowo „cześć”, „dzień dobry”, „witam”, bywa wypowiedziane. Pani ubrana w ten strój przechodząc obok kościoła stwierdziła, że od teraz to trzeba wszystkim mówić „dzień dobry”. Będzie bezpieczniej, to znaczy nikogo ze znajomych nie ominiemy. A inne osoby – nawet nieznajome – otrzymają więcej ciepła, dobra, sympatii, …

II. Pan Jezus zachęca nas do pójścia za sobą, w tej zachęcie znajduje się także zaproszenie do tego, aby wziąć krzyż na swoje ramiona. Mamy radować się z Jego zmartwychwstania, mamy szukać spotkania z Nim, otwierać serce na Jego pokój. Okazuje się jednak, że nie jest to taka łatwa sprawa. Żyjemy w świecie, który dla chrześcijaństwa nie jest sprzyjający. Czytałem ostatnio wypowiedź jednej pani, która na pytanie: czego by się pozbyła z otaczającej ją rzeczywistości? Odpowiedziała wprost: religii i narodu! Bo ograniczają rozwój świata, tym samym Polski też. Każdy z nas poświęca obecnie więcej lub mniej czasu, na śledzenie przeróżnych wiadomości. Czasami jednak spędzamy przed telewizorem bardzo dużo czasu, wsłuchani w wiadomości podawane przez różne stacje. Wręcz połykamy kierowane w naszą stronę słowo mówione i pisane. Internet, strony internetowe także zarzucają nas wiadomościami, komentarzami. To wszystko sprawia, że bywamy pochyleni, czasami nawet przygnieceni tymi wiadomościami. Nosimy w pamięci pewne zdania, stwierdzenia. Burzy się świat naszych uczuć, wzbiera w nas złość, gniew, bunt.
Czytelnik tych słów może teraz zapyta: A gdzie to proboszcz nas prowadzi? Co chce nam powiedzieć? A no właśnie, chcę powiedzieć, że oddając swoje myśli, serce, uczucia, tym wszystkim wiadomościom i przeróżnym opiniom, osłabiamy naszą wiarę. Niestety bywa i tak, że jesteśmy odciągani od źródła duchowego życia, którym dla nas jest Chrystus Pan. Jeszcze raz chciałbym nawiązać do filmu o św. Augustynie. Przyglądając się św. Monice – matce świętego biskupa, widzimy ich wpatrzonych w Księgę! Matka Augustyna często trzymała w rękach zeszyt. Okazuje się, że ten zeszyt to Pismo święte, może któraś z Ewangelii, wybrane listy św. Pawła. Święta Monika, później przekazała ów „zeszyt” synowi, to w nim znalazł słowa z listu do Rzymian, które zaczął czytać.
Trzecia niedziela wielkanocna parę lat temu została ustanowiona jako „Niedziela Biblijna”. Ma nam ona przypomnieć, zachęcić, do lektury Pisma świętego. Bo zbyt daleko daliśmy się odepchnąć od słowa Bożego. Zamiast trzymać w dłoniach Nowy Testament, my trzymamy gazety, pilot od telewizora, radia, przerzucamy kanały w poszukiwaniu nowości. Nosimy z sobą laptop, aby być na czasie z wiadomościami. To wszystko co zatrzymujemy w pamięci, często mało ma wspólnego, albo nawet nic nie ma wspólnego z Panem Bogiem. Jak tu żyć po katolicku? Jak tu myśleć po chrześcijańsku, jeżeli bardziej atrakcyjne są debaty polityczne, społeczne, niż lektura Bożego słowa.
Wietnamski kardynał F.X Nguen Van Tfuan w książce „Świadkowie nadziei” (rekolekcje watykańskie, Kraków 2001), wspomina, że jego profesor w seminarium, nosił Pismo święte jak tabernakulum na swojej piersi. Chciał zawsze pamiętać o słowach Pana Jezusa, które miały go prowadzić przez życie, uczyć codziennego zachowania. Takiej postawy – noszenia słowa Bożego na sercu, nam brakuje.
Czy można to zmienić? W jaki sposób możemy to zrobić? Nie trzeba nosić całej Biblii z sobą, wystarczy, że będzie to jedna Ewangelia, do tego listy świętego Pawła. Takie małe wydania można znaleźć, które zmieszczą się w torebce, w kieszeni marynarki. Zachęcam do zapisywania na małej karteczce wybranego zdania z Ewangelii danego dnia. Nosząc to jedno zdanie, będziemy mieli łatwość przypomnienia go sobie. Co wtedy się stanie? Zaczniemy nieustannie się modlić, nie tylko rano i wieczorem. Ale w ciągu dnia też będziemy to czynili, tym samym będziemy zawsze blisko Pana Jezusa!!!

III. Przy posiłkach mogą dokonywać się także odkrywcze rzeczy. Takie odkrycie miało miejsce w trakcie niedzielnego śniadania! Ksiądz Zdzisław stwierdził, że czytał komentarz do pierwszego czytania z II niedzieli wielkanocnej. Ku jego zaskoczeniu autor pokazał, w jaki sposób funkcjonowała i jak powinna funkcjonować wspólnota chrześcijańska – Kościół. „Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie” (Dz 2,42). Czytając te słowa zauważyliśmy coś nowego – no może inne ustawienie funkcjonowania pierwszego Kościoła, niż nasza obecna katolicka praktyka.
Tak, tak, pierwsze miejsce w pierwszych wspólnotach chrześcijańskich zajmowała nauka – poznawanie i przyjmowanie całym sercem Ewangelii. To ona sprawiała, że wspólnota – Kościół, objawiał swoje piękno w codziennej miłości. Tak przygotowana wspólnota następnie zasiadała do łamania chleba – do Eucharystii. Rozchodząc się do swoich domów, zachęcani byli, aby przeżywać to w czym uczestniczyli na codziennej modlitwie.
Jak teraz wygląda życie Kościoła, wspólnot parafialnych? Wszystko robimy odwrotnie, najpierw jest ogromny nacisk na uczestnictwo w niedzielnej Mszy świętej. Zachęcani jesteśmy do codziennej modlitwy, pacierza – paciorka jak niektórzy jeszcze mówią. Trwanie w nauce apostołów i we wspólnocie, gdzieś zaginęło. Wielu z nas nie słucha nauczającego Kościoła, nawet jego nauczanie odrzuca – chociaż to nie przeszkadza takim osobom uczestniczyć w niedzielnej Mszy świętej, czy świątecznej. Tym samym jakaś część z nas, chyba nie do końca rozumie w czym uczestniczy.
Na domiar złego czasami jest tak, że bycie „na łamaniu chleba” – Eucharystii niedzielnej, nie ma żadnego, albo ma minimalny wpływ na codzienne życie i wybory. Brak pojednania, nadużywanie małżeńskiej, ojcowskiej władzy w rodzinie, bywa stałym gościem. Trudno znaleźć miłość w takiej wspólnocie Kościoła, w rodzinie.
Może trochę smutny obraz nam się tutaj objawił, ale nie możemy przed nim uciec. Trzeba się z tym zmierzyć. Najlepszą zmianą tego jest powrót do tego, co zapisano na kartach Dziejów Apostolskich. Pogłębiajmy swoją wiarę – trwając w nauce Apostołów. Zatroszczmy się o wspólnotę – Kościół, pamiętając, że to ja mam także go budować. Usłyszane słowo przetrzymujmy w sercu i pamięci, wtedy będzie nas przygotowywało do coraz lepszego przeżywania Mszy świętej. No i modlitwa, owoc Mszy świętej. Te codzienne spotkania z Panem Bogiem, zaczną rodzić dobre owoce w naszych sercach. Później okazywane innymi, podarowane najbliższym, będą przyczyniać się do zmiany naszych rodzin, parafii, miejscowości!

ks. Kazimierz Dawcewicz