Widziane z okna, przeczytane i i usłyszane (37d)

I. Tak bardzo oczekiwaliśmy świąt Bożego Narodzenia, ale niepostrzeżenie wielu z nas nie zauważyło, że ten czas już się skończył. Niedziela Chrztu Pańskiego, to zakończenie tego pięknego liturgicznego okresu. Po nim rozpoczyna się w Kościele czas zwykły. Jednak warto zwrócić uwagę na to, że w te „zwykłe” dni i tygodnie jesteśmy wprowadzani piękną Ewangelią, która ukazuje nam twarz Pana Boga. Kiedy spotykamy różnych ludzi, to próbujemy zapamiętać ich twarze. Niektóre zostają zapamiętane przez nas szybko, inne znikają z naszej pamięci i wyobraźni. Potrzeba czasami paru spotkań, aby pewna twarz stała się nam dobrze znana.
W takim razie jaką twarz Pana Boga pokazał nam święty Łukasz Ewangelista? Chrystus przychodzi nad rzekę Jordan, wchodzi w jej nurt i prosi Jana Chrzciciela, aby Go ochrzcił. Warto jednak pamiętać, że uprzednio w nurtach tej wody swoje grzechy wyznawało wielu ludzi. Następnie otrzymywali od proroka chrzest oczyszczenia. Można chyba w pewnej przenośni powiedzieć, że w tym czasie rzeka Jordan „tonie” w ludzkich brudach. Wchodząc w jej nurt, Jezus przyjmuje to wszystko na siebie. W liturgii Kościoła Prawosławnego – w święto Jordan – na pamiątkę tego wydarzenia, wkładany jest do wody krzyż.
W momencie chrztu Chrystusa otwiera się niebo, zstępuje na Niego Duch Święty w postaci gołębicy, rozlega się głos Boga Ojca: to jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie (Łk 3). W tym momencie dochodzi do objawienia się Trójcy Świętej. Bóg objawia nam swoją twarz! Jest to twarz przepełniona miłością. Oto prawdziwa twarz Pana Boga!!!
To wydarzenie zaprasza każdego z nas, do przypomnienia swojego chrztu świętego. Bo te same słowa, które zostały wypowiedziane nad Jezusem, zostały także wypowiedziane nad nami. Jesteśmy umiłowanymi synami i córkami Pana Boga. Wiem, że niektórzy czytają te słowa z pewnym niedowierzaniem. Znając historię swojego życia trudno jest im uwierzyć, że ktoś może ich tak bezwarunkowo kochać.
Warto zatem uwierzyć w tę miłość! Zacznijmy też wpatrywać się w twarz Pana Boga, przepełnioną miłością. Warto podjąć pewną duchową pracę – siąść wygodnie i zacząć przez parę minut powtarzać słowa, wypowiedziane w czasie chrztu Chrystusa i naszego chrztu: jesteś moim umiłowanym synem, córką, w tobie mam upodobanie. Tak mówi do nas i o nas sam Bóg! Do tej modlitwy powinniśmy często powracać, czyńmy to tak długo, aż te słowa staną się w nas ciągle obecne i żywe!

II. W codziennych sytuacjach dotyczących relacji z różnymi ludźmi, czasami jako jedyny sposób, metodę uwolnienia się od ich obecności, widzimy w ucieczce. Odwrócenie się do kogoś plecami jest czytelnym znakiem, że nie chcemy z nim rozmawiać. Takich zachowań jest jeszcze więcej, podałem tylko niektóre. Okazuje się jednak, że nie tylko w ten sposób traktujemy ludzi. Powyższe zachowania są pokazywane przez człowieka, także w odniesieniu do Pana Boga. Uciekamy od Niego, odwracamy się plecami, „zapominamy” o Nim. Tak reaguje człowiek przepełniony gniewem, złością. Kiedy czuje się niezrozumiany i niewysłuchany w ważnych chwilach i sprawach, dotyczących jego życia.
Czy takie zachowania są słuszne? Czy wypada człowiekowi powiedzieć Panu Bogu – nie? Czy można odwrócić się do Niego plecami i udawać, że Go nie znamy? Życie pokazuje, że tak można. Ale czy człowiek, czuje się przez to lepiej? Jest spokojniejszy w przeżywaniu swojej codzienności?
Odpowiedz na powyższe pytania usłyszałem z ust ewangelickiego pastora. W amerykańskim filmie – nie pamiętam tytułu – młoda kobieta, żona i matka, nie mogła pogodzić się z chorobą córki. Okazało się, że ów pastor przechodził podobną próbę wiary. Na pytanie: czy przeżywanie tego wszystkiego, było dla niego łatwiejsze i lżejsze bez Boga, czy z Nim, odpowiedział: „z Panem Bogiem było inne”!
Nie wiem, czy ta mała wzmianka pomoże komuś w innym przeżywaniu trudnych chwil życia. Ale może kogoś zatrzyma, przed ucieczką od Boga! Czy też odwróceniem się od Niego plecami!

III. Podziwiamy ludzi za ich dobroć, bezinteresowność, miłosierdzie, troskę o innych, zaradność życiową. Nasz podziw budzi także ludzka pracowitość. Pracą zdobywamy potrzebne nam środki do życia. Ludzka praca sprawiła, że możemy cieszyć się zdobyczami techniki, przeróżnymi osiągnięciami choćby w dziedzinie medycyny, ….itp. Ale okazuje się, że czasami praca staje się pułapką dla niektórych osób. W czym to się objawia? W zapracowaniu, pracoholizmie, w wynajdywaniu pracy, aby tylko „bezczynnie” nie siedzieć w domu. W zasadzie chodzi też o to, aby nie odpoczywać.
Skąd takie postawy się biorą? „Niektórzy próbują uciec przed wyrzutami sumienia przez nadmierną aktywność prowadzącą do nerwowości i neurotycznego przepracowania się. Szczęśliwi ludzie pracują, czasami bardzo ciężko, żeby spełnić swój obowiązek. Inni jednak używają pracy jako narkotyku, żeby nie myśleć o własnym sumieniu i wewnętrznej nędzy. Kiedy pracę wykonuje się dla płynącej z niej przyjemności albo zaspokojenia potrzeb ekonomicznych – to normalne; ale kiedy praca stanowi kompulsywną ucieczkę od wewnętrznego poczucia winy, wtedy przestaje być pracą, a staje się nałogiem. Normalna praca daje człowiekowi możliwość wyrazu, uzewnętrznienia, łączy z rzeczywistością i odkupuje jego grzechy. Nieprawidłowa aktywność – przeciwnie – jest jednym ze środków podejmowanych przez przestraszone ego, żeby się zatracić” (abp Fulton J. Sheen, W górę serca, Kraków 2018, s. 28).
Ci z nas, którzy mają problem z przepracowaniem, używaniem pracy jako narkotyku, na wszelkie dolegliwości sumienia, może znajdą w tych słowach zaproszenie do refleksji. Zmiana myślenia i postępowania w tej dziedzinie jest bardzo potrzebna. Kiedy ktoś odpuści sobie niepotrzebne prace, wtedy więcej czasu będzie miał dla rodziny. Zacznie słyszeć głos swoich bliskich, dotrą do jego serca ich pragnienia i problemy. Dostrzeże wreszcie, że jest im bardzo potrzebny.
Rozstanie z natłokiem pracy, to także dobra okazja do uporządkowania swojego sumienia. Może być to kolejna próba spotkania się z Panem Bogiem, dana nam przez Niego. Zrozumiemy, że On ciągle czeka, czeka ze swoją miłością i przebaczeniem. Aby wreszcie wnieść w nasze serca pokój i radość. Dlatego warto zawalczyć o swoje życie, warto o nie zadbać. Aby się nie zatracić się w tym codziennym zabieganiu i zapracowaniu. Pan Bóg złożył w naszym sercu wiele darów i talentów, warto je na nowo odkryć i docenić. Obok sumiennie wykonywanej pracy, mamy jeszcze wiele innych zadań, które mogą dać nam wiele radości z dobrze wypełnionego powołania.

ks. Kazimierz Dawcewicz