Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (99d)

I. Jest już sobotni wieczór, za niespełna dwie godziny, rozpocznie się Msza święta Wigilii Paschalnej. Mamy już w zasadzie święta wielkanocne, które w tym roku będziemy spędzać w rodzinnym gronie. W tym bardzo szczupłym, prawie że zamkniętym. No chyba, że ktoś ma dużą rodzinę – to znaczy rodzice, sporo dzieci, wtedy to będzie jak było. Ewangelie na ten świąteczny czas, zajmują się tajemnicą Chrystusowego zmartwychwstania. Chciałbym na chwilę „zając” się perykopą ewangeliczną z poniedziałku, w oktawie Wielkanocy. Święty Mateusz opisuje to, co miało miejsce po zmartwychwstaniu Pana Jezusa. W jaki sposób zachowali się Jego przeciwnicy? Do czego zachęcali innych ludzi – choćby żołnierzy? (zob. Mt 28,8-15)
Po prostu zachęcali do kłamstwa. Obok Judasza, Piłata, wpisani zostali w ten pochód kłamiących osób, także żołnierze pilnujący grób. Mówcie, że kiedy spaliśmy, przyszli Jego uczniowie i wykradli ciało. Widzimy jak grubą nicią, owe kłamstwo jest pisane. Jednak kłamstwo związane z prawdą o zmartwychwstaniu, trwa do czasów dzisiejszych. Obecnie też wielu ludzi wątpi, nie dowierza temu, co wydarzyło się wtedy w Jerozolimie. Uważa, że tamte wydarzenie zostało wymyślone przez uczniów, którzy chcieli z twarzą wyjść po porażce swojego Mistrza. Różne sensacje podaje się także w czasach obecnych. Czytałem ostatnio o tym, że Pan Jezus miał żonę – oczywiście była to Maria Magdalena. Znana amerykańska naukowiec wystąpiła z taką tezą, tylko dokładnie nie przejrzała tekstu. Na starożytnym papirusie, ta wiadomość została dopisana przez współcześnie żyjącego autora (zob. Do Rzeczy, nr 15, s. 14-21) .
Niektórzy z nas spotykają się ze słowem NIE – dla zmartwychwstania Chrystusa w swoim otoczeniu. Rozumiem, że ta prawda przerasta nasz rozum, że tylko wiara, pozwala spojrzeć na owe wydarzenie z radością. Bo przecież to wydarzenie dotyczy wszystkich, rzuca inną perspektywę na nasze życie. Radość spotkania ze zmartwychwstałym Panem obecna w sercu, pozwala inaczej żyć. To znaczy, kierując się Jego Ewangelią, potrafimy przy pomocy Jego łaski pokonywać siebie, zwyciężać zło. Tym samym, potrafimy świat uczynić trochę lepszym.
Roznoszenie kłamstw, nie dotyczy tylko wiary, ale także ma silny związek z naszym codziennym życiem. Za namową innych osób, kierując się osobistą urazą, potrafimy w sposób bardzo silny i mocny, przekonywać innych ludzi do kłamstw, nieprawdy. Staramy się przekonać spotykane osoby, aby nie wierzyły słowom i postawom takiego czy innego człowieka. Różne są powody takich zachowań, wygłaszanych zdań. Ale jedno można powiedzieć, przyczyniają się one do powstawania zła. Tym samym zadają ból, powodują cierpienie. Wnoszą w sąsiedzkie i rodzinne relacje nieufność, a nawet niezgodę.
W tym systemie kłamstw jaki ma związek z osobą Chrystusa Pana, nie może zabraknąć pytań jakie powinniśmy postawić sobie. Czy my żyjemy Chrystusową prawdą? Czy nie wpisujemy się swoimi złymi wypowiedziami w niszczenie ewangelicznej prawdy? Warto w tym wielkanocnym czasie zrozumieć, że zostaliśmy powołani do zupełnie czegoś innego. Mamy być dla współczesności świadkami prawdy o Zmartwychwstaniu Chrystusa! Mamy mówić innym, że Chrystus prawdziwy człowiek i prawdziwy Syn Boże jest jedyną prawdą, która nadaje głębie życiu człowieka. Wiara w Niego sprawia, że zaczynamy żyć prawdą o życiu wiecznym, prawdą o życiu, które nie przemija.

II. W poniedziałkowe świąteczne przedpołudnie przez chwilę oglądałem końcówkę filmu o świętym Augustynie (354-430). W czasie, w którym zacząłem go oglądać, Augustyn toczy wewnętrzną walkę ze sobą. Staje się świadkiem ataku wojsk cesarskich na katolików w Mediolanie, broniących swego kościoła. Wielu z nich traci życie. Kiedy budzi się w ogrodzie słyszy głos: „czytaj”. Po chwili zaczyna czytać List św. Pawła Apostoła. Następnie udaje się do biskupa Ambrożego. W czasie tego spotkania mówi do niego: „Do tej pory, to ja dużo mówiłem. Ale teraz nastał czas gdzie przestałem mówić, a zacząłem słuchać. Usłyszałem mówiącego do mnie Pana Boga.” Przyjmuje później chrzest święty, aby następnie udać się do północnej Afryki, gdzie zostaje biskupem Hippony. Na pożegnanie od biskupa Mediolanu otrzymuje kałamarz wypełniony atramentem. To zachęta aby swoje talenty, mądrość, wykorzystał teraz dla dobra Kościoła, pisząc teologiczne i apologetyczne rozprawy.
Dużo czasu spędzamy obecnie przed telewizorami, komputerami. Słyszymy wiele wypowiedzi, informacji, wczytujemy się w przeróżne teksty artykułów. Sami także dużo mówimy, przekazując usłyszaną „prawdę”. Jakie są to wypowiedzi? Jakich spraw dotyczą? Chyba w większości wszyscy się domyślamy, że mają związek z przeżywaną obecnie sytuacją zagrożenia wirusowego. W tym potoku słów, możliwe jest to, że nie słyszymy osób mówiących do nas. W zagmatwanym świecie myśli, nie słyszymy też Pana Boga, który do nas przemawia.
Co jest główną przyczyną tego, że nie słyszymy? Odpowiedź w zasadzie jest prosta: boimy się ciszy, która w swoim istnieniu niesie piękno! Stąd uciekamy w hałas, w ciągłe gadanie, przekrzykiwanie, upominanie, …ocenianie. Chcemy, aby obok nas ciągle coś się działo. W tym „ciągle”, zapominamy że sami potrzebujemy słów, które nas umocnią, staną się fundamentem życia. Będą nas niosły, prowadziły, kształtowały, karmiły naszą duszę. Takie słowa, które mogą to uczynić, ma tylko Pan Bóg. Dlatego w tym czasie warto się zatrzymać, poszukać owego piękna ciszy, aby wreszcie zacząć słuchać Pana Boga.
Mam nadzieję, że Pismo święte znajduje się w naszych domach. Nie pozwólmy, aby kurz je przykrył i „upiększył”. Jest ono Księgą mówiącą o życiu wiecznym, Księgą, która uczy modlitwy, Księgą prawdy. To ona, wprowadza nas na właściwą drogę – prowadzącą ku samemu niebu!

III. Mija kolejna rocznica zbrodni w Katyniu. Parę dni temu czytałem artykuł „Kapłani zgładzeni w Katyniu”. NKWD zamordowało 31 kapłanów. Katolickich księży, pastorów, popów i rabina. Większość z nich pełniła funkcję zawodowych kapelanów wojskowych, albo – w wyniku mobilizacji przeprowadzonej wiosną 1939 r. – znalazła się w kilkusetosobowej grupie kapłanów powołanych do służby w charakterze kapelanów rezerwowych. W tym punkcie tego rozważania, chciałbym na chwilę pokazać jak wyglądała duchowa rzeczywistość więźniów w obozie. Jaką rolę spełniali tam duchowni wszystkich wyznań.Trzeba schylić głowę przed ich posługą, którą tam pełnili. Nie bali się ograniczeń, zakazów, po prostu robili swoje.
Jeden z ocalałych starobielskiego obozu wspomina. „Księża przywdziewali na siebie bielutkie, cudem uratowane insygnia kapłańskie i liturgiczne, i przed ołtarzem z paru desek i przykrytym kawałkiem białego płótna odprawiali modły solenne, tak piękne, tak wzniosłe, tak bliskie Wszechmogącego, jakich chyba żadna świątynia na świecie nie zdołała osiągnąć. …Nigdy w życiu nie widziałem tylu serdecznych łez, co spływały po twarzach młodych, starych, słabych i silnych i tych najtrwalszych zahartowanych w boju, których zdawałoby się nic nie wzruszy.
Odprawiano ciche ascetyczne Msze, rozdawano w ukryciu komunikanty zrobione z okruszyn chleba… Spowiedź odbywano pod pozorem spacerów lub … czytania propagandowej prasy sowieckiej. Strażnicy obserwując dwóch żołnierzy pogrążonych w spokojnej rozmowie, nie domyślali się o co chodzi. Udało się także przemycić do Kozielska książeczkę o „Naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a Kempis. Cały czas krążyła ona między oficerami – ten poradnik życia duchowego, mówiący o ukojeniu wewnętrznym, okazał się niezwykle aktualny. To dzieło napisane w początkach XV wieku, niejednego więźnia doprowadziło na drogę wiary.
Gdy każdego dnia ok. godz. 21 z jakiegoś ciemnego kąta czy z chóru poklasztornych budynków rozbrzmiewał władczy rozkazujący głos: „zarządzam trzyminutową ciszę”, ustawał nagle wszelki ruch i zamierały wszystkie rozmowy. Każdy pozostawał tam, gdzie go ten głos zastał: na pryczy czy na podłodze. Zdumiewające milczenie tłumu zakłócały tylko dobiegające z zewnątrz, stłumione grubymi cerkiewnymi murami obozowe głosy.
W ciszy stali, leżeli lub siedzieli gorliwi i „letni” katolicy, prawosławni, protestanci, żydzi, agnostycy i ateiści. Narodowcy, ludowcy, socjaliści. W tej ciszy chodziło bowiem nie tylko o manifestację konkretnej religii i przekonań, ale o doświadczenie wewnętrznej wolności, a zarazem swego rodzaju ucieczki od niechcianej rzeczywistości. Cisza była krzykiem ludzkiej godności. Oczywiście nie wszyscy poddawali się tej atmosferze, była ona jednak jak najbardziej realnym zjawiskiem.
W katakumbowym życiu religijnym katolicy uczestniczyli w tajnych nabożeństwach żydowskich, prawosławni w katolickich itp. […] Oni, katolicy, protestanci, prawosławni, szukali w modlitwie pocieszenia, ale pewnie również zadawali Bogu te same pytania: Dlaczego? Co dalej?
W Kozielsku doszło do jeszcze jednego niezwykłego zjawiska. Stłoczenie setek jeńców w pomieszczeniach cerkiewnych dawnej Pustelni Optyńskiej wywołało niespodziewany skutek: parujące oddechy dzień po dniu powodowały odpadanie ze ścian coraz większych połaci białej farby, którą bolszewicy naprędce zamalowali klasztorny wystrój. Tym jeńcom ukazywały się fragmenty zakrytych wcześniej malowideł: zarysy figur świętych, ikon, ornamentów. Musiało to być przejmujące doświadczenie. Czy znak ten mógł przynieść choć odrobinę pocieszenia? Czy odsłaniane postacie świętych na ścianach pozwalały przypomnieć jeńcom, że wciąż istnieje przecież jeszcze inna, transcendentna rzeczywistość, zakryta obozową farbą, że Ktoś jednak dostrzega rozgrywający się właśnie dramat?
Bez wątpienia głębokie doświadczenie ekumenizmu to jedna z najważniejszych cech obozowego życia religijnego. W obliczu totalitaryzmu, utożsamianego przez niektórych z wcielonym Złem, w obliczu bestialskich warunków życia (i śmierci), … zanikały podziały i religijne spory światopoglądowe. Ofiary jednoczyły się w walce o zwykłą ludzką godność. A na taką (niemą) siłę żaden totalitaryzm nie mógł wiele zdziałać” (zob. Historia Do Rzeczy, nr 4, kwiecień 2020, s. 14-17).
Obecnych czasów, które my przeżywamy, nie da się za nic porównać z tymi opisanymi powyżej. Cytując tak obszerny fragmenty artykułu, chciałem przez to pokazać, że w każdej sytuacji można znaleźć przeróżne sposoby, aby praktykować życie religijne. Decydujący czynnik tych praktyk znajduje się w naszym sercu, to wiara podpowiada nam, co mamy robić w trudnych czasach. W tym czasie występuje zagrożenie naszego życia, ale inne czynniki nie istnieją. Możemy swobodnie w swoich domach się modlić, czytać Pismo święte i inne książki religijne, możemy się spowiadać. Odprawiane są Msze święte, chociaż może w nich uczestniczyć mała garstka osób, Komunia święta jest dostępna. Kwitnie duszpasterstwo telewizyjne i internetowe.
Na koniec chciałbym jeszcze wrócić do spadającej białej farby w obozie w Kozielsku, która osłoniła malowidła świętych, ikony. Pokazując istnienie innego – wiecznego świata. Pamiętam w moim rodzinnym domu, na ścianach wisiały święte obrazy. Teraz – chodząc po kolędzie – widzę, że jest ich znacznie mniej, albo nawet wcale ich nie ma. Jakoś niektórym nie pasują do wystroju, może to znak czasu, znak letniości wiary. Nawet symbol utraconej wiary.
Zachęcam zatem abyśmy wrócili do tego pięknego katolickiego zwyczaju, wieszania obrazów, stawiania figur świętych w naszych domach. Taki wystrój będzie samorzutnie nam przypominał, istnienie świata nadprzyrodzonego. Pan Bóg nad nami czuwa, wszystko widzi i nami się opiekuje!!!

ks. Kazimierz Dawcewicz