Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (35d)

I. Ciemności szybko zagarniają w swoje ramiona Dywity, ale już w naszym zimowym czasie. Mimo tak szybko biegnącego czasu, warto w ten sylwestrowy dzień zatrzymać się na chwilę nad upływającym czasem. W tym minionym roku, doświadczyliśmy smutku, bólu, cierpienia. W moim przypadku to czas śmierci mojej kochanej mamy, Pani Heni Chojnowskiej, pracującej przez wiele lat na plebanii. Naznaczony był ten rok, śmiercią wielu parafian, których odprowadziłem na nasz parafialny cmentarz. Takie doświadczenia były udziałem wielu osób, niektórzy musieli zmierzyć się ze śmiercią bliskich, którzy zginęli w wypadkach. Karetka pogotowia, policja, straż pożarna, przejeżdżając przez Dywity często o tym nam przypominały.
Wracając myślą do tego 2018 roku, trzeba też pamiętać, że każdy z nas tym rokiem został przez Pana Boga obdarowany. Zostały nam darowane sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące. Nie wiem czy zauważyliśmy, że ten czas to był również dobry czas. Czas budowania! Nie chodzi mi o budowanie czegoś z kamienia, cegieł, ale o budowanie „domu parafialnego” przy pomocy dobra, piękna, okazywanego innym miłosierdzia.
Co jest też bardzo ważne to, że w tym czasie Pan Bóg nas nie zostawił samych. On nas prowadził, był z nami zawsze. Jego przykazania, rady, błogosławieństwo, zawsze nam towarzyszyło. Jeżeli Go uważnie słuchaliśmy, to może warto byśmy sobie uświadomili, że zostawiliśmy na tej ziemi pewien ślad. Wierne trwanie przy Bogu, to budowanie gmachu świętości. Trudno jest powiedzieć, czy Dywity stały się świętsze w tym mijającym czasie. Nie mnie to oceniać, ale warto zapamiętać, że każdy z nas przez ewangeliczne życie, trwanie przy Panu Jezusie, na swój sposób do tego się przyczynia.
Dlatego ten kończący się rok, to bardzo dobra okazja, aby Panu Bogu podziękować. Za wszystkich ludzi, których spotkaliśmy, za wszelkie dobro, które uczyniliśmy, za każdy uśmiech jaki otrzymaliśmy, i który sami innym daliśmy. Dziękujmy, bo naprawdę mamy za co dziękować!!!

II. Obchodziliśmy w niedzielę po Bożym Narodzeniu, święto Świętej Rodziny z Nazaretu: Jezusa, Maryi i Józefa. Przy obecnie doświadczanym kryzysie rodzin, wiele osób poszukuje recept na dobrą rodzinę. Na to, jak przetrwać wszelkie trudne doświadczenia, różne ciężkie próby, jakie przecież nie omijają także polskich rodzin. Przerzucając książki, które ułożyłem sobie do czytania, na nowo wziąłem do rąk książkę: Spotykam Jezusa – Pana cudów”. Kiedyś zacząłem ją czytać, aby na „chwilę” się z nią rozstać, a teraz na nowo do niej powrócić. Ojciec James Manjackal MSFS, pochodzący z południa Indii, odpowiada na pytanie postawione mu przez Sylwię Pałkę.
„Czy mógłby Ojciec opowiedzieć o początkach swojej wiary, o Kościele, w którym się urodził i wychował: […] Mamy własne, wyjątkowe zwyczaje religijne. Na przykład wstajemy wcześnie rano i odmawiamy na kolanach modlitwę Anioł Pański i różaniec. Potem większość osób uczestniczy w codziennej Mszy św. w kościele. Także wieczorem rodzina gromadzi się razem, by odmówić różaniec, Anioł Pański, modlitwy za dusze w czyśćcu, Koronkę do Najświętszego Serca Jezusowego, a potem Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Każdy nosi na swoim ciele jakiś chrześcijański symbol: szkaplerz, krzyż lub medalik. Codziennie w szkołach mamy katechezę, a w niedzielę w parafii. Oprócz nauk świeckich odbywamy zajęcia dotyczące Biblii, Katechizmu Kościoła katolickiego, encyklik, … Od dzieciństwa uczy się nas dokładnie, że mamy jedynego Boga i ten Bóg jest w Jezusie Chrystusie, […] Nie przekłuwamy ani nie tatuujemy naszych ciał, nie używamy wahadełek, talizmanów, magicznych ani przynoszących szczęście kamieni. Od najmłodszych lat dobrze znałem moją chrześcijańsko-katolicką tożsamość i byłem dumny, mówiąc innym, że jestem katolikiem. […) Rodzice zwykle odmawiali w rodzinach taką modlitwę: „Panie, powołaj przynajmniej jedno z moich dzieci do życia kapłańskiego lub życia religijnego” (Kraków 2016, s. 43-47).
Ten fragment ukazuje życie religijne w rodzinie, pokazuje czego rodzina – rodzice, uczyli swoje dzieci. Przedstawiony religijny wymiar rodzinnego życia uświadamia nam, gdzie jako chrześcijanie powinniśmy szukać siły do dobrego życia w rodzinie. Pan Bóg i Jego prawa, Msza święta, modlitwa, stanowiły fundament życia – jak wspomina o. James. Już od najmłodszych lat kształtowano w nim tożsamość katolicką. Piękne jest też i to, że jego rodzice nie bali się prosić Boga o dar powołania kapłańskiego dla swoich dzieci.
Szukając przyczyn kryzysów jakie dotykają nasze polskie rodziny, trzeba wskazać, że jedną z nich jest odsunięcie Pana Boga na bok. Objawia się to, brakiem niedzielnej Mszy świętej, rodzinnej modlitwy, brakiem znajomości katechizmu. Okazyjne „odnawianie relacji” z Bogiem, Kościołem, przy okazji Komunii świętej dziecka, bierzmowania, nic nadzwyczajnego w życiu wielu rodzin nie wnosi. Nie zmienia diametralnie, ich życia.
Szukając siły do wzrostu w małżeństwie, w rodzinie, warto zacząć od poprawienia relacji z Panem Bogiem. To co miało miejsce w rodzinie ojca Jamesa nie powinno paraliżować polskich rodzin w podjęciu relacji z Bogiem. Każdy z nas – tak samo i rodziny – powinniśmy szukać dróg do pogłębiania relacji i trwania w Nim. Dobór religijnych praktyk, modlitw, to prywatna sprawa każdego człowieka. Intensywność praktyk, o których mówił rozmówca Sylwii Palka, spowodowana była bliskością wyznawców hinduizmu. Aby nie „roztopić” się w wielości bóstw, tak mocny akcent kładziono na katolicką tożsamość. To wszystko owocowało duchową siłą, powołaniami kapłańskimi. Ciągłym pamiętaniem, że wiarę w Pan Jezusa – jako Boga i Pana, przyniósł im św. Tomasz Apostoł.
Takiej duchowej postawy i zachowania, brakuje dzisiaj nam. Współczesność, świat, poglądy podważające naukę katolicką, sprawiają, że wtapiamy się w otaczającą nas rzeczywistość. Tracimy chrześcijańskie tradycje, słabnie nasza wiara, a tym samym relacja do Pana Jezusa. Ogarnia nas słabość, widać to choćby przy przeżywaniu świąt Bożego Narodzenia. Dlatego warto zadbać o odnowę duchową, nie powtarzajmy, że nas nie stać na wprowadzenie modlitwy w każdy dzień życia, że ciągle brakuje nam czasu na niedzielną Mszę świętą. Ten kto wierzy na wszystko ma czas, dla Pan Boga przede wszystkim.

III. W tym okresie Bożego Narodzenia, w liturgii Mszy świętej czytany jest list św. Jana Apostoła i Ewangelisty. Dużo słów jakie kieruje do nas ten Apostoł, dotyczy miłości. Przypomina nam, że to Bóg pierwszy nas umiłował. Mamy kochać naszych bliźnich, bo kto mówi, że kocha Pana Boga, a ma w nienawiści swojego brata, taki człowiek jest kłamcą. Dobrze wiemy z praktyki codziennego życia, że miłość do drugiego człowieka, sprawia nam kłopoty. Czasami można nawet powiedzieć, że bardzo duże.
Służebnica Boża Teresa od św. Józefa – zwana matką robotników i apostołką zagłębia /Janina Kierocińska/ (1885-1946), przy wielu radach jakie zostawiła siostrom zakonnym, zapisała kilka myśli o miłości bliźniego:
„Kto kocha Boga, musi kochać i bliźniego, a zatem musi poświęcić się dla drugich.
Chcemy miłości – dajmy miłość.
Niech miłość wielka jaśnieje wśród was – nie chciejmy jej jedna od drugiej – tylko każda niech da miłość drugiej.
Nie jest miły Bogu ten, kto dużo różańców mówi, a od bliźniego nic znieść nie umie. Miłość Bożą mierzy się miłością bliźniego.
My patrzymy okiem ludzkim … nie znamy intencji bliźniego, Pan Bóg zaś patrzy w serce, Jemu więc zostawmy sąd o bliźnim” (Bartłomiej J. Kucharski, Boskie, Tereski, Kraków 2018, s. 92).
Mam nadzieję, że te zacytowane słowa są dla nasz wszystkich czytelne i zrozumiałe. Uświadomią też nam, że aby kochać drugiego człowieka, trzeba umieć się poświęcać. Ludzie, którzy znajdują się obok nas są różni, mają różne charaktery, ale wszyscy oczekują na naszą miłość. Wiem, że okazywanie tej miłości jest trudne, jednak nie powinniśmy od tego uciekać. W zamian zajmować się krytykowaniem, i osądzaniem naszych bliźnich.
„Przesiadywanie” w kościele, odmawianie rozmaitych modlitw, nowenn, nie zawsze dużo mówi o naszej wierze. Cytowana przez mnie siostra Teresa od św. Józefa napisała, że nie jest miły Bogu ten, kto dużo mówi różańców, ale z drugiej strony nie potrafi znieść bliźniego. Miłość Bożą, o której tak często mówimy, to że kochamy Go ponad życie, mierzy się nie słowami, ale miłością do drugiego człowieka.
W realizowanie miłości wpisane są nasze niepowodzenia, porażki, zagniewania. Jednak nie należy z niej rezygnować, ale na nowo trzeba próbować ją okazywać. Poświęcać się dla naszych bliźnich! W każdym podjętym przez nas dobrym dziele, skierowanym do drugiego człowieka, ze swoją łaską i miłością jest obecny sam Pan Bóg.

ks. Kazimierz Dawcewicz