Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (18E)

I. Od dawna wiadomo, że media nami kręcą i zajmują naszą uwagę. Podając przeróżne informacje, ciekawości, plotki, sprawiają, że my chodzimy jak „nakręceni”, często do tych tematów powracamy. Piszę o tym na kanwie meczu piłkarskiego Polska – Holandia, który ma być rozegrany w najbliższy piątek. Kto będzie komentatorem tego meczu? Oto pytanie, które ma przyciągnąć czytelnika. Chociaż z drugiej strony, wszyscy którzy nie zajmują się piłką nożna, przejdą obok tego pytania obojętnie. Pokazując, że dla nich znacznie ważniejsze są inne sprawy.
Choćby te, które mówią jak radzą sobie ludzie z lękiem przed zarażeniem się wirusem. Dla rodziców ważniejsze jest od takiej informacji bezpieczeństwo dzieci w szkole. Dla nauczycieli teraz najważniejsze jest dobre i bezpieczne przeprowadzenie lekcji. Małe dzieci i ich rodzice zmagają się z odprowadzaniem ich do przedszkola – do którego przecież niektórzy nie chcą chodzić.
Okazuje się, że tych spraw ważnych i jeszcze ważniejszych trochę jest. Ale jako ludzie nie możemy też zapomnieć, że dla nas ludzi wierzących ważną sprawą powinno być nasze zbawienie. Życie tu na ziemi ma swój czas, ma także swój kres. Ważną sprawą i zadaniem dla każdego człowieka, powinna stać się troska wieczność. Wiem, że po świecie chodzą ludzie, którzy uważają siebie za ateistów, „niewierzących w nic”. Jednak wszyscy, którzy wierzą w istnienie Pana Boga, mają świadomość życia wiecznego. Mamy świadomość spotkania z Panem Bogiem w wieczności. Co z tym się wiąże, zdaniem relacji ze swego włodarstwa.
Czytając przed chwilą ten medialny pytający news (kto będzie komentował pierwszy mecz Polaków w Lidze Narodów), pomyślałem sobie, że szkoda, że tak mało dbamy o przypomnienie sobie o znacznie ważniejszych sprawach. A nasze zbawienie, życie wieczne do takich przecież spraw należą!
Wracając jednak do sportu – do piłki nożnej, trzeba powiedzieć całą prawdę. Dla wielu osób jest ona bardzo ważna. Święty Jan Paweł II kiedyś powiedział, że w sprawach najmniej ważnych, piłka nożna jest najważniejsza. Dlatego też wiadomość, kto będzie komentatorem meczu Polaków – dla kibiców piłkarskich – jest jednak dosyć ważna.

II. W czasie wakacyjnego wyjazdu, pobytu w Krynicy Zdrój (górskiej), w pensjonacie, w którym mieszkałem, spędzały swoje wakacje dwie rodziny z dziećmi. Dzieci było chyba dziewięcioro. Towarzystwo żywe, rozmawiające, modlące się przed każdym posiłkiem. Kończyli dzień wizytą w kaplicy o godzinie 21.00 – była to wizyta modlitewna. Imion tych dzieci wypowiadanych przez rodziców, rodzeństwo było dosyć dużo, ale najczęściej wypowiadane było imię „Franek”. Uśmiechnięty, żywy jak srebro chłopiec, sprawiał swoim zachowaniem, że często można było sobie przypomnieć jego osobę, ale także jego patrona – świętego Franciszka.
Piszę o tym , abyśmy sobie przypomnieli, że każdy z nas ma imię. W zwracaniu się do siebie nawzajem, dobrze jest go używać. W tym imieniu znajduje się pewna prawda o nas, także jeżeli jest to imię osoby świętej, jest to zaproszenie do poznania życiorysu. On może, a raczej powinien się stać dla każdego z nas pewną ludzką i duchową inspiracją.
W różnych sytuacjach życia słyszymy także, jak wiele osób z przyzwyczajenia, w poszukiwaniu ratunku , wypowiada imię Pana Boga, Jezusa, Maryi i wszystkich świętych – w przypływie wielkiego strachu. Kiedy słyszymy taką „litanię” warto pamiętać, że jedno z Bożych przykazań poucza: „Nie będziesz brał Imienia Pana Boga swego nadaremno”. Tak jest napisane w mojej książeczce od pierwszej Komunii świętej. Tych 10 przykazań – tego też – wszyscy się uczyliśmy. Dlatego warto je sobie przypominać, aby nie nadużywać wypowiadania świętych imion.
Przy tym pamiętajmy, że możemy w pewnych sytuacjach wymawiać imię Boga w Trójcy Świętej. To przykazanie ostrzega nas, abyśmy nie nadużywali tego Imienia. Nie wypowiadali Go w banalnych sytuacjach, czy też – jak czasami ma to miejsce – wypowiadane w wyliczance, w której pojawiają się także przekleństwa. Warto też wiedzieć, że imię Jezusa i Maryi, było wymawiane jako ostatni duchowy okrzyk, przez męczenników japońskich. Kiedy to w XVI wieku dla wiary w Jezusa Chrystusa, ponosili męczeńską śmierć.
Każdy z nas ma imię, zostało ono nam nadane przez naszych rodziców. Z tymi zapisami w urzędzie, syna czy córki, wiąże się wiele przeróżnych historii. Pokazują one, że niektórzy z nas mogą mieć imię inne niż to, które zostało wybrane na początku. Mimo wszystko te imiona, które my posiadamy, inni posiadają, powinny być wypowiadane z szacunkiem i miłością.

III. Jako chrześcijanie katolicy, wnosiliśmy i nadal wnosimy w ten świat wiele dobra, ewangelicznych wartości. Przez wieki kształtowały one myślenie ludzi, ich sposób życia, wspólne relacje. Chociaż religia była też czasami nośnikiem cierpienia, prześladowań. Życie – choćby u nas w Polsce – jeszcze jest przesiąknięte tradycjami chrześcijańskimi. Święta Narodzenia Pańskiego i Zmartwychwstania Pana Jezusa, wyznaczają pewien rytm naszego rocznego bytowania. Jeżeli dodamy do tego uroczystości pierwszej Komunii świętej, bierzmowania, śluby, uroczystości pogrzebowe, możemy powiedzieć, że tych okazji gdzie różne osoby spotykają się z wartościami chrześcijańskich jest dosyć dużo. Okazuje się jednak, że przeżywanie tych wszystkich wspomnianych wydarzeń, a życie tymi ewangelicznymi wartościami, to zupełnie inne światy.
Nie da się ukryć, że nastąpiło pewne rozejście – zostały „przeprowadzone sprawy rozwodowe” – przez niektórych chrześcijan odnośnie wiary. Pewna grupa osób, idzie przez życie dwiema drogami. Droga codzienności to jedna, a tak zwana droga wiary, to ta druga. Niestety jest tak, że nigdy się one nie spotykają. A jeżeli już, to dochodzi do tego bardzo rzadko, na małą nieznaczącą chwilę. Wierząc niektórzy żyją i postępują tak, jakby nie wierzyli. Wiara nie ma wpływu na ich życiowe wybory i decyzje.
Takie postawy współczesnych chrześcijan katolików są poddawane mocnej ocenie, a nawet druzgocącej krytyce. Okazuje się, że nasze błędy, wady, grzechy, są powodem odejścia pewnych osób od Kościoła. Jako katolicy, jesteśmy także zachęcani do porzucenia takiego grzesznego Kościoła. Czytałem ostatnio jak jedna polska dziennikarka współczuła ludziom wierzącym i żaliła się na to, że należą do takiego byle jakiego Kościoła.
Jak możemy na takie głosy odpowiedzieć? Po pierwsze trzeba się przyznać, że jako wspólnota kościelna nie jesteśmy doskonali. Popełniliśmy i popełniamy grzechy, dopuszczamy się nieprawości. Codzienne błędy, złe słowa i gesty, towarzyszą wielu z nas. Po drugie trzeba powiedzieć tym krytycznym wobec nas osobom, że my o tym wiemy. Może za mało jest w nas determinacji, aby to zmienić. Ale w czasie każdej Mszy świętej ten gest pokory i przyznania się do grzechów: zgrzeszyliśmy myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem, ma zawsze swoje miejsce. Jeżeli ktoś na Eucharystię niedzielną się spóźni, ma jeszcze jedną szansę, aby o tym sobie przypomnieć. Dzieje się to wtedy, kiedy odmawiana jest modlitwa „Ojcze nas”. Prosimy aby Bóg Ojciec „odpuścił nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
Ta świadomość bycia człowiekiem słabym, niedoskonałym, niech nas nie przeraża. Dla człowieka posiadającego w sercu wiarę, to właściwa postawa, aby jeszcze odważniej zaprosić w swoje życie Pana Jezusa. Wtedy to On sam dokonuje w nas cudu przemiany, nawrócenia. Tym samym stajemy się od nowa zdrowym ziarnem, które kiedy wyrośnie, to także wyda plon przemiany otaczającego świata!

ks. Kazimierz Dawcewicz