I. Wchodząc na różne strony internetowe, oglądając programy telewizyjne i słuchając radia, zauważyliśmy, że wiele uwagi poświęca się w nich informacjom o drzewach. Nie dlatego, że wzrosła ich cena i można na sprzedaży drewna zarobić krocie pieniędzy. Ale dlatego, że dzięki nowej ustawie, właściciele posesji, ziemi na których one rosną, mogą swobodnie je wycinać. Zrobiono z tego awanturę, wytoczono armaty bojowe. Wszyscy dobrze wiemy, że drzewa rosnące w lasach, w różnych parkach, koło domów, są potrzebne. Są miejscem zamieszkiwania różnych ptaków, nawet ludzie w ich cieniu – w chwilach upału – szukają ochłody. Trzeba jednak sobie uświadomić, że przychodzi taki czas, kiedy mogą stać się zagrożeniem dla życia człowieka. Tak dzieje się choćby w czasie wichury, gdzie spadające gałęzie, konary, niszczą domy, samochody. Stare zaś drzewa mniej odporne na silne wiatry i wichury, naturalnie stanowią jeszcze większe zagrożenie. Bronienie ich przed wycięciem, jak czynią to niektóre osoby, należy uznać za zwykła ludzką głupotę, nawet jakiś drzewny fanatyzm.
Skąd zatem ta drzewna afera? Dlaczego tyle krzyku? Na początku trzeba powiedzieć, że drzewa stały się teraz, dobrym przyczynkiem do politycznej przepychanki. Łajania siebie, oskarżania, nazywania oponentów politycznych wandalami, brutalami, itp. Z drugiej strony po hamowaniu przez lata wycinania drzew, trwa nadrabianie „straconych lat”. W takim zachowaniu – nie można tego wykluczyć – pozwolono sobie na wiele nadużyć. Zostały wycięte drzewa, które mogłyby przez lata jeszcze rosnąć. Zostawiając jednak na krótką chwilę drzewa, chciałbym wskazać na coś innego. W tej awanturze można zaobserwować u niektórych polityków, totalitarne ciągotki. Chcą nadal wyznaczać ludziom prawa i granice zachowań i postaw. Co mają robić obok swojego domu, czego nie wypada czy wręcz nie wolno robić. My teraz wiemy najlepiej jak ma być – zdają się mówić. Wiemy, co teraz uszczęśliwi otaczającą nas przyrodę!
Mówiąc o nieszczęśliwej wycince drzew, wypada w tym rozważaniu wspomnieć także ekologów. Przy rozmaitych okazjach, kiedy dochodzi do różnych akcji niszczenia lasów, przyrody, jezior i rzek, robią wiele szumu i hałasu. Przez swoje akcje uratowali wiele pomników przyrody, ale czasami przez swój upór – choćby broniąc drzew rosnących na poboczach dróg – spada na nich fala krytyki, a nawet niechęci. W Polsce drogi w wielu miejscach są wąskie, rosnące tam drzewa już w wielu sytuacjach – nie zawsze przy szybkiej jeździe samochodem, motocyklem – przyczyniły się do śmierci ludzi. Wiem, że można z tym poglądem się nie zgodzić. Powie ktoś, że jazda zgodna z przepisami jest w miarę bezpieczna, nie niesie od razu śmierci. Ale też wiemy, że nie jest tak zawsze. Trzeba zatem liczyć na to, że wszyscy – ekolodzy i kierowcy – pójdą wreszcie po rozum do głowy.
Pisząc te rozważanie pomyślałem sobie, że w tej obronie drzew, nawet za cenę satysfakcjonujących wszystkie strony sporu rozwiązań, kryje się coś niebezpiecznego. W czasach słowiańskich jeszcze przed chrztem Polan, oddawano drzewom boską cześć. Czyżby mamy nowy powrót pogaństwa? Czy wszyscy ci, którzy z takim zapałem bronią drzew przed wycięciem, widzą w nich jakąś „duchową” siłę i moc?
II. Trwamy w wielkopostnym czasie, próbujemy dobrze go przeżywać. Ale jak to w życiu bywa, różnie nam to wychodzi, mimo wszystko, trzeba nadal próbować. Najgorszą sprawą jaka mogłaby nam się w tym czasie przydarzyć, to poddanie się i rezygnowanie z jakiejkolwiek pracy. Z pomocą przychodzi nam w tym czasie, Ewangelia z drugiej niedzieli Wielkiego Postu – Rok „A”. Pan Jezus wyprowadza uczniów na górę, i tam wobec nich się przemienia. Oni widzą jak rozmawia z Mojżeszem i Eliaszem. Piotr mówi o postawieniu namiotów, jakby chciał zatrzymać te wydarzenie, przedłużyć ten cudowny widok. Jednak ta chwila się kończy, następnie słyszą jeszcze głos Boga Ojca, który zachęca aby słuchali Jego Syna (zob. Mt 17,1-9). Te przemienienie, którego doświadczyli Apostołowie, miało ich umocnić przed zbliżającymi się dniami męki i śmierci Pana Jezusa. Wiemy dobrze, że różnie się wtedy zachowali, ale pamięć tamtej chwili towarzyszyła im później do ostatnich dni ich życia.
Każdy z nas w codzienności życia doświadcza rozmaitych wydarzeń, które odsłaniają nasze prawdziwe oblicze. Nie zawsze nas cieszą i radują, często są to chwile, które wnoszą w nasze wnętrze smutek, przygnębienie. Czasami jest też i tak, że nie wiemy jak mamy wtedy się zachować? Jaką przyjąć postawę? Podpowiedzi na te pytania, znajdujemy w przywołanej Ewangelii. W takich sytuacjach należy starać się szukać gór przemiany, gdzie doświadczymy duchowego wzmocnienia. Takim miejscem jest codzienna modlitwa, dlatego trzeba zawsze o nią walczyć. Nawet niech to będzie tylko owe „pięć” minut, to za przyczyną tego czasu poświęconego Panu Bogu, coś cudownego zacznie się w nas dziać. Jeżeli jeszcze znajdziemy czas na lekturę Pisma świętego, to pozwalamy aby słowo Boże stwarzało w nas nowe serce – przemienione, które zacznie bardziej kochać Boga i bliźniego.
Górą przemiany dla nas, może być też uczestnictwo w nabożeństwie Drogi Krzyżowej i Gorzkich Żalach. Przecież na drodze Pana Jezusa, była nie tylko góra Tabor, ale On wszedł także z krzyżem na górę Golgota. Był na jednej i na drugiej, chociaż znaczna część uczniów w chwili przebywania na tej drugiej na „chwilę” zostawiła Go samego. Obserwując nasze życie pamiętajmy, że czas modlitwy, pochylania się nad Słowem Bożym, obok duchowej przemieniany, przygotowuje nas do wejścia na Golgotę. Bo jeżeli chcemy być prawdziwymi uczniami Pana Jezusa, to mamy brać na ramiona swój krzyż i Go naśladować.
Każdy uczeń Pana Jezusa ciężaru krzyża doświadcza, czasami nawet tak boleśnie, że chcemy uciec przed wejściem na naszą Golgotę. Pamiętajmy wtedy, że nie jesteśmy sami, jest z nami zawsze Chrystus Pan. On nie skąpi swoich łask, trzeba tylko o Nim zawsze pamiętać. Aby doświadczyć chwały zmartwychwstania, trzeba wejść na gorę Przemienienia, ale i na Golgotę.
III. „My jesteśmy ochrzczeni, ale często chrzest nie ma wielkiego wpływu na nasze życie codzienne. Dlatego także dla nas Wielki Post to ponowny „katechumenat”, który prowadzi nas znów do naszego chrztu, abyśmy go na nowo odkryli i głęboko przeżyli, by od nowa stać się prawdziwym chrześcijaninem. Tak więc Wielki Post stanowi okazję, by od nowa „stać się” chrześcijaninem w procesie nieustannej wewnętrznej przemiany i wzrastania w poznawaniu i miłości Chrystusa. Nawrócenie nie następuje raz na zawsze, ale jest procesem, wewnętrzną drogą całego naszego życia (Benedykt XVI, Audiencja generalna, 21 lutego 2007).
Słowa o nawróceniu, o ciągłej przemianie życia, nie zawsze budzą w naszych uszach radość. Można wręcz powiedzieć, że nas denerwują. Dlaczego tak się dzieje? Bo wielu z nas uważa siebie za ludzi dobrych, wręcz wzorowych katolików. Jednak według słów papieża Benedykta, mamy zawsze „stawać się” w procesie nieustannej wewnętrznej przemiany. W tych słowach papieża należy dostrzec pokorę, dzięki której posiadamy świadomość, że nie dorastamy jeszcze do wymagań Ewangelii. Tego „poprawiania” siebie, zawsze będziemy potrzebowali. Dzieje się to także wtedy, kiedy wzrastamy w poznawaniu i miłości Chrystusa.
Czytając te słowa warto sobie uświadomić, że nawrócenie dotyczy nie tylko postawy umartwienia, podejmowania różnych postów. To zaproszenie do wzrastania w poznaniu Pana Jezusa. Codzienne czytanie Ewangelii, rozważanie jej sprawia, że wewnętrznie zaczynamy się zmieniać. Możliwe, że nadal będą nam dokuczały i wywoływały niezadowolenie nasze zewnętrzne zachowania, rozhuśtane emocje i uczucia. Jeżeli mimo takich doświadczeń, będziemy uparcie trwali przy Chrystusie Panu, to nasze serca będą z każdym dniem stawały się inne – lepsze. Poznając Jezusa, otwieramy się na Jego miłość, to ona zaczyna nas prowadzić, kształtować nasze codzienne relacje.
Dlatego wykorzystajmy ten czas Wielkiego Postu na to, aby stać się lepszym chrześcijaninem katolikiem. Niech stanie się on czasem poznawania wiary – katechumenatem, abyśmy dzięki temu, byli jeszcze bardziej prawdziwymi świadkami Pana Jezusa i Jego Ewangelii!
ks. Kazimierz Dawcewicz