Widziane z okna, usłyszane i przeczytane (36E)

I. Rozpoczął się Nowy Rok, dla niektórych z nas będzie on wyzwaniem, aby przeżyć go trochę lub znacznie lepiej. Dla jeszcze innych, aby utrzymać stan posiadania z roku ubiegłego. Tych wytycznych może być chyba jeszcze więcej. Jak będzie, to czas dopiero pokaże. Mimo wszystko nie powinniśmy pozwolić zabrać sobie nadziei, że będzie on lepszy od tego, który zamknęliśmy 31 grudnia. Spoglądając na początek tych nowych dni, nie możemy zapomnieć, że nabierają one znaczenia, wartości, w perspektywie wieczności. Nasze bycie tu na ziemi jest przejściowe, spoglądając ukradkiem na niebo, uświadamiamy sobie, że nasza ojczyzna jest tam – w niebie!
Czytając teksty Pisma świętego w tych dniach Narodzenia Pańskiego, często słyszymy, że Maryja rozważała wszystkie wydarzenia w jakich brała udział w swoim sercu. Jak mamy rozumieć te słowa? „Rozważanie w sercu” to zaproszenie do modlitwy. Nowy Rok może nabrać ewangelicznej barwy, kiedy znajdziemy czas na codzienną modlitwę. Obok przeróżnych zajęć, prac, obok spotkań z ludźmi, powinniśmy zadbać o spotkanie z Panem Bogiem.
Nie chodzi tutaj o długie wyklękiwanie, mnożenie modlitw, ale o systematyczność. Jeżeli każdego dnia będziemy znajdowali na to czas, to także każdego dnia będziemy sobie przypominali, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Obok osób nam bliskich, przyjaciół, znajomych, blisko nas jest zawsze Bóg nasz Ojciec. Taka świadomość dodaje nam sił, pomaga pokonywać trudności. Wreszcie staje się wskazaniem do zmagań o dobre wybory – zgodne z Bożymi przykazaniami.
Co mamy zrobić, aby systematycznie się modlić? Jakie podjąć środki w tym kierunku? Po pierwsze trzeba pamiętać, że modlitwa nie może być dziełem przypadku. Ona musi być zaplanowana. Chodzi tutaj o znalezienie właściwego czasu na nią. Kiedy rozpoczynamy kolejny dzień życia, jesteśmy w w stanie w pewnych ramach nakreślić plan. W te ważne wydarzenia, trzeba wpleść modlitwę. Kolejną ważną radą jest to, aby modlitwy nie zostawiać na ostatnie chwile dnia. Zmęczenie dniem i późna pora, mogą sprawić, że ją szybko porzucimy, albo przemieni się w zwykłe jej odklepywanie – zabraknie spotkania z Bogiem.
Po trzecie – to już ostatnia rada – nie należy oczekiwać na szybkie owoce modlitwy. Podejmując praktykę codziennych spotkań z Bogiem, powinniśmy się przygotować, że nasza przemiana będzie dokonywała się w czasie. Ważna jest w tym dziele systematyczność.
Noszenie w swoim sercu sprawy Pana Boga, rozważanie Jego słowa, wewnętrznie nas przemienia. Obdarza pokojem, łagodnością. Przygotowuje do realizowania nowych wyznań jakie stawia przed nami Bóg.

II. „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem …”. Znamy te słowa bardzo dobrze, często je powtarzamy. Możliwe, że niektórzy z nas zastanawiają się dlaczego aż tak często? Warunkiem trwania i rozwoju miłości jest umiejętność mówienia przepraszam – napisał o. Wojciech Jędrzejewski. Chodzi o sztukę dawania sobie nawzajem prostych znaków, które mówią: „Żałuję tego, co się stało. Wybacz, że cię zraniłem”.
Z codzienności naszego życia dobrze wiemy, że nie da się uniknąć pewnych drobnych czy poważniejszych zranień.
Jesteśmy ludźmi, a nie aniołami, ale można nie dopuścić, by przez te pęknięcia uciekła miłość. Oddalanie się od siebie spowodowane jest tym, że ludzie nie umieją przyznawać się do popełnionych błędów. Nawet mała szczelina nie zaleczonych urazów może urosnąć do rozmiarów ogromnej obojętności. W tym należy też szukać między innymi, łatwego opuszczania Mszy świętej.
Dlatego tak ważne znaczenie ma to, aby na początku każdej Eucharystii, po pocałunku ołtarza i uczynienia znaku krzyża, uznać przed Panem wszelkie braki, niedoskonałości w naszej miłości do Niego. Chodzi tutaj o odkrycie, że jesteśmy popękanymi naczyniami, w które Bóg chce wlać swój drogocenny napój. Zanim to nastąpi, naczynie musi zostać uszczelnione i wytarte z kurzu. Taką właśnie funkcję we Mszy świętej pełni akt skruchy, który wyraża się w spowiedzi powszechnej wszystkich osób zebranych w Kościele.
Uznaniu przed Bogiem swoich codziennych słabości i grzeszności towarzyszy gest bicia się w piersi. Dla zrozumienia wymowy tego znaku dobrze jest przypomnieć sobie chwile, kiedy gwałtownie waliliśmy w drzwi czyjegoś domu, albo pokoju, bo ów człowiek był nam w danej chwili bardzo potrzebny. A nam w tej chwili …potrzebna jest wewnętrzna wrażliwość, przebudzenie, wyrwanie z uśpienia naszego sumienia, czyli przejęcie się naszymi brakami w miłości Boga.
Szalenie ważnym warunkiem dobrego – głębokiego spotkania z Chrystusem podczas Mszy świętej jest dobrze przeżyty akt skruchy: wypowiedzenie pełnego żałującej miłości – Przepraszam, do Pana Boga oraz zgromadzonej w kościele wspólnoty (por. Fascynujące zaproszenie, Warszawa 1998, s. 21-23).
Powyższe zacytowane słowa mają nam wszystkim pomóc dobrze przeżywać Mszę świętą. Jednak przy akcie skruchy – z pewnym poczuciem humoru – mawia się także, że kiedy uderzamy się w swoją pierś, to nasz kciuk mocno kierujemy w stronę stojącego obok nas brata lub siostry w wierze. Tym znakiem chcemy powiedzieć: to jego wina, jego /jej/wielka wina. Jest to niby żart, ale mimo wszystko pokazuje jaka jest nasza mentalność. Ukazuje trudność w uznaniu swoich win, słabości, grzechów. Chęć bycia nienagannym, obecna w nas pycha, od tego szczerego powiedzenia przepraszam odpycha. Dlatego potrafimy akt pokuty ubrać w żart, bo jest bardziej do „zaakceptowania”. Tym samym pozwala uciec od powiedzenia: „Ojcze, zgrzeszyłem”.
Pamiętajmy, że świadomość własnej grzeszności, słabości, nie oddala nas od Pana Boga i innych ludzi – raczej do nich przybliża. Jest takie opowiadanie, które mówi o tym, że przez całe nasze życie jesteśmy przywiązani „nitką” do Boga. Grzech, przeróżne słabości sprawiają, że ta nitka się zrywa. Idąc do spowiedzi, otrzymując rozgrzeszenie, sprawiamy, że jest ona za każdym razem związywana. Z upływem lat staje się coraz krótsza, a my jesteśmy coraz bliżej Pana Boga.

III. „Trzeba umiejętności myślenia. Ludzie muszą nauczyć się myśleć. Muszą się zdobyć na myślenie, na rozmowę, na dialog. Dialog na tym polega, że nie tylko się mówi, ale przede wszystkim umie się słuchać. Żeby był dialog, trzeba dwóch rzeczy: najpierw uszu, potem ust […]
Myślę, że u nas w Polsce jeszcze trochę wody upłynie, zanim nauczymy się wspólnie myśleć. Zanim nauczymy się ze sobą rozmawiać, zanim oduczymy się w dyskusjach siebie obrażać, siebie poniżać. Trzeba jeszcze trochę przeżyć, żeby umieć rozmawiać w duchu prawdy i szacunku do drugiego człowieka (ks. Józef Tischner, Wiara ze słuchania, s. 290).
Przytoczyłem te słowa bo uważam, że są bardzo ważne. Obserwując to co dzieje się teraz w Polsce, chyba można powiedzieć, że nie potrafimy rozmawiać. Ten brak pokazują politycy, samorządowcy, dziennikarze, publicyści. Wreszcie to samo trzeba powiedzieć o rodzinach, przyjacielskich spotkaniach. Chociaż z badań przeprowadzonych po świętach, da się odczuć pewną poprawę. Większość badanych stwierdziła, że w tych świątecznych dniach nie rozmawiano przy stole o polityce. To dobrze, bo ona wywołuje niepotrzebne rozgrzane emocje.
Niestety nadal nie spada tendencja rozwodowa wśród małżeństw. W tych kryzysach nie chodzi tylko o różnice, pomyłki, ale brak zrozumienia siebie nawzajem. Nieumiejętność słuchania, właściwego reagowania na słowa, zdania, tworzy zły klimat. Wreszcie brak poczucia humoru, który rozbraja pewne napięcia, to jedne z wielu przyczyn narastania konfliktów.
Jak to można zmienić? Czy mamy szansę na poprawę tego? Wymaga to pracy nas wszystkich. Potrzebna jest pewna sztuka – uczenia się rozmawiania. Kiedyś uczono retoryki, sposobu prowadzenia dyskusji. Współcześnie mamy oczy utkwione w telefonach komórkowych, na stronach internetowych. Coś tam czytamy, nawet dużo piszemy, ale czasami nie bierzemy odpowiedzialności za to, co piszemy. Brak osobistego kontaktu, spojrzenia na siebie, widzenia reakcji drugiego człowieka na nasze słowa, nie uczy powściągliwości, umiaru w ich wypowiadaniu. Raczej wyzwala chęć napisania więcej, „przyłożenia mu”.
Ta potrzeba umiejętności myślenia, zdobycia się na rozmowę, na dialog, to zadanie, które powinno leżeć także na sercu – uczniom Pana Jezusa. Nie oglądajmy się na innych, nie należy zrzucać wpierw tego zadania na polityków, publicystów, dziennikarzy, na osoby z naszego otoczenia. Dodając i mrucząc pod nosem: niech pokażą jak to się robi! Aby taki dialog zaistniał, potrzeba zaangażowania wszystkich!

ks. Kazimierz Dawcewicz