Widziane z okna, usłyszane i przeczytane (35E)

I. Niektórzy z nas czekają na święta, aby zaraz po nich powiedzieć: święta, święta, no i po świętach. Jednak do końca tak nie jest. Świętujemy narodzenie Pana Jezusa przez całą oktawę – osiem dni. W tych dniach mamy święto św. Szczepana, pierwszego męczennika. W niedzielę oktawy obchodzimy święto Świętej Rodziny: Jezusa, Maryi i Józefa. Ten czas to zachęta, aby Jezus narodził się w naszych sercach. Dzięki Jego obecności staniemy na wysokości zadania, to znaczy będziemy potrafili bronić ewangelicznej prawdy z miłością – tak jak to uczynił św. Szczepan. Maryja z Józefem za to pokazują, jak mamy służyć Jezusowi, jak być z Nim zawsze.
Po narodzinach Pana Jezusa, zgodnie ze zwyczajem – kiedy minął czas ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego – udają się do Jerozolimy, aby przedstawić Go Panu. Bo „każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu” (zob Łk 2,22-23). Dla Maryi i Józefa było to bardzo oczywiste, że tak mają postąpić. Jezus nie jest ich „własnością”, nie mieli co do tego żadnej wątpliwości.
Obecnie niektórym rodzicom, trudno jest to zrozumieć, że dziecko nie jest ich własnością. Mają kłopot przyjąć, że dziecko dorastając będzie miało swoje życie, pójdzie także swoją drogą. Te wszystkie wypowiedzi: „moje ciało”, „dziecko jest moje, zrobię z nim co będę chciała”, pokazują niezrozumienie tego faktu. Owe niezrozumienie rodzi przeróżne konflikty, przyczynia się do nieporozumień, czyni życie wszystkich domowników trudnym, nawet staje się przyczyną ucieczki z domu.
Bardzo ważnym dla współczesnych rodziców wskazaniem jest postawa Maryi względem Chrystusa, kiedy On rozpoczyna swoją działalność. Stała z daleka i rozważała to wszystko, co docierało do Jej uszu, w swoim sercu. Nie wtrącała się w Jego życie, nie przeszkadzała. Wiedziała Kim jest, jakie ma do spełnienia zadanie tu na ziemi. Współcześnie rodzice bardzo głęboko wkraczają w życie dorosłych dzieci. Chcą wszystko wiedzieć, stają się też stroną zaistniałych konfliktów – kiedy ich syn czy córka zawarli związek małżeński. Dochodzi nawet do tego, że stają się przyczyną sprawczą rozejścia, rozpadu małżeństwa.
W tym czasie Narodzenia Pańskiego, kolorem szat liturgicznych jest biel i czerwień. One wzajemnie się przenikają. Czerwień, to kolor cierpienia i krwi, męczeństwa i świadectwa. Biel, to kolor niewinności i świętości. To ich przenikanie ukazuje prawdę o naszym codziennym życiu, także o życiu rodzinnym.
Pokazuje to, już piąta tajemnica różańca – części radosnej „Odnalezienie Pana Jezusa”. Rodzice mogą często rozważać w swoim sercu przeróżne decyzje dzieci. Będą stawiać pytania: dlaczego nasz syn tak postąpił? Skąd w sercu naszej córki takie uczucia, które popchnęły ją do takiej decyzji? Ten ból cierpienia może być bardzo mocny i dokuczliwy. Wtedy jedyne wyjście i ratunek można znaleźć w modlitwie – także tej różańcowej. Odmawiając kolejne części różańca, dostrzegamy, że ból, cierpienie, krew i śmierć – nie były obce Matce Chrystusa Pana.
Trzeba modlić się za rodziny, nie tylko w niedzielę Świętej Rodziny, ale ciągle. Prosić dla małżonków o otwarte serca, które wzorem Maryi i Józefa, przyjmą do swojego domu Pana Jezusa.

II. Po ucałowaniu ołtarza, zrobieniu znaku krzyża, uczestnicząc we Mszy świętej słyszymy słowa „Pan w wami”. Te słowa mają rozbić w drobny mak – jak napisał o. Wojciech Jędrzejewski – nasze czysto ludzkie spojrzenie na towarzystwo, w jakim przyjdzie nam być przez najbliższą godzinę. Ma runąć nasze złe nastawienie, że obok stoi „Pan Kowalki, Pani Nowak, …” Bo nie da się ukryć, że złe myśli krążą po naszych głowach, kiedy widzimy niektóre osoby w kościele. Nasze zniesmaczone obecnością pewnych osób na liturgii myśli, przez to pozdrowienie „dostają mocno po głowie”.
Bo to sam Bóg, nasz Zbawiciel uznaje wszystkich ludzi, którzy zgromadzili się w kościele za „swoich”. Oznajmia przez kapłana przewodniczącego Eucharystii, że jest tu obecny dla wszystkich. Proboszcz nie ma na pulpicie specjalnej listy nazwisk, które trzeba będzie wymieniać w każdą niedzielę.
Wszyscy ochrzczeni, którzy nawet z malutką ułomną wiarą tu się znaleźli, stoją przed Bogiem, są święci. Takim tytułem obdarza Paweł Apostoł chrześcijan w Koryncie, którzy jak wynika z listu do Koryntian, mieli mocno „nieświeże” sumienie.
Pan jest z nami, aby z przypadkowo zebranych osób uczynić wspólnotę. Chce wszystkich tam obecnych obdarzyć swoją miłością, ale także doprowadzić do jedności. Postawy miłości, szacunku, łagodności, bywamy uczeni na Eucharystii. W miejscu, gdzie nie ma równych i równiejszych. Nawet do księdza podczas Liturgii zwracamy się per „ty”. W miejscu gdzie zgromadził nas Pan, otrzymujemy jeden Chleb i tę samą Dobrą Nowinę. Nie jest tak, że każdy z nas przyjmuje innych kawałek Chleba.
Gromadzimy się wspólnie przed Bogiem, aby On mógł nas w Sobie zjednoczyć. Aby uzdrowił to, co zranione, i ożywił wszelkie obumarłe komórki. Potrzebuje jednak naszego pragnienia, aby ten cud mógł się dokonywać. Na początku Eucharystii jesteśmy wezwani do przyjęcia siebie nawzajem jako braci i siostry ogarniętych obecnością jednoczącego nas Pana (por. Wojciech Jędrzejewski OP, Fascynujące zaproszenie, Warszawa 1998, s. 19-21).
Mam nadzieję, że te słowa uspokoją niespokojne umysły niektórych uczestników niedzielnej Mszy świętej. Zgorszonych widokiem osób, które głosują na inną, niż ja partię polityczną, wyznających inne niż moje poglądy polityczne i społeczne. Tych „zgorszeń”, które kierujemy w stronę pewnych osób można jeszcze mnożyć. Ale w tym wezwaniu księdza „Pan z wami”, trzeba odnaleźć wielkość miłości i miłosierdzia Pana Boga. On cieszy się obecnością wszystkich, bo wszyscy jesteśmy uznani przez Niego za „swoich”.
Te słowa nie do wszystkich dotrą, nie wszystkich przekonają. Ale spróbujmy wznieść się ponad to, co wydaje się moje. Trzeba poddawać nasze myśli, przemyślenia, uczucia, działaniu miłości naszego Pana. Taki proces przemiany trochę potrwa, ale warto „zaryzykować”. Gromadząc się wspólnie na Eucharystii, poddajemy się działaniu łaski, tym samym naprawdę zaczynamy tworzyć kochającą się wspólnotę Jego uczniów.

III. „Miłość przychodzi po to, by ratować, żeby ocalić. Nie przychodzi po to, żeby być zapłatą za coś, ale przychodzi po to, ażeby ocalić, uratować, aby nieść życie. Maria została wybrana, wybrani zostali apostołowie – wybrany Piotr, wybrany Jan – wybrany Józef … Wybór Boga stanął u źródła i był początkiem miłości. Bo miłować to wybrać. Wybrać, to umieć powtarzać wybór. Powtarzać codziennie, co godzina. Być wiernym to powtarzać ten wybór. Często nie za coś, ale – mimo wszystko (ks. Józef Tischner). W poszukiwaniu tematu do tego punktu rozważania, moje oczy znalazły książkę „Wszystko będzie dobrze – myśli na każdy dzień”. Wyboru i opracowania wszystkich tekstów dokonał ks. Jerzy Stranz (Poznań 2019). Pomyślałem sobie, że na zakończenie starego i początek nowego roku, ten krótki tekst zapisany pod datą 29 grudnia będzie dobrym przypomnieniem. że u podstaw wszystkiego – naszego życia – znajduje się miłość. Miłość Pana Boga, miłość ludzi do nas, no i nasza miłość do nich.
„Miłość nie przychodzi po to, żeby być zapłatą za coś, ale przychodzi po to, ażeby ocalić, …”. Te słowa to ważne wskazanie, bo bardzo często nasza miłość jest za coś. Kochamy innych ludzi bo są dla nas dobrzy, uśmiechnięci. Lubimy pana/panią pracującego(cą) w sklepie, księgarni, …, bo zawsze są mili, uprzejmi. Pan Bóg kocha nas natomiast nie dlatego, że jesteśmy dobrzy, uśmiechnięci, nie dlatego, że nie popełniamy żadnych błędów, On kocha nas bo jesteśmy!
Bóg wybiera nas do przeróżnych zadań, „obowiązków”, ale u początków tego wyboru była miłość. Kiedy jest nam ciężko – kiedy w tym mijającym roku doświadczyliśmy przeróżnych trudności – powinniśmy powracać do tego wyboru z miłości. Może dlatego źle znosimy wszelkie trudności życia codziennego i przeciwności, bo zapomnieliśmy o tym wyborze z miłości. Mocniej koncentrujemy się na trudach, bólach, rozczarowaniach, …, niż na Miłości.
Tak do końca nikt z nas nie wie jak będzie wyglądał rok 2021. Czy to znaczy, że nie mamy prawa poczynić pewnych planów z nim związanych. Nie, warto je uczynić. Ale pamiętajmy, że nie wszystko da się przewidzieć, nie wszystko od nas zależy. Te nowe – niespodziewane i nieplanowane – doświadczenia, mogą także wnieść w naszą codzienność wiele dobra, miłości. Zachęcam zatem aby każdego dnia powtarzać ten wybór miłości, pamiętać, że to Bóg jest źródłem miłości. A Jego miłość zawsze przychodzi, rozpływa się w naszych sercach po to, by ratować, żeby ocalać!

ks. Kazimierz Dawcewicz