I. Jeśli „wewnętrzne rany” nas paraliżują, może się zdarzyć, że zamkniemy się w sobie, a wtedy nie będziemy w stanie pomagać innym, nie będziemy wolni, całkowicie do dyspozycji Chrystusa. Tak, te wewnętrzne rany muszą być wyleczone (kardynał Basil Hume). Zacytowane słowa nie są słowami rzuconymi na wiatr. Pokazują całą prawdę o wnętrzu wielu osób, które kiedyś czy teraz zostały zranione i nadal dźwigają ciężar tych przeżyć. Zamiast pomagać, ku swojemu zaskoczeniu często ranią inne osoby. Niby bywają na zewnątrz uśmiechnięte, radosne, ale wewnątrz są pełne złości, gniewu. Bardzo często efekty działania takiego zranionego wnętrza bywają opłakane.
Co należy zrobić, aby to zmienić? Odpowiedź na to pytanie znajdujemy u angielskiego kardynała. Powinny one zostać wyleczone i to jak najszybciej. Ważnym elementem leczniczym na tej drodze jest „umiejętność” przebaczania innym ludziom krzywd i win, które nam zadali. Idąc przez życie bywamy ranieni, nie należy w tym widzieć czegoś nadzwyczajnego. Takie jest życie, tak czasami przecież i my się zachowujemy – ranimy innych. Ale noszenie tych „wbijanych szpilek w serce” bywa paraliżujące. Przy całej największej chęci, nie jesteśmy całkowicie do dyspozycji Pana Jezusa, nie jesteśmy wolni.
Przebaczanie innym, szczególnie tym, którzy nas skrzywdzili jest trudne. Chrystus Pan mówi, że mamy przebaczać aż siedemdziesiąt siedem razy, to znaczy zawsze (zob. Mt 18, 21-35). Widząc naszą trudność w tym dziele, trzeba też prosić Jezusa o łaskę przebaczenia. Liczenie tylko na siebie bywa zgubne, szczególnie przy kolejnej porażce może „zaowocować” zniechęceniem, zaprzestaniem podejmowania kolejnych prób.
Podjęcie leczenia, które ma nas uzdrowić wiąże się z prowadzeniem systematycznego życia sakramentalnego, z praktyką codziennej modlitwy, pochylania się nad słowem Bożym. Takie zachowanie w perspektywie lat, przynosi dobre owoce. Stajemy się ludźmi pokoju, ludźmi miłosierdzia. Tym samym zaczynamy też pomagać innym ludziom, tak jak prosi nas o to sam Pana Jezus.
II. Słuchając odgłosów wojny w Ukrainie, słuchamy także z uwagą różnych informacji, które docierają do nas z Rosji. Tym wypowiadanym przez polityków już przestaliśmy się „dziwić”. Siła ideologii, bronienia swoich posad i bogactwa, ścisnęła im mocno głowy. Stąd bywamy zaskoczeni wszelkimi słownymi głupotami i idiotyzmami, które cofają nas w czasie. Przypominając najczarniejsze karty historii świata, jakie zafundował komunizm i hitleryzm. Jednak wielu z nas nie może zrozumieć zachowania Patriarchy Moskwy Cyryla. Jego słowa, to jednak wypowiedzi polityka, a nie przywódcy duchowego wierzących Rosjan.
Dlaczego tak się zachowuje? Skąd u osoby duchownej taki sposób myślenia i mówienia? Z tego, co można przeczytać w różnych wiadomościach, Cyryl jest uzależniony od rosyjskich władz – prawosławie od wieków jest mocno związane z władzą. Podejrzewa się go, że był także tajnym współpracownikiem służb wywiadowczych Rosji. Już te dwie wiadomości pokazują, że mówi, bo tak musi. Dla niego Ewangelia nie jest księgą życia, ale taką rolę spełniają słowa, nakazy i pragnienia obecnych władz państwa. Dla niego działania wojenne, to walka dobra ze złem. Oczywiście Rosja stoi po stronie dobra, walczy ze zgniłym europejskim myśleniem i zachowaniem. Milczenie na temat wojny, „zamykanie” oczu na wszelkie zło, jakie niosą z sobą działania wojsk rosyjskich w Ukrainie, po prostu woła o pomstę do nieba.
Czy Patriarcha zmieni swoje myślenie? Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. To on powinien postawić sobie pytanie o swoją wiarę i życie Dobrą Nowiną. Przecież, jako biskup ma ją głosić, nastawać w porę, wykazać błąd jeżeli trzeba – tak poucza święty Paweł Apostoł. Takiej pasterskiej odwagi na dzisiaj mu brakuje. Klękanie i całowanie świętych dla prawosławia ikon tu nie wystarczy.
W prasie można przeczytać różne artykuły na jego temat, także podpowiadające jak powinno się go traktować. Niektórzy zachęcają do zerwania relacji ekumenicznej z cerkwią Rosyjską, zaprzestania także wszelkiego kontaktu z Patriarchą. W ten sposób dać mu odczuć, że podąża w złą stronę, że pobłądził.
Póki co nie traćmy nadziei! Trzeba modlić się za niego, za wszystkich uwikłanych w tę wojnę. Agresor budzi w naszych sercach różne negatywne uczucia, nawet wypowiadamy złe słowa. Jako osoby wierzące pomagajmy mieszkańcom Ukrainy. Nie możemy jednak zapomnieć o Rosji. Modlitwa o wstrzymanie działań wojennych jest bardzo potrzebna. Modlitwa prośby o podjęcie rozmów pokojowych – stale powinna płynąc z naszych serc. Nie możemy zapomnieć też o tych wszystkich, którzy zginęli w tej wojnie. Po jednej i po drugiej stronie! Nie zapominajmy także o tych, którzy ich opłakują!
III. Mistyk z XVI wieku, Ignacy Loyola,
mówił o sobie samym,
że w chwili jego nawrócenia nie było nikogo,
kto by go prowadził,
ale Pan osobiście uczył go,
jak nauczyciel uczy dziecko.
A na koniec powiedział wręcz,
że nawet gdyby uległo zniszczeniu całe Pismo Święte,
on dalej wierzyłby w to,
co Pismo objawia,
gdyż Pan objawił mu to osobiście.
Chrześcijanin:
Nie miałem takiego szczęścia jak Ignacy, Panie.
Niestety, było za dużo ludzi,
do których mogłem pójść po radę.
A oni osaczyli mnie swoim bezustannym nauczaniem,
tak że z powodu
ich hałaśliwego natłoku
nie mogłem usłyszeć Ciebie,
choćbym się nie wiem jak starał.
Nigdy nie miałem szczęścia
poznać Cię z pierwszej ręki,
gdyż oni zwykli byli mówić:
„My jesteśmy jedynymi nauczycielami,
jakich ci potrzeba;
Kto nas słucha, Jego słucha”.
Ale nie mam powodów, by na nich zwalać winę
albo by narzekać,
że byli ze mną w pierwszych latach mojego życia.
Winić muszę tylko siebie.
Ponieważ nie miałem dość sił,
by zagłuszyć ich głosy,
ani odwagi, by szukać samemu,
ani zdecydowania,
by czekać, aż Ty będziesz mówił,
ani wiary, że któregoś dnia,
w jakimś miejscu
przerwiesz swe milczenie
i przemówisz do mnie”
(Antony de Mello, Śpiew ptaka, Poznań 2021, s. 211-212).
Chyba nie jest potrzebny do tych słów mój komentarz. Może tylko zachęta, aby czasami zostawić wszelkie mądre komentarze osób duchownych. Długie konferencje na różne „interesujące” nas tematy. Zacznijmy prosić naszego Pana Jezusa o wiarę, która pozwoli nam cierpliwie czekać na Jego przemówienie do nas!
ks. Kazimierz Dawcewicz