Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (95)

I. W domowym archiwum mojej mamy, wiele razy oglądałem zdjęcie, które ma prawie pięćdziesiąt pięć lat. Kogo te zdjęcie przedstawia? Ludzi, którzy zgromadzili się przy trumnie mojego zmarłego taty (1963 r.) – jest tam moja mama, ja jako pięciolatek, moi bracia, dziadek, stryj, wujkowie, sąsiedzi. Wspominam tę sytuację, bo powtórzyła się ona 24 marca 2018 roku na cmentarzu komunalnym w Bartoszycach. Wcześniej w czwartek 22 marca zmarła moja mama. Po Mszy świętej żałobnej odprawionej w kościele parafialnym pod wezwaniem Jana Chrzciciela, stanęliśmy wokół jej trumny – w tym samym miejscu gdzie kiedyś zostało zrobione wspomniane zdjęcie. Ale osoby w ten sobotni dzień były już inne. Z tego wspomnianego zdjęcia został tylko mój brat i ja. Za to przybyły nowe osoby: bratowa, moje bratanice, bratanek, księża, rodzina, znajomi. Ten dzień pokazuje, że życie toczy się nadal do przodu. Ci, którzy kiedyś byli młodzi starzeją się i umierają, a ich miejsce zajmują dzieci, wnukowie, przyjaciele i znajomi.
Wracając do śmierci mojej mamy, wypada mi podziękować Panu Bogu, za prawie sześćdziesiąt lat, które z nią spędziłem. Zostałem z nią po śmierci mojego taty jako pięcioletni chłopiec, wraz dwoma braćmi starszymi ode mnie o dziesięć lat. Zajęła się nami jak najlepiej umiała. Niczego nam do normalnego życia nie brakowało. Była pracowita, nie uznawała słowa później, kiedyś. Miała silną osobowość, tym samym silny charakter, który sprawiał, że była też wymagająca! Ale jak powiedziała mi półtora roku temu – prosząc mnie o wybaczenie: „Wybacz mi Kaziu, że byłam dla was tak wymagająca – ale chciałam was wychować na dobrych ludzi”. Myślę, że jej to się udało.
Moja mama przeżyła dziewięćdziesiąt jeden lat, zawsze zainteresowana życiem nas – swoich synów, wnuczek, wnuka i wnucząt. Chociaż przez ostanie lata ukryta w czterech ścianach, cieszyła się wszystkimi naszymi sukcesami. W ostatnim czasie pytała mało, wiek robił swoje, ale za to dużo się modliła. Różańcem rozpoczynała dzień, kolejne tajemnice różańcowe towarzyszyły jej w ciągu całego dnia. W tym także, koronka do miłosierdzia Bożego. Kończyła dzień Apelem Jasnogórskim, po którym szła spać.
Kiedy jeszcze mogła codziennie chodziła na Mszę święta, nabożeństwa majowe, październikowe. Należała do Wspólnoty Żywego Różańca, przy parafii Jana Chrzciciela. Po sierpniowym domowym upadku w 2016 roku, już do niego nie chodziła. Bardzo tęskniła za pójściem do kościoła, chciała uczestniczyć we Mszy świętej razem z ludźmi – te telewizyjne nie do końca ją zadowalały.
Jej śmierć – chociaż byliśmy na nią przygotowani – nas zaskoczyła. Bo przecież do końca – chociaż z trudem – ale chodziła po mieszkaniu. Prosiła bratanicę aby przygotowywała jej zwykłe „stare” jedzenie, które z apetytem jadła. W planach Pana Boga miała do przeżycia tyle właśnie czasu tu na ziemi, wiem o tym. Kiedy ją odwiedzałem w jej mieszkaniu w Bartoszycach, zauważyłem, że nasze pożegnania przepełnione są pewnym wzruszeniem. Mieliśmy pełną świadomość tego – ona i ja – że może być to już nasze ostatnie spotkanie. Ból i pustka po jej śmierci, stały się obecnie moimi towarzyszami. Wiem, że czas zrobi swoje, ale jej miejsca przecież nikt nie jest w stanie zająć – pustka pozostanie. Aż do naszego spotkania w wieczności, tam u Pana Boga.
Kochana mamo! Dziękuję za wszystko, czym mnie i moich braci, ich rodziny, obdarowałaś w czasie swojego ziemskiego życia! I już dziękuję, za wstawiennictwo za nami u Pana Boga w niebie!

II. Nadal toczy się w mediach batalia o rolę i znaczenie Kościoła w Polsce. Szczególnie teraz, kiedy niektóre gazety i stacje telewizyjne zachwycone są „czarnym piątkiem” – jak kiedyś „czarnym poniedziałkiem”. Podkreślając, że te manifestacje, to oznaka uwolnienia się z objęć Kościoła, odejście od słuchania Kościoła. A kobiety w Polsce już nie będą takie same! Przy tej okazji też, poucza się nas katolików jak mamy żyć i postępować we współczesnej Polsce. Czego możemy się teraz dowiedzieć? Okazuje się, że wierność Bożym przykazaniom, nauce Kościoła, nie jest czymś tak wzniosłym i potrzebnym. Za to poglądy pozwalające na prawo do aborcji, zgoda na zliberalizowanie nauki moralnej, świadczą o życiowej mądrości i postępie. Jak to wszystko się skończy? Ci z nas, którzy będą długo żyli, mogą skutki takiego działania i myślenia kiedyś zobaczyć. Czy będą one służyły rozwojowi człowieka? Jego lepszemu – zdrowszemu – życiu psychicznemu i duchowemu? Mocno w to wątpię!!! Te „pchanie” ludzi ku „nowoczesnej duchowości” – oczywiście bez Pana Jezusa, to naganianie osób dla psychologów, różnej maści terapeutów. Nihilizm moralny, walka o prawo do zabijania dzieci – później zgoda na eutanazję – do powrót do bezbożności. To postawienie w centrum wszelkich pragnień człowieka, tym samym uczynienie go kimś najważniejszym. Jednak pod warunkiem, że będzie w miarę młody i zdrowy. Przed takim myśleniem i postępowaniem, dawno temu przestrzegał św. Paweł Apostoł (zob. Rz 1,18-23)
Dlatego teraz chciałbym zacytować słowa żołnierza wyklętego Łukasza Cieplińskiego (+1951). W liście do swojego synka Andrzejka pisze: „Bądź Polakiem, to znaczy całe zdolności zużyj dla dobra Polski i wszystkich Polaków […]. Bądź katolikiem, to znaczy pragnij poznać Wolę Bożą, przyjmij ją za swoją i realizuj w życiu. Katolik to niedołęga, ale zdolny, przedsiębiorczy, służący dobru i walczący ze złem. Przez wykształcenie umysłu i charakteru osiągnąć musisz odpowiednie stanowisko społeczne – aby cele te móc realizować” (Tadeusz M. Płużyński, Obława na wyklętych, Zakrzewo 2017, s. 15-16).
Zacytowane słowa pokazują nam kim ma być katolik. Poznanie woli Bożej, realizowanie jej w życiu, to piękne wskazania, które są ciągle aktualne. Przypominają przecież jak mamy stać się dobrymi ludźmi, jak być dobrym chrześcijaninem i Polakiem. Wiem, że te słowa idą pod prąd współczesnym poglądom, zachętom, kierowanym do nas. Trzeba jednak pamiętać, że jako ludzie wierzący zawsze powinniśmy słuchać Pana Boga. A Jego prawa i rady, mamy uznać za nasze. Bo przecież to one, prowadzącą nas do pomnażania dobra i dają siłę do walki ze złem.

III. Piszę te słowa w czasie Wielkiego Tygodnia. Tak po cichu zastanawiam się: czy już wysłaliśmy świąteczne życzenia dla rodziny, przyjaciół, osób nam bliskich? Wiem, że teraz są smsy, ale chyba inaczej smakują te życzenia napisane na kartce. Następnie przez nas wysłane, które później zostaną dostarczone przez Pocztę. Tak jakoś się złożyło, że piszę te słowa, kiedy sam w południe wrzuciłem kilkanaście kartek do skrzynki pocztowej. Miałem w tym roku nie pisać takich życzeń, ale po otrzymaniu paru kartek z życzeniami pomyślałem, że jednak warto coś samemu napisać.
Ktoś może powiedzieć, że smsy spełniają taką rolę i zadanie. Tak zapewne jest, ale czy do końca tak jest? Przecież piszemy czasami je hurtowo, za jednym przyciśnięciem wysyłamy dużą ilość do wielu osób. Brak w tym zachowaniu czegoś osobistego: naszego trudu, naszego atramentu, naszego znaczka. Czasami po prostu, brak jest tam nas! Może na następne Święta, warto wysłać parę kartek świątecznych z życzeniami pisanymi naszą ręką.
Czas wielkanocny, to także czas składania sobie nawzajem życzeń. Są one w swojej treści różne: życzymy smacznego jajka; życzymy aby odnaleźć zajączka. Jednak nie zapominajmy, że są to Święta Zmartwychwstania Pańskiego. I to właśnie Pan Jezus po swoim zmartwychwstaniu, uczy nas jak mamy do siebie się zwracać i czego życzyć! On witał uczniów słowami: „Pokój wam”, pokazując im później przebite ręce i nogi. Nie pozwólmy zatem, ograbiać tych świątecznych dni z ich religijnego i chrześcijańskiego wymiaru.
Może warto choćby w Oktawie Wielkanocy zacząć pozdrawiać się zawołaniem: „Chrystus Zmartwychwstał, Alleluja”. Odpowiedź: „Prawdziwie Zmartwychwstał, Alleluja”!

ks. Kazimierz Dawcewicz