Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (93E)

I. „Pewnego razu, gdy wygłaszałem kazanie w którejś parafii, dostrzegłem nagle wśród wiernych młodą matkę z dzieckiem na kolanach. Było widać, jak bardzo się kochają. Odczułem wielką pokusę, aby powiedzieć do słuchających: „Zapomnijcie o tym, co ja mówię, i spójrzcie na tych dwoje. Zrozumcie, czym my wszyscy jesteśmy dla Boga” (kardynał Basil Hume). Obserwując wszystko co dzieje się wokół nas, możemy w chwili pewnego lęku pytać: kim jesteśmy dla Pana Boga? Czy nadal dla Niego jesteśmy ważni? Podobnych pytań może być jeszcze więcej, choćby teraz kiedy śledzimy działania wojenne w Ukrainie. Widząc, ile osób ginie w tej bezsensownej wojnie. Zawsze kiedy nie potrafimy odpowiedzieć na nurtujące nas pytania, pojawia się zarzut: co Bóg w tym czasie robi, kiedy pociski spadają na domy, szkoły, przedszkola, …?
Stawiając takie pytania, warto sobie uświadomić, że nic, ale to nic, nie zmieniliśmy się, od ludzi żyjących w ubiegłych wiekach. Złe wykorzystanie daru wolności jaki otrzymaliśmy od naszego Stwórcy sprawia, że człowiek zamiast iść za Jego głosem, przykazaniami, radami, ulega mani wielkości, tym samym stara się zmieniać świat po swojemu. Czyni to często kosztem innych ludzi, nadużywając swojej władzy. A co za tym idzie? Ogień, zniszczenia, śmierć, wzbudzana nienawiść między ludźmi do niebotycznych granic.
To ludzie ludziom gotują taki los, a nie Pan Bóg. Wywołując tym samym, przeróżne pytania, które mamy stawiać człowiekowi, który chce mieć więcej, chce być większy od innych. To my ludzie chcemy rządzić innymi, kierować losami społeczeństw. To my ludzie, potrafimy być wilkami dla innych ludzi, narodów.
Kim tak naprawdę jesteśmy dla Pana Boga? Obraz matki trzymającej małe dziecko, patrzącej na nie z wielką miłością, ma nam zawsze przypominać kim jesteśmy dla Boga. Bóg nas zawsze kocha, bo On nie może inaczej. Powiedział, że jest Miłością.
Nie wiem czy te słowa pomogą nam zaznać pokoju i miłości, pomogą odegnać strach o nasze życie. Mam jednak nadzieję, że kiedy zobaczymy matkę z dzieckiem na rękach, na kolanach, spróbujemy na nowo znaleźć drogę do Boga naszego Ojca. Pozwolimy Mu wziąć się na ręce, przytulić się do policzka (por. Oz 11,1-4).

II. Spotykamy wiele osób, które dla swoich racji potrafią zrobić bardzo wiele. Potrafią je wykrzyczeć, wynieść na ulice miast, zareklamować w telewizji, wypowiedzieć w radiu, opisać na forach internetowych. Chcą aby inni widzieli, że w społeczeństwie jest grupa ludzi, która inaczej myśli, czuje inaczej. Chce także postępować i żyć według swoich własnych reguł, a nie tych, które otrzymali w „spadku” od poprzedników. Widząc tak działające osoby, nam katolikom powinno towarzyszyć odczucie, że jesteśmy za bardzo schowani. Można nawet powiedzieć, że zalęknieni. W ciszy znosimy wszelkie ataki na nasza wiarę, na kościoły. Uważając, że tłum się wykrzyczy i uspokoi. Może tak będzie, ale takie myślenie nie jest do końca słuszne.
„Płomień świecy mówi nam o świetle Chrystusa, którym mamy być, czy to pełniąc czynną służbę w Kościele, czy też służąc Kościołowi przez modlitwę i cierpienie” (kardynał Basil Hume). Mamy być w świecie taką świecą, która mówi o Chrystusie. Mamy rozświetlać ciemności świata. Mimo, że świat – wiele ulic miast, wsi, nawet w nocy – bywa oświecony sztucznym światłem, to jednak ich mieszkańcy chodzą często jakby po omacku. Można nawet powiedzieć, że zachowują się tak, jakby ogarnęło ich myślowe „zaciemnienie”.
Stąd zadanie ucznia Pana Jezusa polega na tym, aby świecić. Nie swoją mądrością, nie swoimi wydumanymi morałami, ale radami i mądrością Pana Jezusa. Jak świeca zapalona w ciemnym pokoju, potrafi go rozjaśnić, tak Chrystus obecny w nas ma rozjaśnić ciemności życia ludzi zalęknionych, przestraszonych, zagubionych. Odrzuconych przez innych, tym samym zamkniętych na miłość, dobroć, miłosierdzie.
Kościół potrzebuje ludzi, którzy podejmą taką czynną służbę. Ale jak poucza nas angielski kardynał, można też służyć Kościołowi przez modlitwę i cierpienie. Jest to bardzo ważne zadanie, które wnosi – wyprasza – dla wspólnoty osób wierzących tak potrzebne łaski. Takie osoby są nie do zastąpienia, są one siłą napędową wszelkiej ewangelizacji. Dodają odwagi tym wszystkim, którzy mają zmierzyć się z „oświeconą” ciemnością otaczającego nas świata.
Mamy być światłem Chrystusa! Nasza wiara w Niego pomaga nam iść przez życie w świetle Jego miłości, przebaczenia. Doświadczając Jezusowej obecności, dzielmy się nią z innymi. Krzyczmy wręcz do świata: Jezus żyję, kocha cię!

III. Kiedy myślimy o Panu Jezusie, mówimy o Nim innym ludziom, bardzo mocno podkreślamy Jego bóstwo. Dobitnie i mocno stwierdzamy, że jest On Synem Bożym i drugą Osobą Trójcy Świętej. W tym skoncentrowaniu na Jego bóstwie zapominamy, że Chrystus był także człowiekiem. „Bóg jest jak słońce: nie możemy widzieć, jaki jest. Potrzebujemy kogoś, kto nam o Nim opowie, człowieka, który wie i komu możemy ufać, że mówi prawdę. Chrystus wie – i mówił do nas jako człowiek” (kardynał Basil Hume).
W książce „Teologia komunii z Bogiem” Jerzego Wiesława Gogoli karmelity, czytamy: „Chcąc oprzeć całe swoje życie duchowe na fundamencie Chrystusa, należy zrobić trzy kroki: punktem wyjścia jest ziemskie życie Jezusa, drugi krok polega na dotarciu do Chrystusa chwalebnego, obecnego w Kościele w wielorakiej formie, w końcu – odnalezienie własnego powołania w Chrystusie.
Jezus staje się Zbawicielem, wchodząc w naszą ludzką historię i geografię. Przychodzi na świat w określonym czasie historycznym i konkretnym miejscu geograficznym. Ewangelie mówią o konkretnej osobie i o wydarzeniach, które miały swoich świadków.
Ewangelie chcąc nas pouczyć o MISTERIUM zbawienia, przytaczają realne wydarzenia z życia Jezusa. Z pism Nowego Testamentu jasno wynika, że ci, którzy spotkali Jezusa, spotkali rzeczywistą osobę, mistrza i przyjaciela. Jezus prowadzi autentyczne życie ludzkie i autentycznie przeżywa różne stany duchowe. Jezus modli się ponieważ potrzebuje rozmowy z Ojcem, jest dobry dla ludzi, ponieważ ich miłuje i rozumie, prowadzi działalność apostolską, ponieważ przyszedł, aby zbawić. Z Jego autentycznego życia wypływa dla nas przykład.
Dzisiaj chrześcijanin wchodzi w relację z Chrystusem chwalebnym. Jednak poznaje Go poprzez Ewangelię, ponieważ Jezus objawia się w Ewangelii i Jego gesty dokonane w czasie, otrzymują trwałość wieczną. Ewangelia jest pierwszym źródłem dobrej i zdrowej duchowości.
Duchowość jest zainteresowana całą osobą Chrystusa, Jego dziełem, słowami, gestami w przeciągu całego Jego ziemskiego życia. I tak dochodzimy do misteriów życia Jezusa, bo jak Jego całe ziemskie życie stanowi misterium, tak poszczególne jego okresy stanowią również misterium. Zgłębianie poszczególnych misteriów przyczynia się do ubogacenia wizji Misterium Chrystusa. W duchowości odegrało główną rolę sześć misteriów życia Jezusa:
1. Narodzenie
2. Dzieciństwo: do chwili znalezienia w świątyni
3. Życie ukryte: lata życia w rodzinie
4. Życie publiczne: od chrztu do Niedzieli Palmowej
5. Męka i śmierć
6. Zmartwychwstanie i wniebowstąpienie
Misterium paschalne stanowi centrum wszystkich misteriów. W Chrystusie Chwalebnym pozostałe misteria są wiecznie obecne i posiadają wartość doczesną.
Postawy wobec Chrystusa historycznego należy się uczyć od pierwotnego Kościoła. Fakt podstawowy, obserwowany zarówno w Ewangeliach, jak i Dziejach Apostolskich, to doświadczenie Chrystusa. Jego cechy to: historyczne, współcześnie obecne, wspólnotowe, osobiste. […] Pierwsi chrześcijanie traktują i odbierają Go jako żywego i obecnego; czują się zaangażowani w misterium Pana.
Jest to wspólnota zaangażowana w wydarzenia z życia Jezusa, zwłaszcza w zmartwychwstanie. Zresztą, ta wspólnota powstała z wiary w te wydarzenia.
W końcu jest to doświadczenie osobiste. Relacja, jaka łączy każdego chrześcijanina z Chrystusem, rodzi się dzięki wierze. Wiara zaś jest postawą ściśle osobistą. Każdy chrześcijanin usłyszał wezwanie Chrystusa, zwyczajnie dzięki wspólnocie, i zdecydował pójść za Nim.
Dzięki wierze chrześcijan księga Ewangelii mająca charakter historyczny, staje się także księgą życia” (Kraków 2001, s. 45-47).
Trudno mi powiedzieć teraz, czy ten zacytowany tekst pomoże nam w przeżywaniu osobistej relacji do Pana Jezusa. Ale powinien nam uświadomić, że sięganie po Ewangelię i czytanie jej pomaga nam w posiadaniu dobrej i zdrowej chrześcijańskiej duchowości. Szczególnie jest to ważne teraz, kiedy wiele osób stawia wyżej słowa jakiegoś homilety, kaznodziei, od słów i nauczania samego Chrystusa.
Proszę nie rozumieć mnie źle. Nie zabraniam słuchać takich znanych i podziwianych mówców, ubranych w sutanny i habity zakonne. Nie leży to w mojej intencji. Ale chcę tylko wskazać niebezpieczeństwo zafascynowania taką osobą. Ma to miejsce wtedy, kiedy ciągle wracamy do jego słów, zwrotów, szukamy nowych nagrań. Jednocześnie pozwalając na to, aby na Ewangelii zalegał kurz.
To Ewangelia ma stać się Księgą mojego życia. Ma być Księga mojego spotkania, poznania, wreszcie pokochania Pana Jezusa i odkrycia w Nim swojego powołania!

ks. Kazimierz Dawcewicz