Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (93)

I. Sięgając do mojej pamięci przypominam sobie, że dzisiejszy dzień – 8 marca – w czasach kiedy byłem uczniem choćby szkoły średniej, był świętowany bardzo hucznie. Na ulicach łatwo było zobaczyć jakąś Panią z goździkiem w ręku. Organizowano w zakładach pracy specjalne obiady, kolacje. Nawiązuję do tego, bo patrząc przez okna plebani – a jest już południe – żadnej Pani z kwiatem jeszcze nie dostrzegłem. Czy coś się zmieniło w świętowaniu tego dnia? Czy zrezygnowano z hucznych imprez? Może tak, może przyjęto inne zasady obchodzenia Dnia Kobiet. Chociaż w dniu wczorajszym idąc do banku, spotkałem grupę młodzieży wychodzącą z restauracji. Okazało się, że była to młodzież siódmej klasy Szkoły Podstawowej w Dywitach ze swoją wychowawczynią. Chłopcy w ramach obchodu tego marcowego święta, zaprosili swoje koleżanki do restauracji. Piękny gest, ciekaw jestem czy ktoś podobnie jeszcze się dzisiaj się zachował? Czy oni kiedyś będą nadal tak postępowali?
Z okazji tego dnia, podejmowane są także różne dyskusje o roli i znaczeniu kobiet w społeczeństwie. Mówi się i podkreśla, że kobiety są ciągle niedoceniane i źle opłacane w pracy. Wypomina się, że jest ich za mało na stanowiskach kierowniczych. Tych uwag jest jeszcze więcej, ale to tylko niektóre z nich. Mimo tych głosów krytycznych, trzeba jednak powiedzieć, że w świecie kobiet dużo się zmieniło. Docenia się rolę i znaczenie kobiet w życiu społecznym, rodzinnym, politycznym. Chociaż niestety zawsze można znaleźć przykłady, które pokazują złe ich traktowanie, wykorzystywane, a nawet poniewierane przez męski świat.
Cytowana przez mnie w poprzednim rozważaniu kanadyjska poetka, zwraca się do kobiet , tym samym poucza i nas mężczyzn:
„chcę przeprosić wszystkie kobiety
które nazwałam ładnymi
zanim powiedziałam, że są inteligentne albo odważne
przepraszam że zabrzmiało to jakby
coś tak zwyczajnego jak to z czym się urodziłyście
było waszym najważniejszym powodem do dumy
bo przecież wasz duch kruszy góry
odtąd będę mówiła coś w rodzaju
jesteś silna albo jesteś niezwykła
nie dlatego, że uważam was za ładne
ale dlatego że macie w sobie znacznie więcej (Rupi Kaur, Mleko i miód, Kraków 2017, s. 337).
Te słowa pokazują nam wszystkim, jak można ograniczyć godność i wielkość geniuszu kobiecego, mówiąc potocznie: jesteś piękna! Czy też stwierdzając: kobiety nie da się zrozumieć, najlepiej je kochać! Takie stwierdzenia i tym podobne, pokazują nasze ograniczenia i niezrozumienie kobiet, które przecież swoim duchem kruszą góry. Są silne i niezwykłe, mają w sobie jeszcze więcej talentów – niż tylko bycie tą piękną. Trzeba uczyć się nam wszystkim to dostrzegać – nie tylko mężczyznom – ale i samym kobietom, ta zmiana myślenia i mówienia jest potrzebna.
Jako uczniowie Pana Jezusa jesteśmy zapraszani, aby od Niego i z Jego słów uczyć się miłości i szacunku do siebie nawzajem – do spotykanych kobiet i mężczyzn. Zacytowane powyżej słowa poetki, pokazują każdemu z nas pragnienia jakie ludzie noszą w swoich sercach. Są one także zapisane w Dekalogu, są podane i zapisane również na kartach Ewangelii. To sam Chrystus Pan uczy i przypomina, jak wielkie znaczenie w naszym życiu ma kochanie Pana Boga całym sercem, …., a bliźniego swego jak siebie samego! W tych słowach znajdujemy także wielkie pragnienie bycia kochanym. Pamiętajmy, że owe pragnienie noszą w swoim sercu tak samo kobiety, jak i mężczyźni!

II. Przycinanie drzewek w sadach, to mozolna praca. Przy pewnej nieuwadze można nawet spać z drabiny, zwichnąć czy złamać rękę lub nogę. Ale mówi się trudno, pracę trzeba wykonać, zadając „ból” drzewkom owocowym. Okazuje się, że taki zabieg jest nieodzownym zajęciem sadowników. Chodzi przecież o to, aby drzewka – choćby jabłonie – wydały jak najlepsze owoce. Przycinać …. – czy można w taki sam sposób potraktować ludzi? Brzmi to dosyć groźnie, ale nie da się przecież ukryć, że aby dojść do chrześcijańskiej doskonałości, trzeba podjąć czasami niewygodne i trudne decyzje, które na początku bolą.
Teraz w Wielkim Poście w wielu parafiach odbywają się rekolekcje. W trakcie których, rekolekcjoniści chwytają się różnych sposobów, aby lepiej pokazać trud stawania się lepszym człowiekiem. Niektórzy nawiązują do diamentu, który tylko co wydobyty z ziemi nie jest wcale aż tak piękny. Dopiero poddany obróbce, szlifowaniu, nabiera pięknego wyglądu, który zachwyca ludzi. Dojście do takiego stanu okupione jest mozolnymi i „bolesnymi” zabiegami. Inny przykład, to ołówek i temperówka. Aby można było ołówkiem pisać, coś kreślić i narysować, trzeba go najpierw naostrzyć. Zatem wkłada się go do temperówki, kręci nim – lecą wióry. Aby po chwili wyjąć pięknie zaostrzony ołówek, gotowy do pracy.
Te wszystkie zajęcia i czynności – z diamentem, ołówkiem – zakładają użycie pewnej siły, zawsze związane jest to z „zadaniem bólu”. Czy taka siła, która wywołuje ból, potrzebna jest także w relacji człowieka do Pana Boga? Czy nie można tego zrobić inaczej? Są to nieuniknione pytania, które warto stawiać. Mimo wszystko codzienność naszego życia, przykłady zaczerpnięte z życia świętych pokazują, że duchowe wzrastanie wymaga walki, ascezy, umartwienia. Czy można coś zrobić, aby to wszystko mniej bolało?
Jest taki sposób! Chrześcijaństwo jest religią spotkania Pana Boga z człowiekiem. Jesteśmy przez Niego zapraszani do codziennej modlitwy, do wypowiadania pewnych formuł modlitewnych, ale nie powinniśmy tylko na tym pozostać. Bóg, który przemawia do nas przez swoje słowo, posyła swojego Syna Jezusa Chrystusa, który zostawił nam Ewangelię. Kiedy wchodzimy w osobowościową z Nim relację, zaczynamy nosić Jego słowa w sercu, doświadczamy bliskości i Jego miłości. Ta Jego miłość okazywana jest nam w każdej sytuacji, w jakiej możemy się znaleźć. Jest to niezwykłe doświadczenia dla nas ludzi, że Pana Bóg w swojej nieskończonej miłości trwa przy nas zawsze.
Właśnie takie doświadczenie i przeżywanie relacji z Panem Bogiem sprawia, że Jego pedagogiczne „przycinanie gałęzi” tak nie boli. Wpatrywanie się też w krzyż Pana Jezusa przypomina nam także, że Pan Bóg nie chce tylko naszego cierpienia i naszej zguby. Bo ten krzyż na którym dokonało się nasze odkupienie, jest też znakiem naszego zbawienia i duchowej siły.

III. Przeczytałem ostatnio na jednym z portali internetowych propozycję, jaką składa się rodzicom, kiedy urodzi się im dziecko. Owa informacja, to wskazanie jakie najlepiej wybrać imię dla dziecka, aby pasowało najlepiej do znaku zodiaku. Myślę, że nie muszę tłumaczyć znaków zodiaku, są zapewne większości nam dobrze znane. Ta informacja, to kolejne podsunięcie dla współczesnego człowieka informacji i propozycji, które mają mieć „dobry”, pozytywny wpływ na jego życie. Jeżeli ktoś wierzy, że pójście za tym podpowiedzeniem będzie miało pozytywny wpływ na życie dziecka, tym samym oddaje go pod „wpływ” astrologii, konstelacji gwiazd. Takie zachowanie świadczy o słabości wiary, a przedkładanie nad nią ma magiczne myślenie. To uznanie, że jest i będzie ono od czegoś uzależnione, w takim razie najlepiej z tym nie zadzierać. Szczęście dziecka jest ważne, a może zależy od tego kiedy się urodził – tak myślą sobie niektórzy.
Jeżeli rodzice tym się kierują w nadaniu imienia swojemu dziecku, to zły znak, to znak laicyzacji i postępującego pogaństwa. Bo przecież nie jest to koniec zodiakowej przygody, za tym pojawia się horoskopowa propaganda. W wielu gazetach, czasopismach można ją znaleźć. Dla części osób, to one – pisane w przy redakcyjnym stoliku – są wskazaniami jak się zachować? Jakiego dokonać wyboru w tym tygodniu czy najbliższym miesiącu? Nie słyszałem, aby w Polsce ktoś został pociągnięty do odpowiedzialności, za niespełnienie się owych horoskopowych i zodiakalnych wróżb. Podobno w USA taka sytuacja miała już miejsce. Po procesie gazeta pod każdym wydrukowanym horoskopem dopisywała: „Redakcja nie ponosi odpowiedzialności, za niespełnienie się powyższych przepowiedni”.
Wiara, to życie w obecności Pana Boga. To nawiązywanie z Nim kontaktu, relacji. Z upływem czasu – kiedy się modlimy – rodzi się w naszym sercu zaufanie! To ono podpowiada nam, że to co proponuje nam Bóg w osobie Jezusa Chrystusa jest dla mnie najlepsze. Tak, czasami wola Boża jest trudna do przyjęcia, ale tylko w jej realizacji stajemy się spełnieni. Żaden znak zodiaku, horoskop, tego nam nie da!
To z pod jakim znakiem się urodziliśmy? Jak na takie pytanie odpowiemy? Ja odpowiem: jestem spod znaku Pana Jezusa!!! A ty – drogi czytelniku tych rozważań, jaką dasz odpowiedź?

ks. Kazimierz Dawcewicz