I. Przyglądam się drzewom rosnącym przed kościołem, które dobrze są widoczne z mojego okna. Przeważają jeszcze liście zielone, ale coraz więcej można zobaczyć liści żółtych. To znak, że jesień tuż, tuż. Czujemy ten jesienny „smak” choćby przez to, że spadła temperatura powietrza. Nie da się chodzić w sandałach bez skarpet, w koszulkach z krótkim rękawem. Chociaż możemy tak ubrane osoby jeszcze spotkać, to są one w znacznej mniejszości. Przypominają nam czas, który się skończył. Ale ich ubiór może być też zachętą przeżycia jak najlepiej dni, które są przed nami. Podpowiada nam, że wiosna przyjdzie niebawem – no za parę miesięcy. I znów będzie można chodzić w sandałach, ubierać koszuli z krótkim rękawem. … To nie żart, ale fakt, który przeżywamy przecież każdego roku.
Takich przypomnień mamy znacznie więcej, niż tylko te związane z ubiorem, porami roku. Dotyczą one spraw znacznie ważniejszych dla nas, a przede wszystkim tych, związanych z wiecznością. Ci wszyscy, którzy uczestniczyli w niedzielnej Mszy świętej (XXV zwykła „C”), wysłuchali fragmentu Ewangelii o nieuczciwym zarządcy (zob. Łk 1-13). Słuchając tej ewangelicznej perykopy, możliwe, że wielu z nas zwróciło najpierw uwagę na słowa, w których Pan Jezus chwali owego nieuczciwego administratora. Ale słuchając tych słów warto sobie uświadomić, że Pan Jezus chce najbardziej zwrócić uwagę na jedną myśl, którą wypowiada na końcu: synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światła (Łk 16,8). Na czym polega ta roztropność? Polega ona na myśleniu o przyszłości – o życiu wiecznym!
Kiedy podsumowujemy nasze roczne wybory zauważamy jak bardzo mocno trzymamy się spraw doczesnych. To, co jest materialne, co ma związek z jak najlepszym przeżyciem wakacji, było i jest nośnikiem naszego działania i myślenia. Sprawy wiary zostawiamy na lepsze czasy, na tak zwane „kiedyś” czy „później”. Świadczy o tym choćby to, jak mało czasu w ciągu tygodnia poświęcamy Panu Bogu. Jak mało jest modlitwy, czytania słowa Bożego. Najgorsze chyba jest w tym wszystkim to, że nasze wybory i decyzje często bywają oderwane od Ewangelii. To pokazuje intensywność życia tym, co nas otacza, tym, co dzieje się na świecie.
Ten fragment Ewangelii znajduje się tylko u świętego Łukasza. Dla wszystkich, którzy chodzą do kościoła w niedzielę, takie przypomnienie o tym, co jest przed nami, może być czymś bardzo odkrywczym. Pokazuje, że to, co dzieje się teraz – mimo swojej wagi i powagi, jest tylko drobnym epizodem. Kiedy w jesienne chłodne dni, a może i w zimowe mroźne, zobaczymy kogoś lekko ubranego, pamiętajmy, że to jest też przypomnienie o tym, co przed nami – choćby przypomnienie o „zbliżającej” się wiośnie!
II. We wtorek 20 września obchodzone jest w Kościele wspomnienie świętych męczenników z Korei: Andrzeja kapłana, Pawła i Towarzyszy. Mało znani są nam męczennicy z tej części świata, ale warto pamiętać, że Kościół katolicki w tym kraju obecnie szybko się rozwija. W liturgii brewiarzowej w Godzinie Czytań czytany jest list św. Andrzeja, list ostatniej zachęty do wytrwania w wierze, wytrwania przy Panu Bogu. Kończy go takim oto stwierdzeniem: „Kończę więc list. Ponieważ bliscy jesteśmy ostatecznej walki, dlatego proszę was, abyście postępowali zgodnie z zasadami wiary, tak abyśmy dostawszy się do nieba, wspólnie mogli sobie nawzajem powinszować. Pozostawiam wam pocałunek miłości” (Liturgia Godzin, t. IV, s. 1196-1197).
Abyśmy wspólnie mogli sobie nawzajem powinszować – będąc w niebie. Bardzo dla nas pouczające są te słowa! My tu w Polsce winszujemy sobie – życzymy: zdrowia, pomyślności, samych dobrych dni, udanych wakacji, … Nie pamiętam jednak abym składając komuś życzenia, życzył mu spotkania w niebie. Abyśmy dostawszy się do nieba, sobie za to powinszowali… Możliwe, że wpływ na to ma także to, że żyjemy w kraju w miarę bezpiecznym. Nie stoimy teraz przed złożeniem ostatecznego świadectwa wiary, stąd i nasze myślenie jest dalekie od tego, żeby postępować zawsze zgodnie z zasadami wiary. Niestety czasami nawet ze swoją wiarą chowamy się za murem milczenia, za zgodą na wyśmianie Pana Jezusa, Kościoła, chrześcijańskich zasad moralnych.
Abyśmy sobie nawzajem mogli kiedyś składać powinszowanie z tego powodu, że znaleźliśmy się w niebie, potrzebna jest nam chrześcijańska odwaga. Jako uczniowie Pana Jezusa powinniśmy żyć ze świadomością tego, co On wycierpiał. „Choć moce tego świata zwalczają Kościół – poucza nas św. Andrzej Kim Taegon – to jednak nigdy nie zdołają go pokonać. Po Wniebowstąpieniu, od czasów apostolskich aż po dni obecne, Kościół święty wszędzie wzrasta pośród ucisków”.
Czego sobie teraz powinszujemy, kiedy spotykamy się na urodzinach, imieninach, innych uroczystościach rodzinnych i sąsiedzkich? Czy jesteśmy w stanie wpleść w te powinszowania, także zachętę do postępowanie zgodne z naszą wiarą, które otworzy przed nami bramy nieba?
III. „Ukochanie Kościoła wydaje się nieraz rzeczą prawie niemożliwą. Tymczasem należy pamiętać, iż wszyscy należący do Kościoła – potężni lub też mali, konserwatywni czy postępowi, pełni tolerancji albo fanatycy – tworzą bardzo długi, idący poprzez wieki, pochód świadków. Ten nieprzeliczony tłum śpiewa wspaniałą pieśń uwielbienia i wdzięczności, wsłuchuje się stale w głos swego Pana i wzmacnia się Świętym Ciałem, który pomnaża się, gdy jest rozdzielany. Pamiętając o tym być może będziemy zdolni do wypowiedzenia słów: „Kocham Kościół i cieszę się, że należę do Kościoła, że jestem dzieckiem tego Kościoła”.
Kochanie Kościoła jest naszym świętym obowiązkiem. Bez prawdziwej miłości Kościoła chrześcijanin nie potrafi żyć w radości i pokoju. I bez umiłowania naszego Kościoła nikogo też nie zdobędziemy dla niego” (Henri J.M. Nouwen, Chleb na drogę, Bytom 2001, s. 330).
Słowa zachęty do kochania Kościoła mogą w tej chwili być dla niektórych osób nieuzasadnioną zuchwałością. Dlaczego? Powód jest prosty, odpowiedź aż sama rzuca się w oczy. Bo jak teraz można kochać Kościół, który jest pełen przeróżnych afer, nadużyć, przede wszystkim nadużyć na tle seksualnym? Nie ma w nim świętości, dopowiedzą jeszcze inni. Tak to prawda, nie można tego nie zauważać i nie należy na takie zachowania przymykać oczu. Ale trzeba też widzieć, że w Kościele nadal głoszona jest Ewangelia, udzielane są sakramenty. W ciszy kościołów, domów, rzesze katolików modlą się, adorują Najświętszy Sakrament, poszczą. Starają się żyć zgodnie z Ewangelią, okazując miłość, dobroć, łagodność, innym ludziom – nie tylko siostrom i braciom w wierze. Tysiące ludzi ze względu na swoją wiarę są prześladowani i tysiące oddają życie za przynależność do Chrystusa Pana i Jego Kościoła. Nie można o tym zapomnieć, nie powinno się tego lekceważyć i zbywać milczeniem.
W przeżywaniu swojego życia, potrafimy być krytyczni wobec siebie. Mimo błędów, które ciągle popełniamy, towarzyszy nam jednak zachwyt nad miłością Pana Boga do nas. To ona sprawia, że zachwycamy się darem życia, potrafimy radością, pokojem, szczęściem, które stąd płynie, dzielić się z innymi ludźmi, „przyciągać” ich do siebie. Pomagamy innym wyjść z kłopotów, podtrzymujemy na duchu. Jest to spowodowane także tym, że kochamy siebie. Przeczytaliśmy przed chwilą, że kochanie Kościoła jest naszym świętym obowiązkiem! Tak! Nie możemy nigdy o tym zapomnieć! Kochając Kościół – taki, jaki jest – otwieramy się na wszystkie dary i łaski jakie ciągle nam tam są udzielane. To one sprawiają, że w sercu mamy miłość, radość i pokój. To one sprawiają, że pokazujemy innym ewangeliczny jego obraz. W ten sposób przyciągamy innych do Kościoła, pomagamy innym znaleźć w nim swoje miejsce.
Kościół – to ja, to ty, …, to nasi bliscy, znajomi, sąsiedzi. Kościół to MY! Przede wszystkim Kościół to Chrystus Pan, który jest tam obecny w swoim Świętym Ciele i jest tam uwielbiany! Wsłuchujmy się nadal w słowa naszego Pana. Pozwólmy Mu się prowadzić, pozwólmy Mu się kochać! Mówmy innym, kocham Kościół, cieszę się, że do niego należę, że jestem dzieckiem tego właśnie Kościoła!!!
ks. Kazimierz Dawcewicz