Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (8d)

I. W naszym rodzinnym sprzątaniu mieszkania po śmierci mojej mamy, co chwila moja bratanica znajduje coś nowego, a zarazem starego. Ostatnio znalazła moje świadectwo z klasy ósmej – z poprawionym błędem. Zdjęcie, kiedy miałem piętnaście lat, no i charakterystykę ucznia – znaczy moją – napisaną 6 czerwca 1973 roku. Ciekawe i sentymentalne są te powroty w przeszłość. Przypomnienie podpisu wychowawczyni z ostatniej klasy Szkoły Podstawowej w Żydowie, podpis dyrektora tej Szkoły. Są to osoby, które odegrały dobrą rolę w historii mojego życia.
„Kazik jest lubiany ze względu na zrównoważenie. Jest ambitny, lecz raczej spokojny”. Są to dwa ostatnie zdania napisane przez moją wychowawczynię na zakończenie Szkoły Podstawowej. Nie jestem teraz w stanie tego stwierdzić, że taki byłem – bo tego nie pamiętam. Ale raczej wypada mi zgodzić się z taką opinią. Cytuję małe fragmenty mojej charakterystyki, aby zwrócić uwagę na jedną bardzo ważną rzecz.
W różnych ważnych momentach naszego życia takie opinie i oceny były pisane, ktoś je także wypowiadał. W moim życiu takich sytuacji było dosyć dużo. Pierwsza ta odnaleziona ze Szkoły Podstawowej, następna w Technikum jak pamiętam. W Seminarium Duchownym takie opinie były czynione – przynajmniej słownie – na zakończenie każdego roku seminaryjnego. I tak było aż do święceń kapłańskich. Pojawiały się jeszcze inne opinie, choćby wtedy kiedy zostałem skierowany do pracy w Seminarium jako ojciec duchowny. Następnie przed wyborem mnie na proboszcza Parafii. Jak widać, trochę tego było.
Czytając taką czy inną opinię, słysząc słowa skierowane pod naszym adresem, uświadamiamy sobie jak inni nas postrzegają i widzą. Ale także jeżeli mamy dobrą pamięć, to dostrzegamy w tym wszystkim nasz osobowościowy rozwój. Zmiany, które są przecież wynikiem naszych psychicznych zmagań, duchowej drogi, którą wybraliśmy. Realizowania swojego powołania, którym zostaliśmy obdarowani przez Pana Boga. Dostrzegając to wszystko, odnajdujemy też w tym wszystkim okazję do podziękowania Panu Bogu za Jego nieskończoną miłość, za dar życia. Wreszcie za to, że wspiera nas i podtrzymuje w różnych trudnych chwilach życia.

II. „Dniem i nocą błagaj naszego umiłowanego Pana, aby ożywił i umocnił w tobie wszystko, co się Jemu podoba. Ukochana córko! Jedynie Pana naszego powinnaś miłować jak oblubieńca i Jego tylko wielbić. Pamięć Twa i wzrok niech ustawicznie kierują się ku Niemu. Wtedy potrafisz poznać Jego upodobania i wiele będziesz mogła opowiedzieć o Jego dobroci. Uważaj na siebie i unikaj zła. Nie idź szeroką drogą. Mocno przylgnij do naszego umiłowanego Pana, abyś mogła kroczyć wąską ścieżką, która wiedzie ku życiu wiecznemu” (Z listu błogosławionej Doroty z Mątowów do córki Gertrudy, mniszki benedyktyńskiej w Chełmnie, Liturgia Godzin, t.3, s. 1266).
Po przeczytaniu tych zdań, możemy powiedzieć, że błogosławiona Dorota potrafiła pięknie pisać. Co jest w tym najważniejsze, że nie bała się pisać o sprawach ważnych dla człowieka. Obecnie także kierujemy do naszych bliskich wiele słów, wypowiadamy niezliczoną ilość opinii na ich temat. Zdarza się, że piszemy listy, częściej te mailowe niż na papierze. Rolę codziennego informatora przejął telefon komórkowy, no i codzienne SMSy. Są to króciutkie liściki, którymi obdarowujemy naszych bliskich i przyjaciół. Tematyka ich jest różna, w zależności od przeżywanych sytuacji.
To na co chciałbym zwrócić teraz uwagę, to na słowa napisane przez błogosławioną matkę do córki, w których wykazała wielką troskę o jej zbawienie. Czytając ten list, zastanawiałem się przez chwilę: czy współcześni rodzice na to zwracają uwagę w rozmowach ze swoimi dziećmi? Moja zmarła mama w trakcie naszych spotkań, rozmowach telefonicznych, często pytała mnie: „czy wszystko dobrze u ciebie?” Kiedy odpowiadałem: tak, wszystko u mnie dobrze”, po chwili dodawała: „to dobrze, jestem spokojna”. Troska o mnie obecna była do ostatnich dni jej życia.
Mam nadzieję, że czytający ten tekst rodzice, także noszą w sercu troskę o swoje dzieci. Ale jak pokazała błogosławiona Dorota, ta troską powinna dotyczyć nie tylko ziemskiego życia, ale też – a może przede wszystkim – życia wiecznego. Święci i błogosławieni są dla nas przykładem do naśladowania, zachęcają do duchowej „rywalizacji”. Dlatego zachęcam rodziców – nas wszystkich, do podjęcia trudu wychowawczego o zbawienie wieczne naszych bliskich. Trwania w ciągłej zachęcie, przypominania, aby chodzili wąską drogą i unikali zła.

III. W ostatnią niedzielę 24 czerwca obchodziliśmy uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela. Był on poprzednikiem Pana Jezusa, był prorokiem, który przeprowadził ludzi ze Starego do Nowego Przymierza. Przychodzący do niego ludzie, otrzymywali chrzest ku nawróceniu. Udzielił go samemu Chrystusowi, uznając przy tym swoją małość w spotkaniu z Nim. Wreszcie oddał życie za prawdę. To co nas wszystkich powinno zachwycać w życiu Jana Chrzciciela, to jego wielka świadomość powołania – celu. Dobrze wiedział kim jest i do czego został powołany. Dlatego w sposób tak zdecydowany, swoje powołanie realizował.
Od samego początku jego droga życia jest szczególna. Rodzi się na skutek interwencji Pana Boga, „wychowuje się na proroka”. Udaje się na pustynię, inaczej niż jego bliscy i znajomi się ubiera. Ale ta jego inność nie odpycha ludzi od niego, raczej do niego ich przyciąga. Jednak przede wszystkim ludzie „ciągną” do niego, bo widzą, że Bóg jest z nim – jest On blisko niego! Ciągle tego Bożego wsparcia w swoim życiu doświadczał.
Mam nadzieję, że wszyscy znamy bardzo dobrze główne prawdy wiary. Ostatnia z nich mówi: „łaska Boże jest do zbawienia konieczne potrzebna”. Kolejny już raz przypominam, że jako ludzie potrzebujemy Pana Boga. Ale nie możemy nigdy też zapomnieć, że Bóg, który dał nam życie, który ciągle nam przypomina o swojej bliskości mówi: jesteś Mi potrzebny! Mamy głosić Jego chwałę, jesteśmy przez Niego wybrani, aby realizować konkretne dzieło. Nie bójmy się zatem odpowiedzialności, trudów, które są przed nami. Czasami w tym dziele zatrzymują nas nasze ludzkie słabości, braki. Trzeba zatem abyśmy zawsze pamiętali, że Bóg nam ufa. Wszelkie też pojawiające się nasze braki, swoją łaską uzupełni.
Aby to dzieło do którego powołuje nas Pan jak najlepiej spełnić, mamy zaufać Panu Bogu bez reszty. Tak zrobił Jan Chrzciciel! „Cóż więc należy rozumieć, przez zaufanie, oddanie siebie Bogu? Z pewnością nie to, co to słowo znaczy w naszych ludzkich stosunkach. Oddać się Bogu, to uznać fakt niezaprzeczalny, nie podlegający dyskusji, nie dający się zmierzyć, że należymy do Niego, że jesteśmy Jego dobrem. Uznać ten fakt rozumem, zgodzić się na niego całym sercem, potwierdzać go żarliwością woli. W ten sposób dokonuje się zasadnicza przemiana – więź zależności przekształca się w więź miłości” (Henri Caffarel, Sto listów o modlitwie, Warszawa 2014, s. 143).
Święty Jan Chrzciciel takiej zależności, która przemieniła się w miłość doświadczył. W każdej chwili życia, ta bliskość i opieka Boga była mu oparciem i siłą. Wspominając tego wielkiego proroka, warto pójść podobną drogą, aby i nasze relacje z Panem Bogiem wreszcie przekształciły się w więź miłości.

ks. Kazimierz Dawcewicz