Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (87F)

I. Niech stanie się twoją drugą naturą codzienna troska o innych z takim oddaniem, żebyś zapomniał o własnym istnieniu ( św. Josemaria Escriva). Te słowa może nas zaskakują, chociaż z drugiej strony i zawstydzają. Bo takiego nastawienia do bycia troskliwym o innych, w nas brak. Często zajmujemy się innymi ludźmi, nie z troski o nich, ale dlatego, że wywołują w nas negatywne uczucia. Inni o nich coś mówią, my wtedy słuchamy. Nawet okazujemy czasami wielkie zainteresowanie takim opowiadaniem. Ale w tych zacytowanych słowach chodzi zupełnie o inną troskę i zainteresowanie jakie powinniśmy okazywać ludziom. Ma ona płynąć z naszej miłości do Pana Boga, który zachęca abyśmy kochali bliźnich.
Ta troska o innych powinna dotyczyć pomocy – jeżeli jest taka potrzeba – materialnej. Ma to związek z tym, że potrzeby innych osób w tej dziedzinie nie powinny być nam obojętne. Postawą człowieka, która nie podoba się Panu Bogu jest chciwość. Człowiek, który nią żyje nie liczy się z nikim, najważniejsze są dla niego, jego własne potrzeby. Nawet kosztem życia wiecznego to opływanie w bogactwach się dokonuje (por. Łk 16,19-31).
Człowiek żyjący obok, posiada nie tylko potrzeby materialne. Częścią życia każdego z nas bywają pragnienia duchowe. To prawda, że wartości materialne mają swoją moc. Czasami potrafią zawładnąć myślami, pragnieniami człowieka. Jednak pozostaje serce, które nawet w takim zaangazowaniu człowieka w świat materii, potrafi pokazać swoje „niezadowolenie”. Jak napisał św. Augustyn, bywa niespokojne dopóki nie spocznie w Bogu.
Dlatego nasza troska o innych powinna dotyczyć, także ich zbawienia. Nie powinno być ono dla nas sprawą obojętną. Poprzez rozmowę, zachętę, a przede wszystkim przez przykład własnego życia z Bogiem, możemy przypomnieć i zainspirować innych do troski o własną duszę. Nic na siłę – jak często mówimy. Jako należący do wspólnoty Kościoła, gdzie mamy swoje prawa, pamiętajmy też o obowiązkach. Jednym z nich jest troska o innych.
Ta troska ma też swoje granice. Co to znaczy? Szczególnie dotyczyć to może sfery duchowej. Są ludzie, którzy mogą nie przyjąć naszej pomocy, nawet ją odrzucić. Wtedy trzeba zachować spokój, odejść, „zostawić” ich. Mają oni do tego prawo. Co nie znaczy, że całkowicie powinni stać się nam obojętni. Dla nas może być to zachęta do tego, aby jeszcze bardziej wzrastać w miłości Pana Boga. Ta nasza wierność w miłości Pana Boga, może stać się pociągająca dla innych. Stanie się realizacją naszej troski, trochę w innym wydaniu!

II. We wczesnym chrześcijaństwie nadawano wierzącym uczniom Pana Jezusa przydomek „nosiciel Boga”. Zastanawiamy się skąd się to wzięło? Wzięło się z codziennego postępowania, z codziennej wierności okazywanej Bogu. Patrząc na takiego człowieka nadawano mu ten chwalebny przydomek! Czy takie słowa można nadawać dzisiaj? Czy znajdziemy chrześcijan, którzy na to zasługują?
Odpowiadając na te pytania trzeba powiedzieć, że Tak! Możemy ten przydomek „nosiciel Boga” nadawać dzisiejszym chrześcijanom. Ludzi głęboko wierzących w dzisiejszym Kościele jest dużo. Oddanych przeróżnym apostolskim zadaniom. Dotyczy to osób żyjących w małżeństwach, w zakonach, duchownych. Także to określenie można nadać młodym ludziom, którzy odważnie idą za Panem Jezusem. Nie wstydzą się wiary, wyjeżdżają na misje jako wolontariusze.
Mimo tego, że tak negatywnie mówi się i pisze o Kościele, to osób wierzących jest dużo. Trzeba odrzucić wszędobylski lęk, zalęknienie, że zostaniemy wyśmiani. Rozejrzyjmy się tylko, blisko siebie zobaczymy tych, którzy jako katolicy żyją uczciwie. Dobrze realizują swoje powołanie, zadania i obowiązki z tego wynikające. W swoich środowiskach bywają autorytetami, powiernikami dla innych. Służą pomocą, podnoszą na duchu. Mówią otwarcie, że mimo tych krzykliwych głosów na nie dla Kościoła, można i da się żyć w Kościele! To znaczy żyć w przyjaźni z Panem Jezusem, który swoim słowem, łaską życie nasze i pracę napełnia optymizmem, miłością, radością i pokojem!
Byłoby dobrze i pięknie, gdyby każdemu chrześcijaninowi można było nadać przydomek „nosiciel Boga”. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby taki przydomek zacząć nadawać dzisiaj. Drogi czytelniki tego tekstu postępuj w taki sposób, by można było nadać ci zasłużenie ten chwalebny przydomek (św. Josemaria Escriva).

III. Czy myślałeś czasami ze świętą zazdrością o Apostole młodzieńcu, Janie – którego miłował Jezus? – Czy nie chciałbyś być godzien tego, by nazywali cię „tym, który kocha wolę Boga”? Zastosuj odpowiednie środki, dzień po dniu (św. Josemaria Escriva).
Zazdrość, to słowo, które widnieje w spisie grzechów głównych. Co czytam w Goglach: „Zazdrość to złożona emocja odczuwana w obliczu utraty czegoś wartościowego, o czym marzy też ktoś inny, lub obawy przed utratą obiektu pożądania z powodu konkurencji. Może mieć formę łagodną, motywującą do rozwoju lub patologiczną, prowadzącą do obsesyjnego myślenia, lęku, gniewu i destrukcyjnych zachowań. Kluczowe dla zdrowego funkcjonowania w relacjach jest świadome zarządzanie zazdrością poprzez komunikację i samoświadomość.”
W tej zachęcie założyciela Opus Dei aby podążyć za Apostołem Janem, wspomina on zazdrość zdrową – świętą. Jest to zachęta do podjęcia pewnej „rywalizacji”, która zaowocuje pięknym życiem człowieka, który kocha Pana Jezusa.
Mamy zastosować na tej drodze pewne środki. Zastanawiamy się teraz jakie one mają być? Po pierwsze tak jak Jan mamy się zachwycić Osobą Jezusa. Pozwolić Mu się prowadzić. Jest to zaproszenie do wytrwałego trzymania w swoich dłoniach Nowego Testamentu, czytania go i poznawania Chrystusa Pana. Poznanie rodzi miłość, która sprawia, że z radością zaczynamy spełniać wolę Bożą. Choć czasami bywa trudna i wymaga od nas poświecenia.
Wypełnianie woli Bożej, to dobre pragnienia, które mają przepełniać nasze serce. Mają one być potwierdzone czynami. Kiedy pozwalamy się prowadzić jak dobre dziecko Boże, otrzymujemy wieczną młodość, spokój, radość i pokój.
Modlitwa nasza wtedy powinna być pełna ufności, szczera. Powinniśmy prosić, aby nie dręczyły nas nasze dawne upadki, już przecież wybaczone. Ale mówmy o naszych pragnieniach świętości i apostolstwie, które może jeszcze przykrywa pozorny chłód. Wreszcie mamy nie szukać pociech poza Bogiem. Nie poprzestawajmy tylko na mówieniu do Ducha Pocieszyciela! Trzeba zacząć Go słuchać!
Czy myślisz czasami ze świętą zazdrością o Apostole … Nie lękajmy się tej świętej zazdrości, podejmijmy trud pracy duchowej nad sobą. Może także o nas ktoś kiedyś powie: „On naprawdę kocha Boga, wypełnia Jego wolę”!

ks. Kazimierz Dawcewicz