Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (86E)

I. „Zaskoczyła” nas dzisiaj (poniedziałek) burza śnieżna, może raczej zaskoczeni zostaliśmy wyładowaniami atmosferycznymi, które przed godziną ósmą miały miejsce nad Dywitami. Przyzwyczailiśmy się, że coś takiego ma miejsce w miesiącach wiosennych i letnich, ale nie teraz. A tutaj mamy niespodziankę. Nie wiem czy dobrą i przyjemną, ale jest niespodzianka. Odnosząc się do słowa „niespodzianka”, trzeba z całą szczerością powiedzieć, że te dobre niespodzianki lubimy. Wywołują one w naszych sercach radość, zadowolenie. Na twarzy pojawia się uśmiech, nawet zachwyt. Trzeba też pamiętać, że mogą być niespodzianki nieprzyjemne, wywołujące całkiem odwrotne reakcje i zachowania.
Ta dzisiejsza niespodzianka była zaskoczeniem, chociaż otrzymaliśmy informację, że coś takiego może mieć miejsce (ALERT). Mimo wszystko pokrywający okolicę śnieg przypomniał nam, że nadal mamy zimę. To kolejna „niespodzianka”, bo ciepłe ostatnie zimy odzwyczaiły nas od mrozu i śniegu.
Pisząc o niespodziankach jakie mają miejsce w życiu, warto też pamiętać, że w tym gronie sytuacji, które nas zaskakują i oczarowują są niespodziewane dotknięcia Pana Boga. Czasami oczekują na nie osoby, które prowadzą dobre i pobożne życie. Chociaż dla nich taka niespodzianka, byłaby trochę „kontrolowana”. Ale „pojawienie” się Chrystusa w życiu osoby będącej daleko od Niego i Kościoła, to całkowite zaskoczenie. Niewytłumaczalna po ludzku interwencja, wejścia w życie. Zawsze jest to po coś, zawsze ma to swój cel. Chociaż dla takiego człowieka z początku może być całkowicie niezrozumiały, to jednak w planach Pana Boga ma swój cel.
Jako ludzie możemy chodzić różnymi drogami, możemy dokonywać przeróżnych wyborów – czasami niezgodnych z prawem Bożym. To jednak miłość Pana Boga do człowieka, jest większa niż takie zachowania. Nie jesteśmy w stanie – mówiąc po ludzku – obrzydzić siebie Bogu. Wyglądem, zachowaniem, wrednymi i wulgarnymi słowami. W tym właśnie tkwi szansa, na doświadczenie tych przemieniających nas niespodzianek.
Nie wiem czy prędko doświadczymy takich chwil jak dzisiaj rano. Ale wypada cieszyć się z dobrych niespodzianek, które na nas „spadają”. Te, które wykraczają poza nasze ludzkie ograniczenia – jak niespodzianki pogodowe – przyjmujmy z pokorą. Nie złośćmy się na otaczający nas materialny świat, nie przeklinajmy go.
Bo niespodzianki różnego typu, wpisane są w nasze życie!
Tak na zakończenie tego punktu rozważania, słowa dobrze nam znanego kardynała Basil Huma: „Może ty nie kochasz Boga, ale Bóg z całą pewnością kocha ciebie. Zawsze o tym pamiętaj. Bóg dał tobie dwóch nauczycieli, którzy udzielą ci podstawowych lekcji dojrzałej religijnej odpowiedzi. Są to miłość i cierpienie. Miłość przywiąże cie do Boga, cierpienie oderwie cię od wyłącznego zajmowania się dobrami tego świata”.

II. „Nie bierzcie siebie samych zbyt serio. Bierzcie serio życie. Bierzcie serio Boga. Ale proszę, bardzo proszę, nie bierzcie zbyt serio siebie samych.
Wszyscy mnisi […] są w jakiś sposób zranieni. Jesteście wspólnotą, która łączy, ale jest złożona z ludzi skrajnie niedoskonałych. Przypomina to trochę szpital, w którym chorzy są nie tylko pacjenci, ale również przełożona pielęgniarek. Jeśli sądzicie, że jesteście święci, odejdźcie, proszę was.
Jeśli w klasztorze szukasz czegoś, co mógłbyś skrytykować, nie zabraknie ci zajęcia przez cały dzień. Jeśli jesteś wrażliwy i rozumiejący, twoje sugestie będą konstruktywne i sensowne” (kardynał Basil Hume).

Słowa zacytowane przed chwilą były mi znane od wielu lat. Ale od jakiegoś czasu nie potrafiłem dobrze ich zacytować, z upływem lat tekst gdzieś mi uciekł. Dlatego ucieszyłem się przed chwilą z tego, że je odnalazłem w książeczce „Własnymi słowami”. To zbiór wypowiedzi kardynała Hume, które od czasu do czasu czytelnikom moich tekstów podrzucam.
Po przeczytaniu tego fragmentu, mam nadzieję, że zrozumieliśmy skąd mogą się brać różne nieporozumienia, kłótnie, konflikty, między ludźmi. Odpowiedź znajdujemy powyżej. Zbyt serio niestety traktujemy siebie. Swoje uczucia, myśli. Pozwalamy aby emocje kierowały naszym życiem, naszymi słowami jakie kierujemy w stronę innych ludzi.
Częstym uczuciem jakie towarzyszy nam w życiu, to niezadowolenie z codzienności, z pracy, z ludzi będących obok. Wtedy jako element obrony włącza się nam automatyczna sekretarka, która podpowiada nam słowa krytyki. Wypowiadamy je od rana do wieczora, dając innym odczuć jak jest nam źle i niedobrze na tym świecie. Takie zachowanie, to wynik zbyt wielkiego skoncentrowania się na sobie.
Angielski kardynał poucza nas, że mamy Pana Boga traktować serio, mamy brać życie na serio. Jeżeli chcemy coś zmienić wokół nas nie powinniśmy brać zbyt serio siebie samych. Pamiętajmy, że wokół nas żyją ludzie słabi, grzeszni, upadający w swoich postanowieniach. Jeżeli tego nie zrozumiemy i następnie nie wprowadzimy w życie, zawsze będziemy niezadowoleni.
Patrząc na nasze rodziny, wspólnoty, Kościół, warto pamiętać, że przypomina on trochę szpital. Wszyscy jesteśmy pacjentami: rodzice, przełożeni, proboszcz – potrzebujemy lekarza. Jesteśmy w drodze do świętości, a nie święci. Zrozumienie tego sprawi, że nasze sugestie będą konstruktywne, nasze słowa będą budowały, a nie niszczyły. Nasze rozmowy będą wypełnione miłością, wyrozumiałością i łagodnością.
Jak można to osiągnąć? Nie bierzcie samych siebie zbyt serio. Bierzcie serio życie. Bierzcie serio Boga. Ale proszę, bardzo proszę, nie bierzcie zbyt serio siebie samych!!!

III. Małe dzieci kiedy się skaleczą, czy się przewrócą, przestraszą się czegoś, biegną do rodziców – mamy, taty. Tam chcą znaleźć pocieszenie, przy nich chcą doświadczyć poczucia bezpieczeństwa. Czy takie zachowanie przystoi tylko małym dzieciom? Czy tylko oni mają taki przywilej? Okazuje się, że nie. W książce „Szczęście w Bogu” znajdujemy opis spotkania pewnego człowieka z jednym z mnichów (trapistą). Nie był zbyt pobożnym człowiekiem. Powiedział kiedyś: „Bracie Olivierze, zastanawia mnie jedna rzecz. Mogłoby się wydawać, że chrześcijanie to ludzie, którzy ciągle potrzebują pociechy. Jak to z tym jest?” Oto odpowiedź: „Ależ to całkowita prawda. Chrześcijanie są ludźmi, którzy potrzebują pociechy. Dobrze pan to widzi. Powiem panu jeszcze więcej: człowiek, który w swoim życiu nie wołał o pomoc i nie doświadczył rozpaczy, który nie przeszedł przez łzy i lęk i nie czuł potrzeby pocieszenia, nie jest jeszcze człowiekiem, który osiągnął pełnię wzrostu. Każdy człowiek potrzebuje, lub będzie potrzebował pociechy. Jest to źródło duchowego doświadczenia. Przesłanie Błogosławieństw wypowiedziane przez Chrystusa na Górze jasno o tym mówi. Ci, którzy płaczą, są ludźmi. Ponieważ będą pocieszeni” (Dom Marie- Gerard Dubois, Kraków 2000, s. 381-382).
Zacytowane słowa pokazują, że każdy z nas potrzebuje pocieszenia. Obojętnie ile mamy lat, pocieszenia potrzebujemy i powinniśmy go szukać. Jest ono ważnym doświadczeniem. Przypomina o naszej ograniczoności, ale może przede wszystkim przypomina, że obok są ludzie, którzy mogą nas wysłuchać, otrzeć łzy spływające po policzkach. Staną w naszej obronie, kiedy jesteśmy atakowani.
Nie można takich doświadczeń i pomocy bagatelizować. Ucieczka w samotność, zamknięcie się na innych ludzi bywa niebezpieczne. Bo przecież nie jesteśmy zbudowani ze stali, mamy uczucia, emocje, które bolą – taki nieunikniony ból życia każdego dotyka. W tych stanach zamknięcia, rodzą się niebezpieczne myśli, które mogą poprowadzić człowieka ku zagładzie. Jest to zła droga, ale zawsze możemy z niej zawrócić, poprosić o pomoc.
Ci, którzy płaczą, będą pocieszeni – poucza i pociesza nas Pan Jezus. Nigdy nie możemy o tych zapomnieć. Bliskość z naszym Panem, to dobra pomoc i obrona przed ucieczką w „samotnictwo”. Warto też pamiętać, że w tej bliskości z Nim możemy doświadczać różnych sytuacji. Obok pokoju ducha, radości, łagodności, będziemy także doświadczali smutku, bólu, łez, strachu, poczucia opuszczenia. Mimo takich chwil, On jest zawsze z nami – bo tak powiedział. Wreszcie zaprasza abyśmy obciążeni tymi zmartwieniami, przyszli do Niego po pociechę.
Potrzebujemy pociechy! Jest to źródło duchowego doświadczenia, źródło duchowego wzrostu. Zatem nie wstydźmy się prosić o łaskę pocieszenia!!!

ks. Kazimierz Dawcewicz