Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (83E)

I. W tym poświątecznym czasie prawie cała Polska poruszona została rezygnacją z prowadzenia piłkarskiej reprezentacji naszego kraju przez portugalskiego trenera. Można powiedzieć, że panuje zgoda co do tego, że ów „wymarzony” selekcjoner kadry zachował się nieodpowiedzialnie. Na jego głowę sypią się lawiny pomówień, oskarżeń. Fala oburzenia, która nie ma końca. Chociaż skończy się to wszystko, kiedy zostanie ogłoszone nazwisko nowego trenera. Ale niesmak pozostanie, który będzie się odbijał czkawką działaczom piłkarskim jeszcze przez wiele lat. Umowy, umowami, a myśli, pragnienia człowieka, chodzą innymi drogami.
Takie zachowanie nie jest tylko „zaletą” byłego – chyba można już tak mówić – trenera naszej piłkarskiej kadry. Wielu z nas doświadcza podobnych sytuacji i zachowań. Wiele razy w życiu doświadczyliśmy zawodu związanego z obietnicami jakiejś osoby. Majstra, hydraulika, …, nawet księdza. W sposób przeróżny takie osoby tłumaczą swoje zachowanie. Mimo czasami rozsądnych argumentów, niesmak bycia oszukanym, zawiedzionym, przez niespełnienie pewnych obietnic zostaje.
Jeszcze gorzej boli zawiedzenie, którego doświadczają inni ludzi, a ma ono związek z naszą osobą. Nie da się ukryć, że osoby żyjące obok nas czegoś takiego doświadczają. Jakie są przyczyny takich zachowań? Nasza ludzka natura przegrywa z wydumanymi przez nas i złożonymi innym obietnicami. Dajemy się czasami wmanewrować w niezbyt dobre układy – społeczne, polityczne. Inną przyczyną takich postaw bywa zwykły ludzki egoizm. Po pewnym czasie dochodzimy do wniosku, że nic z tego „układu” międzyludzkiego nie będziemy mieli. Może nawet poniesiemy jakieś finansowe i osobiste straty.
Takich rozczarowań sobą doświadczamy też w naszym życiu duchowym. Obietnice składane Panu Bogu, okazują się po pewnym czasie zbyt „wysokie i męczące”. Przegrywamy walkę z sobą samym, rozczarowanie jakiego wtedy doświadczamy uderza także w inne osoby. Objawiająca się wtedy złość, gniew, stają się szpadą raniącą ich w czasie różnych spotkań. Czy jest jakieś wyjście z takiej sytuacji? Co można zrobić, aby inni nie cierpieli z tego powodu?
Po pierwsze trzeba podejmować mądre i roztropne decyzje, związane ze stawianiem sobie wszelkich wymagań. Tych psychicznych i duchowych także. Potrzebna jest dobra znajomość siebie, aby nie przesadzić w oczekiwaniach na duchowe sukcesy. Wreszcie musimy pamiętać, że jesteśmy ludźmi i tylko ludźmi. Elementami, które są w stanie nas pokonać jest świat, ludzka natura, no i działanie złego ducha. Wszelkie porażki jakie czasami ponosimy, powinniśmy przyjmować z pokorą. One uświadamiają nam, że zbyt mocno budujemy swoje życie na sobie. Tym samym brakuje współpracy z Panem Bogiem, z jego łaską. Idąc samemu przez życie, licząc tylko na siebie, możemy najwyżej „pięknie” zabłądzić i zgrzeszyć!
To, że czasami upadamy nie powinno nas zniechęcać, wywoływać poczucia całkowitej demobilizacji. Takie doświadczenie słabości, bywa dobrą lekcją uczenia się pokory. To wtedy zaczynamy lepiej rozumieć, że mamy przed Bogiem Orędownika, który zawsze wstawia się za nami – Jezusa Chrystusa. A miłosierna miłość naszego Pana jest zawsze na wyciągnięcie ręki. Korzystając z sakramentu pojednania, tego doświadczamy. Trzeba pokonać wiele trudów, aby wejść do Królestwa niebieskiego, wsparci pomocą z wysoka jesteśmy w stanie to osiągnąć!
Jak się skończy sprawa z trenerem naszej piłkarskiej kadry? Odpowiedź może być tylko jedna: wybiorą nowego selekcjonera! On wniesie nowe nadzieje na sukces, na to, że całą piersią kibice znów będą śpiewać Mazurka Dąbrowskiego, przed kolejnym piłkarskim międzynarodowym meczem reprezentacji Polski!

II. Wśród prezentów jakie otrzymałem pod choinkę, znalazła się książka Anthony de Mello „Śpiew ptaka”. Trzymam ją teraz w rękach, przerzucam kartki, oto co przed chwilą przeczytałem:
Jako dziecko byłem chłopcem zapalonym do modlitwy i nabożeństw.
Pewnej nocy brałem udział w czuwaniu, razem z ojcem,
trzymając święty Koran na kolanach.
– Wszyscy, którzy byli z nami, zaczęli naraz zasypiać
i po chwili już głęboko spali.
Rzekłem więc do mojego ojca:
Nikt z tych śpiochów nie jest w stanie
otworzyć oczu i podnieść głowę,
aby zmówić swą modlitwę. Pomyślałby ktoś, że pomarli.
Mój ojciec odpowiedział:
Kochany synu, wolałbym, żebyś i ty spał
zamiast obmawiać. (s. 135)
Zacytowane przeze mnie opowiadanie dotyczy każdego z nas – czytającego ten tekst. To znaczy, że grozi nam podobne niebezpieczeństwo. Wchodząc na drogę modlitwy i pobożności, posiadając świadomość własnych chrześcijańskich cnót, możemy oddać się niepohamowanej ocenie innych ludzi. Możemy ganić ich za to, że za mało się modlą, za mało czytają Pismo święte, mają słabą wiedzę teologiczną, źle klęczą w kościele, …
Tak otwarte szeroko oczy, widzące ludzkie słabości, nie zawsze świadczą o nas dobrze. Za naszymi wypowiedzianymi słowami, nie zawsze idzie chrześcijańska miłość, troska o innych, o ich duchowy wzrost. Ale często jest to raczej zwykła obmowa, od której powinniśmy za wszelką cenę uciekać. Nawet jeśli – jak słyszeliśmy przed chwilą – będzie to ucieczka w błogi sen!
Oddając chwałę Panu Bogu, uwielbiając Go, nie możemy nigdy zapomnieć, aby doceniać ludzi, którzy są piewcami pokoju i łagodności. Dobrym znakiem naszej wiary i miłości będzie to, że zamiast trwać w ciągłym gadaniu, potrafimy zamilczeć. Tym samym zaczniemy robić to, co należy do naszego zadania tu na ziemi. Zaczniemy żyć dla większej chwały samego Pana Boga!

III. Jeszcze raz skorzystałem ze świątecznego prezentu, to znaczy z książki „Śpiew ptaka”. Starożytna legenda chrześcijańska podaje:
Kiedy Syn Boży został przybity do krzyża
i oddał ducha,
zstąpił prosto z krzyża do piekła
i uwolnił wszystkich grzeszników,
którzy cierpieli tam męki.
I diabeł zasmucił się i płakał, gdyż myślał,
że nie będzie już miał więcej grzeszników
w piekle.
Wtedy powiedział Bóg:
– Nie płacz, będę musiał ci wysłać wszystkich
tych świętych ludzi, którzy mają upodobanie
w samoświadomości swej dobroci
i we własnym przekonaniu o potępieniu grzeszników.
I piekło znowu się napełni na całe pokolenia,
aż przyjdę powtórnie (s. 134).
Po przeczytaniu tej legendy, może niektórym zrzedły trochę miny. Mamy przecież o sobie dobre zdanie, uważamy siebie za ludzi szlachetnych, uczciwych, … A tu taki zimny prysznic na głowę, nie dość, że teraz jest mroźno, to jeszcze zostaliśmy pozbawieni – wnoszącego ciepło w nasze serce – dobrego zdania o sobie. Co mamy myśleć o tej legendzie? Czy tak naprawdę odnosi się ona do nas?
Znajdujemy w tej legendzie słowa przestrogi przed zbytnim wywyższaniem siebie, przed postawą pychy. Bo to ona sprawia, że zapatrzeni w siebie, zachwyceni swoją wielkością, niestety z pogardą patrzymy na innych ludzi. Widzimy ich grzechy, nie dostrzegając albo bagatelizując swoje. Ulegamy tym samym niebezpiecznemu upodobaniu siebie. Tracimy świadomość, że to wszystko co mamy i posiadam jest dziełem łaski Bożej. Nie wiedząc kiedy, tracimy Boga z oczu, aby coraz mocniej wpatrywać się tylko w siebie. Inne osoby widzimy tylko po to, aby ich negatywnie ocenić.
Niestety trzeba z całą przykrością powiedzieć, że takich zakamuflowanych „świętych” trochę chodzi po tym świecie. To osoby, które nie potrafią przyznać się do swoich uchybień, które lękają się, że stracą dobrą reputację u innych. Tak naprawdę świadomość własnych niedociągnięć, słabości, nie niszczy naszego duchowego wysiłku i pracy, ewangelicznego obrazu w nas. Ona tylko oczyszcza to co jest wyniosłością, dumą. Tym samym pomaga w odkryciu prawdy o sobie, zaprasza do jeszcze ufniejszego zwrócenia się ku Panu Bogu.
Dużo czasu w naszej codzienności poświęcamy innym. Nie ma to często żadnego związku z chęcią okazania im pomocy. Szkoda tego czasu, który tracimy na obmowę, wyszukiwanie grzechów u innych osób. Jeżeli poświęcilibyśmy ten czas na pracę wewnętrzną nad sobą, zapewne bylibyśmy bardziej ludzcy – doskonalsi w miłości Pana Boga i bliźnich.

ks. Kazimierz Dawcewicz