Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (80E)

I. Trzymałem w ręku telefon komórkowy, pomyślałem: „sprawdzę, czy mam jeszcze telefon mojej rodziny mieszkającej na Litwie. To dzieci najstarszego brata mojego taty, no i ich dzieci, … Szukając, patrzę a tu napisane: mama. Telefon stacjonarny jest już dawno zlikwidowany, mama nie żyje już blisko cztery lata, a ja tu przechowuję numer telefonu do niej. Uśmiechnąłem się pod nosem, była to także okazja do krótkiej chwili wspomnienia jej osoby. Chociaż pamiętam o niej każdego dnia. Żyje u Pana Boga, ale także żyje cały czas w moim sercu i pamięci. Nie może być inaczej!
„Przechowywanie” pewnych osób, rzeczy – tych swoich, pamiątek po innych jest zachowaniem wielu z nas. Ludzie dorośli nadal gdzieś gromadzą swoje szkolne zeszyty, notatki z lekcji, ubrania, … Najciekawsze jest to, że nie chcą się tego wszystkiego pozbyć. Działa tu mocne przywiązanie.
Myślę, że przechowywanie pewnych rzeczy, pamiątek z dawnych czasów nie jest czymś złym – może i dobrym. Szczególnie, jeżeli kojarzy się to nam z tym, co nas tworzyło, kształtowało, przemieniało. Tacy już jesteśmy, nie potrafimy z pewnych rzeczy tak łatwo rezygnować. Byle były one dobre i nie zatrzymywały nas w rozwoju.
Jednak współcześnie nie zawsze tak jest z tym mocnym przywiązaniem. Przeczytałem ostatnio, że w Polsce rozpada się co trzecie małżeństwo. W imię pewnych racji, zasad, bycia zawiedzionym, oszukanym, …, ludzie bardzo szybko decydują się na rozstanie. Nie działa tu zasada „przywiązania” w miłości. W najlepsze trwa poszukiwanie kogoś nowego, innego, atrakcyjniejszego, … Mimo, że po jakimś czasie, ta znaleziona osoba traci swą „atrakcyjność”. Po „wstrząsie” znów rozpoczyna się szukanie, które w pewnych przypadkach trwa i trwa, aż do samej śmierci.
Jak jest naprawdę, dlaczego tak się dzieje, najlepiej wiedzą zainteresowane osoby. Ich serca znają przyczyny, wiedzą czego zabrakło. Gdzie zniknęło owe ludzkie „przywiązanie”, które w odniesieniu do konkretnych osób jest po prostu miłością!
Wracając jeszcze do tych poszukiwań telefonicznych. Oczywiście telefon do mojej mamy nadal znajduje się w spisie. Można telefonować, ale abonent jest chwilowo nieosiągalny. Jest, jest, czeka tam u Pana Boga – w niebie! Póki co, trzeba czekać … Czekam!

II. We wtorek drugiego tygodnia Adwentu czytany jest fragment Ewangelii o zaginionej owcy (zob. Mt 18,12-14). Pasterz zostawia 99 owiec i wyrusza na poszukiwania jednej, która gdzieś się zabłąkała. Tekst wielce wzruszający, bo pokazujący troskę Pana Boga o każdego człowieka. Chociaż z drugiej strony niektórzy z nas, mogą w sercu poczuć lekkie dotknięcie zazdrości. Pytając przy tym: czy te pozostałe owce są mniej ważne niż ta jedna? Odpowiadając na to pytanie warto wiedzieć, że wszystkie są kochane tak samo. Wygląda to podobnie, jak w wielodzietnej rodzinie. Wszystkie dzieci są kochane, ale zdarza się taka sytuacja, kiedy rodzice w sposób nadzwyczajny muszą zająć się jednym dzieckiem – córką czy synem. Może być to choroba, zejście z prawej drogi, uzależnienie od alkoholu, narkotyków. „Pozostawienie” reszty dzieci bywa dla rodziców trudne, ale jest konieczne. Co nie znaczy, że nikt w tym trudnym czasie nimi się nie opiekuje.
Pamiętajmy, że pasterz z tak dużym stadem owiec, nie wychodził sam na pastwiska. Miał pomocników, którzy w tak odpowiedzialnej ale i czasami trudnej pracy mu pomagali. Byli częścią tego wielkiego przedsięwzięcia, częścią jego wielkiej troski jaką okazywał całemu stadu owiec. W życiu rodzinnym rodzicom w wychowaniu dzieci pomagają dziadkowie, ciocie, wujkowie i przyjaciele. Swoją rolę i zadanie spełnia także wspólnota parafialna, do której osoby wierzące należą. Jest komu się o nas troszczyć, zabiegać o to, abyśmy czuli się bezpiecznie.
Czytając ten ewangeliczny tekst warto zwrócić uwagę, na słowo „zabłąkała się”. Odejście tej jednej owcy od stada nie było spowodowane buntem, sprzeciwem, szemraniem, odrzuceniem, pogardą, profanacją. Słysząc o odejściach pewnych osób z Kościoła, właśnie te cechy bywają wytykane. Znika gdzieś ewangeliczne słowo: „zabłąkał się” nasz brat, nasza siostra.
Jaka jest nasza rola w tym dziele? Mamy osobom zagubionym, wskazywać drogę powrotu do Pana Boga – „przynosić ich”. Dlatego trzeba wystrzegać się pochopnego oskarżania, oceniania, wydania wyroku. Pasterz – Jezus Chrystus – przyszedł szukać i ocalić tych, którzy zbłądzili, zagubili się w drodze. Pomagajmy Mu w tym dziele odszukiwania tej jednej owcy, a także troszczenia się o te pozostałe, aby czuły się bezpieczne.

III. Coraz częściej na stronach internetowych – tych sportowych, pojawiają się czarno-białe fotografie. Pod nimi napisy, informujące o śmierci jakiegoś znanego sportowca. Ktoś teraz powie: to normalne, oni też umierają. Tak, to prawda. Ale okazuje się, że te informacje obwieszczają śmierć także osób młodych, w średnim wieku, którzy mówiąc naszą ludzką „gwarą”, życie mają przed sobą. Różne są też przyczyny tych niespodziewanych odejść, oprócz chorób dotykających ciało, mamy choroby związane ze stanem psychicznym. Choćby tak mocno dokuczająca obecnie wielu ludziom – depresja.
Pewna część z nas sobie z nią nie radzi. Bywamy wtedy zagubieni, przestraszeni, nie mówiąc już o rodzinie, która nie wie jak powinna w takiej sytuacji się zachować, jak pomóc. Te internetowe informacje o śmierci przekazują sam fakt śmierci, zapewne z szacunku do rodziny, nie zajmują się zbyt często, źródłem i przyczyną odejść z tego świata.
Odnośnie tych wydarzeń związanych z życiem i śmiercią sportowców, pewne historie ich życia pokazują, że niezbyt dobrze radzą sobie z codziennością po zakończeniu kariery sportowej. Bycie w kręgu zainteresowania kibiców, mediów, dodaje pewnej adrenaliny do życia. Ale kiedy kończy się kariera, zaczyna właśnie tego brakować. Dobrze jeżeli z boku jest rodzina, bliscy, przyjaciele, jest praca. Wtedy te przejścia bywają łagodniejsze. Wypada pochwalić też rządowych pomysłodawców, którzy sprawili, że od wielu już lat medaliści olimpijscy, mistrzostw świata, po zakończeniu kariery otrzymują państwowe emerytury. To daje im poczucie pewnej stabilności, uczenia się także „życia na nowo”.
Pisząc o tym wszystkim wypada, nawet trzeba wspomnieć, jak ważną rolę w życiu każdego człowieka spełnia wiara w Pana Boga. Daje ona siłę, wsparcie w trakcie wypełniania prac, różnych zadań, także uprawiania zawodowo sportu. Nie można też o Bogu zapomnieć, kiedy przechodzi się na zasłużoną emeryturę. W przypadku osób zajmujących się zawodowo sportem, występuje ona w całkiem młodym wieku. Może dlatego sportowcy „emeryci” czasami się gubią, bo zbyt mocno liczą na siebie. A przecież życie poza sportem różni się od tego na bieżni, boisku, parkiecie, lodowisku, skoczni, …
Człowiek uprawiający jakąś dyscyplinę sportową, stara się układać życie w zgodzie z harmonogramem treningów. Do tego jeszcze jako wierzący też w Boga, także z Jego przykazaniami. Zakończenie kariery nie będzie wtedy takim wielkim wstrząsem. Będzie miał w Nim – w Panu Bogu, w rodzinie, znajomych, mocne oparcie. Rozpoczęcie nowego etapu życia kończy coś ważnego, znaczącego, ale otwiera też nowe perspektywy, możliwości rozwoju w innych dziedzinach życia.
Niestety od czasu do czasu słyszymy też informacje, że bohaterowie parkietów, ringów, mat, byli paserami, tworzyli i kierowali grupami przestępczymi. W niewyjaśnionych okolicznościach, kończą swoje życie w celi więziennej. Historia choćby naszego kraju zna takie przypadki.
Sport to dziedzina, która odgrywa ważna rolę w życiu osób nim się zajmujących, ale także prawie całego społeczeństwa. Utożsamiamy się z sukcesami sportowców, przeżywamy ich porażki. Ale nie możemy zapomnieć, że to tylko sport. Zwycięstwa nie zawsze należą do istoty jego uprawiania. Uczy on dobrego przeżywania życia, jest szkołą charakteru. Poszanowania innych ludzi, staje się miejscem nawiązywania relacji, łamania barier społecznych i rasowych; uczy dobrej rywalizacji, pomagania sobie.
Można mnożyć te pozytywne cechy sportu, chociaż nie możemy zapomnieć o jego komercjalizacji, o wielkich pieniądzach, które także psują. Mimo wszystko sport – tym samym sportowcy, nadal mogą liczyć na naszą sympatię, wdzięczność, wsparcie w ważnych sportowych zmaganiach. Trzeba mieć też nadzieję, że w życiu wielu z nich, Pan Bóg ze swoją miłością znajdzie w ich sercach miejsce. Tym samym pomoże im – w osiąganiu uczciwą pracą sukcesów. A później po zakończeniu kariery, w dobrym przeżywaniu sportowej „emerytury”.

ks. Kazimierz Dawcewicz