I. Słyszymy czasami głosy katolików, którzy wyznają, że z praktyką systematycznej modlitwy poczekają na „stare” lata. Mawiają: będziemy mieli wtedy dużo czasu, aby Panu Bogu „pozawracać trochę głowę”. I tak trwają w tej swojej „mądrości”. Z drugiej strony przy różnych okazjach naśmiewają się z tych, którzy trzymają wytrwale różaniec w ręku. Jak to będzie naprawdę kiedy się zestarzeją, tego nikt nie wie. Nie wiemy jak długo będziemy chodzili po tym świecie, a myślenie, że będę to trwało, trwało, … może szybko zostać zweryfikowane. Bo póki co, długość życia od nas jeszcze nie zależy. Czy naprawdę ci z nas, którzy się nie modlili, znajdą siłę aby to czynić na starość – w obliczu nieuchronnego spotkania z Panem Bogiem? Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć, ale intuicja podpowiada mi, że zbyt dużo takich osób nie będzie.
Sięgam zatem po książeczkę mistrza modlitwy, który coś o tym wiedział. Najważniejsze, że przed końcem życia na ten temat też się wypowiedział. „Sam ojciec Hieronim podczas ostatniej choroby powiedział:
Gdybym czekał z modlitwą do czasu, że znajdę się w infirmerii, nie modliłbym się wcale. Wszystkie wezwania, jakie w ciągu całego życia skierowałem do naszego Pana i do Najświętszej Panny, same powracają mi dzisiaj na usta i pomagają zwrócić się do Boga. Gdybym nie miał od dawna zwyczaju ich wypowiadania, dzisiaj nie byłbym zdolny wykrzesać z siebie energii potrzebnej do ich znalezienia” (Możliwości i melodie, Kraków 2017, s. 144). No i mamy odpowiedź, na nurtujące nas pytanie. A przede wszystkim argument, który w spotkaniach z osobami tak „gadającymi” można wykorzystać. Trzeba im powiedzieć, że odkładając modlitwę na „stare lata”, są w wielkim błędzie.
Jestem świadomy tego, że te słowa nie wszystkich mogą przekonać. Nie zachęcą, do zmieniany postawy w tym względzie. Jednak trzeba im o tym powiedzieć, żeby nie przeżyli u kresy życia kolejnego rozczarowania. Cytowany przez ze mnie ojciec Hieronim w ostatniej chorobie, niczego już nowego „nie wymyślił”. Ale korzystał ze zwrotów, które wypowiadał przez całe życie, które wracały i pozwalały mu się modlić.
Jaki wniosek tych słów, płynie dla nas? Módlmy się każdego dnia, powtarzajmy swoje ulubione modlitwy! Na starość, będą one wielką pomocą w naszych westchnieniach, które będziemy zanosili do Pana Boga.
II. Ewangelia z ostatniej niedzieli (XXXI „C”) jest nam tak dobrze znana, że aż nieznana (Łk 19,1-10). Spotkanie Pana Jezusa z Zacheuszem, zatrzymuje nas często na dziwnym zachowaniu celnika. Możliwe, że trochę go podziwiamy, ale czasami sobie myślimy: „po co tracił i tak kiepską opinię, wśród ludzi? Nie mógł inaczej, załatwić tego zaproszenia?”. Dzisiaj byśmy zrobili to inaczej, ale na tamte czasy, był to może jedyny sposób aby się z Chrystusem spotkać. Najważniejsze, że wykorzystał tą sytuację znakomicie. Ten fragment ukazuje także, wielki zachwyt celnika osobą Pana Jezusa. Dla Niego, był on w stanie zrobić bardzo dużo. Ubogacony dobrocią i miłosierdziem Pana Jezusa, ubogacił innych, przede wszystkim tych, których kiedyś skrzywdził w swoim życiu.
Kiedy patrzymy na nasze życie, na życie wielu chrześcijan, chyba ze smutkiem możemy powiedzieć, że nie do końca taki zachwyt Panem Jezusem nam towarzyszy. Bardziej zachwyca nas świat, technika, zachwyceni bywamy fabułą i obrazami jakiegoś filmu. Ale zachwyt nad wiarą, nad Panem Bogiem, to już nie … Warto jednak uważać, aby nie wpaść w zbyt górnolotne stwierdzenia i rady dawane innym osobom, podprowadzanym do Niego. Mawiamy wtedy: zacznij się modlić, a szybko staniesz się mistrzem modlitwy; Chrystus czeka na ciebie w Eucharystii, przyjmuj ją najczęściej, a przy pewnym wysiłku osiągniesz doskonałość. Takie ewangelizacyjne zachęty, na pewnym etapie są potrzebne, ale to nie wszystko. Cytowany już przez mnie o. Hieronim, przestrzega przed takimi tylko argumentami. Według jego zdania, to są niebezpieczne gry słowne. Bo przyjdą próby, przyjdzie pustynia. Bóg nie pragnie nas wywyższać czy wynosić, wręcz przeciwnie. Poza kilkoma wyjątkowymi przypadkami, pozostawia nas w naszych modlitwach, niedostatkach, w naszej bezsilności.
W takim razie, czy mamy zwolnić się z podejmowania takich prób? Nie, to jest nasze zadanie! Ale trzeba pamiętać, że relacja z Panem Bogiem, nie zawsze jest i będzie taka sama. Ona ulega zmianie, obok radości, zachwytów, pokoju serca, doświadczymy czy już doświadczamy oschłości, …, rozczarowań swoją postawą, zachowaniem. Nie trzeba ich się bać, takie sytuacje są wpisane w nasza drogę wiary. Stąd nie można przedstawiać życia duchowego tu na ziemi – kapłanów, zakonników, osób świeckich – jako „przedsmaku życia w Niebie”.
Życie każdego z nas jest – zgodnie ze naszym powołaniem – poszukiwaniem Boga. Chcemy wyłącznie Mu służyć, a nie czerpać tylko radości z Boga. Nie należy nikogo przekonywać, że taka czy inna forma życia, jest rajem na ziemi (por. Możliwości i melodie, Kraków 2017, s. 145-148).
W takim razie, czy wypada nam patrząc na Zacheusza, mówić o zachwycie Panem Jezusem. Myślę, że można i trzeba to powtarzać. Bo on naprawdę był zachwycony Jego postawą. Przy tym nosił w sobie, wielkie pragnienie spotkania. Takie samo pragnienie spotkania, nosił w sercu Chrystus Pan. Owoce tego wydarzenia były dobre (zob. Łk 19,8-10). Jak potoczyło się jego dalsze życie, tego nie wiemy, ale pierwszy krok w dobrą stronę został przez niego zrobiony. Mamy nadzieję, że trwał w tym dobru do końca życia. Warto zatem powalczyć o takie, czy podobne spotkania z Jezusem! O dotknięcie łaski, która oderwie nas od zła i wprowadzi na drogę dobra!
III. Czytanie podobno nas ubogaca, chociaż dzisiejsze czytanie wywiadu w Tygodniku Powszechnym (czwartek), trochę mnie zirytowało, chociaż i coś pokazało. Redakcja w ramach inności, może pokazania chrześcijańskiej różnorodności, zamieściła wywiad z Prymaską Kościoła w Szwecji abp Antje Jeckelen („Dobry punkt wyjścia”, 27 października 2019, nr 43, s. 32-36). W tym roku, to drugie takie zatrzymanie się nad jej osobą. Wywiad pokazuje jej sposób interpretacji Pisma świętego, prowadzenia Kościoła w Szwecji. Czytając go wychodzi ze mnie pewnie mój katolicyzm, ale z drugiej strony, ten tekst to spotkanie z socjologią religii. To znaczy wyjście naprzeciw ludzi, którzy nie wierzą w to, co Kościół do tej pory głosił. Dlatego trzeba poszukać czegoś nowego, luźniejszego. Wiele spraw, które przedstawia w tym wywiadzie, wisi w powietrzu. To znaczy, nie ma oparcia w Piśmie świętym, Tradycji Kościoła. Ta ostatnia chyba można tak powiedzieć, że została zepchnięta na margines, może nawet odrzucona.
„Ciekawe” jest tłumaczenie, dlaczego Kościół w Szwecji błogosławi związki homoseksualne. Czytamy: państwo przyjęło nowe, neutralne pod względem płci prawo małżeńskie, które umożliwiło oficjalnie małżeństwo osobom tej samej płci. …no i zaczęliśmy się zastanawiać. Na synodzie podjęliśmy decyzję, że obejmujmy opieką wszystkie małżeństwa (s.34). Argumentuje takie zachowanie tym: bibliści w zasadzie są zgodni, że Biblia nie mówi bezpośrednio o homoseksualizmie w jego współczesnym rozumieniu. […] Od czasów Starego Testamentu lub św. Pawła wiemy znacznie więcej na temat medycyny, psychologii lub seksualności i myślę, że Bóg chce, abyśmy wzięli tę wiedzę po uwagę (s.35).
Czytając ten wywiad pomyślałem sobie, że wpisuje się on w nowości wypowiedziane na Synodzie dla Amazonii (październik 2019). Czy też postulaty Synodu Kościoła katolickiego w Niemczech: zniesienia celibatu, wyświecania kobiet na duchownych, przemiany strukturalne Kościoła. To znaczy więcej władzy w zarządzaniu wspólnotami, przekazać osobom świeckim.
Redakcja nie kryje się ze swoimi poglądami w tym względzie, chce zmian w Kościele. Można powiedzieć, że stanowi czołówkę tych, którzy pędzą ku temu. Ta siła rozpędu ma związek z tym, że widzą w takich zmianach szansę dla Kościoła w Polsce, że nastąpi jego odrodzenie, odmłodzenie. Czy jest to dobra droga ku temu? Aktualne nadal pozostają pytania: czy to co nie udało się Kościołowi katolickiemu na Zachodzie Europy, może udać się w Polsce? Czy jesteśmy skazani, na popełnienie podobnych błędów?
W tych wszystkich głosach, opiniach, wezwaniach do zmiany oblicza Kościoła, brakuje wezwania do osobistego nawrócenia! Do odnowienia relacji z Panem Jezusem, do wzmocnienia wiary w realną obecność Chrystusa w Eucharystii. W propozycjach arybiskupki z Uppsali, też tego nie ma. Temu wcale się nie dziwię, ale redakcji Tygodnika Powszechnego już tak!
ks. Kazimierz Dawcewicz