Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (79)

I. W niedawno napisanym rozważaniu „skarżyłem się”, że przespacerowałem kawałek drogi w kierunku Brąswałdu, a nikt z mijających mnie kierowców samochodów nie zatrzymał się i nie zapytał: czy możne gdzieś księdza podwieźć?. Ale za to dzisiaj, zostałem zabrany z przystanku w Dywitach i zawieziony aż pod sam klasztor sióstr karmelitanek w Spręcowie. A to był przecież cel mojej porannej podróży. Piszę o tym dlatego, aby uświadomić wszystkim, że świat nie jest taki zły. Są na świecie ludzie, którzy potrafią się zatrzymać i zapytać: gdzie można księdza podwieźć?
Zatem warto pamiętać, że obok sytuacji, które nas martwią, irytują, nawet wywołują uczucie ogromnej złości, zdarzają się sytuacje wręcz odwrotne. Niczego od nikogo nie oczekujemy, a oto niespodziewanie coś otrzymujemy. Nikogo o nic nie prosimy, a jednak coś dostajemy. Budzi to nasze zaskoczenie, zdziwienie, ale to pokazuje, że „Ktoś” wyprzedza nasze małe lub większe oczekiwania.
Pan Bóg do młodego Tobiasza, wysłał anioła, aby go prowadził do celu podróży. Może warto też w ten sposób spojrzeć na tych wszystkich, którzy „nieproszeni” stają na naszej drodze życia i pomagają. Są to ludzkie dotknięcia dobroci, serdeczności, wyrozumiałości, miłości. Ale warto pamiętać, że Bóg pomagając ludziom, „wynajmuje” do tego innych ludzi. W sobie tylko wiadomy sposób pobudza serca, rozjaśnia twarze, zaprasza do pokonania małego odcinka drogi, aby tam komuś pomóc: idącemu tą samą drogą człowiekowi ze spuszczoną głową, siedzącemu ze smutną twarzą na przydrożnej ławce, opartemu o przydrożny płot starcowi, który szuka drogi do domu.
W Księdze Daniela znajdujemy piękną pieśń śpiewaną przez trzech młodzieńców, którzy na rozkaz króla zostali wrzuceni do rozpalonego pieca. Okazuje się, że oni nie zostali pozostawieni sami sobie. W tym ogniu był z nimi anioł Pański. Chodząc wśród płomieni „jednym głosem wysławiali, wychwalali i błogosławili Boga, mówiąc w piecu: Błogosławiony jesteś, Panie boże naszych ojców, pełen chwały i wywyższony na wieki. …(Dn 3,51-90).
Kiedy idąc drogą nikt nie chce nas zabrać, kiedy otula nas zimny wiatr, kiedy buty mamy mokre, (…), to może zamiast się złościć, przeklinać w duchu tych, którzy nas wtedy mijają i omijają, może warto skorzystać ze słów tej pieśni! Zacznijmy błogosławić wszystkich i wszystko co mijamy!

II. Ewangelia z soboty – ostatni dzień roku kościelnego – zachęca nas, abyśmy uważali na siebie, aby nasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych. Takie rady stawia Jezus swoim uczniom po to, aby dzień Jego przyjścia, nie spadł na nas znienacka jak potrzask. Zachęca On nas do postawy czuwania i modlitwy w każdym czasie. Abyśmy dzięki temu uniknęli tego wszystkiego, co ma nadejść i z pięknymi sercami mogli stanąć przed Synem Człowieczym (por. Łk 21,34-36). Zatrzymuje się nad tymi słowami także dlatego, że zostałem zauroczony postawą małej dziewczynki w czasie sobotniej Mszy świętej w naszym kościele. O godzinie 11.30 zgromadziła się na Eucharystii rodzina, aby razem z Jubilatem obchodzącym 80 rocznicę urodzin modlić się. W Tym gronie były osoby starsze, młodsze, były też i małe dzieci. W wózku siedziało ich dwoje, z uwagą patrzyły na to, co dzieje się przed nimi. Kiedy zaprosiłem wszystkich do modlitwy „Ojcze nasz” i podniosłem ręce, wtedy mała dziewczynka uczyniła to samo. Miała może około roku, nie umiała mówić, ale podniosła swoje rączki w geście modlitwy. Naśladowała księdza, który stał przed nią. Kiedy uczyniła to kolejny raz na zakończenie Mszy świętej, uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Na zakończenie nie omieszkałem ją pochwalić, a wszystkich obecnych zachęciłem, aby za jej przykładem zadbali o codzienną modlitwę.
Jej postawa, to zachęta do pielęgnowania modlitwy w tym nowym roku kościelnym. Jesteśmy zobowiązani – jeżeli chcemy się systematycznie modlić – do ustalenia czasu na modlitwę. Bo jeżeli pozostawimy ją przypadkowi, na pewno nie stanie się ona miejscem codziennego spotkaniem z Panem Bogiem. Ale kiedy uda nam się to wprowadzić, to pamiętajmy, też obok zaplanowanych chwil, potrzebujemy modlitewnej spontaniczności. Jak ta mała dziewczynka, widząc wniesione ręce księdza, sama chciała zakosztować tego samego. Wszyscy dobrze wiemy, że będąc dorosłym człowiekiem, zawsze pozostajemy dzieckiem Pana Boga. Nie mówmy, że tak nie wypada się zachowywać, bo co powiedzą stojący czy siedzący obok ludzie. Król Dawid kiedy wnoszoną arkę przymierza do Jerozolimy, skakał, śpiewał. Nie zważał na krytyczne spojrzenia, choćby swojej żony – córki Saula.
Fioletowy kolor szat liturgicznych w adwencie ma nas wyciszyć, wywołać jakąś głębszą refleksję. Dlatego pamiętajmy zawsze o modlitwie, bo to ona oczyszcza nasze serca, sprawia, że nie są ociężałe. Tym samy jesteśmy coraz lepiej przygotowani na dzień przyjścia Pana Jezusa. Zadbajmy zatem, aby nasza postawa czuwania w tych adwentowych dniach, przepełniona była także codzienną modlitwę.

III. „W okresie Adwentu wspólnota Kościoła, przygotowująca się do świętowania wielkiej tajemnicy Wcielenia, jest zachęcana do odkrywania i pogłębiania swej osobistej relacji z Bogiem. Łacińskie słowo adventus odnosi się do przyjścia Chrystusa i uwydatnia przede wszystkim zbliżenie Boga do ludzkości, na co każdy powinien odpowiedzieć swoim otwarciem, oczekiwaniem, poszukiwaniem, przylgnięciem. I tak jak Bóg objawia się i daje siebie w absolutnej wolności, ponieważ kieruje Nim jedynie miłość, również człowiek może w wolności dać swoją, wszak należną zgodę: Bóg oczekuje w odpowiedzi miłości” (Benedykt XVI, Anioł Pański, 4 grudnia 2005).
Ta krótka wypowiedź papieża Benedykta, przypomina jak mamy przeżywać czas Adwentu. Bóg zbliża się do ludzkości, zbliża się do każdego z nas. Oczekuje też, że każdy z nas odpowie otwarciem na Jego miłość. Po przeczytaniu tych kilku zdań chyba zrozumieliśmy, że możemy tego dokonać przez praktykę codziennej modlitwy, lekturę i rozważanie Słowa Bożego i udział w niedzielnej Mszy świętej. W czasie Adwentu w tym szukania miejsca gdzie można przylgnąć do Pana Boga, wiele osób wybiera poranną Mszę święta, którą nazywamy roratnią.
Dobrze wiemy, że z tym otwarciem na Pana Boga, różnie obecnie bywa. Już od dłuższego czasu przecież jesteśmy bombardowani reklamami, które zachęcają do odwiedzania sklepów, robienia świątecznych zakupów. Okazuje się, że te otwarte drzwi supermarketów i sklepów, przekraczamy w tych adwentowych dniach niezmierzoną ilość razy. Potrafimy pokonać swoje zmęczenie, oddajemy się wielogodzinnym poszukiwaniom, bo chcemy sprawić najbliższym – przez kupno dobrego prezentu – wielką radość, pokazać jak bardzo ich kochamy!
Kiedy przełożymy te wszystkie poszukiwania, nieustanne wchodzenie do różnych sklepów – czasami tylko dlatego, że są otwarte – na propozycję jaką składa nam Bogu, i naszą odpowiedź, to trzeba powiedzieć, że wyglądamy w tym religijnym aspekcie bardzo blado. Wiem, że w wielu domach zwycięża jeszcze świąteczna tradycja. Święta są przygotowywane tak jak kiedyś, i tak jak kiedyś trzeba je obejść. Należy z tego się cieszyć! Ale jeżeli zabraknie otwarcia się na miłość Pana Boga, która objawiła się w Panu Jezusie, to w wielu domach, kiedyś świątecznej wigilii i opłatka może zabraknąć! Bo po co ktoś ma praktykować jakieś wigilijne zwyczaje, kiedy nie wie dla kogo i dlaczego tak ma robić!
Może te słowa zabrzmiały trochę złowieszczo, ale nie można takiego scenariusza wykluczyć. Dlatego my wszyscy – czytający te słowa, ucieszmy się z tego zbliżenia się Pana Boga do nas! Nie lękajmy otwierać się na Jego miłość. Zacznijmy żyć Jego słowem i cieszyć się Jego nieustanną obecnością i bliskością! Przylgnijmy do Niego, tym samym pokazujemy innym ludziom, jak należy odpowiedzieć na Bożą miłość!

ks. Kazimierz Dawcewicz