I. Wielka Sobota od dawna jest dniem, w którym przez kościół przechodzi wiele osób. Część z nich zatrzymuje się przy Grobie Pańskim, aby przez chwilę – dłuższą, krótszą – adorować Pana Jezusa. Znaczna jednak część po poświęceniu pokarmów zaraz wychodzi. Idzie do swoich zajęć, chce jak najszybciej skończyć przygotowania do Świąt.
Nie wypada chyba na tych „szybkich ludzi” się złościć, tak czują. Na swój sposób przeżywają ten świąteczny czas. Poświęcenie pokarmów na stół wielkanocny może na chwilę zatrzymało ich przy tajemnicy tych pięknych dni.
Jak jest naprawdę? Czy można zaryzykować stwierdzeniem: odeszli z kościoła z koszyczkiem w ręku i wrócili do tego, co robili do tej pory? To znaczy dalej kontynuowali swoje przygotowania do świąt. W części polskiego społeczeństwa tak to wygląda, święta stały się pewną tradycją odziedziczoną po rodzicach. Brak w niej głębszej refleksji nad tajemnicą tych dni, nad ich znaczeniem dla nas ludzi.
Mimo takiego myślenia, przeżywania swojego życia, trochę głupio by było rozpoczynać święta bez święconki – tak niektórzy myślą. Z drugiej strony na usprawiedliwienie takich zachowań, warto pamiętać, że jako ludzie mamy różne duchowe pragnienia. Jedni głębokie, objawia się to w tym, że nie wyobrażają sobie życia bez Boga, widzą i doświadczają Go wszędzie. Inni zadowalają się niedzielną Mszą świętą, wielkanocną Komunią świętą. Jeszcze inna grupa, bywa w Kościele od tak zwanego święta. Wreszcie inni zachowali katolickie tradycje, takie jak święconka, opłatek.
Tak to dzisiaj wygląda, nadal w sercu człowieka toczy się walka. Pamiętajmy, że serce nigdy nie może być puste. Jeżeli zabraknie w nim miejsca dla Pana Boga, człowiek wprowadzi tam swojego boga – bóstwo!
Dlatego też, może na te tłumy stojące w ławkach kościołów, z koszyczkiem w ręku, wypada spojrzeć trochę łaskawiej. Przynajmniej ta Wielka Sobota przypomni wszystkim, dlaczego święcimy pokarmy. Jakie Święto świętujemy, i jakie to ma dla nas znaczenie?
II. Czas świąt Zmartwychwstania Pana Jezusa naprowadza nasze myśli na wieczność. Otwarty grób woła do nas, że śmierć nie ma ostatecznego zdania w naszym życiu. Nie powinniśmy się jej bać, ani tego, co do śmierci prowadzi, ani grzechu, ani własnej słabości. Zmartwychwstały Pan obdarowuje nas pokojem, miłością, swoją bliskością! Chociaż jak mogliśmy usłyszeć będąc w poniedziałek w Oktawie na Mszy świętej, że arcykapłani i starsi na wieść o pustym grobie, dali żołnierzom pieniądze i kazali im opowiadać, że to uczniowie wykradli ciało Chrystusa (zob. Mt 28,8-15).
Ten stan walki z Panem Jezusem trwa do dzisiaj! Współcześnie też chce się na różne sposoby pokazać ludziom, że prawda o zmartwychwstałym Panu nie jest potrzebna do życia. Inne źródła miłości mogą dać człowiekowi „szczęście”, przynajmniej na chwilę. To, że później trzeba będzie znów poszukać innych radości, innych wskazań, innych bodźców do życia, teraz nie jest takie ważne.
Dlatego warto uświadomić sobie dwie niezwykle doniosłe prawdy dotyczące miłości. Prawdziwa miłość jest niezniszczalna i dyskretna. Kiedy Syn Boży zstąpił na ziemię, to ukrył swój Boski majestat w śmiertelnym ciele. Bóg jest miłością, i ta miłość zamieszkała wśród nas i prawie nikt tego nie dostrzegł. Ponad trzydzieści lat Chrystus Pan żył wśród ludzi, ale jego krewni, sąsiedzi, …, nie wiedzieli o tym. Nazaret każdego dnia był napromieniowany miłością.
Kiedy my słyszymy o ukrytej miłości, to mamy na myśli także miłość rodziców do dzieci. Siostry zakonnej pracującej z dziećmi w hospicjum, ze starcami w domu opieki. Bardzo rzadko o takiej ukrytej miłości mówimy. Świat mediów zajmuje się częściej brakiem miłości. My oglądając przeróżne wiadomości tym tropem podążamy. Ale prawda jest taka, że tej ukrytej miłości jest znacznie więcej niż zła. Ta ukryta miłość dominuje w świecie.
Ukryta miłość gromadzi nas także przy ołtarzu, kiedy uczestniczymy we Mszy świętej. Jest ona ukryta w dłoniach kapłana, w jego kapłańskim sercu nastawionym na to, by rozgrzeszać, błogosławić, by karmić Bożym Chlebem.
Wreszcie prawdziwa miłość jest nie do zniszczenia. Prawdziwa miłość ojca i matki do dziecka nie jest do zniszczenia. Nie bójmy się tego, że świat chce ją zniszczyć. Próbuje to robić od wieków, ale zniszczyć nie potrafi. Nawet, jeśli serce człowieka zostanie przywalone ciężkim głazem nienawiści, to prawdziwa miłość i tak w nim zmartwychwstanie.
Jesteśmy ludźmi, którzy uwierzyli w miłość. Przynosimy do ołtarza nasze zbolałe serca, utrudzone, przez różne zewnętrzne ataki: politykę, układy gospodarcze, trudne sytuacje w rodzinie. Utrudzone, przez nasze własne słabości. Nie bójmy się tego, bo w naszym sercu jest autentyczna miłość, która zmartwychwstaje (por. ks. E. Staniek, Homilie i rozważania, Rok A B C, Kraków 2004, s. 392-393).
Niech ten czas świąt wielkanocnych – jej oktawy – przepełniony spotykaniami ze zmartwychwstałym naszym Panem w modlitwie, Eucharystii, napełni nasze serca miłością – niezniszczalną i dyskretną!
III. Słuchałem przez chwilę Pana, który na YouTube ma swój czas. Określił siebie, jako człowieka, który nie lubi katolików. Później powiedział, że w pewnym sensie jest mu nas żal. O co tak naprawdę mu chodziło? Wspomniał, że już od ponad pół roku przestał oglądać w telewizji występy kabaretów. Z czasów, kiedy to jeszcze robił, pamięta jak bardzo naśmiewano się w nich z katolików, a przede wszystkim z księży katolickich. O dziwo, takie zachowanie budziło aplauz publiczności, śmiech. Jaka była jego dalsza konkluzja?
Stwierdził, że pewna część tych osób uczestniczy w niedzielnej Mszy świętej. Wy obłudnicy, …, padło jeszcze więcej gorzkich słów z jego ust pod adresem takich katolików. Powiedział następnie, że ksiądz wiedząc, kto w takich kabaretowych pokazach uczestniczy, nie powinien takiej osoby wpuścić do kościoła. Jeżeli już to powinna wchodzić do niego na kolanach, pokutując w ten sposób za swoją głupotę!
To takie moje nieporadne streszczenie jego wypowiedzi, która dotyka ważnej sprawy. Bo to, że katolicy uczestniczą w czymś takim jest prawdą. Mają ubaw po pachy, kiedy satyrycy „bawią” się i kpią z nas księży. Cieszą się, że nam ktoś przykłada, nas okłada, wyśmiewa, poniża. Przychodzą później na niedzielną Eucharystię, proszą o duszpasterską posługę. Jak to należy nazwać? Jest to hipokryzją, głupotą, niewdzięcznością! Może mają siebie za postępowych w wierze katolików, ale w takim zachowaniu trzeba widzieć brak chrześcijańskiej miłości. Uczestniczenie w poniżaniu wspólnoty, do której należą, nie da się uznać za postęp.
Kabarety nadal będą gromadziły widzów, wśród nich pewną część będą stanowić nasi bracia i siostry w wierze. Co my możemy zrobić? Wyłączyć telewizor, komputer, zmówić modlitwę za nich – prosząc o dar mądrość. O dar duchowego dobrego rozeznania.
ks. Kazimierz Dawcewicz