I. Człowiek to uczucia, emocje i – niektórzy mają z nim kłopot – ciśnienie. Żartuje sobie teraz trochę, ale niestety, ci którzy mają ciśnienie za wysokie, to mają mały albo duży problem. Branie tabletek, mierzenie go codziennie. Ale chęć życia sprawia, że dzięki temu możemy nauczyć się pewnej systematyczności, większej troski o zdrowie. Bo takie sytuacje pokazują nam, że zdrowie, to dar, o który trzeba dbać. Trochę medyczny ten wstęp, ale ma on nam przypomnieć o tym zdrowotnym, ale i jeszcze innym Bożym obdarowaniu, które nosimy w sobie.
Pisałem dawno temu w tych rozważaniach, że aby w pełni wykorzystać te wszystkie dary jakie otrzymaliśmy od Pana Boga, potrzeba nam stałej z Nim relacji. Życie duchowe, to nie chwilowe zrywy, to nie nadzwyczajne chwilowe umartwienia. Ale to systematyczność w duchowych praktykach, która sprawia, że każdy dzień przepełniony będzie bliskością z naszym Panem.
Odnalezienie swojego rytmu życia duchowego musi trochę potrwać, trzeba nauczyć się czekać. Duchowy wzrost zależy nie tylko od nas, ale nade wszystko i przede wszystkim od łaski Pana Boga. Dobrze wiemy, że taką łaskę otrzymujemy przez udział w niedzielnej Eucharystii, kiedy rozważamy Słowo Boże. kiedy modlimy się codziennie.
Warto pamiętać, że wypełniając w ciągu dnia i kolejnych tygodni powyższe duchowe praktyki, „przyczyniamy” się do „wzrostu” w nas i otwartości na miłość Pana Boga, która obdarza nas duchową siłą, odwagą. Otrzymujemy także, łaskę wytrwałości w zmaganiu się choćby o pokój i zgodę w międzyludzkich relacjach. Trzeba jednak pamiętać, że owa systematyczność w życiu duchowym nie ochroni nas przed trudnymi doświadczeniami. Można czasami odnieść wrażenie, że takich chwil jest trochę więcej niż było ich kiedyś. Nie należy tego się bać, trzeba to przyjąć i nadal po prostu robić swoje. To znaczy modlić się, chodzić do kościoła, ….
Podobnie dzieje się w życiu tych wszystkich osób, na które składa się podniesione ciśnienie. Przecież wiadomo, że trzymanie diety, systematyczne branie tabletek nie chroni od tego, że pewnego dnia ciśnienie niespodziewanie wzrośnie. Patrząc z pewnym niepokojem na wyświetlone liczby w przyrządzie do mierzenia ciśnienia, mimo wszystko nadal wykonujemy swoje codzienne obowiązki i zadania. Chyba, że wszelkie normy zostały przekroczone, to wtedy potrzebna jest już lekarska pomoc!
II. Tylko w Ewangelii św. Mateusza można przeczytać fragment, który opowiada przypowieść o pannach roztropnych i nieroztropnych (zob. Mt 25, 1-13). Ta przypowieść dobrze się wpisuje w ten listopadowy klimat, kiedy słyszy wiele słów mówiących o tym, że mamy czuwać i być przygotowani na spotkanie z Panem, bo nie znamy przecież dnia ani godziny. Chodzimy po cmentarzach, czytamy nazwiska zmarłych, daty ich urodzin i śmierci. Czasami w rozmowie ze spotkanymi ludźmi stwierdzamy: „Śmierć go (ją) zaskoczyła. Tyle miał (ła) jeszcze do zrobienia, tyle planów”. Ta ewangeliczna przypowieść przypomina nam, że kierując się mądrością i roztropnością, mamy pamiętać, że nasz Pan – chociaż może się opóźniać – to i tak przyjdzie. Dobrze by było, abyśmy na te spotkanie byli przygotowani.
Czego zatem potrzebujemy, aby zawsze być przygotowanym? W powyższym fragmencie czytamy, że potrzeba nam mądrości. Pięć z tych dziesięciu panien było mądrych, a pięć głupich. Panny mądre wzięły oliwę w naczyniach, bo sobie pomyślały, że mogą pojawić się jakieś nieprzewidywane okoliczności, które sprawią, że będą musiały czekać na przyjście Pana. Głupie nie wzięły z sobą oliwy, zabrakło myślenia. Ten brak myślenia, brak właściwego zatroskania o przyszłość, o to, z czym stanę przed Panem, jest głupotą. Dlatego nie powinniśmy się dziwić, że usłyszały: Powiadam wam, nie znam was!
Postawa czuwania, którą odznaczały się panny mądre, oznacza gotowość, wypatrywanie tego, czego oczekujemy. Skupienie się na tym, na co czekamy. Aby taką postawę czuwania posiadać, trzeba też dążyć do poznania Ewangelii. Słuchamy jej w czasie niedzielnej Mszy świętej, może czasami sami po nią sięgamy. Ale czy naprawdę ją znamy? Czy wnikamy w jej słowa, i kierujemy się w życiu jej mądrością? (Włodzimierz Zatorski OSB, Rozważania liturgiczne na każdy dzień, T 5, Kraków 2010, s. 215-217).
Jesteśmy mocno zaangażowani w życie tego świata, pochłaniają nas ciągle nowe wydarzenia, przekazywane przez świat mediów. Interesujemy się wieloma sprawami, zagadnieniami, oddajemy się plotkom na temat życia innych ludzi. Ale może czas najwyższy zadbać o swoje życie, o swoją przyszłość. O tą wieczną przede wszystkim, aby niestety nie okazało się, że znaleźliśmy się w gronie głupich panien, o których mówi ta ewangeliczna przypowieść.
III. Ważnym słowem w czasie jesiennych i zimowych dni jest słowo: „palić”. Jesteśmy często pytani o to, od kiedy palimy w piecu? Jeżeli już palimy, to słyszymy kolejne pytanie: czym w takim razie palisz? Ten czas palenia w piecach, przypomina i uczy rozpalania ognia. Dbania o ogień, aby nie zgasł. Do podpałki wielu z nas używa nadal papieru, starych gazet, cienkiego i suchego drewna.
Piszę o tym paleniu, także dlatego, że parę dni temu zauważyłem na pewnej gazecie karteczkę z napisem: „spalić ją!”. Nie będę podawał tytułu tej gazety, aby nie robić jej niepotrzebnej reklamy, ale te słowa są zastanawiające. Dlaczego ktoś chciał, aby spalić ową gazetę? Czym się „zasłużyła”, że taki wydano na nią wyrok? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, ale propozycja spalenia zachęca do poszukiwania odpowiedzi.
Możliwe, że treść owej gazety, kogoś denerwuje. Jest niezgodna z jego poglądami, odczuciami Dlatego też w ramach buntu, kupując jakąś gazetę, można ją wcale nie czytając, wrzucić do pieca. W takim razie dlaczego ktoś ją kupuje? Odpowiedź jest prosta, ale i ciekawa: aby inni jej nie czytali. Takie zachowania w ramach protestu są dopuszczalne. Przy końcu XX wieku chyba irlandzka piosenkarka – publicznie podarła zdjęcie papieża Jana Pawła II, dodając do tego swój komentarz. Reakcja na takie zachowanie pewnych osób była taka, że wykupili jej nakład płyt. Następnie zostały one wyrzucone na ulicę – zdaje mi się, że Nowego Jorku – jeździł po nich olbrzymi walec, który je niszczył. W ten sposób pokazano, że przekroczyła granice pewnego kulturowego smaku.
Wracając do napisu: „spalić ją”, jest to bardzo klarowne i oczywiste stwierdzenie, że nie podzielam myślenia tego tygodnika, nie akceptuję treści tam drukowanych. Warto przy tym pamiętać, że każdy z nas ma prawo do okazywania swojego niezadowolenia. Sposób wybieramy sami, chociaż nie powinien on poniżać ludzi, którzy są redaktorami gazety. Mimo to pewna pokusa aby to zrobić może się pojawić, kiedy stykamy się z pewnymi pisemnymi głupotami. Oszczerstwami skierowanymi pod adresem ludzi, którzy są lubiani przez nas i cenieni. Czy też słyszymy wiadomości negatywne – wyssane z palca – pod adresem Kościoła.
Trzeba jednak zawsze pamiętać, kim jesteśmy! Trzeba pamiętać, że jako chrześcijanie, nosimy w sercu „zobowiązanie” do okazywania ludziom przebaczenia. Można wręcz powiedzieć, że jest to nasz genetyczny kod – DNA. Jeżeli jednak jakaś osoba przekracza granice kulturowego smaku, odznacza się brakiem szacunku do naszych religijnych przekonań, do wiary w Boga, mamy prawo się bronić. Nie należy wtedy samemu wymierzać kary. Sprawę można przekazać do służb specjalnie do tego ustanowionych, takich jak choćby prokuratura.
Usłyszymy jeszcze wiele głosów, zdań, co mamy zrobić z takim czy innym człowiekiem. Będą inni ludzie nas pouczali, abyśmy nie czytali niektórych gazet, tygodników, bo treści tam przekazywane są złe, amoralne. Jeszcze inni będą nam podpowiadali: „spal ową gazetę!”. Starajmy się też słuchać swojego serca i sumienia, ono nam podpowie, co mamy z taką medialnie złą produkcją zrobić!
ks. Kazimierz Dawcewicz