Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (74E)

I. Pamiętaj – powiedziała pewnego dnia Janowi Kobuszewskiemu jego mama – modlę się o bojaźń boską i przyjaźń ludzką dla ciebie. W tych dniach minęło chyba dwa lata od śmierci tego popularnego i lubianego aktora. Z wielką ciekawością przeczytałem słowa wspomnień, pokazujące rozwój jego głębokiej wiary, miłość do sanktuarium w Częstochowie. Zatrzymałem się przez chwilę przy tym znanym nam aktorze, ale przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę na słowa jego matki. Rodzice o różne rzeczy proszą dla swoich dzieci, ale ta prośba skierowana do Pana Boga, posiada swoją głębię i troskę o syna.
Nie wiem czy zauważyliśmy, że w tej modlitwie została też ustawiona hierarchia wartości dla syna. Pokazuje mu ona, kto ma być fundamentem jego budowli, jaką jest życie. Wskazuje mu na Pana Boga. Nie ma w tym zmuszania, krzyczenia, że tak masz żyć. Jest tylko cicha intencja, która jest także wskazaniem: będę się modliła o bojaźń Bożą.
Te słowa, to dobra podpowiedź dla wielu rodziców, którzy z niepokojem patrzą na swoje dzieci, na rozpoczynaną przez nich dorosłość. Tym nieuchronnym wydarzeniom przecież, towarzyszy często poczucie lęku i strachu. Takie uczucia są czymś normalnym, nie trzeba się ich wstydzić. Wypada też dzieciom wspomnieć, że nadal będzie im towarzyszyła – z oddali – rodzicielska troska. Nie można tej miłosnej troski wyrazić mocniej, kiedy któryś z rodziców mówi: od teraz będę za ciebie się modlił/a.
Młody król Salomon prosiła Pana Boga dla siebie o mądrość, aby dzięki temu mógł być dobrym władcą. Matka Jana Kobuszewskiego prosi dla niego o bojaźń boską, ale także o przyjaźń ludzką. Żyć w otoczeniu przyjaciół, ludzi dla których jesteśmy kimś ważnym, to coś pięknego i cudownego. Nie oszukujmy się jednak, że zawsze jest tak luksusowo w tych relacjach. Mimo różnych historii przyjaciele zawsze znajdą do siebie drogę, nawet wtedy kiedy się pokłócą, zawsze znajdą odwagę aby wypowiedzieć słowo „przepraszam”.
Jeżeli czytają ten tekst rodzice, może warto teraz zapytać: o co ja proszę Pana Boga dla swoich dzieci? Czy modlę się za moje dzieci? Wzór takiej dobrej i mądrej modlitwy zostawiła matka znanego polskiego aktora. Warto pójść w jej ślady.

II. Dobrze znamy powiedzenie: „Jak trwoga, to do Pana Boga”. Podkreśla ono słabość wiary. Szczególnie dotyczy ono osób, które o Panu Bogu mało myślą, mało mu się „naprzykrzają” – to znaczy nie modlą się kiedy dobrze. Ale przychodzi moment, kiedy wręcz wieszają się Mu na szyi prosząc o wysłuchanie ich próśb. Nie jest to zachowanie złe, ale w przypadku ludzi mało wierzących, trochę śmieszne. Mimo takich sytuacji warto pamiętać, że sam Pan Jezus zachęca nas do modlitwy prośby. Mamy być natarczywi w tych swoich prośbach.
Kołatać do serca Pana Boga, to odpowiednia postawa dla człowieka wierzącego. On jest blisko mnie, ja zawsze jestem Jego dzieckiem (zob. Łk 11,5-13). W życiu mamy być jak ten ewangeliczny przyjaciel, który nie waha się w każdej porze prosić przyjaciela o chleb.
Kiedy czytamy ten fragment Ewangelii, słyszymy też słowa „nie naprzykrzaj mi się”, które mogą brzmieć dla wielu osób jako pokusa. Podpowiedź, która ustawia nas daleko od Boga, utwierdza w przekonaniu, że nie powinniśmy Bogu zawracać głowy. Warto pamiętać, że takie zachowania nie są rzadkością.
Jaka jest tego przyczyna? Co spowodowało, że człowiek, który mieni się osobą wierzącą, o nic Boga już nie prosi? Po pierwsze może być to postawa, która spowodowana jest obrażeniem się na Boga. Bywa przecież tak, że ktoś wiele lat o coś się modlił. A mimo tych usilnych prób, prośba w ostateczności nie została spełniona. Niektórzy idą nawet dalej mówiąc, że Boga wcale nie interesują nasze sprawy, problemy. Owocem tego myślenia jest zaniechanie modlitwy.
Inna przyczyna ucieczki przed modlitwą prośby, to nasza grzeszność. Czasami tak bywa, że ktoś notorycznie popełnia różne grzechy. Korzysta z sakramentu pojednania, szukając tam dla siebie pomocy i ratunku. Ale przychodzi moment, że słyszy słowa: daj Panu Bogu spokój, nie naprzykrzaj się Mu! Nic nie wskórasz! Nie jesteś godny, aby On wysłuchał twojego wołania, prośby, aby znów ci przebaczył. Niestety te słowa czasami trafiają na „dobry” grunt, do serca takiej czy innej osoby. Sprawiają tym samym, że tacy ludzie przestają Pana Boga prosić o cokolwiek.
Spotykamy w naszym życiu różnych ludźmi. Patrząc na nich pamiętajmy, że każdy człowiek jest dzieckiem Boga. Może zachowywać się przeróżnie względem Niego – może odwrócić się plecami. Ale Bóg nasz najlepszy Ojciec nigdy nie odwróci się od jakiegoś człowieka. Zawsze z otwartymi rękami czeka na jego powrót. Może dlatego spotykamy tak różne osoby, aby im powiedzieć, że mają prawo – wręcz obowiązek, wołać o każdej porze o chleb, o miłość, o łaskę miłosierdzia! I przez swoje natręctwo to otrzymają!

III. Jednym z częstych uczuć, które nas nawiedzają jest gniew. Ma on różne źródła powstawania. Możemy być zagniewani na kogoś dlatego, że nas oszukał, skrzywdził, obraził. Gniew może być obecny w naszym sercu dlatego, że dokonaliśmy złego wyboru w życiu, pomyliliśmy się w ocenie czegoś czy kogoś. Zagniewani bywają rodzice na nauczyciel, że źle ocenili czy potraktowali ich dziecko. Gniew w różnej postaci bywa także obecny w rodzinach, stając się elementem podziału, rozłamów. Trzeba jednak pamiętać, że sam w sobie nie jest on jeszcze czymś strasznym – grzechem. Ale wypuszczony bez kontroli w świat relacji z innymi ludźmi, może stać się okrutną bronią, która potrafi zadać wielką krzywdę innym.
Niekontrolowany gniew bywa przyczyną tragedii. W gniewie, pod wpływem alkoholu, ojciec rodziny bije swoje dzieci, żonę. Przyczyniając się do zranień, traum, które towarzyszą takim osobom przez całe życie. Tym samym uczucie niekontrolowanego gniewu, niszczy małżeństwa, rodziny. Czasami bywa i tak, że w trakcie takiej gniewnej awantury, ktoś traci życie.
Jak sobie radzić z tym gniewnym uczuciem? Na pewno nie można gniewu tłumic w sobie, ukrywać. Trzeba o tym uczuciu mówić, próbować ukierunkowywać je na coś dobrego. Nawet w swoich myślach, które czasami nas prowadzą ku gniewnemu odczuwaniu pewnego wydarzenia, wypada szukać czegoś dobrego, tym samym osłabiamy jego moc.
W Piśmie świętym także słyszymy o gniewie. Mówi ono nawet o gniewie samego Boga. Pana Jezusa, którzy wyrzucał przekupniów ze świątyni, na pewno miał w sobie wtedy uczucie gniewu. Święty Paweł poucza nas, „aby nad waszym gniewem nie zachodziło słońce”. Tym samym Apostoł Narodów stwierdza, że gniew bywa wyrażaniem swoich emocji, samego siebie. Ale zachęca jednocześnie do pokonania go przez przebaczenie. Impulsywne uczucia nie powinny rządzić naszymi relacjami z innymi – szczególnie w rodzinie!
Gniew jest jednym z grzechów głównych, wszyscy go na różne sposoby doświadczamy. Mimo przeróżnych historii z tym uczuciem, pamiętajmy, abyśmy z gniewem nie zasypiali. Pozwólmy mu wyjść z nas, nie zatrzymujmy go na „wieki”. A osoby doświadczone i zranione naszym impulsywnym zachowaniem – wypływającym z gniewu – przeprośmy od razu!

ks. Kazimierz Dawcewicz