Widziane z okna, przeczytane i usłyszane (74)

I. Czasami nasze wyjazdy i odwiedziny rodziców, rodziny, znajomych związane są z tym, że na koniec tego spotkania, przed wyjazdem, jesteśmy czymś obdarowani. Czegoś takiego doświadczam zawsze, kiedy odwiedzam moją mamę. Zbliża się czas odjazdu, mama wstaje z fotela i zaczyna wyciągać z szuflady ptasie mleczko, czekolady, kawę, czasami wędlinę. I nakazuje mi to, zabrać ze sobą. Tak było także i ostatnio, kiedy ją odwiedziłem. Na moje słowa: „niech mama niczego mi nie daje”, usłyszałem odpowiedź: „ jak by to wyglądało, żebyś ode mnie niczego nie dostał. Tak było zawsze i tak będzie teraz”.
Wracając do Dywit pomyślałem sobie, że takie zachowanie mojej mamy, może posłużyć za piękną ilustrację, która może pomóc w zrozumieniu wagi i roli modlitwy w naszym życiu. Kiedy rodzice, inni ludzie, potrafią nas tak pięknie obdarowywać, to co można powiedzieć o Panu Bogu. Kiedy myślimy o naszej modlitwie, to czasami pewne rozczarowania jakie w nas zostawia, związane są z tym obdarowywaniem. Niektórym z nas właśnie tego brakuje, a te „braki” z upływem czasu stają się powodem rezygnacji z tych modlitewnych spotkań.
Niestety powyższe zachowanie świadczy także o naszej słabej wierze, interesowności modlitewnej. Pokazuje, że to trwoga decyduje o klęknięciu do modlitwy, a nie chęć doświadczenia spotkania z Bogiem naszym Ojcem. Rozumiem też, że czasami „prezentami” jakie daje nam Bóg, możemy nie być w pełni zachwyceni. Ale warto pamiętać, że nasze modlitwy, prośby, westchnienia, zawsze są przez Niego wysłuchiwane. Ich spełnienie zależy od tego, czy są one zgodne z wolą Pana Boga i z Jego przykazaniami.
Zniechęconych, rozczarowanych dobrocią Pana Boga – raczej Jego „skąpstwem” – zachęcam aby nie rezygnowali z modlitwy. Jeżeli moja mama mająca dziewięćdziesiąt lat, pamięta o obdarowaniu mnie, mojego brata, swoje wnuczki. To Bóg nasz Ojciec, tym bardziej! „Jeśli więc wy (…) umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre tym, którzy Go proszą” (Mt 7,11).

II. Sąd we Francji w Bretanii, nakazał usunięcie krzyża z pomnika Jana Pawła II. Jako uzasadnienie podano, że krzyż łamie zasadę świeckości państwa francuskiego. No i o tej sprawie zrobiło się głośno, media polskie do niej wracały przez dłuższy czas, mówiąc o bezduszności i odwracaniu się od chrześcijańskich zasad przez starą Europę. Jak to wszystko się zakończy, to chyba łatwo przewidzieć. Jeżeli krzyż zniknie wtedy pomnik zostanie, albo pomnik zostanie przeniesiony gdzieś w inne miejsce. Takie mamy czasy można powiedzieć, jednak powyższa opisane zachowania nie pomagają z nadzieją patrzeć w przyszłość.
Podchodzę do tego zagadnienia spokojne – myślę sobie: to Francja – ale pewien ból gdzieś się pojawił. Może wywołany został także i tym, że w trakcie komentarza korespondentki z Francji, pokazywano film z burzenia kościoła. Widziałem go pierwszy raz, odczucie i widok bardzo smutny. Kościół został zbudowany dla wierzących i pragnących modlić się ludzi, możliwe, że ci żyjący współcześnie już go nie potrzebują. Ale znikanie kościołów z ulic i miast Europy, świadczy także i o tym, że coraz mocniej tracimy swoją tożsamość, pogłębiamy się w kryzysie. Można było o tym przeczytać w sobotnim wydaniu Rzeczpospolitej „Spragnieni tożsamości” (z dnia 21 października 2017 r.): „Kryzys Zachodu jest błędnie zdefiniowany: on nie dotyczy mniejszych lub większych wydatków wojskowych, lepszych lub gorszych zapisów traktatu Unii Europejskiej. On dotyczy człowieka, który traci religię, traci rodzinę, traci sąsiadów” (s.4). Jeżeli nadal tak szybko będziemy tracili to, co tworzyło i stanowiło kiedyś Europę – chrześcijaństwo, to kościoły też będziemy tracili. Będą burzone, albo zamieniane w restauracje, baseny.
Pisze te słowa po niedzieli, w której obchodziliśmy Rocznicę poświęcenia naszego kościoła. Ta niedziela ma nam wszystkim przypomnieć, że sam kościół jako dom został zbudowany rękami ludzi, a następnie został konsekrowany – oddany Panu Bogu! Ten dzień przypomina i uświadamia nam, że to my jesteśmy Kościołem. Żywym Kościołem zbudowanym z ludzkich serc. „Czyż nie wiecie – poucza nas Apostoł Narodów – żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście” (1 Kor 3,16-17).
Pamiętajmy o tej wielkiej godności, jaką zostaliśmy obdarowani. Jesteśmy nadal uprawną rolą Boża i Boża budowlą. Cieszmy się z tego wielkiego wyróżnienia, a wszystkie nasze „wizyty” w kościele, nich będą tego znakiem i wzmocnieniem tej budowli jaką jest Kościół.

III. Lubimy mówić o świętości, podziwiamy osoby święte. Mamy swoich ulubionych świętych. Ale jeżeli ktoś przypomni nam, że i my mamy dążyć do świętości, wtedy poważniejemy, wyciszamy nasz głos. Jakoś nam trudno przyjąć, że świętym mogę być i ja. Ale uroczystość Wszystkich Świętych przypomina niezliczoną rzeszę świętych, którzy stoją przed tronem Baranka (zob. Ap 7,2-4;9-14). Kto tam jest? Kto znalazł miejsce w tym nieprzelicznym tłumie? Co zrobili ci wszyscy ludzie, że tam się znaleźli?
„Świętych spostrzegamy na ogół jako ludzi niesłychanie pobożnych, rozmodlonych oraz pokornych. Na obrazach przedstawiamy ich z jasną, świetlistą aureolą nad głowami i w postawie jakby „już wniebowziętej”. Tymczasem święci są nam niesłychanie bliscy, bardzo przystępni. Są to mężczyźni oraz niewiasty „w każdym calu” do nas podobni. Prowadzą zwykłe życie. Zmagając się ze zwyczajnymi problemami dnia codziennego. Świętymi stają się tylko z jednej przyczyny, że w sposób jasny i zdecydowany związali się z Bogiem i Jego Ludem, z Jego Kościołem. Życie i postępowanie niektórych świętych może i nieraz odbiegało od naszego życia, lecz na ogół życie świętych jest zaskakująco bliskie wielu realiom naszego życia.
Święci pozostaną dla nas najbliższymi braćmi i siostrami. Nasi braci i nasze święte siostry wzywają nas, abyśmy się stali podobnymi do nich” (Henri J.M. Nouwen, Chleb na drogę, Bytom 2001, s. 350).
Ciekawe i pouczające słowa każdy z nas przeczytał, szczególnie są piękne i pouczające dla tych, którzy lękają się być i dążyć do świętości. Dla tych, którzy ciągle mówią, że to nie dla nich, a tu słowna niespodzianka. Bo okazuje się, że święci są w każdym calu podobni do nas. W ubiorze, w jedzeniu tego samego, w spotykaniu się z ludźmi, może nawet oglądaniu tych samych meczy piłkarskich. Pamiętajmy jednak, że takie zachowania i postawy w „szukaniu” świętości są czymś drugorzędnym. To co wyróżnia świętych wszystkich wieków – nam współczesnych także – to ukochanie Pana Boga. Związanie się na dobre i złe z Kościołem i Jego założycielem Jezusem Chrystusem. Jego słowa, wskazania, wierność i świadectwo Ewangelii są najważniejszym zadaniem do wypełnienia w życiu.
Możliwie, że kiedy mówimy i myślimy o świętości dzisiaj, to nadal „ciążą” nad nami te opowiadania, ukazujące osoby święte jako nienaganne i bezbłędne w życiu. Może książka, którą sami wybraliśmy i przeczytaliśmy, zostawiła w pamięci ten ślad wielkości i niezłomności, który teraz nas onieśmiela. To zaś co ludzkie i prawdziwe, może zostało przez nas pominięte. Jeżeli jednak coś z tego przeczytaliśmy, to szybko o tym zapomnieliśmy. Dlatego ważne – bardzo ważne – w postrzeganiu świętości jest to, abyśmy uwierzyli, że oddając swoje życiu Panu Bogu, nie oddalamy się od naszych bliskich i znajomych. Stajemy się raczej sobie jeszcze bardziej bliscy przez miłość, która płynie do naszych serc od Boga naszego Ojca, którą następnie obdarowujemy innych ludzi!

ks. Kazimierz Dawcewicz